wtorek, 5 kwietnia 2016

Rozdział czwarty

Razem z całą grupką opuściliśmy budynek szkoły. Nie prezentował się on szczególnie dobrze. Stare brudne od sadzy cegły zaczynały już kruszeć, w niektórych miejscach zakrywał je bluszcz. Widziałem też zamalowane obszary, gdzie kiedyś widniały graffiti obrażające dyrektorkę, nauczycieli lub klasowe dziwki. Do obowiązków konserwatorów należało zamalować je tak, aby nie były widoczne. Wychodziło średnio.
Okiennice pomalowane na biało zaczynały już odlatywać, dlatego obszar wokół szkoły wyglądał jakby był obsypany gradem. Nie sprzątane tego, gdyż nikt nie wiedział, kto  ma to zrobić: woźne czy uczniowie, którzy dużo dokładali to psucia tych okiennic. W ramach wszech szkolnego kompromisu bałagan został nie ruszony.
Pomimo tego, że na całym świecie panował miesiąc grudzień, na pewno nie dało się tego poznać po pogodzie. Temperatura przekraczała 10 stopni i nie zapowiadało się w najbliższym czasie na opady śniegu. A szkoda, bo bardzo lubiłem biały puch. Nie wiem dlaczego kojarzył mi się z ojcem. Gdzieś w podświadomości pozostałymi chyba jakieś wspomnienie z dzieciństwa.
 Oczywiści matka jak zawsze dramatyzowała. Kazał mi wyjść na strych, aby ściągnąć zimowe ubrania, dla mnie i Anki. Matka cały rok chodziła w jednej i tej samej kurtce ze sztucznej skóry. Jedynie na zebrania do szkoły zakładała materiałowy płaszcz.
Wyśmiałem ją. Po co mam zapieprzać, skoro i tak na nic nam się jeszcze one nie przydają. Było ciepło i chodziliśmy w ciuchach wiosennych, które znajdowały się pod ręką. Wtedy, kiedy naprawdę będą potrzebne, pofatyguję się na poddasze i je przyniosę.
Oczywiście do matki nie dotarły takie w miarę rozsądne argumenty. Czasem się zastanawiam, czy nie żyje ona w innym świecie. Jak to się nazywało ? Aha, autyzm. Akurat w jej przypadku pasowałby idealnie.
Ona na to, że jej nie szanuję, że jestem dorosły i nadal zachowuje się jak  dziecko. Te same przyśpiewki co zawsze.  Na nic oryginalnego jej nie stać.
Powiedziałem, żeby pocałowała mnie w dupę i poszedłem do siostry pomóc jej odrobić lekcje. Gdyby nie Anka już dawno bym ze świrował. To ona nadawała minimalny sens mojemu marnemu życiu. Sprawiał, że rano wiedziałem, po co mam się obudzić. Przynajmniej dla niej.

W Krakowie było strasznie brudno. Przemierzając ulicę wszędzie widziałem puste butelki, puszki, gazety. Jakby wielkim problemem byłoby wrzucenie ich d kosza. Ale i tak najbardziej nienawidziłem psich gówien. I gołębi. Dziady śmierdziały, były brudne i przenosiły najróżniejsze choroby. Potrafiły wskoczyć ci na ramię i zapieprzyć precla, skurwysyny. Nie potrafiłem zrozumieć rodziców, którzy pozwalają dzieciom brać je na ręce. Ja bym gadów nawet patykiem nie tchnął. Na moje nieszczęście ptaki oblegały całe miasto i nie mógłbym znaleźć miejsca, które byłoby od nich wolne.
- Kurwa ! – krzyk Arka zagłuszył jakiś tępy odgłos. Szliśmy w stronę przystanku szybkim tempem. Został nam jeszcze kawałek, a tramwaj odjeżdżał za parę minut. Chodniki w Kraku są robione na odwal się. Kiedyś widziałem jak drogowcy wylewali beton, a potem nadawali mu wygląd kostki. Prawie jak w Rosji.
Chłopak nie patrzył pod nogi i stanął na nierównym kafelku, który się osunął. Noga wpadła z trzaskiem do dziury. Jednak i tak dobrze, bo skończyło się tylko na zadrapaniu. Z samego dźwięku i wyglądu sytuacji wydawała się ona poważniejsza. Obstawiałbym złamanie, lecz Arek jak zawsze ma szczęście. Śmiał się najgłośniej ze wszystkich i pewnie zaraz o wszystkim zapomni.
- Musisz stary patrzeć pod nogi – powiedziałem klepiąc go po ramieniu. Była to dosyć dziwna pozycja. Chłopak był trochę wyższy ode mnie i żeby wykonać ten gest musiał w nienaturalny sposób podnieść rękę.  – Skończy się kiedyś tym, że wpadniesz pod tramwaj i co powiem twojej matce ?
Popatrzył na mnie z charakterystyczną miną. Nosił ją wtedy, kiedy nad czymś się zastanawiał. Arek nie dok ońca był błyskotliwym człowiekiem. Mocny w gaciach, na boisku i w pociskach, jednak na ogół ciężko było mu cokolwiek powiedzieć, szczególnie do obcych, jeśli nie był to podryw lub krytyka.
- Zamiast mówić będziesz cieszyć się razem z nią. Ona pozbędzie się kolejnej gęby to wykarmienia, a ty nie będziesz mieć żadnych oporów, aby opuścić naszą grupę i iść zaspokoić te piękności z  naszej klasy. Dziś na twój widok bardzo się śliniły.  Kiedy zamkniesz oczy, nie poczujesz różnicy pomiędzy nimi a Izką.
Cała grupka ryknęła śmiechem. Zazwyczaj tak było. Ja albo Arek coś mówiliśmy, a reszta reagowała. Tylko wspomniana Iza pozostała nadal lekko naburmuszona i ze śmiechem spoglądałem jak robi wyrzuty przyjaciółce, która rechotała razem z nami.
-  Nie będzie w stanie jej dostrzec, bo zapomniał już smak Izki. – dołączył Heniek. Był to niski chłopak, nie miał nawet 170cm wzrostu. Za to nikt nie biegał tak szybko jak on. Na boisku tak zapieprzał, że czasem miałem problemy z połapaniem się, gdzie znajduje się w danej chwili. Lubiłem go, chociaż jedynymi tematami, o których mogliśmy gadać były laski i piłka – A w najbliższym czasie go nie dostaniesz. Chyba, że zaczęła kierować się ona miłosierdziem , ale w takim razie na pewno nie dałaby się nam przerznąć.
- Spokojna głowa, nasz alfons może mieć każdą suczkę w tym mieście, prawda Misiu ? – dodał Arek udając napaloną laskę i chwytając mnie za tyłek. Rechocząc, przycisnąłem łapy kumpla do swoich pośladków, a następnie odepchnąłem, tak że wylądował na Kaśce.
Akurat na naszym horyzoncie ukazał się przystanek. Nie miał dachu, pewnie zapieprzyły go jakieś kibole. A ławki, na których tradycyjnie siedziały stare mohery, trzymając obok siebie bardzo zmęczone siatki, które musiały odpocząć i zajmowały miejsce innym, zaczynały się już powoli rozlatywać „A żeby kiedyś się tak pod staruchami rozdupczyły” – pomyślałem
Moje rozmyślania przerwała wyłaniająca się za skrzyżowania dwójka. Już stamtąd mogłem zobaczyć, że jest zapchany jak zawsze. A liczyłem na miejsce siedzące. Ruszyliśmy sprintem
Nadal pozostał nam kawałek, a konduktor nie będzie tak miły i nie poczeka. Zazwyczaj lubiłem biegać, szczególnie na boisku. Wolny od wszystkiego, nie myśląc o kłopotach. Liczyła się tylko piłka i emocje z nią związane. Nasze codzienne maratony strasznie mnie nudziły i zazwyczaj pogarszały humor.  Poruszając nogami, z tornistrem na plecach i paczką znajomych obok siebie czułem przygnębienie i rutyną. Wczoraj tak było, dzisiaj i jutro tak będzie oraz pewnie po jutrze. Przez cały popieprzony rok. Ta sama sytuacja, z tymi samymi ludźmi, z tym samym zasranym tramwajem, który przyjeżdża o minutę za wcześnie.  Czy po to nadal żyję, żeby uganiać się za czwórką, chociaż i tak nie zawiezie mnie ona do żadnego ciekawego miejsca.
Tradycyjnie pierwszy dobiegł Heniek, śmiejąc się z naszego tempa. Dziewczyny ledwo się dowlokły. Wsiedliśmy do wagonu tramwaju. Nie obyło się to bez przepychania. Gdyby w tej chwili wbił jakiś kanar, z powodu braku miejsca nie miałby jak sprawdzić biletów. Pojazd ruszył.
Moja paczka gadała w najlepsze, ja jednak wyciszyłem się. Zastanawiałem się, co robi w tej chwili Zośka. Może już też wraca do domu.
Na początku naszej znajomości, po incydencie w Piździe, dziewczyna nie wiedziała, że prawie codziennie po szkole chodzimy tam się pieprzyć. A ja wolałem tej sprawy nie poruszać. Czułem, że stąpam po cienkim lodzie. Przyjaciółka uważała mnie za chłopaka szanującego dziewczyny, takiego, który czeka na tę jedyną. Cóż, w mojej kwestii nie mogła bardziej się pomylić.
Kiedy dowiedziała się prawdy, nic nie powiedziała. Nie wiem dlaczego. Może po prostu załamała się, zastanawiała z kim się zadaje. Mogę przysiąc, że przez chwile widziałem żal i pogardę w jej oczach. Nawet lekki wyrzut. Mówiły one: nie tego się po tobie spodziewałam. Jednak nastolatka jest bardzo tolerancyjna, szanuje wszystko i wszystkich, oprócz takich idiotek typu Izka. Zaakceptowała mnie. Na początku widziałem, iż było jej ciężko. W takich sytuacjach nie myśli się o przygodach razem przebytych, dobrych cechach. Patrząc na moją twarz, potrafiła dostrzec jedynie zwykłego dziwkarza. Bo nim byłem. Jednak nigdy mi tego nie powiedziała, nigdy mnie nie potępiła.
Z czasem musieliśmy się poznać na nowo, bardziej otworzyć serca. Starałem się bardziej ukazać swoją sytuację. Nie chciałem w żadnym wypadku się usprawiedliwiać. To co robiłem i robię nie jest dobre. Wiem, że robiąc to, nie zachowuję się jak prawdziwy facet. Ten powinien szanować kobiety, więcej dawać niż brać. Opiekować się, pocieszać. Sprawić, iż cały świat będzie kręcić się tylko wokół niej.  Ja byłem nastawiony tylko na jedno, tylko na siebie. Przyjemność czerpana ze stosunków, bo tych czynów na pewno nie mogę nazwać kochaniem, zastępowała lukę w moim życiu. Pewnych rzeczy których nie dostrzegałem, a które powinienem. To ona napędzała całą tę karuzelę i wypełniała ją straszną goryczą. Myślę też, że bardzo podnosiła moje ego, będące i tak już za wysokie.
Kiedyś, gdy miałem załamkę, poczułem straszny wstręt i obrzydzenie do mojego ciała i czynów. Myśląc osobie miałem ochotę zwymiotować, całe dnie zlewały się w jedno  to samo. Czuję, iż gdyby wtedy pojawił się ktoś, który jest w stanie mi pomóc, udałoby mi się powrócić na „dobrą drogę”.  W głębi duszy wiedziałem, że tak było.
Wtedy ujrzałem zachowanie mojej paczki. Wcześniej również je widziałem, jednak nie zwracałem na nie uwagi. Byli bandą idiotów, zapatrzonych tylko w swój własny nos i potrzeby. Wyśmiewali się ze wszystkiego, wszystkim i wszystkimi gardzili. Uważali się za lepszych. Wszystko miało im się należeć tylko ze względna fakt ich istnienia. Byli tacy puści, fałszywi i cyniczni. Kiedy ktoś wyciągał rękę, aby im pomóc, uśmiechali się, a następnie wbijali nóż w plecy. Zawsze atakowali słabszych, tych, którzy nie mogli im się postawić, a nawet jeśliby to zrobili, banda zniszczyłaby ich.
Postanowiłem sobie, iż z nimi zerwę, raz na zawsze. Zmienię szkołę, towarzystwo. Zakończę ten parszywy okres życia, który napawał mnie tylko goryczą i pustką. Zacznę wszystko od nowa. Wyrobię sobie prawdziwą opinię, a nie taką, jaką widzą mnie inni: boskiego piłkarza, któremu każda leci do stóp.
Kiedy już szedłem z tą sprawą do dyrektora, zatrzymałem się w miejscu. Olśniło mnie, jednak nie w pozytywnym znaczeniu tego słowa. W sensie, zrozumiałem straszną prawdę.
Paczka była wstrętna, fałszywa i wszystkie opisy napisane  dwa akapity wyżej się jej odnoszą. Ale ja do niej należałem, z własnej woli. Byłem taki sam jak oni, a nawet gorszy. Przecież ja stworzyłem tę bandę, ja byłem jej przywódcą, to moje rozkazy spełniali, ja decydowałem, kto zostanie przyjacielem, a kto wrogiem. Cała odpowiedzialność spoczywała na Staszku. Mogłem zmienić kogoś życie w jednej chwili, mogłem je też zniszczyć, jak było to w przypadku Daniela.
Porzuciłem myśl o odejściu z technikum. Stwierdziłem, że nie ma to najmniejszego sensu, jedynie narobi większego szumu wokół mojej osoby, co jeszcze bardziej pogorszy moją sytuację. Jednak nie powiem że nic nie zrobiłem.
Starałem się być bardziej wyrozumiał, nie wyśmiewałem się z innych i starałem do tego namówić grupę. Patrzyli  wtedy na mnie jak na największego idiotę. Ich oczy zdradzały straszne zdziwienie i śmiech. „ Jak tak ci na nich zależy, to sobie do nich idź” tak mówili sobie w głowie.
Zapewne nie uwierzycie, ale zmusiłem się nawet to poprawienia kontaktów z matką. Nie robiłem jej docinek, jadłem wszystko, co gotowała. Mówiłem, że ładnie wygląda. Ogólnie ją szanowałem. Jednak kiedy po pewnych czasie spostrzegłem, iż nie przynosi to żadnych efektów, zrezygnowałem z tego.
Ostatnie i najważniejsze: przestałem się pieprzyć. Całkowicie. Po szkole zamiast iść do Pizdy, wracałem do domu, czytałem książki, grałem na kompie. Znajomi nie wiedzieli co się dzieje. To głownie ja motywowałem, aby chodzić i uprawiać seks. Kiedy  zrezygnowałem, wszystko powoli zaczęło się sypać.
Na początku nie było źle. Mogłem żyć bez współżycia, normalnie funkcjonować.  Myślę, iż siły w tej dziedzinie dodawało obrzydzenie do samego siebie. Powstrzymywał moje wodze i zapędy. Jednak nie wyeliminowało całkowicie napięcia. Starałem się uprawiać więcej sportu.  Zacząłem biegać, ćwiczyć rano i wieczorem, jednak nie przynosiło to dużych efektów.  Miałem ciągłe wahania nastroju, byłem zły. Pomimo zaprzestania tego wszystkiego, nadal nie czułem sensu życia, mojego celu, co jeszcze bardziej zmniejszało motywację. Myślałem, iż wtedy odnajdę pokój i sens istnienia, jednakże nie potrafiłem, a może nie byłem w stanie tego zrobić. Wszystko kumulowało się we mnie. Nie potrafiłem się na niczym skupić, myślałem tylko o jednym, o moich pragnieniach. Dostawałem coraz gorsze stopnie, nie dało się ze mną normalnie rozmawiać. Nawet Ania zauważyła, że coś ze mną jest nie tak.
Po dwóch tygodniach wróciłem do starych nawyków. Nie dla tego, iż chciałem, aby wszystko znowu było normalnie, abym ja stał się normalny. Po prostu nie wytrzymałe presji i pociągu. Czułem, jakby coś mnie przygniatało i nie chciało puścić. Podbrzusze paliło straszliwym ogniem na widok każdej dziewczyny, a kiedy oglądałem telewizję i pokazali kobietę w bikini, musiałem trzyma się fotela, aby nie pobiec do łazienki i tam zwalić konia. Nie dałem rady.
Zastanawiałem się, czy problem leżał we mnie, czy mógłbym zrobić coś jeszcze. Starałem się odciąć odżycia wszystkie złe jego strefy. Może zrobiłem to za szybko, a może powinienem robić to stopniowo, nie wiem.
Mogło się również okazać, iż sam nie dam rady i muszę potrzebować pomocy kogoś z zewnątrz. Jednak nie zamierzałem chodzić do żadnych seksuologów i innych fachowców. Nie sądziłem, iż będą w stanie mi pomóc, w dodatku strasznie dużo liczyli za wizytę, a mnie stać nie było, a przecież nie Pojdę do matki prosząc o pieniądze na terapię.
Doszedłem wtedy do paru wniosków.
1.Jestem uzależniony od seksu. Nie mogłem bez niego żyć. Pragnąłem tej przyjemności, tej bliskości z drugim człowiekiem, chociaż nigdy nie mógłbym tego nazwać bliskością, ale cóż, musiałem to sobie jakoś tłumaczyć.
2. Nie ma sensu próbować znowu, skoro i tak nic się nie zmieni, a wręcz tylko pogorszy, każdej sferze życia, oprócz tej religijnej.
3. Matka zasługuje na złe traktowanie i w tym punkcie nie miałem wyrzutów sumienia.
4. Uświadomiłem sobie, iż będę musiał żyć w tym brudzie i nieczystości. Moje życie przesiane będzie goryczą i pustką. Muszę się do nich przyzwyczaić i jakoś je znosić. Chociaż z każdym dniem, czułem do siebie jeszcze większą odrazę.
I tak od dwóch lat egzystowałem. W ciągu dnia żyłem w miarę normalnie. Starałem się nie myśleć o obrzydzeniu do siebie i braku celu, czasem udawało mi się nawet o tym zapomnieć. Jednak niekiedy to poczucie powracało i wtedy, tak jak teraz w tramwaju, nie miałem na nic ochoty. Najgorzej było wieczorami  i w nocy.
Właśnie o tych porach emocje z całego dnia, tygodnia, miesięcy i wreszcie dwóch lat kumulowały sie i nie miały ujścia. Czułem się jak największy śmieć, wyrzutek. Miałem ochotę ze sobą skończyć. Nie ważne w jaki sposób, bolesny czy szybki. Byleby zabrał mnie stąd i przynajmniej w tym sensie oczyścił.
Nigdy nie powiedziałem nikomu o wojnie, która toczyła się wewnątrz mnie. Anka była za mała, matka miała nas w dupie, a Arek nie zrozumiałby. Zosi wstydziłem się powiedzieć. Tak , ja mocarz, wielki piłkarza, strasznie bałem się chwili szczerości. Bałem się, iż kiedy pozna moją słabość, wykorzysta ją przeciw mnie. Bałem się, że zdradzi mnie, moja najlepsza przyjaciółka ! O to co zrobiło ze mnie przebywanie z tymi ludźmi, wszystkie moje czyny. Całe szczęście Zośka spędzała trochę czasu z nimi tylko ze względu na mnie. Nie mieli na nią żadnego wpływu.
Podejrzewam, iż dziewczyna domyślała się czegoś.. Nie była  głupia, widziała, że czasem chowam twarz w ręce i sprawiam wrażenie, jakbym miał ochotę, aby  wreszcie wszystko się skończyło.
Starała  się ze mnie wydusić więcej, jednak się nie dałem. Później chciała sama mnie rozgryźć i w części się jej udało. Wiedziała, iż czuję się wstrętnie poprzez złe traktowanie innych. Nie miała jednak pojęcia, iż przez seks, który zdawałem się tak lubić, zapadałem się powoli w otchłań.
Następnie próbowała mi pomóc. Przedstawiała osoby z których się śmiałem, zmieniała spojrzenie na świat, starała się znaleźć mój cel. Udało się jej tylko wmówić mi jedno:  jesteś dokładnie odwrotnością tego, kim widzą cię inni. Tak było. Uważano mnie za silnego, pewnego siebie, a ja ledwo dawałem sobie radę z własnym sobą.


Kiedy już Zosia przyzwyczaiła się do mich poszkolnych wypadów, zaproponowałem jej, aby poszła z nami. Na pewno jakaś dziewczyna pozwoliłaby jej na seks i oddała się. Jeśli nie ze względu na przyjemność, to na fakt, iż ja tego chciałem. Brunetka jednak odmówiła. Powiedziała, iż wie, że miałem dobre chęci, lecz abym już nigdy jej tego nie proponował. Brzydziła się tym, pieprzeniem bez uczuć. Chciała znaleźć prawdziwą miłość, a nie tylko zabawę. Moje czyny wydawały się Zośce bardzo lekkomyślne i niedojrzałe. „Nie o to chodzi w seksualności „ – powiedziała.
Zapytałem się wtedy, dlaczego teraz tak mówi, a kiedyś chciała mi się oddać, w ogóle mnie nie znając. Odpowiedziała, iż miała wtedy zły dzień, nie myślała trzeźwo oraz chęć posiadania wreszcie kogoś bliskiego prawie zmusiła ją do tego. Zdziwiłem się. U nas w klasie każdy lubił Zosię, a podobno w poprzednich szkołach była wyrzutkiem. Zrozumiałem ją.
Chciała się przespać nie po to, aby się odwdzięczyć, lecz aby wreszcie znaleźć jakąś relacje, nie tylko odrzucenie.  Myślała, iż przez to ją zaakceptuję i pokaże, że nie jest taka zła. Jak strasznie musiała być zdesperowana i samotna.
Jednak okazałem jej uczucie bez tego i dałem moją przyjaźń. Pamiętam, kiedy pierwszy raz szliśmy za ręce. Była taka szczęśliwa, wręcz rozanielona. Pierwszy raz zaznała zrozumienia i polubiłem ją taką, jaką naprawdę jest. Ona zrobiła tak samo.
- Ej Staszek, żyjesz stary ? – wyrwał mnie Arek z zamyślenia. Na początku nie mogłem go zlokalizować, był taki tłok. W końcu zobaczyłem jego uśmiechniętą twarz pod ramieniem Maria -  Właśnie mówiłem, że ostatnio Tomuś stał się bardziej nieśmiały –mówił o Tomusiu, członku naszej bandy. Wkręcił go tu Heniek, chłopak nadal nie mógł się za bardzo odnaleźć. Kiedyś coś mówił, a teraz już tylko prawie milczał. Jego rola polegała na kupowaniu jedzenia i załatwianiu piwa, i kondomów. – Co Tomuś ? Mamusia cię bije ? A może siostra rucha cię w dupkę, tak że nie możesz wydawać już żadnego dźwięku przez te wasze krzyki ? – śmialiśmy się z kolegi, który zrobił się strasznie czerwony. Jego oczy  nabiegły łzami.  – No nie płacz, nie chcesz o tym mówić ? To dla ciebie tak ciężkie. Ofiary przemocy seksualnej tak mają … - kwiczeliśmy wszyscy ze śmiechu, a chłopakowi leciały po policzkach słone krople. Często tak było, iż czasem przekomarzaliśmy się wzajemnie. Codziennie wybór padał na kogoś innego. Dziś w nieprzeprowadzonym losowaniu wybrano Tomka. Ostatnio często był to właśnie on. Arek upodobał sobie żarty z jego rodziny – A może jesteś głodny ? Matka cię nie karmi. – Akurat dotarliśmy do celu i powoli zaczęliśmy się przeciskać na zewnątrz – Masz tu moją kanapeczkę -  Kumpel wychodząc z pojazdu, starał się włożyć Tomkowi do ust swoją starą kanapkę. Skończyło się na tym, iż chłopak dostał nią w twarz i przewrócił się.
Śmialiśmy się, a Arek zaczął krzyczeć, iż organizuje zbiórkę na jedzenie dla kolegi. Dziewczyny podbiegały i głaskały Tomusia po główce, a chłopcy zaczęli wrzucać do czapki Arka pierwsze datki.
Tomek chciał się podnieść, lecz tylko się zatoczył, co przywitaliśmy kolejną salwą wesołości. W końcu stanął na dwóch nogach, popatrzył na nas pełnymi bólu i łez oczami, a następnie wsiadł do autobusu, który przed chwilą przyjechał. Chłopak zniknął nam z oczu.
Nagle zrobiło się mi go strasznie. żal. Cała paczka ruszyła w stronę Pizdy, ale ja stałem w miejscu. Dopadły mnie okropne wyrzuty sumienia. Przecież chłopak nic nam złego nie zrobił, to że nie mówi wiele to nie wada, taki po prostu jest, a fakt że ostatnio jeszcze bardziej ucichł, może mieć podłoże w jakimś niemiłym zdarzeniu.
Dlaczego im nie przerwałem ? – zastanawiałem się. Powinienem mu pomóc, a nie się jeszcze z niego śmiać. Jednak będąc w grupie ciężko się przeciwstawić. Straciłbym autorytet.
Chłopak jest już zniszczony. Po tym jak ośmieszył się i rozpłakał przed całą grupą, nie ma już w niej życia. Teoretycznie moim obowiązkiem było go teraz wypieprzyć, aby przyłączył się do innych wyrzutków.
- Idziesz ? – spytał Mario.
Odwróciłem się w ich stronę. Wszyscy na mnie patrzyli . Nie wiedzieli, co się dzieje. Na ich twarzach rysowało się zdziwienie.  Nie zauważyli nic dziwnego w swoim zachowaniu, nie uważali, że potraktowali Tomka straszliwie. Dla nich to tylko zabawa, a mogli chłopakowi zniszczyć przez to całe życie w szkole. Na twarzy Arka nadal malował się śmiech.
Ale czy tak bardzo się od nich różniłem ? Sam przecież uczestniczyłem w tej całej szopce. Nie odszedłem na bok, nie przerwałem im, przez co stałem się jeszcze gorszy. Jednakże ich postawa bardzo mnie uderzyła. Wiedziałem, iż Zośka na moim miejscy wyzywałaby ich od kutasów i opuściła to grono. Też chętnie bym to zrobił. Odwróciłbym się i wsiadł to byle którego empeka, nie odwróciwszy wzroku.
Ale nie zrobiłem tego. Nie chciałem się ośmieszać. Jutro zaraz rozeszłyby się straszliwe plotki. Skończyłoby się na tym, iż jesteśmy z Tomkiem parą i pojechałem go pocieszyć, dać wypłakać się w ramionach i zerżnąć w dupna pocieszenie. Uhhhh od razu zrobiło mi się niedobrze.
Po za tym byłem strasznie napalony. Hormony buzowały we mnie jak w jakimś ogierze reproduktorze. Czułem się jak spragniony człowiek, przywiązany łańcuchem tak, iż nie może sięgnąć do miski z wodą i musi patrzeć, jak wszyscy inni piją.  Moje spragnione ciało domagało się czegoś. Czegoś, co musi je zaspokoić, dać spokój oraz upragnioną równowagę.  Jak każdy człowiek pragnie czułości, bliskości drugiej osoby. Pragnie być kochany, rozumiany będąc sobą. Ja też tak to odbierałem. Tylko w sprzeczny sposób. Seks na pewno nie da mi tych odczuć.
Ruszyłem w stronę grupki, starając się Nie patrzyć w oczy znajomym. Udawałem, iż wszystko jest ok. Usilnie myślałem tylko o tyłku Aśki, która szła przede mną, aby moje wspomnienia nie powróciły do sytuacji z Tomkiem i abym nie poczuł wyrzutów sumienia.
Z drogi głównej, gdzie mieścił się przystanek, przeszliśmy przez ciemny park. Miasto nie chciało tam zamontować oświetlenia tłumacząc się na wysokie tego koszta oraz małe zainteresowanie ludzi tym terenem. Jednak wydajemy się, że dobrze zrobili. Wtedy kiedy zaczynał się robić wieczór, w lecie ok. 21, a teraz w zimie 16, młodzi ludzie przychodzili tutaj. Wiadomo w jakim celu. Na ławkach położonych wzdłuż kamienistej ścieżki, na której można był się łatwo wypieprzyć, siedziały pary, tak ściśnięte, iż ciężko było stwierdzić, które kończyny należą do którego z kochanków. Wszyscy byli zajęci sobą, nie zważali na przechodniów. Jednak park słyną z potajemnych ruchanek, dlatego ktoś kto nie chciał w nich uczestniczyć, albo nie miał ochoty się im przyglądał, chodził inną drogą.
Lecz nie przesadzajmy. Zazwyczaj czułości opierały się na obściskiwaniu z bardzo namiętnym całowaniem. Obmacywanie też było na porządku dziennym. Rzadziej spotykano dwójkę naprawdę uprawiającą seks. W tym celu szło się to pobliskiego lasku, gdzie więcej od grzybów „rosło” zużytych prezerwatyw.
Kiedyś idą przez park spotkaliśmy obściskującą się parę gejów. Na prawdę, pedały mają nieźle popieprzone w tych łbach. Jak można przyjść do miejsca słynącego z heteroseksualizmu i tam zacząć się lizać. Momosie rzeczywiście mają jakieś fiu-fiu. W każdym razie nieźle ich nastraszyliśmy.
Najpierw podnieśliśmy ich i pomimo głośnych protestów zostali rozdzieleni. Następnie pieprznąłem jednego w brzuch, a z tego co słyszałem, Arek poczęstował drugiego kopniakiem w krocze. Potem jeszcze troszkę się poznęcaliśmy cieleśnie, a ostatecznie ściągnęliśmy jednemu portki i kazaliśmy drugiemu ciągnąc druta. Nie rozumiem, dlaczego wtedy płakał. Nie uwierzę, że mu się tonie podobało. Na pewno wcześniej to robili. A kiedy pedał doszedł, jego goguś prawie zakrztusił się jego „wyciągiem”. Zostawiliśmy ich leżąchyn na sobie. Obaj płakali jak dzieci.Na końcu Arek podbiegł i oszczał im mordy.Nie sądzę, by kiedykolwiek pedały się tu pojawiły.
To nie był pierwszy raz, kiedy nad kimś się znęcaliśmy, ani kiedy dokuczliśmy homosiom. Zdarzało się to częściej, czasem kończyło się na przycinkach, a czsem traciliśmy panowanie nad sobą. Zośka otym nic nie wiedziała. Gdyby talk było, już nigd by się do mnie nie odezwała. Robiłaby mi wyrzuty, że parzyjaźnie się z lesbą, a krzywdzę gejów. Jednak jest to zupełnie inna sytuacja, przynajmniej z mojego punktu widzenia. Kobietki mogą się izać i pieprzyć, ale faceci … Już wolałbym, się nie urodzić niż zostać pedałem.
Po przejściu przez park wylądowaliśmy na cichym osiedlu. Przemierzyliśmy parę skrzyżowań i dotarliśmy do Pizdy.Znajdowala się ona pomiędzy star, rozwalającą się kamienicą a kamiennym ogrodzeniem jednego biurowców. Przesmyk był dość dyży, sa przy jego dwóch końcach zostawialiśmy dwóch ludzi, aby stali na czatach. Jednaknie było to potrzebne. Uliczka była tak rzadko uzęszczana, iż równiedobrze moglibyśmy się tu pieprzyć po ciemku.
Po wejściu do cieśniny, laski usiadły na starej wypierdzianeh kanapie i wyciągnąły pety. Nie wiem, co w nich widziały. Czasem też brałem sobie bucha, ale papierosinie były mi w zyciu niezbędne i też szczególnie nie smakowały. Preferowałem jointy, albo zwykła maryśkę.
Heniek, który zawsze trzymał nam towar, wyciągnął z plecaka dobrze ukryte skręty. Znajdowały się one pod podszyciem i rozdał bardziej znaczącym, czyli mnie, Arkowi, dwum innym facetom, a ostatniego zostawił sobie. Bodzio wyciągnął zapalniczke i podpalił jointy. Uh od razu lepiej. Już w ogóle nie myślałem o Tomku i swoim beznadziejym zycou. Liczyła się Tylka ta chwila. Na Myśl o zbliżającym się pieprzeniu spodnie na moim podbrzuszu zaczęły się delikatnie unosić.
Wypaliłem skręta do końca i przekazałem go dalej. Bez zbędnego pierdolenia podszedłem do pierwszej dziewczyny, którą zauważyłem. Miała na imię Aga i pozbyła się już prawie całego górnego odzienia.
- Cześć maleńka – powiedziałem ponętnie, zbliżają usta do jej szyi, pozostawiając tam namiętne pocałunki. Każda kobieta to uwielbia, czuje się przez to wyjątkowa. Do tego dotyk delikatnych warg na bardzo wrażliwej skórze, daje niesamowitą przyjemność. Mnie to jednak nie rusza, nie lubię delikatności, gier  wstępnych, pocałunków. Wszystkie chcą się ze mną lizać, lecz ja odmawiam. Nic mi to nie da, a one narobią sobie złudnej nadziei.
Zaczęła dotykać moich pleców, delikatnie je drapiąc. To od razu rozpaliło moje uczucia. Wiłem się jak węgorz, mimowolnie delikatnie poruszając biodrami. Czułem ból w podbrzuszu. Członek w ostatecznym stadium erekcji nie mieścił się już w spodniach i pragnął wyjść na zewnątrz.
Powoli sięgnąłem rękami do jej tali, nadal nie przestającej pieścić. Aga jęczała jak oszalała. Bardziej to jednak przypominało sapanie psa niż jęk. Nie lubiłem czegoś takiego. Wiadomo, kobiece wzdychania pobudzały wyobraźnię i „georga” , jednak ich ilość w przesadzie, stawała się troszkę irytująca.  Bardziej przypominało to porno niż przyjacielski seks. W końcu podniosłem wyżej ręce i odpiąłem jej stanik. Zareagowała na to chichotem.
Wysunął się dość pokaźny biust, jednak nie zrobiła na mnie wrażenia. Tyle razy już go widziałem. Cycki jak cycki. Na pewno nie mogły się też równać z piersiami Zosi. To AK jakbym porównywał złoto to żwiru.
- Podobają ci się ? – spytała delikatnie. Wiadomo, co chciała usłyszeć, choć nie miałem ochoty na takie pierdoły. Jednak gdybym tego nie zrobił, mógłbym stracić okazję na dobre ruchanko.
- Są piękne tak jak ich właścicielka. – odrzekłem półszeptem. W odpowiedzi usłyszałem mrukniecie. Tego oczekiwała.
Mimochodem spostrzegłem, iż inni też zaczęli zabawę. Arek zabawiał się tyłeczkiem Sylwii, Heniek i Izka obściskiwali się. Prawie wszyscy dogadzali sobie w ten sposób. Oprócz ostatnich ogniw, które patrzyły się na nas, czekając na swoją kolej, jeśli ktokolwiek będzie chciał się jeszcze z nimi zabawić.
Odwróciłem zwrok i sięgnąłem do biustu Agi. Chwyciem je mocno  zbliżyłem do ust. Nie bawiłem się w delikatny dotyk. Na samym początku usłyszałem pomruk sprzeciwu, jednak kiedy zacząłem je ssać, dziewczyna z przyjemności wygięła się w łuk, ciężko dysząc. Sprawiając jej przyjemność, zjechałem ręką do jej bioder. Delikatnym ruchem ściągnąłem nastolatce spodnie i włożyłem dłonie pod stringi. Jej tyłek był bardzo miły w dotyku. Masowałem go przechodząc coraz niżej. Aż dotarłem do ostatniego punktu.
Mje staranianie poszły na Marnę. Była już cała wilgotna, a jej cipka chciała mnie przyjąc w swoje objęcia. Postanowiłem się już nie guzdrać tylko od razu ją przelecieć.
Akurat w tej chwili odsunęła się na parę centymetrów i rozpięła mi rozporek. Ostrożnie wyjęła penisa. Starała się okazać zdziwienie jego wielkością, jednak nie dałem się na to nabrać. Może rzeczywiście mały nie był, ale dziewczyna tyle razy już go widziała, iż na pewno zaskoczona nie odczuła.
Schyliła głowę, aby wziąć go do buzi, aleja odsunąłem się.
- Nie musisz kotku, zacznijmy prawdziwą zabawę. – Nie miałem ochoty na gierki. Moje napalenie osiągnęło już formę szczytową.  A wszystko co przedłużało nieuniknione, bardzo mnie wkurzało. Od samego ranka czekałem na tę chwilę. Nie traktowałem seksu jako pieszczot. Pragnąłem zwykłego rżnięcia, które zaspokoi moje potrzeby. Tak naprawdę każdy dotyk dziewczyny sprawiał mi dyskomfort. Nie powodował powrotu negatywnych myśli, gdyż byłem wtedy zbyt napalony, żeby myśleć o beznadziejności swego życia. Po prostu czułem w głębi, iż nie mam na to ochoty, nie o to mi chodzi. Jej pozwoliłem się dotknąć, aby dała mi to, czego pragnę. Normalnie, poza uściskiem dłoni, dotykać mnie mogą Ania, Zośka i Arek. Czucie ciała innych osób wyzwala we mnie pewien strach, może apatię. Tak tryb mojego życia podziałał na mnie. Niszczył w pewnym stopniu.
- No dobrze ogierze, weź mnie –jęknęła rozsuwając nogi. Odwróciłem się i szukałem wzrokiem Tomka. To on zawsze załatwiał nam gumki, jednak chłopak uciekł i na pewno prędko nie wróci.
- Masz tu jedną – wyrwał mnie z zadumy Bodzio, przerwawszy całowanie się z drugą Agnieszką – Wziąłem tylko pięć, bo myślałem, że ktoś inny je skołuje. – Po czym powrócił do rozgrzewania dziewczyny.
Czyli jednak dziś porucha tylko pięć osób: ja, Arek, Bodzio i dwóch innych. Tak wyglądała hierarchia. Zawsze to ja z kumplem zaczynałem, nam się wszystko należało, potem inni dojadali.
Pośpiesznie założyłem prezerwatywę i powróciłem do Agi. Czekała na mnie, z otwartym wejściem do swojego wnętrza, dotykając swoich piersi. Chwyciłem ją jak dziwkę i pchnąłem od razu.
Jęknęła z zaskoczenia, ale później się rozluźniła. Wytonowałem szybki ostre ruchy, starając się, aby spodnie znajdowały się na moim tyłku. Nie chciałem świecić pośladami przed całym zgromadzeniem. Kiedyś nieźle się na tym przejechałem i do tego czasu starannie zakrywam swoje wdzięki.
Czułem, że zaraz dojdę, więc jeszcze bardziej przyśpieszyłem. Aga przerwała krzyki i chciała mnie pocałować. Odsunąłem się od niej nie przestalając posuwać. Zrobiła niezadowoloną miną i spróbowała jeszcze raz. Zareagowałem tak samo, z tym, że moje ciało wygięło się w łuk, a członek wypuścił z siebie nasienie.
Wysunąłem się i ciężko dysząc, zdjąłem kondoma i schowałem prącie. Podniosłem głowę.
Poczułem, iż coś ciepłego uderza mnie w głowę. To Aga. Dostała furii. Nie chciałem odwzajemnić jej uczucia, a tak bardzo liczyła na chwilę czułości, idiotka. Ja od samego początku nastawiałem się tylko na rżnięcie.
Moją sytuację pogorszył fakt, iż dziewczyna nie doszła, a nie będę w niej machać halabardą, skoro nie sprawi mi to już przyjemności. Wściekła zaczęła coś do mnie wrzeszczeć, że ją wykorzystałem itp.
Głupia dziwka. I tak jej dziś nikt nie przerucha, bo zabraknie kondomów.

Ległem na łóżko, jednak musiałem się od razu podnieść.  Trafiłem na długopis oraz pusty karton po soku, który wbił się w moje plecy wywołując straszny ból. Klnąc jak szewc wstałem i wytrzepałem kołdrę tak, iż wszystkie śmieci poleciały na podłogę. Nie, nie da się tak żyć, w takim burdelu. Włączyłem Nirvanę i zabrałem się za sprzątanie.
Jesteś z siebie zadowolony ? – pojawiła się nagle myśl w mojej głowie. Wróciło. Znowu przyszło.
Starałem się myśleć o czymś normalnym, lecz już nie było odwrotu. Dopadła mnie beznadziejność.
Kolejny dzień przepieprzyłem na niczym, nie zrobiłem nic dobrego, nikomu nie pomogłem, a jedynie jak coś to dodałem cierpień.  Z każdą chwilą czułem się, jakbym zbliżał się do nieuniknionego końca, który na mnie czeka i strasznie śmieje się z moich słabości i błędów, a najbardziej z tego, że nie umiem sobie z nimi poradzić. Każdy dzień przewija się jak taśma wideo, nie zmieniając się, jakby zaciął się jak jakiś kadr. W końcu obudzę się i zostanę sam. Bez całej załogi. Przyjaciele poznają moje prawdziwe oblicze ,prawdziwe ja i opuszczą.
I co wtedy zrobię ? Nie mam w życiu celu. Nie mam do czego dążyć. Żyję jedynie dla dragów, seksu i sportu. A może on jest moim przeznaczeniem ?
Nie, na pewno nie. Nie jestem zły w gałę, lecz na pewno nie mogę w nią grać zawodowo, a inny dyscypliny nie idą mi tak dobrze.
Dlaczego z sobą nie skończę ? Pozbyłbym się wtedy całego brudu i może odnalazł spokój. Innego  wyjścia nie ma. Poczułem straszną ochotę, by pobiec do łazienki i zmyć z siebie tę nieczystość. Wyszorować nawet ze skórą, a następnie puścić w niepamięć, uwolnić się. Jednak tyle razy to robiłem i nie przyniosło żadnych efektów. To ze mną jest coś źle, czy cały świat się znęca nad biednym chłopcem, który już powoli wysiada.
Czułem, iż długo tak nie pociągnę, nie mając w życiu żadnych wartości, głębokich pragnień, celów i kogoś. Kogoś prawdziwego. Kto mi pomoże. Kto mnie przezwycięży, a potem uniesie. Albo sam się zabije, albo zrobi to moje drugie oblicze. Moje błędy, brudy i wyrzuty sumienia.
Nie wiedziałem, kiedy z moich oczu zaczęły lecieć łzy. Nie dawałem już rady. Wysiadałem psychicznie. Tak, opowiem o tym Zosi, ona mi pomoże.
Nie, zostawi mnie, gdy zobaczy kim jestem. Kim się stałem. Kim nie mogę przestać być
Płacząc jak dziecko zgasiłem światło i położyłem się do łóżka. Pani Pączek mnóstwo nam zadała, lecz nie zważałem na to. I tak nic nie udałoby mi się zrobi. Nie miałem już sił.


Tu się może pomyliłem. Może jednak miałem choć trochę mocy, aby je wykonać, nie omsknąłem jednak się w jednym: mój koniec rzeczywiście szybko nadejdzie, kiedy czegoś nie zmienię. Kiedy ktoś mnie nie zmieni .


Hejka !

Ten rozdział nie jest chyba szczególnie ciekawy, w każdym razie ciężko było mi go pisać, siedziałam nad nim parę dni. Ale końcówkę, która, wydaje mi się, wyszła mi całkiem nieźle, napisałam w pięć minut. Jak zobaczycie jakieś błędy, wybaczcie.

Trzymajcie się ;-)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz