poniedziałek, 14 marca 2016

Rozdział drugi

W technikum panował jak zawsze okropny hałas. Wszyscy chcieli się podzielić najnowszymi sensacjami-rewelacjami z innymi. Szedłem przez korytarz, mijając tłumy rozwrzeszczanych pierwszoroczniaków. Był już początek grudnia, a oni jeszcze sprawiali wrażenie nie do końca zaklimatyzowanych w szkole. Oczywiście wszyscy zwrócili na mnie spojrzenia. Stanowiłem największą gwiazdę w placówce. Każdy kibicował mi i mojej drużynie, chodził na mecze, chciał być taki jak ja. Odgrywałem rolę Troya Boltona z High School Musical, tyle, że nie byłem taki grzeczny i nie wszyscy mnie lubili.
Mogę szczerze powiedzieć, iż kochałem te spojrzenia, ten podziw, który mi okazywano. To on napędzał mnie, był moim celem. Nie potrafiłem sobie wyobrazić, jakby moje życie wyglądało bez niego. Na pewno nie tak kolorowo i cudownie jak teraz. Przekroczyłem próg klasy i usłyszałem głośne wiwaty.
Było to małe pomieszczenie, znajdujące się na pierwszym piętrze. Podłoga była wyłożona starym parkietem, z którego dostrzętnie zszedł już lakier, a jego poszczególne kawałki odłamywały się. Ściany miały kiedyś pomarańczową barwę. Teraz był to tylko żółty, przypominający wyglądem zacieki kuchenne. Widniało na nim wiele podpisów, zboczonych tekstów, rysunków kutasów. Nauczyciele to widzieli, jednak nie zwracali uwagi. Gdyby je zamalowano, po tygodniu wróciłyby i byłoby ich dwa razy więcej.
Rzuciłem plecak na posadzkę i ruszyłem w kierunku mojej paczki. Mijałem grupę lamusów. Jak zawsze zbici w ciasnym szeregu, aby żadna niepowołana dusza nie dostała się do ich świętego kręgu nauki. Ubrani byli w jakieś szmaty, którymi ja brzydziłbym się zetrzeć podłogę. Rozmawiali tradycyjnie o jakiś pierdołach, nawet nie chciało mi się temu przysłuchiwać. Nagle jednak uświadomiłem sobie, że nie miałem zrobionego zadania z matmy.
Zawróciłem i podszedłem do towarzystwa idiotów.
Faceci oczywiście spojrzeli na mnie krytycznie. Co ja ich obchodzę ? Tępy mięśniach, dla którego siła fizyczna liczy się bardziej niż wiedza. Tylko chodzi po szkole na zioło i dziwki, zamiast wziąć się za coś pożytecznego jak nauka.
Pomimo tego w ich spojrzeniach widziałem wielki podziw. Na pewno by się do tego nie przyznali, jednak zazdrościli mi i to bardzo. Ja mogłem mieć każdą laskę, oni mieli problem ze znalezieniem jednej, nawet najbrzydszej. Stanowiłem sztandarowy model damskich pragnień. Gapili się tak na mnie wszyscy, oprócz Daniela, który spuścił wzrok na podłogę.
Kiedyś był moim najlepszym kumplem. Z nikim tak dobrze mi się nie gadało. Jednak zaszły pewne zdarzenia, dzięki którym musiałem wypieprzyć go z paczki. Przyszło mi to z pewnym trudem, jednak nie mogłem ryzykować zachwiania się mojej pozycji. Teraz skończył wśród lamusów i to na samym dole ich hierarchii. Stanowił niechciane przez nikogo ogniwo, pasożyta, który nie jest nikomu potrzebny, pewnie również tak się czuł. Potrafiłbym zniszczyć każdego. Ze sławnej osoby zrobić największe zero.
Dziewczyny tradycyjnie zaczęły się ślinić. Przychodzi Staszek, największy macho w szkole. Przychodzi do nich, co z tego że tylko po to, aby zerżnąć zadanie, ale jednak zwróci na nich uwagę. Gdy zobaczyłem jak poprawiały włosy i wygląd, kiedy tylko się przybliżyłem. I tak wyglądały beznadziejnie. Krzywych nosów, piegowatych ryjów i tępego spojrzenia nie zatuszuje nawet największy makijaż.
- Część Doma – powiedziałem do największej i najbardziej podatnej na manipulację kujonki. Od razu zarumieniła się jak świnia, co z jej wielkim cielskiem dawało dosłownie taki efekt. Jej przysrane przyjaciółki zaczęły chichotać, chociaż  w ich oczach widziałem zazdrość i pytanie: dlaczego nie zagadało mnie ?
- Ostatnio tyle trenowałem i nie zdążyłem zrobić majcy. Wspomożesz mnie kochana ? – spytałem, robiąc maślane oczka. Dla większego efektu położyłem rękę na jej ramieniu i powoli zacząłem zaciskać. Z jej twarzy wyczytałem, iż w majtkach jest już wilgotna.
- No niech ci będzie, ale to ostatni raz – przekomarzała się, podając mi zeszyt. Ostatni raz to cię dotknąłem, spasiona krowo, pomyślałem. Chwyciłem brulion i skierowałem się w stronę paczki.
Siedzieli na ławkach i głośnio się z czegoś chichrali. Najgłośniej śmiał się Arek, mój najlepszy kumpel. Zajmował drugie, zaraz po mnie, miejsce w naszym team’ie.  Miał krótkie, obszczyżone na zapałkę włosy. Chłopak posiadał ponad dwa metry, więc moje 180 cm wyglądały przy nich licho. Również grał w gałę w szkolnej drużynie. Chodził z jakąś Angelą z „siódemi” ale i tak rżnął inne.
Arek był gościem, z którym zawsze się śmiało. Tak naprawdę nie dało się z nim pogadać na poważnie, lecz jakoś mi to nie przeszkadzało.
Koło niego siedziały Iza i Ulka, największe dupy w naszej szkole. Nie zliczyłbym, ile razy je przeleciałem. Ich jedynym atutem jest uroda. Trzeba przyznać, że laski były śliczne, jednak głupie jak buty. Głównie żyły w świecie fb, na naszą ziemię schodziłby tylko wtedy, żeby z kimś się przelizać, albo obgadać.
Nie potrafię powiedzieć, dlaczego znalazły się w naszej paczce. Nie można z nimi pogadać, bo są za tępe. Jak nawijają to jedynie o ciuchach i innych pierdołach. Myślę, iż trzymamy je tylko po to, żeby mieć się z kim przespać.
Osobą, która w tej chwili gadała była Zośka, pierwsza i ostatnia kobieta w klasie, z którą lubiłem gadać. Zośka zawsze miała coś fajnego do powiedzenia. Była szczera do bólu, co nadawało jej genialny charakter. Nigdy nie owijała w bawełnę. Mogę powiedzieć, że na pewno byłaby moją laską, jednak tu istniał jeden problem. Zośka wolała dziewczyny. Każdy o tym wiedział. Mi to nie przeszkadzało. Lezby tak, ale pedały nie. Gdy kiedyś jakiś gościu zaczął się nad nią o to znęcać, dostał nieźle w ryj. Od tego czasu zaprzyjaźniliśmy się.
Traktowałem ją jak kumpla. Cały czas się śmialiśmy, ale nie tak jak z Arkiem, dało się z nią normalnie pogadać. Do pełni szczęścia starczyliby mi oni we dwoje, a nie ta cała szopka, jednak nie można mieć wszystkiego.
Resztę paczki stanowiło parę chłopaków, próbujących podrabiać mnie i Arka oraz parę dziewczyn, stanowiących tylko sztuczne tło.
-O idzie nasz Romeo – krzyknął mój najlepszy kumpel.
-Gdyby tak na mnie reagowały te dziewice, dałabym ci się Staszek pomacać – żartowała Zośka, dotykając swoich piersi. Lezba była najśliczniejszą dziewczyną jaką znam. Miała brązowe włosy i oczy koloru oceanu.  Dlaczego taki ideał woli babki. To chyba jakaś kara za grzechy.
- Dając zadanie były tak wilgotne, że nawet ty byś nimi nie pogardził – powiedziałem do Arka.
- Tylko najpierw musiałbyś im coś ubrać na mordy, bo inaczej nawet bym ich kijem nie tknął – rechotał wielkolud – A teraz dawaj ten zeszyt ! – i razem zaczęliśmy spisywać.
Po paru minutach, akurat kiedy skończyliśmy, przyszła Doma z koleżankami, cała zarumieniona, iż zbliżyła się do tych popularnych i ma tam znajomych.
- Już Staszek ? Mogę wziąć zeszyt ? – spytała, a jej przyjaciółki zachichotały.
- Ależ jasne – odpowiedziałem, podając jej zeszyt. Były tak żałosne, iż chciałem, aby jak najszybciej sobie już poszły.
Gdy odchodziły, Arek podbiegł i włożył rękę pod spódnicę jednej z nich.  Krzyknęła, ale kiedy ujrzała, co się stało, udawała złą, ale widziałem satysfakcję w jej oczach.
- Powinieneś dostać jakąś nagrodę za wolontariat. Nikt inny jej już nie dotknie. – powiedziałem, gdy wrócił i usiadł na ławce.
- Mmm, rzeczywiście była wilgotna, chcesz dotknąć? – zapytał podsadzając mi rękę pod twarz.
- Idź stary lepiej umyć łapy, bo jeszcze jakiejś wysypki dostaniesz.
Zadzwonił dzwonek.
Usiadłem w ławce wyjmując książki. Z tego co pamiętałem powinna być teraz matematyka. Najgorszy przedmiot. Z innymi jakoś sobie radziłem, jednak z majcy byłem kompletnym mułem.
Do klasy weszła pani Kazimiera Paczkowska, w całej szkole znana jako pani Pączek. Miała wielki bandzioch, przez który nie mogła się schylić. Nie wiem, jak ona wiązała buty. Jej cycki były obwisłe jak psie jądra, ale nie mogę tego potwierdzić, ponieważ nigdy się im nie przyglądałem. Tak było bezpieczniej. Na głowie nosiła coś, nazywane przez nią kokiem, lecz tak naprawdę bardziej przypominało to afro. Kobieta posiadała strasznie irytujący głos oraz straszliwe spocone i owłosione pachy. Waliło od niej kiełbachą wiejską. A kiedy na lekcji ściągała buciki, myślałem że gdzieś odlecę, a w tej sprawie się nie myliłem. Potrafię to poznać, w końcu palę zioło.
Wszyscy jej nie cierpieli. Była wredna i wyjątkowo niesprawiedliwa. A na naszą klasę się chyba uwzięła. Tylko dwie osoby miały w zeszłym roku na koniec piątki, jedna czwórę, reszta tróje i dopy. Nawet lamusy. Udupiła wtedy z matmy dziesięć osób. Mi też mało brakło, jednak jakoś udało mi się dopić do tej dwói.
Arek tłumaczył jej zachowanie tym, iż dawno nikt porządnie jej nie przerżnął, lecz powiedzmy szczerze, kto by chciał? Zośka uważała, iż wyładowuje na nas swoje złość, do tego jest bardzo zdesperowana. Znając życie pewnie miała w tym rację. Ja podejrzewam, iż pani Pączek wszystkich karze, gdyż myśli, że każdy śmieje się z jej wielkiego bębna. I w sumie tak jest.
Zaczęło się pieprzeniem jakiś funkcjach. Arek cioł bawił się cyrklem, tylko nie wiem, skąd on go skołował, bo na pewno nie ze swojego piórnika. Zośka rysowała w zeszycie jakieś anime i miała Kazimierę w dupie, ale ona nie miała trudności z matematyką. Ja wolałem słuchać, aby nie wyjść na idiotę oraz chociaż odrobinkę zrozumieć, lecz nie miało to sensu. Nie potrafiłem załapać toku rozumowania tej kobiety. Gdyby nie kumpela, już dawno bym kiblował. Pączek chciał mnie zapisać na korepetycje, ale odmówiłem. Kolejna godziną z nią, jej brzuszyskiem i włochami ? Już wolę nie zdać.
- No to jaki zbiór wartości ma ta funkcja ? – w połowie lekcji zapytała Izkę, albo  Ulkę. Nie wiem. Obie wyglądały prawie identycznie. Blond włosy do ramion, kupa makijażu, mocna opalenizna. Rozpoznaje je po pieprzyku na cycku Izy, lecz teraz mi go raczej nie pokaże.
- Liczby całkowite ? – odpowiedziała pytaniem blachara.
- Brawo ! – krzyknęła pani Pączek. Wreszcie ta idiotka powiedziała coś dobrze, szkoda tylko, że dzieci w gimnazjum to przerabiają. – Jednak masz w sobie jakiś talent Izabello.
- Tak – powiedziałem półszeptem –Talent do obciągania druta.
Arek ryknął śmiechem, a Zośka starała się go ukryć, zasłaniając usta zeszytem. Prawie wszyscy chichotali oprócz  części lamusów, która cały czas robiła zadania, nie przysłuchiwając się konwersacji i samej Izki . Spojrzała na mnie z rumieńcami na twarz. Jej oczy były pełne złości. Pani Pączek też na pewno to usłyszała. Tak naprawdę powinna mnie za to wysłać do dyrektora. Ale powiedzmy, nie cierpiała takich tępych plastików. Wydaje mi się nawet, iż ujrzałem drobny uśmiech na jej twarzy, po moich słowach.
- Oj stary, przez tydzień jej nie wyruchasz – szepnęła Zośka, klepiąc mnie po plecach – Wiesz, że ja bym ci dała, jednak masz wiele braków …
- Jakich ? – zachichotałem
- Na przykład brak cipki !
Zośka nie miała nikogo. W szkole było w prawdzie trochę lezb, jednak żadna jej nie zainteresowała. Miałem nadzieję, że kogoś sobie znajdzie. Zasługiwała na to.
***********************************************************
Witajcie kochani !
W tym rozdziale chciałabym zwrócić uwagę na relacje Staszka z innymi, stosunek do szkoły oraz najlepszych kumpli.
Komentarze mile widziane.

1 komentarz:

  1. Staszek, mogłabym być taką Zośką :') tylko ja nie jestem zbyt ładna, ale chyba ujdę xd
    #zajebiściemisięczytało

    OdpowiedzUsuń