Według mnie
każdy człowiek po coś się rodzi. Ma od górnie wyznaczony cel, do którego ma
dążyć. Może go osiągnąć na początku swego żywota, na końcu, a czasem się
zdarza, że nigdy tego nie dokonuje. Jednak niezależnie od tego, daje on siłę.
Siłę pomagającą walczyć z przeciwnościami losu i dalej przedzierać się przez
labirynt cierpień, którym jest życie.
Niestety,
czasem nie potrafimy go zauważyć. Nie widzimy w nim sensu, nie potrafimy do
niego dążyć, nie chcemy zmieniać naszego „idealnego” życia. Czy wtedy jednak
możemy nazwać je życiem ? Staje się ono tylko pewnym przedziałem czasy, w ciągu
którego próbujemy zaznać szczęścia. Staramy się robić wszystko po najmniejszej
linii oporu. Nie chcemy cierpieć, nawet wtedy, kiedy jest to słuszne. Nasza
egzystencja składa się jedynie
przyjemności i poczucia, iż jesteśmy panami życia. Nic nas nie pokona,
będziemy żyć wiecznie. Nie dostrzegamy
pewnych wartości, nadających wszystkiemu sens. Wiadomo, dążymy do miłości, lecz
tak naprawdę jest ona tylko jedną z rzeczy, służących do zaspokojenia naszych
pustych pragnień.
Kiedy
gdzieś podwinie nam się noga, najczęściej się poddajemy. Nie potrafimy znaleźć
właśnie tej siły, mocy która popchnie nas dalej. Która sprawi, że ujrzymy sens
dalszych trudów, mających nas zaprowadzić do czegoś wielkiego. Czegoś, co można
osiągnąć jedynie ciężką pracą, bólem, ale i czasem radością.
Osobom, które
osiągnęły już swój cel, należy się ogromny szacunek. Mogą one służyć jako
przykłady, dzięki którym łatwiej nam będzie się starać. Jednak na największy
podziw zasługują dusze, pomagające inny dotrzeć do przeznaczenia. Swoją
bezinteresownością i ofiarnością odmieniają nasz żywot i czynią go lepszym,
piękniejszym.
Tak było ze
mną.
Każdy dzień
mógłbym podzielić na niezmienne etapy, powtarzające się codziennie. Wstawałem jak najpóźniej, aby mój sen trwał
chociaż o parę minut dłużej. Wiem, że to bezsensu. Przecież kilka chwil więcej mnie nie zbawi i nie pozwoli
lepiej się wyspać. Większy efekt przyniosłoby wcześniejsze kładzenie się do
łóżka, jednak wieczorem żal mi było marnować „cenny czas” na coś takiego jak
sen.
- Kurwa
mać, znowu ta cholerna buda ! – krzyknąłem, wyciągając ręce do góry. Oczywiście
w nocy musiałem się strasznie wiercić, gdyż kołdra wokół mojego ciała była
strasznie poplątana. Nienawidziłem jej. Była nieprzyjemna w dotyku, śmierdziała
stęchlizną i miała genialny fioletowy kolor. To matka taką kupiła. Zawsze
oszczędzała na wszystkim. Oszczędziłaby, ale nam wszystkim cierpienia, gdyby wreszcie zaczęła przynosić do domu
jakieś konkretne pieniądze, a nie marne grosze, tak jak teraz, które ledwo
starczają na żarcie.
Kiedy
wreszcie udało mi się wyplątać z sideł materiału, postawiłem nogi na panelach i
zrobiłem pierwszy krok. Poczułem jak ziemie osuwa mi się spod stóp, tracę
równowagę, a moje ciało leci do przodu. Wyrżnąłem na dupę. Przeklinając pod
nosem, wstałem, masując sobie przy tym bolące pośladki. Przyczyną całego
wypadku były bety, śmieci i książki walające się po całej podłodze. Leżały tak
od ponad dwóch tygodni, ale nie chciało mi się ich posprzątać. Ja, kapitan
szkolnej drużyny miałbym zapieprzać z miotłą ? Jeszcze czego. To robota dla
głupich bab, szczególnie takich jak moja matka, które są takimi beztalenciami,
że tylko sprzątać umieją w miarę dobrze.
- Powiem
jej, że ma tu dziś przyjść i posprzątać – pomyślałem, otwierając drzwi pokoju i
wychodząc na korytarz.- Jeśli tego nie zrobi, to odpłacę się tak jak ostatnio.
Miesiąc temu kazałem jej kupić mi nowe buty. Te co
ostatnio mi przyniosła, no dobra kosztowały dwie stówy, ale nie były już modne.
Żaden kumpel ani laska nie powiedzieli mi tego wprost, bo każdy w szkole czuje
do mnie respekt. Ale ja nie jestem
głupi. Widziałem ich spojrzenia. Tę kpinę w oczach. Nagle przestałem być w
centrum zainteresowania, wszyscy mnie opuścili. Wszyscy oprócz Zośki i Arka. W
sumie rozumiałem ich. Gdyby ktoś z mojej paczki zaczął się beznadziejnie
ubierać, zaraz bym mu podziękował i wypieprzył go na zbity ryj. Kulminacyjny
moment nadciągnął wtedy, gdy ktoś podrzucił mi do plecaka karteczkę z napisem:
„Z takimi butami to możesz się podetrzeć. Pasujesz z nimi do lamusów”.
Lamusy była
to niepopularna i beznadziejna część naszej klasy. Nie uprawiali żądnego sportu, dziewczyny nie
umiały się malować, były brzydkie i bały się pokazywać cycków, jakby stanowiły jakąś
niewyobrażalną tajemnicę. Faceci zaś nigdy nie poruchali i może przez to
siedzieli tylko nad książkami, bądź dyskutowali o jakiś informatycznych pierdołach.
Byli to
konkretni kretyni, ale w sumie cieszę się, że są z nami w klasie. Można było
się z nich pośmiać i dawali zżynać zadania. Podejdziesz do takiej krzywonosej
dziewicy, powiesz, że nie miałeś czasu go zrobić, uśmiechniesz się, dotkniesz
ramienia i już jest twoja. Myśli, że ci na niej zależy i jest gotowa oddać mi
nawet swoje zadanie, co grozi pizdą, co w kręgach lamusów jest największym
złem.
W każdym
razie powiedziałem matce, że chcę nowe. A ona na to, iż nie ma kasy, do tego
Ania, moja młodsza siora, ma komunię i trzeba odkładana ofiarę dla księdza.
Wkurzyłem się i wyzywałem ją zer i beztalenci. Uderzyła mnie i się rozpłakała.
Następnego
dnia gdy wróciłem ze szkoły, matka wychodziła do drugiej roboty. Nie kupiła mi
butów. Gdy tylko usłyszałem zatrzaskujące się drzwi, poszedłem na górę, do jej
pokoju. Otworzyłem szafę i wyciągnąłem niektóre z jej rzeczy. Następnie wziąłem
nożyczki i pociachałem je tak, aby ich nie zniszczyć, jednak w ten sposób, aby
nie nadawały się już do użycia.
Gdy je
później zobaczyła, rozpłakała się i jak zawsze zaczęła gadkę: dlaczego, co ci
takiego zrobiłam itd. Rozśmieszył mnie to. Wziąłem Ankę i poszliśmy do parku.
Następnego dnia nowa para nike’ów leżała na stole.
Gdy już
odlałem się i szedłem do pokoju, stwierdziłem, że jednak nie mogę jej kazać
posprzątać. Wszędzie walały się puszki po piwie, niedopałki papierosów, parę
skrętów. Gdzieniegdzie można było zobaczyć zużyte kondomy, pamiątki po wizytach
przeróżnych dziewczyn. Gdyby matka to wszystko zobaczyła darłaby mordę, co
kupuję za jej pieniądze, dlaczego palę, pije i się pieprze. Muszę ogarnąć te
wszystkie „luksusowe towary” zanim ona wbije do mojego pokoju z miotą.
Zaświeciłem
i światło, i wśród wielkiego harmideru szukałem jakiś ubrań, które nadają się
do szkoły. Spod łóżka wyciągnąłem
jeansy. Były już one pobrudzone, a na kolanie miały dziurę, zrobioną parę
tygodni temu na boisku. Jednak dzięki niej wyglądały fajniej. Założyłem je, a
następnie starałem się zmyć z nich śliną ślady ketchupu.
Podkoszulek
znalazłem za biurkiem. Był on już trochę za ciasny, ale dzięki temu podkreślał
moją muskulaturę. To tego był w szary kolorze, który podkreślał barwę moich
oczu.
Sięgnąłem
po jakieś skarpetki, walające się po podłodze. Włożyłem je na stopy, a
następnie sięgnąłem po bluzę, zarzuciłem plecak na ramię i ruszyłem na dół.
Tam czekało
już na mnie śniadanie. Jeśli tak można nazwać ten posiłek. Matka wychodziła
dziesięć minut po mnie, więc zdążała coś jeszcze upichcić przed wyjściem.
Teraz jak
zawsze siedziała i piła kawę. Jej rzadkie mysie włosy upięła w kok, co jednak
nie dało zniewalającego efektu. Na sobie miała granatową spódnicę za kolana,
białą koszulę oraz wychodzoną brązową marynarkę. Ten strój był odpowiedni dla
funkcji, którą spełniała, czyli sekretarki.
Po ośmiu godzinach wracała do domu, gotowała obiad, przebierała się i
jechała do drugiej pracy. Pracowała jako sprzątaczka w hotelu. Nie przynosiło
to dużych zysków. Wydaje mi się, że robiła to tylko dla tego, aby mieć
świadomość, iż robi wszystko, co może do poprawienia sytuacji finansowej.
Wracała
mniej więcej przed dwudziestą. Gotowała kolację, , sprzątała, oglądała
telewizję i szła spać.
Pomimo tylu
jej wysiłków i tak ledwo wiązaliśmy koniec z końcem. Co prawda dostawaliśmy od miasta zasiłek dla
ubogich oraz parę groszy dla samotnych
matek, ale to pokrywało tylko miesięczne rachunki za wodę, a zostawał
jeszcze, prąd, gaz, żarcie, ciuchy.
Wiem, że
powinienem ją wspierać, a nie jeszcze jej dokładać, jednak czułem się od niej
inny. Jakbym pochodził z zupełnie innej sfery, która nie będzie pomagać takim
robolom jak matka. Fakt bycia popularnym, grania w szkolnej drużynie, bycie
kapitanem zespołu podwyższało moje ego. Myślałem, że wszystko mi się należy, z
racji tego, iż istnieję.
W szkole
nie wiedziano o naszej sytuacji. Wymuszałem na matce kupno nowych modnych ubrań,
dzięki temu nic nie dało się poznać. Na zebrania miała chodzić w najlepszych
ciuchach, które jeszcze zostały jej z czasów młodości. Kiedyś podwoziła mnie do
szkoły, gdy jednak musieliśmy sprzedać audi i wymienić je na marnego golfa, zdecydowałem,
iż będę jeździł mpk. Nasz dom na zewnątrz jak i wewnątrz prezentował się w
miarę dobrze. To za sprawą ojca. Nim
odszedł osiem lat temu, powodziło nam się świetnie. To on go wybudował i
wykończył. Zapraszam więc do niego kumpli, czy laski, Ale nie robię tego zbyt
często. Nie chcę kusić losu. Matka, znając jej inteligencje, zawsze może
wyjechać z jakimś tekstem o rachunkach czy kasie. A plotki w naszej szkole
szybko się roznoszą. Takie są już uroki technikum.
Jedyną
rzeczą, która trzyma mnie w tej rodzinie jest Ania. Jest o dziewięć lat młodsza
i stanowi moje oczko w głowie. Gdyby nie ona, zaraz bym się gdzieś wyniósł. Ale
nie mogę zostawić jej samej. Matka nie wyrabiała. Po powrocie z pracy była tak
padnięta, że coś upichciła, posprzątała i szła spać. To ja uczyłem Ankę pisać i
czytać. To ja chodziłem do niej na zebrania. To ja pomagałem jej odrabiać
lekcje. Siostrze tak jak i mnie nauka nie przychodzi z łatwością. Gdyby nie ja
na pewno by kiblowała. Zawsze dbałem, aby nie była głodna, miała czyste ubrania
i była szczęśliwa. Z tym ostatnim bywało różnie. Dzieci w jej wieku pragną
nowych zabawek, gadżetów, drogich wakacji I nie rozumieją, co to jest brak
pieniędzy. Musiałem zatem
organizować jej jakoś czas wolny, aby
się nie nudziła. Dzięki temu nauczyłem się cierpliwości i zajmowania się
dziećmi.
Ojciec
zostawił nas, gdy miałem dziesięć lat. Nie powiem, przeżyłem to mocno. Zawsze
lepiej dogadywałem się z nim niż z matkę. To on rozwinął we mnie miłość do
piłki nożnej, on nauczył mnie podstaw, ćwiczył ze mną.
Ciężko
wytłumaczyć małemu chłopcu, że jego ojciec odszedł do jakiejś innej pani. Że
zostawił swoją rodzinę. Wszyscy to ciężko przeżyliśmy, a potem było jeszcze
gorzej.
Anka w
ogóle nie pamiętała taty, cóż miała roczek jak odszedł, a ja spaliłem wszystkie
jego zdjęcia. Z czasem pamięć o nim się troszkę ulotniła. Pamiętałem, że to po
nim odziedziczyłem moje kasztanowe włosy i niebieskie oczy. Pamiętałem, że miał
na imię Jacek, zarabiał kręcąc filmy, co było bardzo opłacalnym zawodem.
Parę lat po
odejściu zapytałem matki, dlaczego nie dostajemy alimentów. Powiedziała, iż nie
chciała się kłócić i sprawiać mu problemów. Od tamtego czasu straciłem
całkowity szacunek do niej. Nie lubię ludzi, którzy odsiewie nie wymagają,
którzy chcą mieć święty spokój i za szybko się poddają.
- Hej
frajerze! – przywitałem się z siostrą. Siedziała ona przy stole i jadła płatki
z mlekiem. Wyglądała słodko. Miała na sobie różową bluzeczkę z zapewne jakąś
gwiazdką Disney’a oraz niebieską spódniczkę. Jej włosy, takiego samego koloru
jak moje, upięte były w dwa kucyki. – Daj troszkę ! – zacząłem ją łaskotać i
wziąłem na łyżkę trochę mleka.
- Zimne jak
zawsze- stwierdziłem rozdrażniony. Smakowało okropnie.
Anka
przewróciła oczami. Przyzwyczailiśmy się
już do tego. Matka zawsze przypalała jajecznicę, nie podgrzewała mleka, robiła
kanapki z zepsutym serem, rozgotowywała parówki, tak że pękały i nie dało się
ich zjeść.
Może była
beznadziejną kucharką, a może była beznadziejną kucharką.
Jak
zazwyczaj głośno skomentowałem jakość potraw. Nigdy sobie nic tego nie robiła,
albo udawała, jak ją tonie boli.
Zniesmaczony
wylałem swoją porcję mleka do zlewu i otworzyłem lodówkę. Tradycyjnie prawie
pusta. Margaryna, mnóstwo taniej mielonki, którą już rzygałem, ser, stary dżem,
otwarty jogurt. Wyjąłem wędlinę i zrobiłem sobie i siostrze kanapki do szkoły,
między czasie przegryzając jabłko.
- Mówiłam Joli, żeby coś kupiła, ale nie
chciała mni… - zaczęła matka i przerwała w momencie.
Popatrzyliśmy
z Anką na siebie. Zawsze podejrzewałem, że matka trochę zbzikowała. Często coś
mówiła i kończyła nie dokończywszy. Jola
to pewnie była jakaś jej koleżanka z pracy.
Wyrzuciłem
ogryzek do kosza, ubrałem kurtkę i plecak. Podszedłem do siostry.
- Trzymaj
się – powiedziałem, całując ją w policzek. Ankę matka zawoziła do szkoły.
Wyszedłem z domu. Musiałem biec, aby zdążyć na tramwaj.
****************************************************************************************
Hey wszystkim !
Zdziwię się troszkę,jeśli ktokolwiek przeczyta ten rozdział, lecz jeśli taka sytuacja zajdzie, proszę o zostawienie komentarza. Może to być pochwała, zachęta do dalszego pisania, ale i też pozytywna krytyka.
Ten rozdział w pierwotnej formia miał być połączony z drugim i trzecim, lecz stwierdziłam, iż je rozdzielę.
W tej części chciałabym zwrócić uwagę szczególnie na stosunki Staszka z matką, miłość do siostry i sposób traktowania, mówienia o rówieśnikach, bo na pewno nie jest on pozytywny.
Trzymajcie się ! ;-)
****************************************************************************************
Hey wszystkim !
Zdziwię się troszkę,jeśli ktokolwiek przeczyta ten rozdział, lecz jeśli taka sytuacja zajdzie, proszę o zostawienie komentarza. Może to być pochwała, zachęta do dalszego pisania, ale i też pozytywna krytyka.
Ten rozdział w pierwotnej formia miał być połączony z drugim i trzecim, lecz stwierdziłam, iż je rozdzielę.
W tej części chciałabym zwrócić uwagę szczególnie na stosunki Staszka z matką, miłość do siostry i sposób traktowania, mówienia o rówieśnikach, bo na pewno nie jest on pozytywny.
Trzymajcie się ! ;-)
Mnie twój komentarz na moim blogu zmotywował do pisania, dlatego chciałabym się odwdzięczyć :)
OdpowiedzUsuńBardzo podoba mi się rozdział i czuję, że zapowiada się naprawdę dobre opowiadanie.
Literówki na pewno kiedyś doczekają się poprawienia.
To jednak, co zajmie ci o wiele mniej czasu a ułatwiłoby czytanie i poprawiło estetykę bloga, to wyjustowanie tekstu. A oprócz tego to tylko czytać dalej ;)
Chayana
Świetny rozdział, już mega lubię to opowiadanie, więc cieszę się, że mam przed sobą jeszcze trochę do przeczytania i nie muszę czekać na nexty, znaczy no - rozumiesz. Podoba mi się, że jest takie prawdziwe. Sam stosunek Staszka do jego matki albo młodszej siostry jest po prostu czysto realistyczny czy coś. Wiesz, nie umiem komentować.
OdpowiedzUsuń