poniedziałek, 14 marca 2016

Rozdział trzeci

Po tym jak sprałem gościa, który wyśmiewał się z Zośki, spotkaliśmy się w Piździe. Była to ciemna uliczka, w której strasznie piździło. Stała tam stara rozwalająca się kanapa. Zawsze w tym miejscu spotykaliśmy się z naszą paczką po szkole.
Przyszła ubrana w niebieską kieckę. Zośka w sukience ? To było dziwne. Pocałowała mnie w policzek. Wzięła moją rękę i położyła na swojej piersi. Zacząłem delikatnie zaciskać ją na skarbie dziewczyny.
Przytuliłem kumpele do siebie i lizaliśmy się ponad dziesięć minut. Wylądowałem bez koszuli, a ona w samej bieliźnie. Moje ciało płonęło.
Zapytałem, dlaczego to robi. Przecież woli dziewczyny odpowiedziała:
- Nie wiesz głuptasie ? Uratowałeś mnie przed nim. Niby tylko się śmiał, lecz w jego oczach wdziałam, iż zasrany homofob chce mi coś zrobić. Zawdzięczam ci tak wiele. – tu przerwała i spuściła wzrok w podłogę – Nie miałam pojęcia, jak ci się odpłacić i pomyślała …
- Że dasz mi w naturze ? – spytałem.
- Tak – odpowiedziała troszkę zawstydzona. – Wydawało mi się, że ci się podobam. Zawsze patrzyłeś na mnie tak inaczej. Jeśli cię to uszczęśliwi, to weź mnie. – Odgięła ręce i zdjęła biustonosz.
Ujrzałem śliczne piersi. Były takie drobne, lecz bardzo kształtne i ciepłe. Nigdy nie widziałem tak pięknego biustu.
Poczułem, iż moje podbrzusze szaleje i chce się wydostać na zewnątrz. Pogłaskałem ją po policzku, pocałowałem w usta. Mój język wtargnął do jej gardła i nie chciał wyjść. Rzuciliśmy się na kanapę i tarzaliśmy dotykając się nawzajem. Wtuliłem głowę jej piersi, a ona głaskała mnie po niej.
Jednak uświadomiłem sobie, czy dobrze robię.
- Zosia, na pewno tego chcesz ? – spytałem z niepokojem głaszcząc ją po udzie.
- Jasne – odpowiedziała, jednak w jej oczach ujrzałem co innego. Nie był to strach, nie ból, ale i nie pożądanie. Nazwałbym to smutkiem. Cóż.
Nadal się liżąc ściągnąłem jej majtki. I delikatnie przesunąłem dłonią po wzgórku. Drgnęła i cicho jęknęła. Nasiliłem i przyspieszałem ruchy, jednak nadal nie była wilgotna.
W końcu ściągnąłem gacie i wyciągnąłem z kieszeni kondoma. Szybko pójdzie. Byłem tak napalony, iż pięć pchnięć wystarczy. Otworzyłem prezerwatywę, przybliżyłem się do dziewczyny. Delikatnie naciągnąłem lateks na penisa, starając się zrobić to jak najbardziej delikatnie. Udało się.
Pochyliłem moją twarz na buzią Zosi. Patrzyłem jej w oczy. Mój członek dotykał jej waginy. Wystarczyłoby tylko delikatnie ruszyć biodrami. Mój mózg wysłał już neuron, aby to zrobić.
Nie, nie mogłem. Widziałem w jej spojrzeniu strach oraz świadomość, iż musi to zrobić, żeby się odwdzięczyć. Nie chciała tego.   Opadłem na jej ciało.
- Ej Stasiu, wszystko gra ?-spytała z troską, chwytając mnie za policzki –Nie pragniesz mnie ?
Byłem strasznie wkurzony. Nie wiem, czy na nią, na siebie, na nas oboje. W mojej głowie toczyła się straszliwa bitwa. Fiut mówił: zerżnij ją, jesteś tak blisko, jednak serce podpowiadało coś całkiem odwrotnego.
- Nawet kurwa nie wiesz jak cię pragnę! – prawie krzyczałem – Ale nie mogę. Ty tego nie chcesz, a ja nie będę ciebie wykorzystywał. Pewnie uważałaś mnie za kolejnego gościa, którym rządzi robak między nogami. I w sumie tak jest. Ale, nie. Nie, nie, nie.
Przerwałem łapiąc oddech. Dotknąłem jej policzka, cały czas patrząc w oczy.
- Zrobisz to z jakąś piękną i wartą tego dziewczyną, która będzie cię kochać, a nie z takim fiutem jak ja, lecącym tylko na twoje ciało. Nie pozwolę ci zrobić tego jak dziwka na ulicy. Zrobisz to w domu, w ciepłym łóżku lub jakiejś innej romantycznej scenerii. Będzie to najpiękniejsza chwila w twoim życiu. – Z jej oczu zaczęły lecieć łzy – Nie jestem ciebie wart. Jesteś za dobra dla takiego kutasa jak ja, który rżnie każdą , jaką spotka.
Odsunąłem się i usiadłem na kanapie.
- Zawsze mi się podobałaś. Jesteś taka piękna, masz śliczne oczy. Oddałbym, wszystko aby cię dotknąć, przytulić, poczuć w sobie. Rozpalasz całe moje ciało. Myślę o tobie już od tak dawna.
Sięgnąłem na ziemię i podniosłem jej sukienkę. Potrzepałem chwilę, aby wyleciał jej kurz, a następnie delikatnie przykryłem nią śliczny biust i całą resztę.
- Nie jestem godzien, żeby na ciebie patrzeć. Jestem zwykłym śmieciem, potrafiącym tylko grać w gałę i się pieprzyć. Dostrzegam tylko to, co zewnętrzne. Tylko ciało. Nie liczy się dla mnie, że jesteś zabawna, bystra i ogólnie świetna. A przynajmniej kiedyś się nie liczyło. Idź już proszę Zosia, bo boję się, iż coś mi się zmieni. A jestem tak napalony, że już prawię nad sobą nie panuję i wszystko co mówię, przychodzi mi z trudem.
Popatrzyłem na nią, skulony jak jakiś pies. Jej cała twarz była mokra od łez, a oczy całe czerwone. Jej ręce pokryła gęsia skórka. Chętnie bym je rozmasował, aby zniknęła, lecz bałem się, że obudzę niepożądane uczucia.
-Przepraszam, jeśli cię zraniłem. Nie chciałem cię odrzucić.
Wstałem i schyliłem się po spodnie. Już miałem włożyć stopę w nogawkę, ale coś mnie zatrzymało. Albo ktoś.
Zośka przytuliła się mocno do moich pleców, nie zważając na fakt, że byliśmy nadzy. Kiedy się odwróciłem, rzuciła mi się na szyję. Wtuliła się w moją umięśnioną pierś, a ja objąłem dziewczynę ramionami.
-  Przepraszam. Za ten cały cyrk i za to, że myślałam, iż jesteś kompletnym chujem, który uratował mnie tylko dlatego, aby potem zerżnąć. Ale … Przepraszam – jęczała przez łzy – Myliłam się. Jesteś najbardziej cudownym, szczery, opiekuńczym, troskliwym, prawdziwym facetem jakiego znam i kiedykolwiek znałam. Spojrzałeś na mnie jak na osobę, A nie rzecz.
- Tak, dopiero po paru miesiącach, trzymając fiuta między twoimi nogami.
-I właśnie to czyni cię wyjątkowym. Pohamowałeś się chociaż byłeś tak blisko. To nie wygląd, twarz,charakter, ubiór sprawiają kim jesteś. Robią to twoje czyny. Pokazałeś ile naprawdę jesteś wart. A ja się przekonałam, iż za żadne skarby świata nie kupiłabym takiego wspaniałego przyjaciela jak ty. Gdybym była normalna, stałbyś się moim natchnieniem, celem moich pragnień. Przepraszam, że nie mogę ci tego dać.
- Dasz mi o wiele więcej, jeśli choć raz ujrzę twoje śmiejące się oczy.
Po paru minutach wypuściłem ją z objęć. Ubraliśmy się. Nie mogłem się powstrzymać i jeszcze raz spojrzałem na jej piękne piersi. Zosia to zauważyła i zaczęła się śmiać. Na policzkach wyskoczył mi straszny rumieniec. Podeszła do mnie i powiedziała:
- Jesteś jedynym facetem, który kiedykolwiek ich dotknął. I który może tego zrobić. Są twoje.


Szliśmy przez Kraków. Trzymałem ją pod rękę, a Zosia przytulała się do mojego ramienia. Nie czułem pożądania, ale wiedziałem, że ją kocham. Moje ogromne pragnienie przerodziło się w przyjacielską miłość.
- Zazwyczaj nie jestem skory do zwierzeń, ale kocham cię. Po przyjacielsku, ale jednak kocham. Jeśli chcesz możemy się …
- Zaprzyjaźnić ? – wtrąciła się. Przestraszyłem się, że ma coś przeciwko.
- Jeśli nie chcesz to …
Zaśmiała się i jeszcze mocniej przytuliła.
- Poczekaj Staszek. Nie chciałeś się ze mną pieprzyć, a chcesz się przyjaźnić ? Chyba powinnam jednak docenić samców, przynajmniej jednego.
- Czyli się zgadzasz?
- No jasne idioto – szturchnęła mnie w bok – Dzisiaj pokazałeś, ile jesteś warty. Nie zapomnę ci tego.
Szliśmy tak dalej nie przejmują się niczym. Jest to jedna z najpiękniejszych chwil w moim życiu. Miałem przyjaciółkę, miłość. Czego chcieć więcej. Po chwili Zośka powiedziała:
- A poza tym ja ciebie też. – zrozumiałem od razu.
Zatrzymaliśmy się pod jej domem. Wiedziałem, że od tego dnia wszystko się zmieni. Akurat tutaj troszkę się myliłem, lecz to okazało się trochę później.
Pocałowałem ją w policzek i rozstaliśmy się.Kiedy była w połowie drogi do drzwi krzyknąłem:
- Ej, Zosia. Jak nie znajdziemy sobie nikogo do czterdziestki to się hajtniemy, okey ?
Ryknęła śmiechem. Było już późno, lecz nie zważaliśmy na wścibskich sąsiadów.
-  Kiedy będę już po studiach i osiągnę to, co chcę osiągnąć, dasz mi prezent.
- Jaki ? – musiałem prawie krzyknąć, aby mnie usłyszała.
- Twoją spermę. Zostaniesz ojcem mojego dziecka. Tylko ty się nadajesz. Innego dawcy nie chcę.
Śmialiśmy się ponad kwadrans, aż w końcu powiedziałem:
-Koniec tych żartów. Już się będę zbierał. To trzymaj się.
- Pa ! –odkrzyknęła. Uśmiechnięty odwróciłem się i zacząłem iść do domu, lecz po chwili usłyszałem – Staszek, ale ja nie żartowała. – Zanim się przekręciłem, zniknęła w drzwiach budynku.
I rzeczywiście, od tego dnia moje życie się zmieniło,
Zostaliśmy z Zośka bliskimi przyjaciółmi. Na początku wyglądało to, jakbyśmy chodzili, co wywołało dużą sensację. Spędzaliśmy ze sobą każdą wolną chwilę, w końcu mieliśmy tylko siebie. Ani ja, ani ona nie posiadaliśmy innych bliższych znajomych. Nigdy  nie byłem z nikim tak blisko. Gadaliśmy o wszystkim, z wyjątkiem tej pamiętnej nocy. Nie wiem, dlaczego nie poruszaliśmy już tego tematu, ale w głębi serca cały czas on istniał. Skłamię, jeśli powiem, że nigdy nie myślałem o niej jak o kobiecie, że jej nie pragnąłem. Czasem się to zdarzało. Powiedziałem jej o tym i to zrozumiała. Czasem mi proponowała pokazanie biustu. I przyznam ze wstydem, że czasem się zgadzałem. Po pewnym czasie sobie uświadomiłem, iż nigdy, w głowie i na głos nie nazwałem ich cyckami. Zawsze były to piersi. Coś pięknego, a nie tylko podniecającego.
Podejrzewam, iż Zośka domyśla się, jaką sytuację mam w domu. Problemy z kasą, matką, lecz nie daje tego po sobie poznać, odczytuję to czasem z jej oczu. Kumpela często pomaga mi z matmą. Gdyby nie ona już bym kiblował.
Wiele razy napieprzałem przy niej na matkę. Uważała, że trochę przesadzam, ale po części przyznawała mi rację. Jak ja nie cierpiała osób nijakich.
Wydarzyło się to mniej więcej rok temu. Po paru miesiącach do naszego technikum dołączył Arek. Dołączył do nas i staliśmy się trójką. Uwielbiałem go, jednak nie był moim przyjacielem i podejrzewam, że w przypadku Zosi było tak samo.
Dziewczyna za bardzo nie chciała wpuszczać donaszaj paczki innych osób, ale w końcu to zrobiliśmy. I tak nic one nie wnosiły i w sumie też nie wadziły. Stanowiły tło.
Po przygodzie w Piździe może się wydać, iż jestem jednak grzecznym chłopcem, który szanuje płeć przeciwną. Ale to nie prawda. Tydzień po zdarzeniu trzymałem celibat, lecz później nie wytrzymałem. Pieprzyłem się i pieprzę nie zważając na uczucia. Liczy się tylko ciało. I przyjemność.
Teraz nie potrafię stwierdzić, dlaczego wtedy tak zareagowałem. Co mnie do tego przekonało. Teraz nie wiem, czy postąpiłbym tak samo. Wiem jednak jedno. Postąpiłem wtedy słusznie. Jest to jedyna rzecz, której jestem w życiu pewien, no oprócz tego, że nie jestem pedałem.
Lekcja matmy się skończyła. Spakowałem książki. Mieliśmy mieć teraz dwie godziny wf-u. Wtorek był luźnym dniem. Matma, wf, wf, angielski, polski, wychowawcza.
Zośka cmoknęła mnie i Arka w policzek i popędziła na praktyki.
- Chodź stary – klepnąłem go w ramię i ruszyliśmy na salę.

***
- Dobra, więc liczę, że wasze zachowanie się poprawi. Nie chcę kolejnej wtopy. – pogroził nam palcem Talski.
Właśnie dobiegała końca wychowawcza. Nauczyciel był już padnięty. Najpierw Mariusz Talski miał z nami polski, teraz kolejną godzinę. Ale myślę, że wychowawca nas lubił. I w sumie był spoko gościem.
Ostatnio jacyś faceci, chyba nawet z naszej paczki, podglądali dziewczyny w szatni. Dyrektorka wpadła w szał, ale Talski ją jakoś przebłagał, aby skończyło się na naganie. Podejrzewam, iż miał z nią jakieś bliższe stosunki.
Janic nie zrobiłem. Po co mam podglądać dziewczyny, jak mogę je wydymać ?  Podglądaniem zajmują się ci, co mają na to małe szanse.
- A teraz najważniejsze. –zaczął Mariusz. Mogliśmy do niego mówić po imieniu, ale tylko na wspólnych lekcjach, tak, aby nikt tego nie usłyszał. Wśród innych był to dla nas profesor Talski. – Od jutra do naszej klasy dołączy nowa osoba. To chłopak, ma na imię Janek. Proszę, potraktujcie go dobrze, bo …- tu przerwał i wyglądało, jakby wahał się w sobie, czy powiedzieć coś jeszcze. Jednak po chwili ciągnął. – Pamiętajcie rozprawce na czwartek. To już wszystko.
-Mam nadzieję, że ten Janek będzie przystojny – powiedziała Izka do Ulki, albo odwrotnie.
Arek udawał, że rzyga, a Zośka nieźle się wkurzyła. Nie cierpi takich tekstów. Nigdy nie ocenia ludzi ze względu na wygląd. Muszę się tego kiedyś do niej nauczyć
-Tępe szmaty. Pomimo, ze jestem lezbą, nawet kijem bym ich nie tknęła.
 Zadzwonił dzwonek.
Założyłem tornister, wystawiłem krzesło i ruszyłem w kierunku szatni. Zośka miała jeszcze jakieś kółko. Dogonił mnie Arek.
- To co, teraz do Pizdy ?
- Tak- odpowiedziałem. Idziemy poruchać.
****************************************************************************************
Hejka ! Tu robyn.
Wiem, że miało być to opowiadanie w stylu yaoi i zapewniam, iż takie będzie, jednak duuuuuuużo później. Jak już wspomniałam, wolałabym z tego zrobić bardziej opis relacji, uczuć niż seksu, ale zobaczymy.
W każdym razie mam nadzieję, że rozdział się podobał.
Ostatnio nawet się zastanawiałam i doszłam do wniosku,jak ciężko jest osobie, która kocha tą drugą, lecz nie może jej pragnąć, jak było to w przypadku Zośki i Staszka.
Stanisław z jednej strony wspaniale postąpił wobec przyjaciółki, ale w sumie czy było to szczere ? Odmówił seksu i wgl, lecz potem i tak dymał inne, do pozostawiam do przemyślenia.

I jeszcze na koniec, chciałabym dopowiedzieć, a może i wyjaśnić pewną rzecz. Dotyczy to prologu. Czystej miłości. Dlaczego tu się nie pojawiło. Staszek szukał miłości zmysłowej, Zosia przyjacielskiej, dlaczego zatem znaleźli tę drugą, anie czystą. Postaram się to wyjaśnić w trakcie rozwoju wydarzeń. 
Ściskam was serdecznie
robyn



Rozdział drugi

W technikum panował jak zawsze okropny hałas. Wszyscy chcieli się podzielić najnowszymi sensacjami-rewelacjami z innymi. Szedłem przez korytarz, mijając tłumy rozwrzeszczanych pierwszoroczniaków. Był już początek grudnia, a oni jeszcze sprawiali wrażenie nie do końca zaklimatyzowanych w szkole. Oczywiście wszyscy zwrócili na mnie spojrzenia. Stanowiłem największą gwiazdę w placówce. Każdy kibicował mi i mojej drużynie, chodził na mecze, chciał być taki jak ja. Odgrywałem rolę Troya Boltona z High School Musical, tyle, że nie byłem taki grzeczny i nie wszyscy mnie lubili.
Mogę szczerze powiedzieć, iż kochałem te spojrzenia, ten podziw, który mi okazywano. To on napędzał mnie, był moim celem. Nie potrafiłem sobie wyobrazić, jakby moje życie wyglądało bez niego. Na pewno nie tak kolorowo i cudownie jak teraz. Przekroczyłem próg klasy i usłyszałem głośne wiwaty.
Było to małe pomieszczenie, znajdujące się na pierwszym piętrze. Podłoga była wyłożona starym parkietem, z którego dostrzętnie zszedł już lakier, a jego poszczególne kawałki odłamywały się. Ściany miały kiedyś pomarańczową barwę. Teraz był to tylko żółty, przypominający wyglądem zacieki kuchenne. Widniało na nim wiele podpisów, zboczonych tekstów, rysunków kutasów. Nauczyciele to widzieli, jednak nie zwracali uwagi. Gdyby je zamalowano, po tygodniu wróciłyby i byłoby ich dwa razy więcej.
Rzuciłem plecak na posadzkę i ruszyłem w kierunku mojej paczki. Mijałem grupę lamusów. Jak zawsze zbici w ciasnym szeregu, aby żadna niepowołana dusza nie dostała się do ich świętego kręgu nauki. Ubrani byli w jakieś szmaty, którymi ja brzydziłbym się zetrzeć podłogę. Rozmawiali tradycyjnie o jakiś pierdołach, nawet nie chciało mi się temu przysłuchiwać. Nagle jednak uświadomiłem sobie, że nie miałem zrobionego zadania z matmy.
Zawróciłem i podszedłem do towarzystwa idiotów.
Faceci oczywiście spojrzeli na mnie krytycznie. Co ja ich obchodzę ? Tępy mięśniach, dla którego siła fizyczna liczy się bardziej niż wiedza. Tylko chodzi po szkole na zioło i dziwki, zamiast wziąć się za coś pożytecznego jak nauka.
Pomimo tego w ich spojrzeniach widziałem wielki podziw. Na pewno by się do tego nie przyznali, jednak zazdrościli mi i to bardzo. Ja mogłem mieć każdą laskę, oni mieli problem ze znalezieniem jednej, nawet najbrzydszej. Stanowiłem sztandarowy model damskich pragnień. Gapili się tak na mnie wszyscy, oprócz Daniela, który spuścił wzrok na podłogę.
Kiedyś był moim najlepszym kumplem. Z nikim tak dobrze mi się nie gadało. Jednak zaszły pewne zdarzenia, dzięki którym musiałem wypieprzyć go z paczki. Przyszło mi to z pewnym trudem, jednak nie mogłem ryzykować zachwiania się mojej pozycji. Teraz skończył wśród lamusów i to na samym dole ich hierarchii. Stanowił niechciane przez nikogo ogniwo, pasożyta, który nie jest nikomu potrzebny, pewnie również tak się czuł. Potrafiłbym zniszczyć każdego. Ze sławnej osoby zrobić największe zero.
Dziewczyny tradycyjnie zaczęły się ślinić. Przychodzi Staszek, największy macho w szkole. Przychodzi do nich, co z tego że tylko po to, aby zerżnąć zadanie, ale jednak zwróci na nich uwagę. Gdy zobaczyłem jak poprawiały włosy i wygląd, kiedy tylko się przybliżyłem. I tak wyglądały beznadziejnie. Krzywych nosów, piegowatych ryjów i tępego spojrzenia nie zatuszuje nawet największy makijaż.
- Część Doma – powiedziałem do największej i najbardziej podatnej na manipulację kujonki. Od razu zarumieniła się jak świnia, co z jej wielkim cielskiem dawało dosłownie taki efekt. Jej przysrane przyjaciółki zaczęły chichotać, chociaż  w ich oczach widziałem zazdrość i pytanie: dlaczego nie zagadało mnie ?
- Ostatnio tyle trenowałem i nie zdążyłem zrobić majcy. Wspomożesz mnie kochana ? – spytałem, robiąc maślane oczka. Dla większego efektu położyłem rękę na jej ramieniu i powoli zacząłem zaciskać. Z jej twarzy wyczytałem, iż w majtkach jest już wilgotna.
- No niech ci będzie, ale to ostatni raz – przekomarzała się, podając mi zeszyt. Ostatni raz to cię dotknąłem, spasiona krowo, pomyślałem. Chwyciłem brulion i skierowałem się w stronę paczki.
Siedzieli na ławkach i głośnio się z czegoś chichrali. Najgłośniej śmiał się Arek, mój najlepszy kumpel. Zajmował drugie, zaraz po mnie, miejsce w naszym team’ie.  Miał krótkie, obszczyżone na zapałkę włosy. Chłopak posiadał ponad dwa metry, więc moje 180 cm wyglądały przy nich licho. Również grał w gałę w szkolnej drużynie. Chodził z jakąś Angelą z „siódemi” ale i tak rżnął inne.
Arek był gościem, z którym zawsze się śmiało. Tak naprawdę nie dało się z nim pogadać na poważnie, lecz jakoś mi to nie przeszkadzało.
Koło niego siedziały Iza i Ulka, największe dupy w naszej szkole. Nie zliczyłbym, ile razy je przeleciałem. Ich jedynym atutem jest uroda. Trzeba przyznać, że laski były śliczne, jednak głupie jak buty. Głównie żyły w świecie fb, na naszą ziemię schodziłby tylko wtedy, żeby z kimś się przelizać, albo obgadać.
Nie potrafię powiedzieć, dlaczego znalazły się w naszej paczce. Nie można z nimi pogadać, bo są za tępe. Jak nawijają to jedynie o ciuchach i innych pierdołach. Myślę, iż trzymamy je tylko po to, żeby mieć się z kim przespać.
Osobą, która w tej chwili gadała była Zośka, pierwsza i ostatnia kobieta w klasie, z którą lubiłem gadać. Zośka zawsze miała coś fajnego do powiedzenia. Była szczera do bólu, co nadawało jej genialny charakter. Nigdy nie owijała w bawełnę. Mogę powiedzieć, że na pewno byłaby moją laską, jednak tu istniał jeden problem. Zośka wolała dziewczyny. Każdy o tym wiedział. Mi to nie przeszkadzało. Lezby tak, ale pedały nie. Gdy kiedyś jakiś gościu zaczął się nad nią o to znęcać, dostał nieźle w ryj. Od tego czasu zaprzyjaźniliśmy się.
Traktowałem ją jak kumpla. Cały czas się śmialiśmy, ale nie tak jak z Arkiem, dało się z nią normalnie pogadać. Do pełni szczęścia starczyliby mi oni we dwoje, a nie ta cała szopka, jednak nie można mieć wszystkiego.
Resztę paczki stanowiło parę chłopaków, próbujących podrabiać mnie i Arka oraz parę dziewczyn, stanowiących tylko sztuczne tło.
-O idzie nasz Romeo – krzyknął mój najlepszy kumpel.
-Gdyby tak na mnie reagowały te dziewice, dałabym ci się Staszek pomacać – żartowała Zośka, dotykając swoich piersi. Lezba była najśliczniejszą dziewczyną jaką znam. Miała brązowe włosy i oczy koloru oceanu.  Dlaczego taki ideał woli babki. To chyba jakaś kara za grzechy.
- Dając zadanie były tak wilgotne, że nawet ty byś nimi nie pogardził – powiedziałem do Arka.
- Tylko najpierw musiałbyś im coś ubrać na mordy, bo inaczej nawet bym ich kijem nie tknął – rechotał wielkolud – A teraz dawaj ten zeszyt ! – i razem zaczęliśmy spisywać.
Po paru minutach, akurat kiedy skończyliśmy, przyszła Doma z koleżankami, cała zarumieniona, iż zbliżyła się do tych popularnych i ma tam znajomych.
- Już Staszek ? Mogę wziąć zeszyt ? – spytała, a jej przyjaciółki zachichotały.
- Ależ jasne – odpowiedziałem, podając jej zeszyt. Były tak żałosne, iż chciałem, aby jak najszybciej sobie już poszły.
Gdy odchodziły, Arek podbiegł i włożył rękę pod spódnicę jednej z nich.  Krzyknęła, ale kiedy ujrzała, co się stało, udawała złą, ale widziałem satysfakcję w jej oczach.
- Powinieneś dostać jakąś nagrodę za wolontariat. Nikt inny jej już nie dotknie. – powiedziałem, gdy wrócił i usiadł na ławce.
- Mmm, rzeczywiście była wilgotna, chcesz dotknąć? – zapytał podsadzając mi rękę pod twarz.
- Idź stary lepiej umyć łapy, bo jeszcze jakiejś wysypki dostaniesz.
Zadzwonił dzwonek.
Usiadłem w ławce wyjmując książki. Z tego co pamiętałem powinna być teraz matematyka. Najgorszy przedmiot. Z innymi jakoś sobie radziłem, jednak z majcy byłem kompletnym mułem.
Do klasy weszła pani Kazimiera Paczkowska, w całej szkole znana jako pani Pączek. Miała wielki bandzioch, przez który nie mogła się schylić. Nie wiem, jak ona wiązała buty. Jej cycki były obwisłe jak psie jądra, ale nie mogę tego potwierdzić, ponieważ nigdy się im nie przyglądałem. Tak było bezpieczniej. Na głowie nosiła coś, nazywane przez nią kokiem, lecz tak naprawdę bardziej przypominało to afro. Kobieta posiadała strasznie irytujący głos oraz straszliwe spocone i owłosione pachy. Waliło od niej kiełbachą wiejską. A kiedy na lekcji ściągała buciki, myślałem że gdzieś odlecę, a w tej sprawie się nie myliłem. Potrafię to poznać, w końcu palę zioło.
Wszyscy jej nie cierpieli. Była wredna i wyjątkowo niesprawiedliwa. A na naszą klasę się chyba uwzięła. Tylko dwie osoby miały w zeszłym roku na koniec piątki, jedna czwórę, reszta tróje i dopy. Nawet lamusy. Udupiła wtedy z matmy dziesięć osób. Mi też mało brakło, jednak jakoś udało mi się dopić do tej dwói.
Arek tłumaczył jej zachowanie tym, iż dawno nikt porządnie jej nie przerżnął, lecz powiedzmy szczerze, kto by chciał? Zośka uważała, iż wyładowuje na nas swoje złość, do tego jest bardzo zdesperowana. Znając życie pewnie miała w tym rację. Ja podejrzewam, iż pani Pączek wszystkich karze, gdyż myśli, że każdy śmieje się z jej wielkiego bębna. I w sumie tak jest.
Zaczęło się pieprzeniem jakiś funkcjach. Arek cioł bawił się cyrklem, tylko nie wiem, skąd on go skołował, bo na pewno nie ze swojego piórnika. Zośka rysowała w zeszycie jakieś anime i miała Kazimierę w dupie, ale ona nie miała trudności z matematyką. Ja wolałem słuchać, aby nie wyjść na idiotę oraz chociaż odrobinkę zrozumieć, lecz nie miało to sensu. Nie potrafiłem załapać toku rozumowania tej kobiety. Gdyby nie kumpela, już dawno bym kiblował. Pączek chciał mnie zapisać na korepetycje, ale odmówiłem. Kolejna godziną z nią, jej brzuszyskiem i włochami ? Już wolę nie zdać.
- No to jaki zbiór wartości ma ta funkcja ? – w połowie lekcji zapytała Izkę, albo  Ulkę. Nie wiem. Obie wyglądały prawie identycznie. Blond włosy do ramion, kupa makijażu, mocna opalenizna. Rozpoznaje je po pieprzyku na cycku Izy, lecz teraz mi go raczej nie pokaże.
- Liczby całkowite ? – odpowiedziała pytaniem blachara.
- Brawo ! – krzyknęła pani Pączek. Wreszcie ta idiotka powiedziała coś dobrze, szkoda tylko, że dzieci w gimnazjum to przerabiają. – Jednak masz w sobie jakiś talent Izabello.
- Tak – powiedziałem półszeptem –Talent do obciągania druta.
Arek ryknął śmiechem, a Zośka starała się go ukryć, zasłaniając usta zeszytem. Prawie wszyscy chichotali oprócz  części lamusów, która cały czas robiła zadania, nie przysłuchiwając się konwersacji i samej Izki . Spojrzała na mnie z rumieńcami na twarz. Jej oczy były pełne złości. Pani Pączek też na pewno to usłyszała. Tak naprawdę powinna mnie za to wysłać do dyrektora. Ale powiedzmy, nie cierpiała takich tępych plastików. Wydaje mi się nawet, iż ujrzałem drobny uśmiech na jej twarzy, po moich słowach.
- Oj stary, przez tydzień jej nie wyruchasz – szepnęła Zośka, klepiąc mnie po plecach – Wiesz, że ja bym ci dała, jednak masz wiele braków …
- Jakich ? – zachichotałem
- Na przykład brak cipki !
Zośka nie miała nikogo. W szkole było w prawdzie trochę lezb, jednak żadna jej nie zainteresowała. Miałem nadzieję, że kogoś sobie znajdzie. Zasługiwała na to.
***********************************************************
Witajcie kochani !
W tym rozdziale chciałabym zwrócić uwagę na relacje Staszka z innymi, stosunek do szkoły oraz najlepszych kumpli.
Komentarze mile widziane.

Rozdział pierwszy

Według mnie każdy człowiek po coś się rodzi. Ma od górnie wyznaczony cel, do którego ma dążyć. Może go osiągnąć na początku swego żywota, na końcu, a czasem się zdarza, że nigdy tego nie dokonuje. Jednak niezależnie od tego, daje on siłę. Siłę pomagającą walczyć z przeciwnościami losu i dalej przedzierać się przez labirynt cierpień, którym jest życie.
Niestety, czasem nie potrafimy go zauważyć. Nie widzimy w nim sensu, nie potrafimy do niego dążyć, nie chcemy zmieniać naszego „idealnego” życia. Czy wtedy jednak możemy nazwać je życiem ? Staje się ono tylko pewnym przedziałem czasy, w ciągu którego próbujemy zaznać szczęścia. Staramy się robić wszystko po najmniejszej linii oporu. Nie chcemy cierpieć, nawet wtedy, kiedy jest to słuszne. Nasza egzystencja składa się jedynie  przyjemności i poczucia, iż jesteśmy panami życia. Nic nas nie pokona, będziemy żyć wiecznie.  Nie dostrzegamy pewnych wartości, nadających wszystkiemu sens. Wiadomo, dążymy do miłości, lecz tak naprawdę jest ona tylko jedną z rzeczy, służących do zaspokojenia naszych pustych pragnień.
Kiedy gdzieś podwinie nam się noga, najczęściej się poddajemy. Nie potrafimy znaleźć właśnie tej siły, mocy która popchnie nas dalej. Która sprawi, że ujrzymy sens dalszych trudów, mających nas zaprowadzić do czegoś wielkiego. Czegoś, co można osiągnąć jedynie ciężką pracą, bólem, ale i czasem radością.
Osobom, które osiągnęły już swój cel, należy się ogromny szacunek. Mogą one służyć jako przykłady, dzięki którym łatwiej nam będzie się starać. Jednak na największy podziw zasługują dusze, pomagające inny dotrzeć do przeznaczenia. Swoją bezinteresownością i ofiarnością odmieniają nasz żywot i czynią go lepszym, piękniejszym.
Tak było ze mną.
Każdy dzień mógłbym podzielić na niezmienne etapy, powtarzające się codziennie.  Wstawałem jak najpóźniej, aby mój sen trwał chociaż o parę minut dłużej. Wiem, że to bezsensu. Przecież kilka  chwil więcej mnie nie zbawi i nie pozwoli lepiej się wyspać. Większy efekt przyniosłoby wcześniejsze kładzenie się do łóżka, jednak wieczorem żal mi było marnować „cenny czas” na coś takiego jak sen.
- Kurwa mać, znowu ta cholerna buda ! – krzyknąłem, wyciągając ręce do góry. Oczywiście w nocy musiałem się strasznie wiercić, gdyż kołdra wokół mojego ciała była strasznie poplątana. Nienawidziłem jej. Była nieprzyjemna w dotyku, śmierdziała stęchlizną i miała genialny fioletowy kolor. To matka taką kupiła. Zawsze oszczędzała na wszystkim. Oszczędziłaby, ale nam wszystkim cierpienia,  gdyby wreszcie zaczęła przynosić do domu jakieś konkretne pieniądze, a nie marne grosze, tak jak teraz, które ledwo starczają na żarcie.
Kiedy wreszcie udało mi się wyplątać z sideł materiału, postawiłem nogi na panelach i zrobiłem pierwszy krok. Poczułem jak ziemie osuwa mi się spod stóp, tracę równowagę, a moje ciało leci do przodu. Wyrżnąłem na dupę. Przeklinając pod nosem, wstałem, masując sobie przy tym bolące pośladki. Przyczyną całego wypadku były bety, śmieci i książki walające się po całej podłodze. Leżały tak od ponad dwóch tygodni, ale nie chciało mi się ich posprzątać. Ja, kapitan szkolnej drużyny miałbym zapieprzać z miotłą ? Jeszcze czego. To robota dla głupich bab, szczególnie takich jak moja matka, które są takimi beztalenciami, że tylko sprzątać umieją w miarę dobrze.
- Powiem jej, że ma tu dziś przyjść i posprzątać – pomyślałem, otwierając drzwi pokoju i wychodząc na korytarz.- Jeśli tego nie zrobi, to odpłacę się tak jak ostatnio.
Miesiąc  temu kazałem jej kupić mi nowe buty. Te co ostatnio mi przyniosła, no dobra kosztowały dwie stówy, ale nie były już modne. Żaden kumpel ani laska nie powiedzieli mi tego wprost, bo każdy w szkole czuje do mnie respekt.  Ale ja nie jestem głupi. Widziałem ich spojrzenia. Tę kpinę w oczach. Nagle przestałem być w centrum zainteresowania, wszyscy mnie opuścili. Wszyscy oprócz Zośki i Arka. W sumie rozumiałem ich. Gdyby ktoś z mojej paczki zaczął się beznadziejnie ubierać, zaraz bym mu podziękował i wypieprzył go na zbity ryj. Kulminacyjny moment nadciągnął wtedy, gdy ktoś podrzucił mi do plecaka karteczkę z napisem: „Z takimi butami to możesz się podetrzeć. Pasujesz z nimi do lamusów”.
Lamusy była to niepopularna i beznadziejna część naszej klasy.  Nie uprawiali żądnego sportu, dziewczyny nie umiały się malować, były brzydkie i bały się pokazywać cycków, jakby stanowiły jakąś niewyobrażalną tajemnicę. Faceci zaś nigdy nie poruchali i może przez to siedzieli tylko nad książkami, bądź dyskutowali o jakiś informatycznych pierdołach.
Byli to konkretni kretyni, ale w sumie cieszę się, że są z nami w klasie. Można było się z nich pośmiać i dawali zżynać zadania. Podejdziesz do takiej krzywonosej dziewicy, powiesz, że nie miałeś czasu go zrobić, uśmiechniesz się, dotkniesz ramienia i już jest twoja. Myśli, że ci na niej zależy i jest gotowa oddać mi nawet swoje zadanie, co grozi pizdą, co w kręgach lamusów jest największym złem.
W każdym razie powiedziałem matce, że chcę nowe. A ona na to, iż nie ma kasy, do tego Ania, moja młodsza siora, ma komunię i trzeba odkładana ofiarę dla księdza. Wkurzyłem się i wyzywałem ją zer i beztalenci. Uderzyła mnie i się rozpłakała.
Następnego dnia gdy wróciłem ze szkoły, matka wychodziła do drugiej roboty. Nie kupiła mi butów. Gdy tylko usłyszałem zatrzaskujące się drzwi, poszedłem na górę, do jej pokoju. Otworzyłem szafę i wyciągnąłem niektóre z jej rzeczy. Następnie wziąłem nożyczki i pociachałem je tak, aby ich nie zniszczyć, jednak w ten sposób, aby nie nadawały się już do użycia.
Gdy je później zobaczyła, rozpłakała się i jak zawsze zaczęła gadkę: dlaczego, co ci takiego zrobiłam itd. Rozśmieszył mnie to. Wziąłem Ankę i poszliśmy do parku. Następnego dnia nowa para nike’ów leżała na stole.


Gdy już odlałem się i szedłem do pokoju, stwierdziłem, że jednak nie mogę jej kazać posprzątać. Wszędzie walały się puszki po piwie, niedopałki papierosów, parę skrętów. Gdzieniegdzie można było zobaczyć zużyte kondomy, pamiątki po wizytach przeróżnych dziewczyn. Gdyby matka to wszystko zobaczyła darłaby mordę, co kupuję za jej pieniądze, dlaczego palę, pije i się pieprze. Muszę ogarnąć te wszystkie „luksusowe towary” zanim ona wbije do mojego pokoju z miotą. 
Zaświeciłem i światło, i wśród wielkiego harmideru szukałem jakiś ubrań, które nadają się do szkoły.  Spod łóżka wyciągnąłem jeansy. Były już one pobrudzone, a na kolanie miały dziurę, zrobioną parę tygodni temu na boisku. Jednak dzięki niej wyglądały fajniej. Założyłem je, a następnie starałem się zmyć z nich śliną ślady ketchupu.
Podkoszulek znalazłem za biurkiem. Był on już trochę za ciasny, ale dzięki temu podkreślał moją muskulaturę. To tego był w szary kolorze, który podkreślał barwę moich oczu.
Sięgnąłem po jakieś skarpetki, walające się po podłodze. Włożyłem je na stopy, a następnie sięgnąłem po bluzę, zarzuciłem plecak na ramię i ruszyłem na dół.
Tam czekało już na mnie śniadanie. Jeśli tak można nazwać ten posiłek. Matka wychodziła dziesięć minut po mnie, więc zdążała coś jeszcze upichcić przed wyjściem. 
Teraz jak zawsze siedziała i piła kawę. Jej rzadkie mysie włosy upięła w kok, co jednak nie dało zniewalającego efektu. Na sobie miała granatową spódnicę za kolana, białą koszulę oraz wychodzoną brązową marynarkę. Ten strój był odpowiedni dla funkcji, którą spełniała, czyli sekretarki.  Po ośmiu godzinach wracała do domu, gotowała obiad, przebierała się i jechała do drugiej pracy. Pracowała jako sprzątaczka w hotelu. Nie przynosiło to dużych zysków. Wydaje mi się, że robiła to tylko dla tego, aby mieć świadomość, iż robi wszystko, co może do poprawienia sytuacji finansowej.
Wracała mniej więcej przed dwudziestą. Gotowała kolację, , sprzątała, oglądała telewizję i szła spać.
Pomimo tylu jej wysiłków i tak ledwo wiązaliśmy koniec z końcem.  Co prawda dostawaliśmy od miasta zasiłek dla ubogich oraz parę groszy dla samotnych  matek, ale to pokrywało tylko miesięczne rachunki za wodę, a zostawał jeszcze, prąd, gaz, żarcie, ciuchy.
Wiem, że powinienem ją wspierać, a nie jeszcze jej dokładać, jednak czułem się od niej inny. Jakbym pochodził z zupełnie innej sfery, która nie będzie pomagać takim robolom jak matka. Fakt bycia popularnym, grania w szkolnej drużynie, bycie kapitanem zespołu podwyższało moje ego. Myślałem, że wszystko mi się należy, z racji tego, iż istnieję.
W szkole nie wiedziano o naszej sytuacji. Wymuszałem na matce kupno nowych modnych ubrań, dzięki temu nic nie dało się poznać. Na zebrania miała chodzić w najlepszych ciuchach, które jeszcze zostały jej z czasów młodości. Kiedyś podwoziła mnie do szkoły, gdy jednak musieliśmy sprzedać audi  i wymienić je na marnego golfa, zdecydowałem, iż będę jeździł mpk. Nasz dom na zewnątrz jak i wewnątrz prezentował się w miarę dobrze.  To za sprawą ojca. Nim odszedł osiem lat temu, powodziło nam się świetnie. To on go wybudował i wykończył. Zapraszam więc do niego kumpli, czy laski, Ale nie robię tego zbyt często. Nie chcę kusić losu. Matka, znając jej inteligencje, zawsze może wyjechać z jakimś tekstem o rachunkach czy kasie. A plotki w naszej szkole szybko się roznoszą. Takie są już uroki technikum.
Jedyną rzeczą, która trzyma mnie w tej rodzinie jest Ania. Jest o dziewięć lat młodsza i stanowi moje oczko w głowie. Gdyby nie ona, zaraz bym się gdzieś wyniósł. Ale nie mogę zostawić jej samej. Matka nie wyrabiała. Po powrocie z pracy była tak padnięta, że coś upichciła, posprzątała i szła spać. To ja uczyłem Ankę pisać i czytać. To ja chodziłem do niej na zebrania. To ja pomagałem jej odrabiać lekcje. Siostrze tak jak i mnie nauka nie przychodzi z łatwością. Gdyby nie ja na pewno by kiblowała. Zawsze dbałem, aby nie była głodna, miała czyste ubrania i była szczęśliwa. Z tym ostatnim bywało różnie. Dzieci w jej wieku pragną nowych zabawek, gadżetów, drogich wakacji I nie rozumieją, co to jest brak pieniędzy.  Musiałem zatem organizować  jej jakoś czas wolny, aby się nie nudziła. Dzięki temu nauczyłem się cierpliwości i zajmowania się dziećmi.
Ojciec zostawił nas, gdy miałem dziesięć lat. Nie powiem, przeżyłem to mocno. Zawsze lepiej dogadywałem się z nim niż z matkę. To on rozwinął we mnie miłość do piłki nożnej, on nauczył mnie podstaw, ćwiczył ze mną.
Ciężko wytłumaczyć małemu chłopcu, że jego ojciec odszedł do jakiejś innej pani. Że zostawił swoją rodzinę. Wszyscy to ciężko przeżyliśmy, a potem było jeszcze gorzej.
Anka w ogóle nie pamiętała taty, cóż miała roczek jak odszedł, a ja spaliłem wszystkie jego zdjęcia. Z czasem pamięć o nim się troszkę ulotniła. Pamiętałem, że to po nim odziedziczyłem moje kasztanowe włosy i niebieskie oczy. Pamiętałem, że miał na imię Jacek, zarabiał kręcąc filmy, co było bardzo opłacalnym zawodem.
Parę lat po odejściu zapytałem matki, dlaczego nie dostajemy alimentów. Powiedziała, iż nie chciała się kłócić i sprawiać mu problemów. Od tamtego czasu straciłem całkowity szacunek do niej. Nie lubię ludzi, którzy odsiewie nie wymagają, którzy chcą mieć święty spokój i za szybko się poddają.  
- Hej frajerze! – przywitałem się z siostrą. Siedziała ona przy stole i jadła płatki z mlekiem. Wyglądała słodko. Miała na sobie różową bluzeczkę z zapewne jakąś gwiazdką Disney’a oraz niebieską spódniczkę. Jej włosy, takiego samego koloru jak moje, upięte były w dwa kucyki. – Daj troszkę ! – zacząłem ją łaskotać i wziąłem  na łyżkę trochę mleka.
- Zimne jak zawsze- stwierdziłem rozdrażniony. Smakowało okropnie.
Anka przewróciła oczami. Przyzwyczailiśmy  się już do tego. Matka zawsze przypalała jajecznicę, nie podgrzewała mleka, robiła kanapki z zepsutym serem, rozgotowywała parówki, tak że pękały i nie dało się ich zjeść. 
Może była beznadziejną kucharką, a może była beznadziejną kucharką.
Jak zazwyczaj głośno skomentowałem jakość potraw. Nigdy sobie nic tego nie robiła, albo udawała, jak ją tonie boli.
Zniesmaczony wylałem swoją porcję mleka do zlewu i otworzyłem lodówkę. Tradycyjnie prawie pusta. Margaryna, mnóstwo taniej mielonki, którą już rzygałem, ser, stary dżem, otwarty jogurt. Wyjąłem wędlinę i zrobiłem sobie i siostrze kanapki do szkoły, między czasie przegryzając jabłko.
-  Mówiłam Joli, żeby coś kupiła, ale nie chciała mni… - zaczęła matka i przerwała w momencie.
Popatrzyliśmy z Anką na siebie. Zawsze podejrzewałem, że matka trochę zbzikowała. Często coś mówiła i kończyła nie dokończywszy.  Jola to pewnie była jakaś jej koleżanka z pracy.
Wyrzuciłem ogryzek do kosza, ubrałem kurtkę i plecak. Podszedłem do siostry.

- Trzymaj się – powiedziałem, całując ją w policzek. Ankę matka zawoziła do szkoły. Wyszedłem z domu. Musiałem biec, aby zdążyć na tramwaj. 




****************************************************************************************

Hey wszystkim ! 
Zdziwię się troszkę,jeśli ktokolwiek przeczyta ten rozdział, lecz jeśli taka sytuacja zajdzie, proszę o zostawienie komentarza. Może to być pochwała, zachęta do dalszego pisania, ale i też pozytywna krytyka.
Ten rozdział w pierwotnej formia miał być połączony z drugim i trzecim, lecz stwierdziłam, iż je rozdzielę.
W tej części chciałabym zwrócić uwagę szczególnie na stosunki Staszka z matką, miłość do siostry i sposób traktowania, mówienia o rówieśnikach, bo na pewno nie jest on pozytywny.
Trzymajcie się ! ;-)

poniedziałek, 7 marca 2016

Prolog

 Najczęściej kiedy zostanie zadane pytanie, co jest w życiu najważniejsze, odpowiesz miłość.  
Możliwe że masz na myśli miłość między dwoma kochankami, osobami które łączy silne uczucie, przeplatające się ze zmysłowością oraz kontaktem cielesnym. Jest to najpopularniejszy jej rodzaj. Każdy go pragnie, niekoniecznie się do tego przyzna, ale tak właśnie jest. Chce znaleźć osobę z którą będzie dzielił resztę życia, która będzie jego ostoją, promykiem słońca w pochmurny dzień.
Niestety często można ją pomylić z pożądaniem, co może prowadzić do straszliwych skutków. Złamane serce, niedotrzymana obietnica są okrutne. Ale świadomość, że byłeś dla kogoś tylko zabawką. Przedmiotem, służącym do zaspokojenia popędu i pragnień daje wrażenie, jakby cały świat spoglądał na ciebie jak na zwykłą dziwkę, zwykłą tirówe stojącą przy drodze. Starasz się powrócić do zwykłego życia, ale nie dajesz rady. Wszędzie widzisz ślady osoby, którą darzyłeś ogromnym uszyciem, a ona cię odtrąciła, nie zważając na twoje cierpienie, ból, rozpacz. Jedynym rozwiązaniem wydaje ci się znalezienie nowego partnera, szukasz go natarczywie, ale tak naprawdę wtedy nie jesteś sobą. Zatracasz swoje własne ja. I chcąc znaleźć choć odrobinę szczęścia, znajdujesz jedynie większe pokłady udręki.
Kolejnym typem miłości jest relacja pomiędzy dwojgiem przyjaciół.  Teoretycznie to jedno uczucie, lecz ma tyle odmian. Tyle różnych sposobów jego celebrowania. Dwie najlepsze przyjaciółki będą się sobie zwierzać ze wszystkiego, razem spać w łóżku, nosić te same ubrania i co najważniejsze okazywać sobie czułość. Mam na myśli przytulenie, całusa w policzek, tańczenie na imprezie. Kobiety nie mają problemów w okazywaniu uczuć między sobą. Jest to ważny element znajomości.
Faceci to wręcz odwrotna historia. Nie zwierzają się sobie, nie powierzają ważnych tajemnic, jeśli do takich nie zaliczymy z kim cię chcą przespać. Nie okazują czułości. Przytulą się jedynie „po męsku”, jedynie w bardzo ważnej sytuacji takiej jak pogrzeb, czy wesele. Lecz w takim geście nie ma choćby grama tego właściwego ciepła, nie chodzi tu w żadnym wypadku o pociąg seksualny, lecz  o uczucie, które da siłę, wesprze, pokaże, iż jesteś dla tej osoby ważny.
Pozostaje pytanie, dlaczego samce tego unikają, przecież takie okazanie czułości na pewno nie zaszkodzi, a wręcz przeciwnie, nawet pomoże. W dzisiejszych czasach mężczyźni myślą, że okazania sympatii, uczucia drugiemu tej samej płci jest równoważne z  byciem homoseksualistą. Ale to nie prawda. W tym geście nie musi być żądnego erotyzmu, żadnej zmysłowości. Jedynie zwykły, prawdziwy uścisk dany po to, aby wesprzeć i pokazać, ile druga osoba dla nas znaczy. To że dotkniesz drugiego faceta, to że go uściśniesz, pocałujesz w czoło, czy chwycisz za rękę nie oznacza: jestem gejem, prześpij się ze mną.
Teraz czas na najbardziej bezinteresowną formę miłości, miłość rodzicielską. Od samego momentu poczęcia matka kocha swoje dziecko. Nawet go nie zna, nie wie, jak wygląda, kim jest, czy to chłopczyk, dziewczynka. Nie wie, czy w przyszłości będzie wielkim artystą, lekarzem, czy zwykłą sprzątaczką. Nie wie, czy urodzi się zdrowe, chore. Liczy się to, że jest, że istnieje. I sam ten fakt daje powód do miłości. Według mnie, jest to jedyna rzecz, która należy nam się za sam fakt naszej egzystencji.
Uczucie to utrzymuje się cały czas przez nasze życie. Towarzyszy nam zawsze. Wiemy, że gdy cokolwiek się stanie, możemy wrócić do bezpiecznego domu, do rodziców. Poczuć ich ciepło, wsparcie, czułość.
Niektórzy mówią, iż matka będzie nas kochać niezależnie od wszystkiego. Nie będzie zważać na nasze uczynki, grzechy, przewinienia. Tu się jednak nie zgodzę. Są pewne sytuacje, których nie da się zapomnieć. Nie można po prostu wymazać ich z pamięci, a starając się to zrobić, zapadają nam się one jeszcze bardziej w głowie. Sprawiają, że już nigdy nie spojrzymy na tę osobę normalnie tak, jakby się nic nie stało. Zawsze będziemy ją kojarzyć tylko z tym jednym czynem i choćby nie wiem jak się starając, już nigdy jej nie obdarzymy uczuciem.
Jest jeszcze miłość Boga do człowieka, ale o niej nie będę się rozpisywać. Każdy za pewne ją zna.
I na tym powinienem skończyć. Społeczeństwo, literatura zna mniej więcej tyle rodzajów tego uczucia. I teraz, z perspektywy czasu, dziwi mnie to, że tyle ich całkowicie zaspokaja. Kiedyś ze mną było tak samo. Inaczej kochało się dziewczynę, matkę, ojca, brata.  I to wystarczało.
Aż w końcu, dzięki pewnej osobie, odkryłem, iż teoria przedstawiona wyżej jest błędna. No, może nie błędna, lecz niekompletna. Gdyż jest jeszcze jeden rodzaj kochania. Jeden, który dla mnie powala wszystkie na kolana. Zabiera on wszystkie najlepsze części innych miłości i łączy w jedno. Nie wiem, jak kiedyś mogłem go nie zauważać. Teraz jest to takie oczywiste, jak to, że niebo jest niebieskie.
Zastanawiałem się kiedyś, dlaczego ludzie tego nie dostrzegają. Może po prostu nie chcą ? Może  świat, w którym żyją nie potrzebuje udoskonaleń. Nie potrzebne mu są wartości, na pierwszy rzut oka biorąc niepotrzebne i zarazem niewygodne, lecz gdy siedzi się w tym dłużej, tak jak ja postrzega się to inaczej. Jak dar, który może być wiele razy dany, ale nie zawsze przyniesie ukojenie. Może teraz scharakteryzuję to uczucie.
Od miłości między kochankami przejęło sposób i sens kochania, ale zostawiło erotyzm. Od rodzicielskiej i Bożej nie przejęło bezinteresowności, gdyż potrzebuje ono poznania i w pewnym sensie zasłużenia na nie, ale zagarnęło bliskość, poczucie, że zawsze można wrócić, zawsze znajdzie się zrozumienie i bezgraniczną dobroć. Od przyjacielskiej łatwość w kontakcie, wspaniałe przygody oraz możliwość rozmowy o wszystkim, zwierzenia się ze wszystkiego, brak krępacji.
Może część z was domyśliła się już, o jakie uczucie chodzi. Mam na myśli czystą miłość. Najwspanialszą, jaka może zaistnieć pomiędzy dwojgiem ludzi. Można się o nią starać latami, a może pojawić się po paru dniach. Nie odrzuca ona cielności, jak może wynikać to z nazwy, lecz sprowadza ją na dalszy plan, który z czasem może przerodzić się w bliższy.  Traktuje ją jak dodatek do czegoś już idealnego.
Może ona zaistnieć tylko pod paroma warunkami. Płcie nie mają znaczenia. Każda z osób, biorących udział w tej relacji, musi szukać innych miłości, czyli np. jedna przyjacielskiej, druga zmysłowej. Obie nie mogą poszukiwać tego samego rodzaju.  Muszą wystąpić różne wydarzenia, które zbliżą je do siebie i pokażą  to czyste uczucie. Trzeba dać mu czas. Nie pozna się go całego od razu. Nie można drugiej osoby traktować jak rzeczy, liczyć tylko na zaspokojenie potrzeb. Należy dać więcej, niż zabrać. Należy nie zwracać uwagi na wygląd. Liczy się tylko wnętrze.
Czysta miłość przypomina tę między kochankami, ale wykluczając w pewnym stopniu seksualność. Opiera się na przyjaźni i odrzuceniu zdania innych. Porzuceniu maski. Należy być tylko sobą, nikogo nie udawać, a co najważniejsze: bycie w stanie oddać życie za ukochaną osobę, poświęcić wszystko.
Ja znalazłem ją w najmniej oczekiwanym momencie życia i od osoby, od której nigdy bym się jej nie spodziewał. Bez zawahania mogę powiedzieć, że uratowała mnie ona, w każdym możliwym względzie.
Mam na imię Staszek i opowiem wam, jak Janek odmienił moje życie.