poniedziałek, 6 lutego 2017

Rozdział jedenasty

- Staszek ! Słuchasz mnie kurwa czy nie ?- wrzasnęła mi Zośka do ucha, tonem pełnym zażenowania. Miałem ją w dupie od paru minut. Ględziła jakieś pierdoły, o których niekoniecznie chciałem słuchać. Nie skupiałem się na jej słowach, jedynie kiedy powiedziała, że bardzo się cieszy, iż Janek znalazł swój medalion, gdyż widziała go dzisiaj na jego ręce i ogólnie wydawał się jakiś spokojniejszy. Nie potrafiłem jednak usłyszeć w jej wypowiedzi jakiegoś drugiego dna, sugerującego, że to jej zasługa, bo ona kazała mi go szukać. Nie pochwaliłem się jej epizodem, mającym miejsce w mieszkaniu Kurdupla. Uznałem, iż na pewno wywołałoby to u niej entuzjazm, a obraz mojej osoby bardzo zyskał w jej oczach, ale ja nie miałem ochoty o tym gadać. Czułem się taki … rozstrojony, troszkę wybity z rytmu i ciężko było mi ustalić tego przyczynę. Dominowała również we mnie duża dawka zawiedzenia.  Przez cały weekend o tym myślałem. Nigdy przedtem nie zdarzyło mi się przeżywać czegoś aż tak mocno, czegoś co było zwykłą błahostką. Ot tam, oddałem Nowemu jakiś badziew, najadłem się pierogów, powrzeszczałem i wróciłem. Ale  … Ciężko mi nawet to wszystko opisać. Czułem się, wiem że to głupie porównanie, jak dziecko czekające na super prezent od Świętego Mikołaja, a dostające tylko czekoladę.
Przez Janka doświadczyłem tylu nowych uczuć. Ale wszystkie one były w jednym tonie: irytacji pomieszanej z wkurzeniem , a teraz doszło jeszcze do tego pakietu zawiedzenie. Lecz dlaczego to wszystko musiało się wiązać właśnie z nim ? Przecież jest w cholerę ludzi na świecie, w cholerę w tym zasranym mieście. Wiem Boże, jestem beznadziejny, pusty, zły i kara mi się należy. Przyjmę wszystko na klatę. Ale wykonujesz swoją wolę przez osobę, przez którą nie mogę przyjąć tego pokornie. Dlaczego nie może być to Zośka, czy chociażby Arek, a nawet ta przeklęta pani Pączek. A Ty wybrałeś akurat jego, chodzące przedstawienie wszystkiego, czym gardzę. W dodatku to coś nie będzie siedzieć uniżnie cicho, ale doprowadza mnie do wkurwienia za każdym razem, kiedy je widzę. I to już się powoli zaczynało robić troszkę, ale tylko troszeczkę nudne.
Ale wracając do rozmyślań. Zastanawiałem się and tą całą sytuacją, nad moimi odczuciami. Dlaczego tak się stało, dlaczego one są aż tak silne. I ostatecznie doszedłem do paru wniosków. Co prawda nie trwały one w mojej duszy dość długo, gdyż zaraz po dojściu do konsensusu, poszedłem do klubu i skończyłem w łóżku z dziewczyną, której imienia nadal nie pamiętam. Ale myślę że mogę przedstawić wyniki.
Owszem, to Zośka kazała mi pomóc w szukaniu błyskotki Kurdupla i tak naprawdę pespektywa kopa w jaja zagrzała mnie do działania.  Moja postawa nie wydaje się zatem całkowicie bezinteresowna, więc jakaś forma bólu, jaką odczuwałem , nie miała szczególnej racji bytu. Ale… Ale stwierdziłem,  że gdzieś tam jest błąd, który wszystko pieprzy. I znalazłem go. Czułem w głębi, iż sam uważałem głęboko w duszy, cichutko, ale jednak, że powinienem pomóc Jankowi.  Z czego to wynikało, nie potrafię powiedzieć. Myślę, iż całej tej szopki z przeprosinami. Gdyż, no cóż, ostatecznie ich nie otrzymałem, od Zośki tak, ale Nowy nie obdarzył mnie tym darem. Może więc czułem  jakąś potrzebę dokończenia tego zadania, uzyskanie wewnętrznego spokoju, abym nie mógł mieć już do siebie pretensji, że mogłem coś jeszcze zrobić.
Przyjmowałem też banalną odpowiedź, że pomogłem mu , bo tak wypada, tak powinien postąpić każdy dobry człowiek. Proste, ale logiczne wytłumaczenie, jednakże w moim przypadku niekoniecznie zgodne z prawdą i moją osobą. Jakoś nigdy nie miałem się okazji kierować głosem zasad dobrego człowieczeństwa, a przykazaniami to już w ogóle.  Nigdy nie był ze mnie szczególnie zagorzały katol, a altruista to mój osobisty antonim.
I tak naprawdę miałem już odpuścić do pytanie bez rozsądnej odpowiedzi, ale spostrzegłem w swoim zachowaniu coś, co dało mi pewną nadzieję, ale i wskazówkę.  Pytałem się wszystkich o zgubę, co prawda nikt nic konkretnego nie powiedział, lecz wypełniłem swoje zadanie, zatem mogłem już dać sobie spokój, a Zośka nie miała prawa mieć do mnie pretensji. I tak w sumie poniekąd zrobiłem. Odpuściłem. Ale w czasie epizodu w szatni, coś we mnie drgnęło, może właśnie to człowieczeństwo lub mała cząstka dobroci, ukryta po postacią takiego dziwkarza jak ja. I chociaż nie musiałem interweniować , nikt mnie o to nie prosił, ale ja jednak to zrobiłem. Z własnej woli. Jednak ja już mamy być do końca szczerzy, miało na to wpływ zachowanie Heńka, który mnie bezczelnie okłamał, co nie zmienia fakty, iż zabrałem medalion i choć mogłem go zatrzymać, zniszczyć, podokuczać Kurduplowi, ja jednak pofatygowałem się do niego i oddałem zgubę.
Potem wszystko poszło już w miarę gładko. Wykazałem się w jakimś stopniu dobrą wolą – wiem, brzmi to strasznie dziwnie.  Pierwszy raz w życiu zrobiłem coś bez przymusu, wiedząc, iż nie przyniesie mi to żadnej, nawet najmniejszej korzyści. Uczyniłem to, gdyż czułem, że jest to słuszne, że powinienem tak postąpić.  Nigdy wcześniej nie miałem takiej sytuacji. Więc chyba nie muszę się dziwić, iż zrobiłem coś dobrego całkowicie bezinteresownie i otrzymawszy za to policzek oraz awanturę, czuję teraz zawiedzenie.
Naprawdę poczułem, że coś we mnie drgnęło. I byłem w pewnym stopniu z siebie dumny. Podobało mi się to uczucie. Nie musiałem się już nad niczym zastanawiać, klnąc na siebie w nocy. Jednakże odpowiedź jaką otrzymałem, trochę mnie otrzeźwiła i zburzyła to złudzenie. Pierwszy raz postąpiłem słusznie, przynajmniej w moim odczuciu, a za swój trud otrzymałem pretensje oraz złość.  Zraziłem się na tym, sparzyłem jak ogniem. I w sumie czy teraz ktoś może mieć do mnie pretensję, jeśli będę unikać szeroko pojętego altruizmu ?
Nie oczekiwałem zapłaty, ani uznania. Nie chciałem, aby Zośka się o tym dowiedziała. A wdzięczność Kurdupla, tak jak i jego wybaczenie, miałem w dupie. Pragnąłem po cichu czegoś mniejszego. Ciężko to nazwać, ale może nici sympatii ze strony Janka, żeby zobaczył, iż nie jestem taki zły. Wiem, wiem, wiem, sama myśl , że podświadomie zależy mi na dobrej opinii u Kurdupla jest żałosna i za wszelką cenę nie chce jej dopuścić w mojej głowie.  Przecież to niemożliwe ! Ale im mocniej neguję, tym bardziej ten fakt kiełkuje we mnie i uświadamiam sobie, że nigdy nie czułem tak skomplikowanych uczuć do żadnej osoby. Nigdy.
Bo ja go naprawdę nienawidziłem, pomimo paru linijek wyżej, które napisałem. Myślę, że wszystkie nasze kłótnie, zatargi o tym mówią. Na jego widok gul mi skakał na szyi. A sama myśl, że przynosi ulgę mojej głowie od Głosów, dodawała jeszcze więcej niechęci.  Lecz równocześnie zależało mi na jego dobrej opinii, może i nawet na lubieniu. I wiem, że nie miałem na nią żadnych szans po tym , co mu zrobiłem, jednak to była nadzieja  głupca, na którą nie miałem najmniejszego wpływu. Gdy oskarżył mnie o chęć wyśmiania go , jego domu, a w szczególności babci zrobiło mi się tak przykro, jak nigdy. Chyba ostatni raz nawiedził mnie taki smutek po odejściu ojca. Nawet kiedy byłem pokłócony z Zośką nie targały mną aż takie emocje. Wtedy tak naprawdę dotarło do mnie, jak złą osobą jestem. Jak inni mnie postrzegają. Co o mnie myślą.  


- Słucham Zosieńko, słucham – odparłem dla świętego spokoju, odwracając się do przyjaciółki.  Siedziała na ławce, wcinając jabłko. Ostatnio chyba skróciła włosy, bo cały czas ich dotykała, chcąc zwrócić na to uwagę. Powiem jej, że dobra zmiana, chociaż bardziej podoba mi się w dłuższych włosach, jednak połechtam trochę jej próżność, to może będzie dla mnie milsza.
- Zauważyłeś, jak dziwnie zachowuje się dziś Heniek ? – spytała, rozdrażnionym tonem – Od rana cały czas gada z Jankiem, a przecież jeszcze wczoraj się z niego śmiał. To jest jakieś popieprzone. – przytaknąłem jej dla świętego spokoju.
Jednak Zośka miała całkowitą rację. Od samego początku dnia w szkole obserwowałem Kurdupla. Chciałem zobaczyć, czy epizod z piątku jakoś na niego wpłynął. Ale tak nie było, wydawał się tylko jakiś bardziej spokojny, ale to chyba przez odzyskanie medalionu. A ja również czułem jego spojrzenia na sobie. Zapewne wyczekiwał chwili, w której zacznę się z niego nabijać. Niestety dla niego, nie miałem na to ochoty, prawdą jest też, iż nie potrafiłbym tego zrobić, po otrzymaniu tyle dobroci od jego babci. Ale cóż, on widział we mnie zwykłego Kurwiarza, którym zresztą byłem. Nienawiść przesłaniała mu wszystko.
A Heniek zgodnie z moim poleceniem przyczepił się do Janka i od samego ranka nie odstępował go na krok. Klasy już to w sumie w ogóle nie dziwiło. Przyzwyczaili się, że ktoś co chwilę przepieprza się do Kurdupla, a potem kopie go w dupę i zostawia samego. Teraz przyszła kolej na Heńka. Jedynie dreszczyku dodawało pytanie, kto będzie następny.
Co do samego Janka on też się chyba już do tego przyzwyczaił. Chociaż na początku jego mina była bezcenna. No cóż, Henryk należał do jednych z jego największych przeciwników. Większość osób dała sobie z nim spokój, co prawda nieczuła do niego sympatii, ale też Munie dokuczali. Natomiast Heniek był jedną z osób, które robiły najwięcej docinek i nadal sobie nie odpuściły. Aż tu nagle gada z Jankiem jak ze swoim ziomkiem i nie była to rozmowa jednostronna jak z Danielem. Oczywiście obserwowałem ich cały czas. Heniek bardzo się starał, nawet trochę za sztucznie, a Nowy podchodził do niego z ogromną rezerwą, jednak po paru przerwach rozluźnił się.  I muszę przyznać, że wyglądali normalnie, jak para kumpli, jakby Henryk nie robił tego na moje polecenie. Śmiali się, żartowali i to wszystko na dużym luzie. Co jakiś czas Heniek patrzył się na mnie. Pewnie chciał sprawdzić, czy widzę jego starania, jednak ja zawsze odwracałem wtedy wzrok.
Po jakimś czasie  Zośka nie wytrzymała i poszła obczaić sytuację. Tak od niechcenia podeszła do chłopców, coś tam powiedziała, uśmiechnęła się, jak to ona. Zajęło jej to nawet długo. Ja przez ten czas gadałem z Arkiem, który jakby w ogóle nie dostrzegał całej sprawy. Po chwili Zośka wróciła i zdała nam rewelacje z obchodu:
- Strasznie to dziwne. Zawsze wydawało mi się, że Heniek nie lubi Janka, w końcu tak mu dokuczał, a tu ja podchodzę, a oni gadają jak kumple. Jakby się długo znali. Na początku myślałam, że to jakiś podstęp, ale Henryk wygląda strasznie naturalnie, jakby robił do wszystko na serio, w sensie nie, aby się ponabijać z Nowego. Ten świat jest popieprzony.
Zwróciłem uwagę na jej słowa. Czy naprawdę Heniek jest tak dobrym aktorem, iż nie widać, że gra, czy może naprawdę się zaangażował w to wszystko.

Nadszedł angielski.  Pan Potato wszedł do klasy. Nazwany tak został,  gdyż wyglądał jak ziemniak. Był mały, gruby , łysy i do tego jego głos był bardzo skrzekliwy.  Ale w sumie Ziemniak to spoko gościu, rzadko wpisuje pizdy, mało wymaga, a co najważniejsze bardzo mnie lubi, nie potrafię stwierdzić dlaczego. Nie jestem dla niego ani szczególnie miły ani na angielskim nie idzie mi rewelacyjnie. 
Lekcja mijała.  Prawie nieprzytomnie patrzyłem na zegar, licząc sekundy do końca. Jak dobrze, ze była do ostatnia lekcja. Do weekendu zostały 4 dni, do wycieczki 6 , a do lekcji z panią Pączek 2. Dziś lało jak z cebra, zatem wyjście do Pizdy zostało odwołane. I tak nie miałem szczególnej ochoty tam iść.  Marzyłem tylko o kakao i ciepłym łóżku.
- Okey, my diars. That’s all. – powiedział nauczyciel, marząc tablicę. Wywołało to powszechne obrzydzenie, gdyż pachy Ziemniaka były mokre od potu, chociaż zawsze to miało miejsce.  Zastanawiałem się, czy zdawał on sobie sprawę z mokrych plam na koszuli. – A teraz ostatnia sprawa. Już niedługo święta, a po nich koniec semestru, a przypominam, że aby go zaliczyć musicie zrobić projekt, tak jak to miało miejsce w zeszłym roku. – nosz kurwa ! Znowu trzeba zrobić tę zasraną prezentację po angielsku i pieprzyć o tym przed całą klasą. W tamtym roku dostałem za to dwóję, ale chyba tylko przez to, że Ziemniak mnie lubi.  – Teraz tematem są poszczególne państwa. Po powrocie z wycieczki zaczniecie prezentować, po dwie pary na lekcji. A teraz przeczytam, kto jest z kim w dwójce i jaki kraj mu przypadł. -  sam dobierał w pary na podstawie kto kogo lubił. Zawsze były one te same. Mi się trafiał Arek albo Zośka, ale miałem nadzieję na tę drugą, bo ona coś przynajmniej ogarniała, a z Arka był taki tłok jak i ze mnie. – Ziemniak czytał poszczególne osoby. Padło imię kumpla razem z Zosią, Dostali Japonię. Czyli ja pewnie będę z Wojtkiem. Spoczko, mieszkał parę lat w Stanach, więc raczej się nie namęczę, a zdam.
- Hiszpania trafia do Staszka i Janka. –przeczytał Ziemniak ze swojej pogiętej spoconymi łapami listy.
Przymrużyłem oczy, do końca nie wiedząc o co chodzi. Arek wybuchnął śmiechem, leżąc na stole, a Zośka uśmiechała się z miną mówiącą: bardzo dobrze, masz kare. Dopiero gdy zabrzmiał dzwonek zorientowałem się, o co chodzi.
Nie no kurwa, przecież to niemożliwe ! Dlaczego akurat JA ? Dlaczego z tym FAGASEM ? Mógłby być każdy z wyjątkiem jego, nawet to zero Daniel. Dlaczego zawsze on ! Na każdym kroku muszę go spotykać, znosić jego dumę i się z nim użerać. To jest już tak głupie, że aż śmieszne ! Czułem się jak w jakiejś telenoweli dla kretynów, albo jak w opowiadaniu o pederastach na blogspocie  ~~ musiałam to dodać ;-)  ~~  To jest jakaś kara za grzechy, ale już chyba wystarczy mi tych pokut. Już trochę się namęczyłem, wycierpiałem. Już dość.

Podbiegłem do Ziemniaka i zagrodziłem mu sobą drogę.
- Panie profesorze czy mógłbym być z kimś innym w parze ? – zapytałem przymilnym tonem – Chłopak z którym jestem nie za bardzo mi pasuje. Mamy różne charaktery, osobowości i nie sądzę, że z tej współpracy wyjdzie coś owocnego. – uśmiechnął się do mnie serdecznie. Mnie niczego nie odmówi.
- Nie ma problemu Stasiu – zapewnił, a ja wzdrygnąłem się z obrzydzeniem na to zdrobnienie w jego ustach –Tylko powiedz z kim jesteś, ja cię z kimś zamienię, a ty już powiesz o tym klasie.
- Och dziękuję panie profesorze, jest pan najlepszy ! Zawsze wiedziałem, że z pana jest równy gość ! – myślałem , że się porzygam, mówiąc to.
- No już bez przesady – machnął ręką – To z kim jesteś ? – wyjął torbę, aby zmienić wcześniejsze ustalenia.
- Z Jankiem.
Nagle jakby poraził go piorun. Zatrzymał się w miejscu na parę sekund, a następnie odłożył aktówkę i powiedział ze smutkiem.
- Przykro mi Stasiu, ale w takim wypadku nie mogę tego zrobić. – zatkało mnie. Nie no, to już jest paranoja ! On też przeciwko mnie. To jest już za dużo ! Słyszysz mnie Eywa ?! Za dużo.
- Ale dlaczego ? – zacząłem się miotać bezradny – Jak to w tym wypadku.
- Widzisz – zaczął, kładąc rękę na moim ramieniu. Byłem tak wkurwiony, że nawet nie poczułem obrzydzenia. – Zawsze staram się dobierać w pary osoby, które się lubią, które razem siedzą, no wiesz, o co mi chodzi, żeby po prostu lepiej się wam pracowało. – tu uśmiechnął się, pokazując obrzydliwe zęby, na znak, iż rzeczywiście jest „najlepszy”. – Ale tym razem nie wiedziałem, kogo przydzielić do Janka. Nie zaobserwowałem z kim się zadaje, kogo lubi. Więc zapytałem waszego wychowawcę, profesora Talskiego.
- Ale jak wychowawcę? A Daniel, przecież siedzą razem?
- No tak, ale Daniel zawsze był w parze z Dominiką i jakoś dawali radę. Po prostu  bałem się, że zmieniając mu towarzysza pracy, jeszcze bardziej się zamknie i nic nie zrobi. Wiesz, jaki on jest. Troszkę specyficzny. A sam profesor Talski odradził mi ten pomysł i powiedział, że podobno ty kolegujesz się z Jankiem, że podobno sam mu to powiedział, a ty nie zaprzeczyłeś. Dlatego zaproponował, aby was połączył i ja się zgodził. Nie chciałem ci zrobić na złość. Stwierdziłem, że skoro wychowawca twierdzi, że go lubisz, to tak właśnie jest.
- No dobrze – zaraz zakurwię tego zasranego Kurdupla za to małe „kłamstewko” , a potem tę głupio szmatę Zośkę, bo nie pozwoliła mi zaprzeczyć – Ale teraz panu mówię, że za sobą nie przepadamy, a więc w czym problem to zmienić ? Możemy o to nawet zapytać Kurd ... , to znaczy Janka. I też Daniela, czy ma coś przeciwko aby być z nim w parze. – Kurdupel raczej potwierdzi, a to drugie gówno ze strachu na pewno się zgodzi.
- Przykro mi , ale nie mogę. Profesor Talski powiedział, że możesz mieć jakieś obiekcje, lecz abym na to nie zważał i nie pozwolił was rozdzielić. To odgórna prośba Stasiu, nie miej proszę  pretensji do mnie – poprosił „słodko” i położył mi drugą rękę na ramieniu – Na pewno się dogadacie pójdzie wam świetnie. A teraz do widzenia Stasiu. – wziął głęboki wdech i odszedł.
Pieprzony KURDUPEL, pieprzona ZOŚKA, pieprzony TALSKI, pieprzony ZIEMNIAK !!!  A i przy okazji nie zaszkodzi : pieprzona pani PĄCZEK !!!
Miałem już dość wszystkiego. Najchętniej urżnąłbym się do nieprzytomności. A potem zapalił jointa. To wszystko wydawało się wręcz nierealne. Przeklinałem dzień, w którym Nowy przyszedł do naszej klasy, od niego wszystko się zaczęło.  Pojmowałem to jako realną karę za moje przewinienia, lecz nie odczuwałem żadnej skruchy. Chwyciłem plecak i nie zważając na Arka, mówiącego coś do mnie , wyszedłem szybkim krokiem z klasy.
Prawie biegłem przez korytarz technikum, potrącając przy tym wielu innych uczniów. Chciałem się już wydostać z tego miejsca. Najlepiej zapomnieć, ale wiedziałem, że jest to niemożliwe. Wszystko było takie beznadziejne, łącznie ze mną.
Wyszedłem na podwórze i natychmiast ruszyłem w stronę przystanku. Ktoś mnie chyba wołał, lecz nie zwróciłem na to uwagi. Moje ciało zmierzało na tramwaj, a duch toczył gdzieś wewnątrz wojną, tyle że sam nie wiedziałem z kim. Ze mną samym ? Z Ziemniakiem, Kurduplem ? Do tego odezwały się te cholerne Głosy. Powróciły w chwili wielkiej słabości. Miotały się w mojej głowie, coś krzyczały, a ja nie mogłem ich zagłuszyć. Poddawałem się ich działaniu, wiedząc, iż może ono doprowadzić mnie do szaleństwa, zmusić do czegoś, co je uciszy. A w tamtym momencie znałem tylko jedno zjawisko, mogące mi pomóc. Nóż, sznur, lub tabletki, jawiły się jako zbawienie, jedyne lekarstwo na to wszystko. 
Nie wiedziałem, co się ze mną dzieję. Czułem się , jak wtedy, gdy biegłem z wystawioną fujarą z Pizdy. Świat zamazał się mi przed oczami. Byli tylko Oni i ja. A między nami żadnej bariery, która mogłaby choć odrobinę zmniejszyć ten hałas.  Przystanąłem i bezradnie chwyciłem się oburącz za skronie, licząc, iż to coś pomoże. Dopiero po chwili zorientowałem się, że wszystko ustało. Już miałem dziękować Bogu, gdy usłyszałem za sobą pewien inny głos, gorszy niż te z mojej głowy razem wzięte.
- Rozumiem, że może nie jesteś zachwycony tym, iż musimy razem pracować. Myślisz, że ja się cieszę ? Ale chyba trochę przesadzasz. Więc łaskawie zakończ to przedstawienie i przestań zgrywać męczennika, bo zaraz kopnę cię w dupę !
Chyba nie musze tłumaczyć, kto to był. Jednak w jednym musiałem się z nim zgodzić, moje zachowanie mogło budzić jakieś podejrzenia, więc jak najszybciej wyprostowałem się, ręce włożyłem do kieszeni.  Wziąłem głęboki oddech, uśmiechnąłem się „szczerze” i powiedziałem:
- Skurwiaj.
Kurdupel zrobił się cały czerwony. Zauważyłem, że kiedy się złościł, zagryzał wargę. Stwierdziłem to na podstawie wielu obserwacji zachowań Nowego w czasie kłótni, było ich w końcu w cholerę i trochę.  Widziałem, iż chce coś odwarknąć, ja w sumie też tego chciałem, chociaż najmniejszej zachęty , aby dać mu w pysk. Ostatecznie zamknął na chwilę oczy i rzekł z wyraźną wyższością:
- Nie potrafię stwierdzić, czy twój mały móżdżek nastawiony tylko na pieprzenie Ulki to załapał, ale zostaliśmy przydzieleni do jednej pary i mamy zrobić ten projekt. I to porządnie. Nie myśl , że ja będą zakurwiać, a ty będziesz  pływał w morzu swojej doskonałości. – mi wytykał wysokie ego, a sam srał na mnie jak na ostatnie zero. Gul skakał mi po szyi w bardzo szybkim tempie. Zaraz poleje się krew. – Dlatego kiedy dasz radę się spotkać i coś chociaż zacząć ?
Czekajcie, ale on tak na serio ? Zacząłem rechotać na cały regulator. Z każdym dniem Kurdupel udowadniał, iż jest jeszcze bardziej durny.
- I co może jeszcze, numer telefonu też chcesz ? Będziesz miał złudzenie, że masz przyjaciół. – jego wzrok chciał mnie przeszyć na wylot, co napełniło mnie większym rozbawieniem. – Nie będę się z tobą tak w to pierdzielił. Podzielimy się robotą, każdy zrobi swoje, zaprezentujemy i gitara.
- O nie, nie , nie – podszedł do mnie, marszcząc brwi. – Jak chcesz znaleźć kolejnego frajera, to spójrz w lustro.  Myślisz, ze ci uwierzę ? Że ty to niby zrobisz ? Wiesz co Stasiu, czasem się zastanawiam, czy ty naprawdę jesteś taki głupi, czy wydaje ci się , że taki jesteś fajniejszy. Obojętnie , która opcja jest prawdziwa i tak wychodzisz na kompletnego idiotę. Więc łaskawie przestań rżnąć przede mną przygłupa, jak to robisz przed swoimi „przyjaciółmi” – to ostatnie zaakceptował, wskazując głową na paczkę, siedzącą na ławce – i powiedz, kiedy masz wolny czas. Rozumiem, że taka osobistość jak ty ma cały terminarz zajęty i ciężko będzie poświęcić godzinkę lub dwie dla takiego biedaka jak ja, ale mam nadzieję, że w swojej wspaniałomyślności pozytywnie rozpatrzysz moją prośbę.
- Coś ty kurwa taki narwany ? Mamy przecież w cholerę czasu, więc nie zawracaj mi teraz dupy i łaskawie odejdź stąd, bo psujesz mi krajobraz tego pięknego miejsca. – odepchnąłem go łokciem i ruszyłem przed siebie. Ale oczywiście to przeklęte małe gówno szło zaraz obok mnie i trajkotało tym swoim irytującym tonem, na którego dźwięk chciał mnie chuj jasny strzelić.
- Nie zamierzam zostawiać wszystkiego na ostatnią chwilę. W przeciwieństwie do ciebie zależy mi , aby dostać z tego dobrą ocenę i chcę się porządnie przygotować . Pasuje ci jutro ?
- A dajże mi święty spokój i łaskawie cmoknij mnie w dupę.
- Staszek nie zmuszaj mnie do ostateczności. – te słowa naprawdę zabrzmiały złowieszczo. Zatrzymałem się i spojrzałem na Kurdupla. Jego twarz była całkowicie poważna – Mam iść do Zosi i opowiedzieć jaki chętny jesteś do współpracy.
A ten karzeł przebrzydły. Nie doceniłem go. Co prawda jest to ciotowata zagrywka, no w końcu kablowania, ale za to bardzo skuteczna.
- Nie ośmielisz się mała kurwo.
- Oj Staszek, Staszek. Tyle już ruchasz te kurwy i jeszcze się na nich nie poznałeś ? One są fałszywe, zdradzieckie, a małe w dodatku irytujące oraz śmiertelnie niebezpieczne. – tę rundę wygrał. Wolałem uniknąć konfrontacji z Zośką. Moje jaja były dla mnie zbyt cenne, nawet ponad dumę, którą Kurdupel się w tamtej chwili podcierał.  – To gdzie mieszkasz ?
- Co kurwa ? – zatkało mnie. Nie mówcie, że ten frajer chciał wbić mi na chatę.
- Nie, dziewica. No przecież gdzieś musimy to zrobić.
- Polecam park za szkołą. Tam jest cicho, przytulnie i nikt was nie przyłapie, a wrażenia niezapomniane . – rzucił Arek, ponętnym tonem, przechodząc obok, a przy tym puszczając mi oko. Chciałem go zajebać .
- Ale dlaczego musi być to akurat u mnie ? – nie chciałem go przyjmować i nie chodzi tu o to, że go nie cierpiałem. Nie chciałem nikomu z klasy pokazywać mojego domu. Nie wyglądał on zbyt imponującą. Jeszcze istniało wielkie ryzyko spotkania matki, a po czymś takim roiłoby się od plotek o Staszku biedaku i jego starej wariatce. Kurdupel na pewno by to wykorzystała , aby się zemścić. – Ja już u ciebie byłem, wiem, gdzie mieszkasz, twoja babcia mnie lubi, zaoszczędzimy sobie czasu i kłopotu.
- Kłopotu ?! Tylko to nie tobie będzie potem nawijać przez parę dni jakiego masz super kolegę. Jaki miły, a jaki grzeczny. Babcia Kazia ma kategoryczny zakaz widywania jakichkolwiek moich znajomych – wow, czyli jestem dla niego znajomym. Nie jest źle. – Potem mi o nich truje cały czas. Więc gdzie mieszkasz ?
- Nie powiem ci.
Musztrował mnie wzrokiem, wymuszając odpowiedź, lecz ja trzymałem się hardo. Gdy spostrzegł, iż nic z tego nie będzie zaczął się drzeć.
- ZOSIA  !
 - Cicho kurwa, bo tu przyjdzie i mi wpieprzy !
Spojrzał na mnie wesołym wzrokiem i darł japę jeszcze głośniej. Kurwa, jak ja go nienawidzę.
- ZOSIA, chodź tutaj na chwilę.
- Okey, już dobra. Tylko zamknij tą zasraną koparę ! – w końcu odpuściłem. Moje jaja były mi wdzięczne. – Kasztanowa 31. Coś jeszcze ? Może pesel ?
Podszedł do mnie i wyciągnął rękę. Byłem pewny, że chce mnie uderzyć, więc przyjąłem pozycję obronną, lecz Kurdupel poklepał mnie tylko po policzku, mówiąc:
- To są właśnie pokojowe pertraktacje. -  i ruszył na przystanek. Po chwili i ja to zrobiłem, lecz szedłem jak najwolniej, aby jechać innym tramwajem niż ten kretyn.

~~*~~


- Więc jak, gotowy ? – zapytał mnie Janek po skończeniu ostatniej lekcji z perfidnym uśmiechem na jego krzywej mordzie.  Miałem ochotę go zajebać, a na myśl, że za chwilę przyjmę go w mojej chacie kiszki chciały się we mnie poprzekręcać. Nadal nie potrafiłem zrozumieć, dlaczego nie możemy iść do niego, przecież wtedy wszystko byłoby prostsze. A jego babcia byłaby zachwycona, no cóż skromnie mówiąc uwielbiała mnie. Ale jak powiedział Kurdupel, potem cały czas gadała mu o mnie. Chyba nasz mały przyjaciel miał jakiś kompleks mnie, oczywiście nie ma się co temu dziwić, no przecież jak on się przy mnie prezentował. Nie dziwię się, iż babcia Kazia tak mnie wychwalała w porównaniu z nim.
Pomimo całej złości straciłem też w cholerę czasu, musiałem przecież posprzątać, nie przyjąłbym go przecież do burdelu, nawet nie chcę myśleć , jakie by potem plotki chodziły. No a u mnie w domu czysto nie było. Matka w ogóle nie utrzymywała ładu, jedynie coś tam weekend posprzątała, a tak to gary leżały cały tydzień, no chyba że moja mała siostra się zlitowała i je umyła. O stanie podług wolę nawet nie wspominać. Nie należy też zapomnieć o moim pokoju, bo przecież tam mieliśmy głównie siedzieć. Porządkowałem go chyba miesiąc temu. Zatem sprzątanie po tak długiej przerwie zajęło mi w cholerę czasu. I pomimo moich trudów, nadal wszystko wydawało mi się uwalone.  Przynajmniej się starałem, a jak Kurdupel raczy zrobić jakiś przytyk o stanie mojej sypialni to go po prosu kopnę w dupę i wypierdzielę. Prosta piłka.
- Oczywiście – odparłem przesłodzonym tonem. Miałem nadzieję, że nikt tego nie słyszy. Gdyby poszła wieść, iż odwiedza mnie Kurdupel, chyba spaliłbym się ze wstydu. Akurat jego towarzystwem nie warto się chwalić.
- To chodźmy – zaintonował i ruszył w stronę drzwi. Kurwa muszę z nim jeszcze jechać, już wolę iść na nogach niż pokazywać się w jego towarzystwie. Ale poszedłem za nim.
Na zewnątrz dogoniłem go i szliśmy obok siebie w kompletnej ciszy. Jakoś nie miałem szczególnej ochoty na konwersację, a to, że nie miałem z nim o czym rozmawiać to już zupełnie inna sprawa, a i on raczej do tego się nie palił. Nie mieliśmy wspólnych tematów. No bo co, piłka nożna, muzyka, laski, raczej nie. Nie widziałem siebie gadającego z Kurduplem o cyckach Wiktorii. Aż nawet wzdrygnąłem się na samą myśl o tym.
Popatrzyłem na niego. Zauważyłem, że chodząc idealnie się prostuje, trzyma wysoko głowę, lecz nie wydawało mi się, iż jest to kwestia jego wysokiego ego, raczej nawyk, No bo czym miałby się chwalić. Ciekawy tylko byłem, czy jak ludzie się  z niego śmiali, też chodził taki wyciągnięty jak struna, no że tego wcześniej nie zaobserwowałem. Po chwili spostrzegł, iż się an niego lumpię.
- Co tak mnie musztrujesz Stasiu ? – wiedział, że nienawidzę jak mi zdrabnia, ale cały czas kretyn to robił, a potem się dziwi, że jestem dla niego taki niemiły. – Nie zaruchasz dzisiaj Kaśki i szukasz alternatywy w postaci mnie ?
Ryknąłem śmiechem. Starałem się to sobie nawet wyobrazić, ale całe szczęście gówno wyszło. Doszliśmy właśnie na przystanek i akurat podjechał nasz tramwaj. Wsiedliśmy do niego. Oczywiście wszystkie miejsca były pozajmowane przez stare mohery.
- Nie gustuję w takich pedalskich erotyzmach i nawet jeśli byłbyś ostatnim osobnikiem na ziemi, a ja byłbym do granic możliwości podniecony, nawet bym cię kijem nie tknął. Już wołałbym wyruchać jakąś cytatą małpę z wielkimi ustami. Przynajmniej ona nie wkurwiałaby mnie swoją gadką.
- No raczej nie różniłaby się ona od dziwek, które teraz rżniesz. No może nawet byłaby bardziej na twoim poziomie.
Rozśmieszył mnie, przyznam to otwarcie. Zaczęliśmy się śmiać i czułem się z tym bardzo niekomfortowo. Żartować z Jankiem ? Nie, źle to nawet brzmi. Potem zapanowała między nami cisza. Tramwaj przedzierał się przez miasto z zawrotną prędkością. Pewnie znowu jakiś stary dziad prowadził. Patrzyłem się w swoje buty nie wiedząc, co powiedzieć.
- Mieszkasz w domu czy w bloku ? – zapytał Janek. On w przeciwieństwie do mnie chciał podtrzymać rozmowę. Postanowiłem, że będę miły.
- W domu – odpowiedziałem i automatycznie miałem się zapytać, czy on też, ale uświadomiłem sobie, że przecież u niego byłem. – Nadal uważam, że powinniśmy iść do ciebie. Twoja babcia na pewno by się ucieszyła.
- Nawet nie wiesz jak bardzo – powiedział posępnym tonem- Musiałem zataić przed nią fakt, iż idę do ciebie. Inaczej gadałaby mi o tym cały czas i nie dała spokoju , dopóki ja cię nie zaproszę.
- Ma to jakiś urok – zapewniłem szczerze. Pani Kazia była wspaniała. Chciałbym mieć kogoś takiego w rodzinie.
- Nie jak słuchasz tego 24 na 7.  To jest osoba starszej daty, do tego nie była przyzwyczajona, żebym kogoś przyprowadzał do mieszkania. – Zdziwiłem się, że mówi o tym tak otwarcie, przecież było to chyba dość prywatne. – Nalepiłaby w cholerę ruskich i potem wcinałbym to przez miesiąc.
- Co ty pieprzysz ? Pierogi twojej babci są świetne ! Jakby ci się przejadły, możesz mi przynieść. To będzie jakaś odmiana od tego, co ja mam na obiad, a raczej to, czego nie mam. – Nie wiem, dlaczego to powiedziałem, chyba zrobiłem to nieświadomie, lecz zaraz zacząłem tego żałować. Czekałem na jakąś reakcję. Janek spojrzał na mnie pytającym wzrokiem, ale nie drążył tematu i udawał, iż nie zabrzmiało to dziwnie. Byłem mu za to wdzięczny.
- Ty też mieszkasz z babcią ? – zmienił temat.
- Z mamą i siostrą.
-  O naprawdę ? Ile ma lat ? – wydawał się tym zainteresowany, lecz parę razy się już przekonałem, jakim jest dobrym aktorem.
- Dziewięć – odparłem , uśmiechając się na wspomnienie tego szkraba. Gdy dowiedziała się, że będę miał gościa, pomogła mi sprzątać, a ja po raz kolejny przekonałem się, iż na nią nie zasługuję. – A ty masz rodzeństwo ?
- Nie – rzekł stanowczo i chyba stracił ochotę na rozmowę. Ja za to nie wiedząc , co powiedzieć, zacząłem coś nawijać.
- Za kim jesteś ? – byłem ciekawy, czy zrozumie o co chodzi, w końcu nie wyglądał na piłkarskiego kibica. Popatrzył się na mnie wątpiącym tonem i zapytał:
- Jak źle odpowiem, to dasz mi w ryj ?
- Istnieje taka możliwość – zapewniłem. Ja raczej nie należałem do grona kiboli. Kochałem football, ale nie był to jakiś fanatyzm. Podchodziłem do tego raczej na chłodno.
Tu Kurdupel zaczął nucić hymn Wisły. Albo rzeczywiście był za nimi, albo miał skurwysyn szczęście. Po chwili przyłączyłem się do niego.
- Nie no, jesteś prawilny . –powiedziałem po zakończeniu nucenia. Uśmiechnął się do mnie, a potem znowu zapanowała cisza. I teraz naprawdę nie czułem się z tym dobrze. Po paru minutach zaczął.
-Pamiętasz nasz pierwsze spotkanie ?
- Kurwa, brzmi to jak jakiś tekst z komedii dla starych moherów. – zarechotaliśmy.  – Alenie będę tworzył żadnych insynuacji. A co do spotkania, to pamiętam, lecz nie było one zbyt miłe. – stwierdziłem, przypominając sobie naszą pierwszą jazdę tramwajem.
- Zbyt miłe ? Chciałem ci wtedy wpieprzyć! – oburzył się Kurdupel. – A gdy potem zobaczyłem cię w klasie, już wiedziałem, że raczej nie będzie między nami dobrze.
- Tu akurat się nie pomyliłeś. – przyznałem.

- Wiesz, że tamta dziewczyna została zgwałcona ? – spytał nagle po paru minutach ciszy. Co on kurwa pieprzy ? Wybity z rytmu, przyjrzałem mu się ze zdziwieniem. Jego twarz była śmiertelnie poważna, na pewno nie żartował. Ciężko to jednak było mi sobie uświadomić. Zaszyłem się we własnych myślach.
Ale jak zgwałcona ? Przecież takie rzeczy przytrafiają się komuś innemu. Pewnie mu się coś posrało. Ta dziewczyna była zwykła dziwką, puszczającą się na boki, aż w końcu pękła guma. Tyle razy takie spotykałem, a ta nie różniła się od nich.
Cały czas o tym myślałem. Nie chciało wyjść mi to z głowy. Miałem ją przed oczami, jej łzy, to jak ją potraktowałem. Miałem nadzieję, iż był to tylko głupi żart ze strony Kurdupla, albo ściema, żebym zaczął żałować. Jeśli byłaby to prawda, moje Głosy nie dałyby mi spokoju.  Jak co raz bardziej zacząłem to wszystko analizować, to wersja Janka wydawała mi się coraz bardziej prawdopodobna.
Nie odzywaliśmy się do siebie. Cały czas siedziała we mnie ta sprawa. Myślałem o niej, rozważałem, starałem się siebie usprawiedliwić i chociaż nie wiedziałem, czy była to prawda i tak czułem się winnym. Czułem się jak gówno. Na pewno najbliższej nocy nie prześpię spokojnie.
-  Wysiadamy – rzuciłem ledwo świadomie, gdy zobaczyłem, że tramwaj zatrzymuje się na moim przystanku. Janek kiwnął głową i razem wyszliśmy z pojazdu, ja nadal zaprzątnięty myślami o tej dziewczynie. Starałem się kierować psychikę na jakieś pierdoły, aby tylko zapomnieć o tej sprawie, ale oczywiście gówno wyszło.
- To prowadź mistrzu. – powiedział Kurdupel, pocierając ręce o siebie. Otrząsnąłem się i zacząłem iść w stronę domu. Jemu też chyba przeszła ochota na konwersację.
Po chwili byliśmy na miejscu. Niepewnie otwarłem przed nim furtkę. Strasznie się bałem, nie wiem czego, ale się bałem. Przypatrywałem się jego twarzy, aby zobaczyć jakąś reakcję, śmiech czy pogardę, ale jego oblicze nic nie wyrażało. Kurdupel przeciwieństwie do mnie wydawał się całkowicie spokojny, ale nie wiem czy tak było naprawdę. Może w jego wnętrzu toczyła się straszna bitwa. Przepuścił mnie i ruszyliśmy w stronę drzwi.
- Witam w swoim królestwie – przywitałem go, otwierając je. Wolnym krokiem przekroczył prób, a mnie aż ścisnęło w środku. Już żałowałem, iż go tu przyprowadziłem.  Wszedłem za nim starając się nie dostrzec jego reakcji. Janek rozglądał się, ale to było chyba normalne zachowanie w nowym miejscu. Wydaje mi się , iż ujrzałem pewne zdziwienie ja nego twarzy. No cóż pewnie spodziewał się strasznym luksusów, a tu pospolita chałupa, ale mówię, to mogło być tylko złudzenie.
- Ładnie tutaj – tylko tyle powiedział, patrząc na mnie ze ściśniętymi brwiami. – Wyglądasz , jakbyś narobił w gacie. To chyba ja powinienem się stresować a nie ty, w końcu jestem na terytorium wroga.
Nie wiedziałem, co odpowiedzieć, dlatego lekko się uśmiechnąłem. Zdjęliśmy buty i mieliśmy ruszyć na górę, gdy rozległ się głos:
- Stasiu ? To ty ? – Ania schodziła po schodach troszkę niepewnie. Musztrowała Janka wzrokiem w sposób bardzo charakterystyczny dla osób w jej wieku. Ręce trzymała ściśnięte za plecami i chyba nie wiedziała, jak się zachować. W ogóle nie przyjmowaliśmy gości. Parę razy była tu Zośka czy Arek, a jak przyprowadzałem jakąś loszkę, to mała dawno już spała. Zakazałem jej przyprowadzać koleżanki, bałem się , że ta wariatka coś zrobi i potem będą dokuczać Ance w szkole. Dzieci bywały okrutne.
Janek uśmiechnął się szeroko, tym swoim ładnym uśmiechem –nie wierzę, że to powiedziałem. Brzmi to zbyt pedalsko. – Mnie nim dziad nigdy nie obdarzył. Ruszył w stronę Ani, nadal stojącej sztywno jak kij w dupie. Kompletnie nie wiedziała, co robić. Janek wystawił rękę, mówiąc:
- Ty musisz być Ania. Jestem Janek, chyba że wolisz mnie nazywać Kurdupel jak twój braciszek. – trochę zbił ją z tropu, ale ostatecznie uśmiechnęła się i przybiła mu piątkę. – Jesteś bardzo ładna, nie jak ten pan z tyłu. – szkrab zarechotał i już wiedziałem, że Janek zdobył jej serce. Przyznam, był trochę zazdrosny.
- Dlaczego nazywa cię Kurduplem ? – zapytała, trzymając palce przy buzi.
- Dlatego, że tak naprawdę mi zazdrości i chciałby być taki mały.
Przyszedł do mnie do domu, ukradł mi siostrę, a teraz jeszcze bezczelnie ze mnie żartowali.  Ani nie było wiele potrzeba. Zaraz zaczęła trajkotać o swojej szkole, koleżankach , klasie. Janek wyglądał na zaciekawionego i zachęcał ją do rozmowy, lecz kiedy padły słowa:
- Na początku myślałam, że Stasiu przyprowadzi jakąś dziewczynę, bo tak ciężko sprzątał.
- Naprawdę ? – spytał Kurdupel, patrząc się teraz na mnie ze śmiechem. Spaliłem burak i porwałem Ankę na ręce, bijąc ją lekko po dupce.
- Nie zmyśla się młoda damo – łaskotałem ją, dawając reprymendę – Czy Janek wygląda ci na wysoko nogą dziewczynę ? – zdałem sobie sprawę, że chyba po raz pierwszy wymówiłem jego imię z własnej woli. On chyba też to spostrzegł, bo dziwnie na mnie popatrzył.
- Nie, alei tak jest fajny. – zdradziła mnie właśnie osoba, mająca połowę moich genów. Co miał ten frajer, czego ja nie posiadałem ? – Pokazać ci moje zabawki ?
-  O nie, nie, nie – musiałem interweniować. To pokazanie zajęłoby jej dwie godziny, a my mieliśmy robotę do zrobienia. Chciałem to skończyć dzisiaj, żeby nie musieć już przyprowadzać Kurdupla tutaj. – Musimy iść robić projekt. A ty zmykaj do siebie robić zadanie, smrodku. – Trochę zawiedziona, ale poszła do pokoju, oczywiście uśmiechając się przy tym do Janka.
- Okey, chodźmy do mnie, bo inaczej zamęczy cię tymi pierdołami.
- Jest świetna ! – zapewnił szczerym tonem – Tylko jak następnym razem stwierdzisz wieczorem, że chcesz mnie odwiedzić to pod żadnym pozorem nie bierz jej ze sobą ! Moja babcia chyba zwariowałaby ze szczęścia. Nie wypuściłaby jej dopóki nie zadałaby wszystkich swoich pytań, a zajęłoby to pewnie z tydzień.
- Dzięki za info. Jak będę miał jej dość, wiem komu ją podrzucę. – rzuciłem ze śmiechem, a w odpowiedzi dostałem mordercze spojrzenie. Kurcze, chyba właśnie przekomarzałem się z moim największym wrogiem. Ale to wszystko jest posrane.
- Twoi rodzice w pracy ? – zapytał, gdy wychodziliśmy po schodach.
- Tak –odpowiedziałem. Nie chciałem mu mówić o ojcu, a dziękowałem, że wariatka poszła do drugiej pracy i wróci dopiero wieczorem.
Otwarłem drzwi swojego pokoju i nie mogłem uwierzyć absurdalności tej sytuacji.
- Gdyby ktoś parę tygodni temu mi powiedział, że zaproszę ciebie do domu, to bym go wyśmiał i kopnął w dupę.
Śmiejąc się, weszliśmy do pomieszczenia. Byłem z siebie dumny, bo naprawdę wszystko prezentowało się w miarę okey. A najważniejsze, że było czysto. Kurdupel chodził i rozglądał się, ja za to włączałem kompa.
-Nie kurwa, nie mów, że Starkowie ! – powiedział z rozpaczą w głosie, wskazując na plakat wilkora nad moim łóżkiem.
- Też oglądasz ? – ale ta Gra o tron łączy ludzi .
-Czytam, a raczej czytałem, bo skończyłem wszystkie, bo teraz ten tłuścioch zamiast pisać kolejną część, sprzedał się dla serialu.
-Ja oglądam. Widziałeś ten ostatni odcinek, jak Daen…
- Cicho ! – przerwał mi. – Mówię ci przecież, że tylko czytałem, a nowy sezon jest na podstawie niczego. Nie chcę sobie spolerować, dopóki nie wyjdzie książka, a raczej jeśli w  ogóle wyjdzie. Także masz milczeć o serialu.
- A co mi zrobisz ? Spoilerowanie to świetna zabawa, szczególnie tobie . – wysłał mi mordercze spojrzenie . – Jak możesz nie być za Starkami ? Nie mów, że Lannisterzy.
- No, nie do końca. Nie lubię ich, ale jakoś zawsze miałem słabość do Cersei . – popatrzyłem na niego jak na wariata. – Tak, wiem! To nienormalne. Wszyscy jej nie cierpią. Ale ma coś w sobie, co przynajmniej w moich oczach daje jej nić sympatii.
 Zakończyliśmy rozmowę i wróciłem do komputera. Janek podszedł do mnie i spojrzał na moje biurko. Leżały na nim zadania z majcy, które robiłem wczoraj. Oczywiście żadne mi nie wyszło. W końcu się wkurwiłem i stwierdziłem, że pierdzielę. Chciałem je schować, żeby nie patrzył się na moją głupotę, ale pieprznął mnie w rękę, mówiąc: zostaw. Rumieniąc się, zacząłem wpisywać hasło, a on cały czas czytał moje wypociny. Czułem się jak kompletny kretyn.
- Zawsze robisz jeden i ten sam błąd.  Musisz najpierw …
- Proszę nie gadajmy o tym . – przerwałem mu. Nie miałem ochoty słuchać teraz o matmie. Było mi niedobrze na samą myśl o niej, już wolałem ten cholerny projekt. – Mamy w cholerę roboty, Po co sobie dokładać ?
- Jak chcesz … - powiedział i zaczęliśmy pracę.

Szło nam całkiem nieźle. Kurdupel dużo wiedział o Hiszpanii, a w dodatku przez parę lat uczył się hiszpańskiego, także wszystko było prostsze. Ja też się nie upierdzielałem. Chciał zrobić tę prezentację na naprawdę wysokim poziomie, a ja zawsze byłem minimalistą. Jednak jego entuzjazm i zapał były bardzo zaraźliwe. Widząc jego podejście sam dostałem kopa i bardzo się starałem. Głównie wyglądało to tak, że on wyszukiwał informację i je dyktował, ja za to tworzyłem prezentację. Kłóciliśmy się w cholerę. Oboje mieliśmy charakter przywódcy nie cierpiącego sprzeciwu, dlatego żarliśmy się w wielu kwestiach. Zazwyczaj to jednak on wygrywał. To było takie dziwne, że ktoś narzuca ci swoją wolę. W innych okolicznościach chyba bym temu komuś przypierdolił. Lecz w tej sytuacji mi to jakoś nie przeszkadzało, może tylko drażniło. Pozwalałem przejąć Kurduplowi inicjatywę. Tłumaczyłem to sobie tym, że lepiej zna ten kraj, byle tylko nie dopuścić myśli, że o tak sobie mu uległem.
W czasie pracy gadaliśmy ze sobą, ale była to raczej sztywna konwersacja. Byliśmy zajęci prezentacją, ale też myślę czuliśmy się trochę niezręcznie razem. Ale było nawet miło. Gadaliśmy o Grze o tron, szkole, żarciu. Czułem dużą barierę, jednak nie przeszkodziła ona w złapaniu jakiegoś kontaktu. Gdy przypominałem sobie, jak między nami było, jak się kłóciliśmy, walczyliśmy, a teraz razem pracowaliśmy, gadając jak normalni ludzie. Myślę, że daliśmy sobie troszkę na wstrzymanie, ja na pewno, lecz myślę, że on też. Nie myślcie też, iż było idealnie. Występowały sprzeczki i ciągła irytacja, ale w kulturalnym stylu.  W końcu doszliśmy do końca i zostało tylko dopracować wszystko w prezentacji. Zająłem się tym, a Kurdupel rozciągnął się i usiadł na łóżku.
- Mieszkasz tylko z babcią ? – byłem bardzo ciekawy, jak wygląda jego sytuacja rodzinna, ale była to zwykła ciekawość, nie w celu zdobycia informacji, które potem rozpowszechnię i wyśmieję, ale Janek chyba tak to właśnie odebrał.
- Naprawdę myślisz, że powiem ci to ? – nie widziałem jego twarzy, gdyż cały czas udoskonalałem prezentację. – Gówno ci do tego. Nie chcę, żeby cała szkoła jutro o tym wiedziała. Bycie pośmiewiskiem już mi się troszkę znudziło.
- Dlaczego każdy mój ruch czy pytanie odbierasz tak, jakbym chciał cię skrzywdzić? – zabolała mnie jego reakcja  po raz kolejny pokazała jego opinię o mnie.
-Naprawdę Staszek mam ci przypomnieć, dlaczego mam prawo tak podejrzewać ?
-Wiem, że zachowałem się jak kretyn, już to do mnie dotarło, ale przecież dostałem twoje przebaczenie – to ostatnie słowo wyolbrzymiłem.
- Które następnie kazałeś włożyć w dupę i przeruchać.
- Byłem wkurwiony. Przypomnij mi łaskawie przez kogo ?
- Wszystkie moje podejrzenia miały rację bytu i dlaczego wyciągasz to szambo ? Przecież cię przeprosiłem ?
- Ale nie dostałeś wybaczenia. – zaatakowałem go jego własną bronią. Byłem dumny, że wyszło mi to tak klarowanie. – Poza tym czy to ja zacząłem wspominki i wyciąganie tego „szamba” ? – usłyszałem jego wzdychnięcie, na które się uśmiechnąłem. Lubiłem te przekomarzania, ale miałem świadomość, że niewiele dzieli je od ostrej kłótni.
- Żeby zakończyć ten idiotyczny spór, mając w dupie to, że to rozpowiesz, ogłaszam: tak, mieszkam sam z babcią.
Kurwa, nie mówcie, że sierota. Chociaż wszystko na to wskazywało. Widać było, że nie powodzi im się najlepiej, a do tego ten medalion, może to była jakaś pamiątka. Ale tak strasznie chciałem, aby nie było to prawda. Jeśli Janek rzeczywiście jest sierotą to zabiją mnie wyrzuty sumienia za to, jak go traktowałem. I ogólnie zacznę go traktować inaczej, jako sierotę, ofiarę. Każdy chyba tak miał. Nie chcesz tego, ale patrząc się na tę osobę , cały czas słyszysz w głowie: biedaczysko, nie ma rodziców.  Wiedziałem, że może być to bolesne, ale tak strasznie chciałem się dowiedzieć. Chciałem usłyszeć, że nie.
-Twoi rodzice nie żyją?  -spytałem się najdelikatniej jak umiałem, aby nie wyjść na wścibskiego, ale równocześnie dać mu do zrozumienia, iż go nie wyśmieję. W odpowiedzi spodziewałem się wszystkiego, Alenie śmiechu, który usłyszałem.
- Co ty pieprzysz ? – kurwa, ale mi było głupio. Całe szczęście, że patrzyłem w monitor i nie widział mojej twarzy. – A co już ci się zrobiło żal biednego sieroty, mieszkającego ze starą babką ? Poczułeś się jak ostatnie gówno, bo tak mu dokuczałeś ? – dlaczego wszystko co wymienił, było prawdą. – Dla twojej wiadomości moi rodzice żyją i mają się świetnie. A mieszkam sam z babcią, bo oni pracują w Anglii i rzadko tutaj przyjeżdżają. Pasuje ?
Nic się nie odezwałem. Nie wiedziałem, co powiedzieć. Poczułem jednak wielką ulgę, jednak czułem, że nie jest chyba ze mną do końca szczery. No bo jak tak sobie myślę, jego starzy pracują w Anglii, a tam są funty, które nisko nie stoją. To dlaczego Kurdupel żyje w tym ubóstwie ?
- W ogóle kretynie, dlaczego powiedziałeś mojej babci o tej wycieczce ?! – jego ryk wyrwał mnie z zamyślenia.
- Co kurwa ?
        - Naopowiadałeś jej o tym wyjeździe i uparła się, że muszę jechać.
- To nie mówiłeś jej wcześniej?
- No nie ! Kazałaby mi na nią jechać. A ja kurwa nie chcę!
- To jej powiedz, że nie i będzie po sprawię.
- Nie mogę ! Kurwa, to wszystko przez ciebie ! Narobiłeś jej nadziei, że mam znajomych i gdy się tylko dowiedziała o wycieczce, stwierdziła, że muszę jechać, że będzie fajnie itp. Stwierdziła, że jej nie powiedziałem, bo nie chciałem, żeby wydawała na to pieniędzy, a że tak naprawdę to o tym marzę i chcę spędzić czas z przyjaciółmi. I nie mogę odmówić, żeby nie wyprowadzić jej z tego złudzenia. Jakby się dowiedziała,  że raczej nie jestem lubiany, chyba by się załamała. Więc muszę zgrywać, że jest okey. Poza tym zadzwoniła już do Talskiego i mnie zapisała. Zadowolony z siebie ?
- Skąd to miałem wiedzieć ? Odpieprz się !
- Mogłeś ugryźć się w jęzor. Ty się będziesz super bawić, a ja cierpieć męki. Z kim tam będę się zadawać ? Przecież wszyscy mnie nie cierpią.
- Wytrzymasz jakoś te pięć dni.
- Tak tylko te pięć dni kosztuje sześć stów i to mnie najbardziej boli.
Zamilkłem. Było mi strasznie głupio. Nie chciałem, żeby tak się stało. Gdy stawiałem siebie na jego miejscu, nielubianego, odtrąconego. Z kim on będzie w pokoju ? A w dodatku gdy uświadomiłem sobie, że pani Kazia wyrzuci sześć stówek ze swojej małej emeryturki w Nadzi na szczęście wnuka, miałem ochotę coś sobie zrobić.
Skończyłem z prezentacją, zapisałem wszystko i wyłączyłem kompa. Wstałem kiedy podszedł do mnie Janek z jakimiś kartkami.
- Masz, rozwiązałem ci te zadania. A tu pozaznaczałem, gdzie robiłeś błąd. Także przejrzyj to sobie.
Zamurowało mnie. Skąd ta dobroć ? Przecież mnie nie lubił. Nie wiedziałem, co powiedzieć. Stałem jak głupi z otwartymi ustami.
- Eeee, dzięki. – tylko na tyle było mnie stać.
- Dobra, ja już się będę zbierać.
Ruszyliśmy na dół. Na chwilę zajrzałem do Anki, ale spała jak suseł, więc nie chciałem jej budzić. Za to wrócił ktoś inny …
- Dzień dobry, nazywam się Janek. Jestem kolegą Staszka ze szkoły. – Kurdupel wyciągnął rękę do mojej matki. Ona popatrzyła się na niego przez chwilę, a potem odwróciła się i poszła do kuchni.
- Mówiłam jej, ale nie chci… Trzeba iść to naprawić. Zadzwonię po … Albo nie …
Janek stał jak wryty nadal z wyciągniętą ręką. Chyba nie dotarło do niego to , co się stało.  Ja zakryłem twarz dłońmi, chcąc zapaść się pod ziemię. Kurwa, właśnie tego się bałem ! Mówiłem jej wczoraj, żeby się nie odzywała, ale nie. Wyszła na kompletną wariatkę.  Co będzie jutro w szkolę …
Kurdupel popatrzył na mnie zdziwiony, ale dałem mu do zrozumienia, że nie chcę o tym gadać i zacząłem ubierać buty. Oddałbym wszystko za szluga albo flaszkę. Takie upokorzenie. Jestem już skończony. Chciałem wyjść stąd, iść w cholerę, jak najdalej od tego gówna. Zasunąłem kurtkę i wyszedłem na zewnątrz.  Janek zaraz do mnie dołączył.
- Jeśli powiesz komuś o tym jutro, to cię …
- Nikomu nie powiem. –przyrzekł, ale powiedział to jak coś oczywistego, a nie wywołanego moją groźbą.  Ruszyliśmy na przystanek.
- Nie wierzę, że nam się udało, że się nie pozabijaliśmy, a teraz ty odprowadzasz mnie na przystanek. – tylko przytaknąłem. Byłem zbyt wkurwiony, aż mnie nosiło.
- Nigdy nie zamieniłem z kimś z klasy tylu słówko dziś. Daniel nie bywa rozmowny.
Nagle coś mnie tknęło. Odwróciłem się w jego stronę i chwyciłem go oburącz za ramiona. Janek zbaraniał, nie wiedząc, co robić.
-Dam ci radę – nie wiem dlaczego to mówiłem. Nie zależało mi na nim, miałem go w dupie, ale coś mnie tknęło, abym mu o tym powiedział.- Nie zadawaj się już z Danielem, bo i tak nic ci to nie da, a i przeciwnie. Znajomość z nim może cię wystawić na jeszcze większe pośmiewisko.
- Ale dlaczego ? – był strasznie zbity stropu. NA pewno nie spodziewał się takiej „przyjacielskiej rady” po mnie. Poklepałem go po ramieniu.
-Nie ważne. Ale zapamiętaj to lepiej. – odwróciłem się i po chwili byliśmy przed przystankiem. Już do niego podchodziłem, gdy zauważyłem, że Janek zniknął. Rozejrzałem się i znalazłem go pod drzewami, z pięćdziesiąt metrów od przystanku.
-No chodźże ! Zaraz ósemka ci ucieknie !
-Ona mi nie pasuje. – powiedział z pewnością w głosie.
- Jak ci kurwa nie pasuje ? Wszystkie jadą przez twój przystanek. Nie chce mi się marznąć. Nie wydziwiaj. – co on kurwa odpierdalał ?  Przeszedłem parę kroków, lecz on cały czas stał w miejscu.
- No Kurdupel, na noc chcesz zostać ? Chodź cwelu !
- Nie – odpowiedział hardo.
- Dlaczego ?
- Bo tak.
- Dlaczego kurwa ?
Zaciskał pięści, jakby się wahał. Statecznie podniósł głowę, spojrzał mi w oczy, a potem wskazał głową na przystanek. Nie wiedziałem , o co mu chodzi, więc wzruszyłem ramionami, na co on powtórzył ruch.
Odwróciłem się i zobaczyłem, że na przystanku czekają jakieś ziomale, będzie z dziesięć osób, chłopaki i dziewczyny. Nie no, nie mówcie, że Kurdupel się ich bał.
- No co ci zależy, że oni tam stoją? Chodź !
- Nie pójdę !
- Jak będą ci dokuczać to im przypierdolę !
- Daj spokój !
- Zaraz sobie z nimi pogadam !. – ruszyłem w ich stronę. Nie wiem, dlaczego. Przecież nawet ich nie znałem, teraz chciałem bronić Kurdupla. Nagle poczułem na swoim ramieniu silny uścisk.
- Stój tu Staszek , proszę. Daj im spokój ! Nie idź tam .
- Ale dlaczego?
-Proszę, nie rób tego. – spojrzałem mu w oczy i zobaczyłem straszny strach. Nie mówcie, że tak się bał o mnie. Przecież na pewno poradziłbym sobie z tymi frajerami.
Jednak nie ruszyłem się. Podjechał tramwaj i grupka do niego weszła. Kiedy odjechali, podeszliśmy do przystanku.
-Powiesz mi, o co chodzi ?
Patrzył na tablicę odjazdów i ewidentnie miał mnie w dupie.
- Janek kurwa !Nie udawaj, że mnie nie słyszysz !
- Nieważne !
- Skoro zrobiłem ci przysługę to mi to chociaż wytłu…
- O mój tramwaj, muszę lecieć. To cześć.
Podjechała czwórka, a Kurdupel błyskawicznie do niej wskoczył, byle jak najszybciej się ode mnie oddalić. To było dziwne.

Kurcze, ale jestem z siebie dumna. Nowy rozdział – i to długi – po równiutko trzech tygodniach ! A nie trzech miesiącach, jak to miałam w zwyczaju. Jestem w miarę zadowolona, ale przeżywam straszny dylemat. To opowiadanie trochę mi się rozrosło i chciałabym, wprowadzić inne osoby, inne narracje, perspektywy. I miałam zamiar zrobić już to w tym rozdział, lecz i tak wyszedł mi za długi. I nie wiem, czy jest sens robić z nich osobne posty, ale też nie wiem, jak to płynnie wpleść. Muszę się z tym przespać.
robyn


PS: ostatnio czytałam parę rozdziałów i jest w nich mnóstwo bledów. Strasznie przepraszam, ale po napisaniu jestem jak wytarta szmata i poprawiam tylko podkreślenia i nie daję rady czytać tych wypocin od nowa, a chcę je jak najszybciej wstawić. A gdybym chciała opublikować skorygowane pewnie musielibyście czekać na rozdział półroku, bo 2 miesiące pisania, a potem 4 czekania, aż będę mogła go na spokojnie przeczytać i poprawić. Dobra, zaczynam gwiazdorzyć. Biorę snickersa i idę spać

1 komentarz:

  1. No i fajnie, błedy zawsze są, trzeba mnie c dobrą bete bo nie da się czytać tego samego ws kółko:-)

    OdpowiedzUsuń