W technikum panował jak
zawsze okropny hałas. Wszyscy chcieli się podzielić najnowszymi
sensacjami-rewelacjami z innymi. Szedłem przez korytarz, mijając tłumy
rozwrzeszczanych pierwszoroczniaków. Był już początek grudnia, a oni jeszcze
sprawiali wrażenie nie do końca zaklimatyzowanych w szkole. Oczywiście wszyscy
zwrócili na mnie spojrzenia. Stanowiłem największą gwiazdę w placówce. Każdy
kibicował mi i mojej drużynie, chodził na mecze, chciał być taki jak ja.
Odgrywałem rolę Troya Boltona z High School Musical, tyle, że nie byłem taki
grzeczny i nie wszyscy mnie lubili.
Mogę szczerze
powiedzieć, iż kochałem te spojrzenia, ten podziw, który mi okazywano. To on
napędzał mnie, był moim celem. Nie potrafiłem sobie wyobrazić, jakby moje życie
wyglądało bez niego. Na pewno nie tak kolorowo i cudownie jak teraz.
Przekroczyłem próg klasy i usłyszałem głośne wiwaty.
Było to małe
pomieszczenie, znajdujące się na pierwszym piętrze. Podłoga była wyłożona
starym parkietem, z którego dostrzętnie zszedł już lakier, a jego poszczególne
kawałki odłamywały się. Ściany miały kiedyś pomarańczową barwę. Teraz był to
tylko żółty, przypominający wyglądem zacieki kuchenne. Widniało na nim wiele
podpisów, zboczonych tekstów, rysunków kutasów. Nauczyciele to widzieli, jednak
nie zwracali uwagi. Gdyby je zamalowano, po tygodniu wróciłyby i byłoby ich dwa
razy więcej.
Rzuciłem plecak na
posadzkę i ruszyłem w kierunku mojej paczki. Mijałem grupę lamusów. Jak zawsze
zbici w ciasnym szeregu, aby żadna niepowołana dusza nie dostała się do ich
świętego kręgu nauki. Ubrani byli w jakieś szmaty, którymi ja brzydziłbym się
zetrzeć podłogę. Rozmawiali tradycyjnie o jakiś pierdołach, nawet nie chciało
mi się temu przysłuchiwać. Nagle jednak uświadomiłem sobie, że nie miałem
zrobionego zadania z matmy.
Zawróciłem i podszedłem
do towarzystwa idiotów.
Faceci oczywiście
spojrzeli na mnie krytycznie. Co ja ich obchodzę ? Tępy mięśniach, dla którego
siła fizyczna liczy się bardziej niż wiedza. Tylko chodzi po szkole na zioło i
dziwki, zamiast wziąć się za coś pożytecznego jak nauka.
Pomimo tego w ich
spojrzeniach widziałem wielki podziw. Na pewno by się do tego nie przyznali,
jednak zazdrościli mi i to bardzo. Ja mogłem mieć każdą laskę, oni mieli
problem ze znalezieniem jednej, nawet najbrzydszej. Stanowiłem sztandarowy
model damskich pragnień. Gapili się tak na mnie wszyscy, oprócz Daniela, który
spuścił wzrok na podłogę.
Kiedyś był moim
najlepszym kumplem. Z nikim tak dobrze mi się nie gadało. Jednak zaszły pewne
zdarzenia, dzięki którym musiałem wypieprzyć go z paczki. Przyszło mi to z
pewnym trudem, jednak nie mogłem ryzykować zachwiania się mojej pozycji. Teraz
skończył wśród lamusów i to na samym dole ich hierarchii. Stanowił niechciane
przez nikogo ogniwo, pasożyta, który nie jest nikomu potrzebny, pewnie również
tak się czuł. Potrafiłbym zniszczyć każdego. Ze sławnej osoby zrobić największe
zero.
Dziewczyny tradycyjnie
zaczęły się ślinić. Przychodzi Staszek, największy macho w szkole. Przychodzi
do nich, co z tego że tylko po to, aby zerżnąć zadanie, ale jednak zwróci na
nich uwagę. Gdy zobaczyłem jak poprawiały włosy i wygląd, kiedy tylko się
przybliżyłem. I tak wyglądały beznadziejnie. Krzywych nosów, piegowatych ryjów
i tępego spojrzenia nie zatuszuje nawet największy makijaż.
- Część Doma –
powiedziałem do największej i najbardziej podatnej na manipulację kujonki. Od
razu zarumieniła się jak świnia, co z jej wielkim cielskiem dawało dosłownie
taki efekt. Jej przysrane przyjaciółki zaczęły chichotać, chociaż w ich oczach widziałem zazdrość i pytanie:
dlaczego nie zagadało mnie ?
- Ostatnio tyle
trenowałem i nie zdążyłem zrobić majcy. Wspomożesz mnie kochana ? – spytałem,
robiąc maślane oczka. Dla większego efektu położyłem rękę na jej ramieniu i
powoli zacząłem zaciskać. Z jej twarzy wyczytałem, iż w majtkach jest już
wilgotna.
- No niech ci będzie,
ale to ostatni raz – przekomarzała się, podając mi zeszyt. Ostatni raz to cię
dotknąłem, spasiona krowo, pomyślałem. Chwyciłem brulion i skierowałem się w
stronę paczki.
Siedzieli na ławkach i
głośnio się z czegoś chichrali. Najgłośniej śmiał się Arek, mój najlepszy
kumpel. Zajmował drugie, zaraz po mnie, miejsce w naszym team’ie. Miał krótkie, obszczyżone na zapałkę włosy.
Chłopak posiadał ponad dwa metry, więc moje 180 cm wyglądały przy nich licho.
Również grał w gałę w szkolnej drużynie. Chodził z jakąś Angelą z „siódemi” ale
i tak rżnął inne.
Arek był gościem, z
którym zawsze się śmiało. Tak naprawdę nie dało się z nim pogadać na poważnie,
lecz jakoś mi to nie przeszkadzało.
Koło niego siedziały
Iza i Ulka, największe dupy w naszej szkole. Nie zliczyłbym, ile razy je
przeleciałem. Ich jedynym atutem jest uroda. Trzeba przyznać, że laski były
śliczne, jednak głupie jak buty. Głównie żyły w świecie fb, na naszą ziemię
schodziłby tylko wtedy, żeby z kimś się przelizać, albo obgadać.
Nie potrafię
powiedzieć, dlaczego znalazły się w naszej paczce. Nie można z nimi pogadać, bo
są za tępe. Jak nawijają to jedynie o ciuchach i innych pierdołach. Myślę, iż
trzymamy je tylko po to, żeby mieć się z kim przespać.
Osobą, która w tej
chwili gadała była Zośka, pierwsza i ostatnia kobieta w klasie, z którą lubiłem
gadać. Zośka zawsze miała coś fajnego do powiedzenia. Była szczera do bólu, co
nadawało jej genialny charakter. Nigdy nie owijała w bawełnę. Mogę powiedzieć,
że na pewno byłaby moją laską, jednak tu istniał jeden problem. Zośka wolała
dziewczyny. Każdy o tym wiedział. Mi to nie przeszkadzało. Lezby tak, ale
pedały nie. Gdy kiedyś jakiś gościu zaczął się nad nią o to znęcać, dostał
nieźle w ryj. Od tego czasu zaprzyjaźniliśmy się.
Traktowałem ją jak
kumpla. Cały czas się śmialiśmy, ale nie tak jak z Arkiem, dało się z nią
normalnie pogadać. Do pełni szczęścia starczyliby mi oni we dwoje, a nie ta
cała szopka, jednak nie można mieć wszystkiego.
Resztę paczki stanowiło
parę chłopaków, próbujących podrabiać mnie i Arka oraz parę dziewczyn,
stanowiących tylko sztuczne tło.
-O idzie nasz Romeo –
krzyknął mój najlepszy kumpel.
-Gdyby tak na mnie
reagowały te dziewice, dałabym ci się Staszek pomacać – żartowała Zośka,
dotykając swoich piersi. Lezba była najśliczniejszą dziewczyną jaką znam. Miała
brązowe włosy i oczy koloru oceanu. Dlaczego taki ideał
woli babki. To chyba jakaś kara za grzechy.
- Dając zadanie były
tak wilgotne, że nawet ty byś nimi nie pogardził – powiedziałem do Arka.
- Tylko najpierw
musiałbyś im coś ubrać na mordy, bo inaczej nawet bym ich kijem nie tknął –
rechotał wielkolud – A teraz dawaj ten zeszyt ! – i razem zaczęliśmy spisywać.
Po paru minutach,
akurat kiedy skończyliśmy, przyszła Doma z koleżankami, cała zarumieniona, iż
zbliżyła się do tych popularnych i ma tam znajomych.
- Już Staszek ? Mogę
wziąć zeszyt ? – spytała, a jej przyjaciółki zachichotały.
- Ależ jasne –
odpowiedziałem, podając jej zeszyt. Były tak żałosne, iż chciałem, aby jak
najszybciej sobie już poszły.
Gdy odchodziły, Arek
podbiegł i włożył rękę pod spódnicę jednej z nich. Krzyknęła, ale kiedy ujrzała, co się stało,
udawała złą, ale widziałem satysfakcję w jej oczach.
- Powinieneś dostać
jakąś nagrodę za wolontariat. Nikt inny jej już nie dotknie. – powiedziałem,
gdy wrócił i usiadł na ławce.
- Mmm, rzeczywiście
była wilgotna, chcesz dotknąć? – zapytał podsadzając mi rękę pod twarz.
- Idź stary lepiej umyć
łapy, bo jeszcze jakiejś wysypki dostaniesz.
Zadzwonił dzwonek.
Usiadłem w ławce
wyjmując książki. Z tego co pamiętałem powinna być teraz matematyka. Najgorszy
przedmiot. Z innymi jakoś sobie radziłem, jednak z majcy byłem kompletnym
mułem.
Do klasy weszła pani
Kazimiera Paczkowska, w całej szkole znana jako pani Pączek. Miała wielki
bandzioch, przez który nie mogła się schylić. Nie wiem, jak ona wiązała buty.
Jej cycki były obwisłe jak psie jądra, ale nie mogę tego potwierdzić, ponieważ
nigdy się im nie przyglądałem. Tak było bezpieczniej. Na głowie nosiła coś,
nazywane przez nią kokiem, lecz tak naprawdę bardziej przypominało to afro.
Kobieta posiadała strasznie irytujący głos oraz straszliwe spocone i owłosione
pachy. Waliło od niej kiełbachą wiejską. A kiedy na lekcji ściągała buciki, myślałem że
gdzieś odlecę, a w tej sprawie się nie myliłem. Potrafię to poznać, w końcu
palę zioło.
Wszyscy jej nie
cierpieli. Była wredna i wyjątkowo niesprawiedliwa. A na naszą klasę się chyba
uwzięła. Tylko dwie osoby miały w zeszłym roku na koniec piątki, jedna czwórę,
reszta tróje i dopy. Nawet lamusy. Udupiła wtedy z matmy dziesięć osób. Mi też
mało brakło, jednak jakoś udało mi się dopić do tej dwói.
Arek tłumaczył jej
zachowanie tym, iż dawno nikt porządnie jej nie przerżnął, lecz powiedzmy
szczerze, kto by chciał? Zośka uważała, iż wyładowuje na nas swoje złość, do tego jest bardzo zdesperowana. Znając
życie pewnie miała w tym rację. Ja podejrzewam, iż pani Pączek wszystkich
karze, gdyż myśli, że każdy śmieje się z jej wielkiego bębna. I w sumie tak
jest.
Zaczęło się pieprzeniem
jakiś funkcjach. Arek cioł bawił się cyrklem, tylko nie wiem, skąd on go
skołował, bo na pewno nie ze swojego piórnika. Zośka rysowała w zeszycie jakieś
anime i miała Kazimierę w dupie, ale ona nie miała trudności z matematyką. Ja
wolałem słuchać, aby nie wyjść na idiotę oraz chociaż odrobinkę zrozumieć, lecz
nie miało to sensu. Nie potrafiłem załapać toku rozumowania tej kobiety. Gdyby
nie kumpela, już dawno bym kiblował. Pączek chciał mnie zapisać na korepetycje,
ale odmówiłem. Kolejna godziną z nią, jej brzuszyskiem i włochami ? Już wolę
nie zdać.
- No to jaki zbiór
wartości ma ta funkcja ? – w połowie lekcji zapytała Izkę, albo Ulkę. Nie wiem. Obie wyglądały prawie
identycznie. Blond włosy do ramion, kupa makijażu, mocna opalenizna. Rozpoznaje
je po pieprzyku na cycku Izy, lecz teraz mi go raczej nie pokaże.
- Liczby całkowite ? –
odpowiedziała pytaniem blachara.
- Brawo ! – krzyknęła
pani Pączek. Wreszcie ta idiotka powiedziała coś dobrze, szkoda tylko, że
dzieci w gimnazjum to przerabiają. – Jednak masz w sobie jakiś talent Izabello.
- Tak – powiedziałem
półszeptem –Talent do obciągania druta.
Arek ryknął śmiechem, a
Zośka starała się go ukryć, zasłaniając usta zeszytem. Prawie wszyscy
chichotali oprócz części lamusów, która
cały czas robiła zadania, nie przysłuchiwając się konwersacji i samej Izki .
Spojrzała na mnie z rumieńcami na twarz. Jej oczy były pełne złości. Pani
Pączek też na pewno to usłyszała. Tak naprawdę powinna mnie za to wysłać do
dyrektora. Ale powiedzmy, nie cierpiała takich tępych plastików. Wydaje mi się
nawet, iż ujrzałem drobny uśmiech na jej twarzy, po moich słowach.
- Oj stary, przez
tydzień jej nie wyruchasz – szepnęła Zośka, klepiąc mnie po plecach – Wiesz, że
ja bym ci dała, jednak masz wiele braków …
- Jakich ? –
zachichotałem
- Na przykład brak
cipki !
Zośka nie miała nikogo.
W szkole było w prawdzie trochę lezb, jednak żadna jej nie zainteresowała.
Miałem nadzieję, że kogoś sobie znajdzie. Zasługiwała na to.
***********************************************************
Witajcie kochani !
W tym rozdziale chciałabym zwrócić uwagę na relacje Staszka z innymi, stosunek do szkoły oraz najlepszych kumpli.
Komentarze mile widziane.
Staszek, mogłabym być taką Zośką :') tylko ja nie jestem zbyt ładna, ale chyba ujdę xd
OdpowiedzUsuń#zajebiściemisięczytało