Razem z całą grupką
opuściliśmy budynek szkoły. Nie prezentował się on szczególnie dobrze. Stare
brudne od sadzy cegły zaczynały już kruszeć, w niektórych miejscach zakrywał je
bluszcz. Widziałem też zamalowane obszary, gdzie kiedyś widniały graffiti
obrażające dyrektorkę, nauczycieli lub klasowe dziwki. Do obowiązków
konserwatorów należało zamalować je tak, aby nie były widoczne. Wychodziło
średnio.
Okiennice pomalowane na
biało zaczynały już odlatywać, dlatego obszar wokół szkoły wyglądał jakby był
obsypany gradem. Nie sprzątane tego, gdyż nikt nie wiedział, kto ma to zrobić: woźne czy uczniowie, którzy dużo
dokładali to psucia tych okiennic. W ramach wszech szkolnego kompromisu bałagan
został nie ruszony.
Pomimo tego, że na
całym świecie panował miesiąc grudzień, na pewno nie dało się tego poznać po
pogodzie. Temperatura przekraczała 10 stopni i nie zapowiadało się w
najbliższym czasie na opady śniegu. A szkoda, bo bardzo lubiłem biały puch. Nie
wiem dlaczego kojarzył mi się z ojcem. Gdzieś w podświadomości pozostałymi
chyba jakieś wspomnienie z dzieciństwa.
Oczywiści matka jak zawsze dramatyzowała.
Kazał mi wyjść na strych, aby ściągnąć zimowe ubrania, dla mnie i Anki. Matka
cały rok chodziła w jednej i tej samej kurtce ze sztucznej skóry. Jedynie na
zebrania do szkoły zakładała materiałowy płaszcz.
Wyśmiałem ją. Po co mam
zapieprzać, skoro i tak na nic nam się jeszcze one nie przydają. Było ciepło i
chodziliśmy w ciuchach wiosennych, które znajdowały się pod ręką. Wtedy, kiedy naprawdę
będą potrzebne, pofatyguję się na poddasze i je przyniosę.
Oczywiście do matki nie
dotarły takie w miarę rozsądne argumenty. Czasem się zastanawiam, czy nie żyje
ona w innym świecie. Jak to się nazywało ? Aha, autyzm. Akurat w jej przypadku
pasowałby idealnie.
Ona na to, że jej nie
szanuję, że jestem dorosły i nadal zachowuje się jak dziecko. Te same przyśpiewki co zawsze. Na nic oryginalnego jej nie stać.
Powiedziałem, żeby
pocałowała mnie w dupę i poszedłem do siostry pomóc jej odrobić lekcje. Gdyby
nie Anka już dawno bym ze świrował. To ona nadawała minimalny sens mojemu
marnemu życiu. Sprawiał, że rano wiedziałem, po co mam się obudzić.
Przynajmniej dla niej.
W Krakowie było
strasznie brudno. Przemierzając ulicę wszędzie widziałem puste butelki, puszki,
gazety. Jakby wielkim problemem byłoby wrzucenie ich d kosza. Ale i tak
najbardziej nienawidziłem psich gówien. I gołębi. Dziady śmierdziały, były brudne
i przenosiły najróżniejsze choroby. Potrafiły wskoczyć ci na ramię i zapieprzyć
precla, skurwysyny. Nie potrafiłem zrozumieć rodziców, którzy pozwalają
dzieciom brać je na ręce. Ja bym gadów nawet patykiem nie tchnął. Na moje
nieszczęście ptaki oblegały całe miasto i nie mógłbym znaleźć miejsca, które
byłoby od nich wolne.
- Kurwa ! – krzyk Arka
zagłuszył jakiś tępy odgłos. Szliśmy w stronę przystanku szybkim tempem. Został
nam jeszcze kawałek, a tramwaj odjeżdżał za parę minut. Chodniki w Kraku są
robione na odwal się. Kiedyś widziałem jak drogowcy wylewali beton, a potem
nadawali mu wygląd kostki. Prawie jak w Rosji.
Chłopak nie patrzył pod
nogi i stanął na nierównym kafelku, który się osunął. Noga wpadła z trzaskiem
do dziury. Jednak i tak dobrze, bo skończyło się tylko na zadrapaniu. Z samego
dźwięku i wyglądu sytuacji wydawała się ona poważniejsza. Obstawiałbym
złamanie, lecz Arek jak zawsze ma szczęście. Śmiał się najgłośniej ze
wszystkich i pewnie zaraz o wszystkim zapomni.
- Musisz stary patrzeć
pod nogi – powiedziałem klepiąc go po ramieniu. Była to dosyć dziwna pozycja.
Chłopak był trochę wyższy ode mnie i żeby wykonać ten gest musiał w
nienaturalny sposób podnieść rękę. –
Skończy się kiedyś tym, że wpadniesz pod tramwaj i co powiem twojej matce ?
Popatrzył na mnie z
charakterystyczną miną. Nosił ją wtedy, kiedy nad czymś się zastanawiał. Arek
nie dok ońca był błyskotliwym człowiekiem. Mocny w gaciach, na boisku i w pociskach,
jednak na ogół ciężko było mu cokolwiek powiedzieć, szczególnie do obcych,
jeśli nie był to podryw lub krytyka.
- Zamiast mówić
będziesz cieszyć się razem z nią. Ona pozbędzie się kolejnej gęby to
wykarmienia, a ty nie będziesz mieć żadnych oporów, aby opuścić naszą grupę i iść
zaspokoić te piękności z naszej klasy.
Dziś na twój widok bardzo się śliniły. Kiedy zamkniesz oczy, nie poczujesz różnicy pomiędzy
nimi a Izką.
Cała grupka ryknęła
śmiechem. Zazwyczaj tak było. Ja albo Arek coś mówiliśmy, a reszta reagowała.
Tylko wspomniana Iza pozostała nadal lekko naburmuszona i ze śmiechem
spoglądałem jak robi wyrzuty przyjaciółce, która rechotała razem z nami.
- Nie będzie w stanie jej dostrzec, bo
zapomniał już smak Izki. – dołączył Heniek. Był to niski chłopak, nie miał
nawet 170cm wzrostu. Za to nikt nie biegał tak szybko jak on. Na boisku tak
zapieprzał, że czasem miałem problemy z połapaniem się, gdzie znajduje się w
danej chwili. Lubiłem go, chociaż jedynymi tematami, o których mogliśmy gadać
były laski i piłka – A w najbliższym czasie go nie dostaniesz. Chyba, że
zaczęła kierować się ona miłosierdziem , ale w takim razie na pewno nie dałaby
się nam przerznąć.
- Spokojna głowa, nasz
alfons może mieć każdą suczkę w tym mieście, prawda Misiu ? – dodał Arek udając
napaloną laskę i chwytając mnie za tyłek. Rechocząc, przycisnąłem łapy kumpla
do swoich pośladków, a następnie odepchnąłem, tak że wylądował na Kaśce.
Akurat na naszym
horyzoncie ukazał się przystanek. Nie miał dachu, pewnie zapieprzyły go jakieś
kibole. A ławki, na których tradycyjnie siedziały stare mohery, trzymając obok
siebie bardzo zmęczone siatki, które musiały odpocząć i zajmowały miejsce
innym, zaczynały się już powoli rozlatywać „A żeby kiedyś się tak pod
staruchami rozdupczyły” – pomyślałem
Moje rozmyślania
przerwała wyłaniająca się za skrzyżowania dwójka. Już stamtąd mogłem zobaczyć,
że jest zapchany jak zawsze. A liczyłem na miejsce siedzące. Ruszyliśmy
sprintem
Nadal pozostał nam
kawałek, a konduktor nie będzie tak miły i nie poczeka. Zazwyczaj lubiłem
biegać, szczególnie na boisku. Wolny od wszystkiego, nie myśląc o kłopotach.
Liczyła się tylko piłka i emocje z nią związane. Nasze codzienne maratony
strasznie mnie nudziły i zazwyczaj pogarszały humor. Poruszając nogami, z tornistrem na plecach i
paczką znajomych obok siebie czułem przygnębienie i rutyną. Wczoraj tak było,
dzisiaj i jutro tak będzie oraz pewnie po jutrze. Przez cały popieprzony rok.
Ta sama sytuacja, z tymi samymi ludźmi, z tym samym zasranym tramwajem, który
przyjeżdża o minutę za wcześnie. Czy po
to nadal żyję, żeby uganiać się za czwórką, chociaż i tak nie zawiezie mnie ona
do żadnego ciekawego miejsca.
Tradycyjnie pierwszy dobiegł
Heniek, śmiejąc się z naszego tempa. Dziewczyny ledwo się dowlokły. Wsiedliśmy
do wagonu tramwaju. Nie obyło się to bez przepychania. Gdyby w tej chwili wbił
jakiś kanar, z powodu braku miejsca nie miałby jak sprawdzić biletów. Pojazd
ruszył.
Moja paczka gadała w
najlepsze, ja jednak wyciszyłem się. Zastanawiałem się, co robi w tej chwili
Zośka. Może już też wraca do domu.
Na początku naszej
znajomości, po incydencie w Piździe, dziewczyna nie wiedziała, że prawie
codziennie po szkole chodzimy tam się pieprzyć. A ja wolałem tej sprawy nie
poruszać. Czułem, że stąpam po cienkim lodzie. Przyjaciółka uważała mnie za
chłopaka szanującego dziewczyny, takiego, który czeka na tę jedyną. Cóż, w
mojej kwestii nie mogła bardziej się pomylić.
Kiedy dowiedziała się
prawdy, nic nie powiedziała. Nie wiem dlaczego. Może po prostu załamała się,
zastanawiała z kim się zadaje. Mogę przysiąc, że przez chwile widziałem żal i
pogardę w jej oczach. Nawet lekki wyrzut. Mówiły one: nie tego się po tobie
spodziewałam. Jednak nastolatka jest bardzo tolerancyjna, szanuje wszystko i
wszystkich, oprócz takich idiotek typu Izka. Zaakceptowała mnie. Na początku
widziałem, iż było jej ciężko. W takich sytuacjach nie myśli się o przygodach
razem przebytych, dobrych cechach. Patrząc na moją twarz, potrafiła dostrzec
jedynie zwykłego dziwkarza. Bo nim byłem. Jednak nigdy mi tego nie powiedziała,
nigdy mnie nie potępiła.
Z czasem musieliśmy się
poznać na nowo, bardziej otworzyć serca. Starałem się bardziej ukazać swoją
sytuację. Nie chciałem w żadnym wypadku się usprawiedliwiać. To co robiłem i
robię nie jest dobre. Wiem, że robiąc to, nie zachowuję się jak prawdziwy
facet. Ten powinien szanować kobiety, więcej dawać niż brać. Opiekować się,
pocieszać. Sprawić, iż cały świat będzie kręcić się tylko wokół niej. Ja byłem nastawiony tylko na jedno, tylko na
siebie. Przyjemność czerpana ze stosunków, bo tych czynów na pewno nie mogę
nazwać kochaniem, zastępowała lukę w moim życiu. Pewnych rzeczy których nie
dostrzegałem, a które powinienem. To ona napędzała całą tę karuzelę i
wypełniała ją straszną goryczą. Myślę też, że bardzo podnosiła moje ego, będące
i tak już za wysokie.
Kiedyś, gdy miałem
załamkę, poczułem straszny wstręt i obrzydzenie do mojego ciała i czynów.
Myśląc osobie miałem ochotę zwymiotować, całe dnie zlewały się w jedno to samo. Czuję, iż gdyby wtedy pojawił się
ktoś, który jest w stanie mi pomóc, udałoby mi się powrócić na „dobrą
drogę”. W głębi duszy wiedziałem, że tak
było.
Wtedy ujrzałem
zachowanie mojej paczki. Wcześniej również je widziałem, jednak nie zwracałem
na nie uwagi. Byli bandą idiotów, zapatrzonych tylko w swój własny nos i
potrzeby. Wyśmiewali się ze wszystkiego, wszystkim i wszystkimi gardzili.
Uważali się za lepszych. Wszystko miało im się należeć tylko ze względna fakt ich
istnienia. Byli tacy puści, fałszywi i cyniczni. Kiedy ktoś wyciągał rękę, aby
im pomóc, uśmiechali się, a następnie wbijali nóż w plecy. Zawsze atakowali
słabszych, tych, którzy nie mogli im się postawić, a nawet jeśliby to zrobili,
banda zniszczyłaby ich.
Postanowiłem sobie, iż
z nimi zerwę, raz na zawsze. Zmienię szkołę, towarzystwo. Zakończę ten parszywy
okres życia, który napawał mnie tylko goryczą i pustką. Zacznę wszystko od
nowa. Wyrobię sobie prawdziwą opinię, a nie taką, jaką widzą mnie inni:
boskiego piłkarza, któremu każda leci do stóp.
Kiedy już szedłem z tą
sprawą do dyrektora, zatrzymałem się w miejscu. Olśniło mnie, jednak nie w
pozytywnym znaczeniu tego słowa. W sensie, zrozumiałem straszną prawdę.
Paczka była wstrętna,
fałszywa i wszystkie opisy napisane dwa
akapity wyżej się jej odnoszą. Ale ja do niej należałem, z własnej woli. Byłem
taki sam jak oni, a nawet gorszy. Przecież ja stworzyłem tę bandę, ja byłem jej
przywódcą, to moje rozkazy spełniali, ja decydowałem, kto zostanie
przyjacielem, a kto wrogiem. Cała odpowiedzialność spoczywała na Staszku.
Mogłem zmienić kogoś życie w jednej chwili, mogłem je też zniszczyć, jak było
to w przypadku Daniela.
Porzuciłem myśl o
odejściu z technikum. Stwierdziłem, że nie ma to najmniejszego sensu, jedynie
narobi większego szumu wokół mojej osoby, co jeszcze bardziej pogorszy moją
sytuację. Jednak nie powiem że nic nie zrobiłem.
Starałem się być
bardziej wyrozumiał, nie wyśmiewałem się z innych i starałem do tego namówić
grupę. Patrzyli wtedy na mnie jak na
największego idiotę. Ich oczy zdradzały straszne zdziwienie i śmiech. „ Jak tak
ci na nich zależy, to sobie do nich idź” tak mówili sobie w głowie.
Zapewne nie uwierzycie,
ale zmusiłem się nawet to poprawienia kontaktów z matką. Nie robiłem jej
docinek, jadłem wszystko, co gotowała. Mówiłem, że ładnie wygląda. Ogólnie ją
szanowałem. Jednak kiedy po pewnych czasie spostrzegłem, iż nie przynosi to żadnych
efektów, zrezygnowałem z tego.
Ostatnie i
najważniejsze: przestałem się pieprzyć. Całkowicie. Po szkole zamiast iść do Pizdy,
wracałem do domu, czytałem książki, grałem na kompie. Znajomi nie wiedzieli co
się dzieje. To głownie ja motywowałem, aby chodzić i uprawiać seks. Kiedy zrezygnowałem, wszystko powoli zaczęło się
sypać.
Na początku nie było
źle. Mogłem żyć bez współżycia, normalnie funkcjonować. Myślę, iż siły w tej dziedzinie dodawało
obrzydzenie do samego siebie. Powstrzymywał moje wodze i zapędy. Jednak nie
wyeliminowało całkowicie napięcia. Starałem się uprawiać więcej sportu. Zacząłem biegać, ćwiczyć rano i wieczorem,
jednak nie przynosiło to dużych efektów. Miałem ciągłe wahania nastroju, byłem zły.
Pomimo zaprzestania tego wszystkiego, nadal nie czułem sensu życia, mojego
celu, co jeszcze bardziej zmniejszało motywację. Myślałem, iż wtedy odnajdę
pokój i sens istnienia, jednakże nie potrafiłem, a może nie byłem w stanie tego
zrobić. Wszystko kumulowało się we mnie. Nie potrafiłem się na niczym skupić,
myślałem tylko o jednym, o moich pragnieniach. Dostawałem coraz gorsze stopnie,
nie dało się ze mną normalnie rozmawiać. Nawet Ania zauważyła, że coś ze mną
jest nie tak.
Po dwóch tygodniach
wróciłem do starych nawyków. Nie dla tego, iż chciałem, aby wszystko znowu było
normalnie, abym ja stał się normalny. Po prostu nie wytrzymałe presji i
pociągu. Czułem, jakby coś mnie przygniatało i nie chciało puścić. Podbrzusze
paliło straszliwym ogniem na widok każdej dziewczyny, a kiedy oglądałem
telewizję i pokazali kobietę w bikini, musiałem trzyma się fotela, aby nie
pobiec do łazienki i tam zwalić konia. Nie dałem rady.
Zastanawiałem się, czy
problem leżał we mnie, czy mógłbym zrobić coś jeszcze. Starałem się odciąć
odżycia wszystkie złe jego strefy. Może zrobiłem to za szybko, a może
powinienem robić to stopniowo, nie wiem.
Mogło się również
okazać, iż sam nie dam rady i muszę potrzebować pomocy kogoś z zewnątrz. Jednak
nie zamierzałem chodzić do żadnych seksuologów i innych fachowców. Nie
sądziłem, iż będą w stanie mi pomóc, w dodatku strasznie dużo liczyli za
wizytę, a mnie stać nie było, a przecież nie Pojdę do matki prosząc o pieniądze
na terapię.
Doszedłem wtedy do paru
wniosków.
1.Jestem uzależniony od
seksu. Nie mogłem bez niego żyć. Pragnąłem tej przyjemności, tej bliskości z
drugim człowiekiem, chociaż nigdy nie mógłbym tego nazwać bliskością, ale cóż,
musiałem to sobie jakoś tłumaczyć.
2. Nie ma sensu
próbować znowu, skoro i tak nic się nie zmieni, a wręcz tylko pogorszy, każdej
sferze życia, oprócz tej religijnej.
3. Matka zasługuje na złe traktowanie i w tym
punkcie nie miałem wyrzutów sumienia.
4. Uświadomiłem sobie, iż będę musiał żyć w tym
brudzie i nieczystości. Moje życie przesiane będzie goryczą i pustką. Muszę się
do nich przyzwyczaić i jakoś je znosić. Chociaż z każdym dniem, czułem do
siebie jeszcze większą odrazę.
I tak od dwóch lat
egzystowałem. W ciągu dnia żyłem w miarę normalnie. Starałem się nie myśleć o obrzydzeniu
do siebie i braku celu, czasem udawało mi się nawet o tym zapomnieć. Jednak
niekiedy to poczucie powracało i wtedy, tak jak teraz w tramwaju, nie miałem na
nic ochoty. Najgorzej było wieczorami i
w nocy.
Właśnie o tych porach
emocje z całego dnia, tygodnia, miesięcy i wreszcie dwóch lat kumulowały sie i nie
miały ujścia. Czułem się jak największy śmieć, wyrzutek. Miałem ochotę ze sobą
skończyć. Nie ważne w jaki sposób, bolesny czy szybki. Byleby zabrał mnie stąd
i przynajmniej w tym sensie oczyścił.
Nigdy nie powiedziałem
nikomu o wojnie, która toczyła się wewnątrz mnie. Anka była za mała, matka
miała nas w dupie, a Arek nie zrozumiałby. Zosi wstydziłem się powiedzieć. Tak
, ja mocarz, wielki piłkarza, strasznie bałem się chwili szczerości. Bałem się,
iż kiedy pozna moją słabość, wykorzysta ją przeciw mnie. Bałem się, że zdradzi
mnie, moja najlepsza przyjaciółka ! O to co zrobiło ze mnie przebywanie z tymi
ludźmi, wszystkie moje czyny. Całe szczęście Zośka spędzała trochę czasu z nimi
tylko ze względu na mnie. Nie mieli na nią żadnego wpływu.
Podejrzewam, iż
dziewczyna domyślała się czegoś.. Nie była
głupia, widziała, że czasem chowam twarz w ręce i sprawiam wrażenie,
jakbym miał ochotę, aby wreszcie
wszystko się skończyło.
Starała się ze mnie wydusić więcej, jednak się nie
dałem. Później chciała sama mnie rozgryźć i w części się jej udało. Wiedziała,
iż czuję się wstrętnie poprzez złe traktowanie innych. Nie miała jednak
pojęcia, iż przez seks, który zdawałem się tak lubić, zapadałem się powoli w
otchłań.
Następnie próbowała mi
pomóc. Przedstawiała osoby z których się śmiałem, zmieniała spojrzenie na
świat, starała się znaleźć mój cel. Udało się jej tylko wmówić mi jedno: jesteś dokładnie odwrotnością tego, kim widzą
cię inni. Tak było. Uważano mnie za silnego, pewnego siebie, a ja ledwo dawałem
sobie radę z własnym sobą.
Kiedy już Zosia
przyzwyczaiła się do mich poszkolnych wypadów, zaproponowałem jej, aby poszła z
nami. Na pewno jakaś dziewczyna pozwoliłaby jej na seks i oddała się. Jeśli nie
ze względu na przyjemność, to na fakt, iż ja tego chciałem. Brunetka jednak
odmówiła. Powiedziała, iż wie, że miałem dobre chęci, lecz abym już nigdy jej
tego nie proponował. Brzydziła się tym, pieprzeniem bez uczuć. Chciała znaleźć
prawdziwą miłość, a nie tylko zabawę. Moje czyny wydawały się Zośce bardzo
lekkomyślne i niedojrzałe. „Nie o to chodzi w seksualności „ – powiedziała.
Zapytałem się wtedy,
dlaczego teraz tak mówi, a kiedyś chciała mi się oddać, w ogóle mnie nie
znając. Odpowiedziała, iż miała wtedy zły dzień, nie myślała trzeźwo oraz chęć
posiadania wreszcie kogoś bliskiego prawie zmusiła ją do tego. Zdziwiłem się. U
nas w klasie każdy lubił Zosię, a podobno w poprzednich szkołach była
wyrzutkiem. Zrozumiałem ją.
Chciała się przespać
nie po to, aby się odwdzięczyć, lecz aby wreszcie znaleźć jakąś relacje, nie
tylko odrzucenie. Myślała, iż przez to
ją zaakceptuję i pokaże, że nie jest taka zła. Jak strasznie musiała być
zdesperowana i samotna.
Jednak okazałem jej
uczucie bez tego i dałem moją przyjaźń. Pamiętam, kiedy pierwszy raz szliśmy za
ręce. Była taka szczęśliwa, wręcz rozanielona. Pierwszy raz zaznała zrozumienia
i polubiłem ją taką, jaką naprawdę jest. Ona zrobiła tak samo.
- Ej Staszek, żyjesz
stary ? – wyrwał mnie Arek z zamyślenia. Na początku nie mogłem go
zlokalizować, był taki tłok. W końcu zobaczyłem jego uśmiechniętą twarz pod
ramieniem Maria - Właśnie mówiłem, że
ostatnio Tomuś stał się bardziej nieśmiały –mówił o Tomusiu, członku naszej
bandy. Wkręcił go tu Heniek, chłopak nadal nie mógł się za bardzo odnaleźć.
Kiedyś coś mówił, a teraz już tylko prawie milczał. Jego rola polegała na
kupowaniu jedzenia i załatwianiu piwa, i kondomów. – Co Tomuś ? Mamusia cię
bije ? A może siostra rucha cię w dupkę, tak że nie możesz wydawać już żadnego
dźwięku przez te wasze krzyki ? – śmialiśmy się z kolegi, który zrobił się
strasznie czerwony. Jego oczy nabiegły łzami. – No nie płacz, nie chcesz o tym mówić ? To
dla ciebie tak ciężkie. Ofiary przemocy seksualnej tak mają … - kwiczeliśmy
wszyscy ze śmiechu, a chłopakowi leciały po policzkach słone krople. Często tak
było, iż czasem przekomarzaliśmy się wzajemnie. Codziennie wybór padał na kogoś
innego. Dziś w nieprzeprowadzonym losowaniu wybrano Tomka. Ostatnio często był
to właśnie on. Arek upodobał sobie żarty z jego rodziny – A może jesteś głodny
? Matka cię nie karmi. – Akurat dotarliśmy do celu i powoli zaczęliśmy się
przeciskać na zewnątrz – Masz tu moją kanapeczkę - Kumpel wychodząc z pojazdu, starał się włożyć Tomkowi
do ust swoją starą kanapkę. Skończyło się na tym, iż chłopak dostał nią w twarz
i przewrócił się.
Śmialiśmy się, a Arek
zaczął krzyczeć, iż organizuje zbiórkę na jedzenie dla kolegi. Dziewczyny
podbiegały i głaskały Tomusia po główce, a chłopcy zaczęli wrzucać do czapki
Arka pierwsze datki.
Tomek chciał się
podnieść, lecz tylko się zatoczył, co przywitaliśmy kolejną salwą wesołości. W
końcu stanął na dwóch nogach, popatrzył na nas pełnymi bólu i łez oczami, a
następnie wsiadł do autobusu, który przed chwilą przyjechał. Chłopak zniknął
nam z oczu.
Nagle zrobiło się mi go
strasznie. żal. Cała paczka ruszyła w stronę Pizdy, ale ja stałem w miejscu.
Dopadły mnie okropne wyrzuty sumienia. Przecież chłopak nic nam złego nie
zrobił, to że nie mówi wiele to nie wada, taki po prostu jest, a fakt że
ostatnio jeszcze bardziej ucichł, może mieć podłoże w jakimś niemiłym
zdarzeniu.
Dlaczego im nie
przerwałem ? – zastanawiałem się. Powinienem mu pomóc, a nie się jeszcze z
niego śmiać. Jednak będąc w grupie ciężko się przeciwstawić. Straciłbym
autorytet.
Chłopak jest już
zniszczony. Po tym jak ośmieszył się i rozpłakał przed całą grupą, nie ma już w
niej życia. Teoretycznie moim obowiązkiem było go teraz wypieprzyć, aby przyłączył
się do innych wyrzutków.
- Idziesz ? – spytał
Mario.
Odwróciłem się w ich
stronę. Wszyscy na mnie patrzyli . Nie wiedzieli, co się dzieje. Na ich
twarzach rysowało się zdziwienie. Nie
zauważyli nic dziwnego w swoim zachowaniu, nie uważali, że potraktowali Tomka
straszliwie. Dla nich to tylko zabawa, a mogli chłopakowi zniszczyć przez to
całe życie w szkole. Na twarzy Arka nadal malował się śmiech.
Ale czy tak bardzo się
od nich różniłem ? Sam przecież uczestniczyłem w tej całej szopce. Nie
odszedłem na bok, nie przerwałem im, przez co stałem się jeszcze gorszy. Jednakże
ich postawa bardzo mnie uderzyła. Wiedziałem, iż Zośka na moim miejscy
wyzywałaby ich od kutasów i opuściła to grono. Też chętnie bym to zrobił.
Odwróciłbym się i wsiadł to byle którego empeka, nie odwróciwszy wzroku.
Ale nie zrobiłem tego.
Nie chciałem się ośmieszać. Jutro zaraz rozeszłyby się straszliwe plotki.
Skończyłoby się na tym, iż jesteśmy z Tomkiem parą i pojechałem go pocieszyć,
dać wypłakać się w ramionach i zerżnąć w dupna pocieszenie. Uhhhh od razu
zrobiło mi się niedobrze.
Po za tym byłem
strasznie napalony. Hormony buzowały we mnie jak w jakimś ogierze
reproduktorze. Czułem się jak spragniony człowiek, przywiązany łańcuchem tak,
iż nie może sięgnąć do miski z wodą i musi patrzeć, jak wszyscy inni piją. Moje spragnione ciało domagało się czegoś.
Czegoś, co musi je zaspokoić, dać spokój oraz upragnioną równowagę. Jak każdy człowiek pragnie czułości,
bliskości drugiej osoby. Pragnie być kochany, rozumiany będąc sobą. Ja też tak
to odbierałem. Tylko w sprzeczny sposób. Seks na pewno nie da mi tych odczuć.
Ruszyłem w stronę
grupki, starając się Nie patrzyć w oczy znajomym. Udawałem, iż wszystko jest
ok. Usilnie myślałem tylko o tyłku Aśki, która szła przede mną, aby moje
wspomnienia nie powróciły do sytuacji z Tomkiem i abym nie poczuł wyrzutów
sumienia.
Z drogi głównej, gdzie
mieścił się przystanek, przeszliśmy przez ciemny park. Miasto nie chciało tam
zamontować oświetlenia tłumacząc się na wysokie tego koszta oraz małe
zainteresowanie ludzi tym terenem. Jednak wydajemy się, że dobrze zrobili.
Wtedy kiedy zaczynał się robić wieczór, w lecie ok. 21, a teraz w zimie 16,
młodzi ludzie przychodzili tutaj. Wiadomo w jakim celu. Na ławkach położonych
wzdłuż kamienistej ścieżki, na której można był się łatwo wypieprzyć, siedziały
pary, tak ściśnięte, iż ciężko było stwierdzić, które kończyny należą do
którego z kochanków. Wszyscy byli zajęci sobą, nie zważali na przechodniów.
Jednak park słyną z potajemnych ruchanek, dlatego ktoś kto nie chciał w nich
uczestniczyć, albo nie miał ochoty się im przyglądał, chodził inną drogą.
Lecz nie przesadzajmy.
Zazwyczaj czułości opierały się na obściskiwaniu z bardzo namiętnym całowaniem.
Obmacywanie też było na porządku dziennym. Rzadziej spotykano dwójkę naprawdę
uprawiającą seks. W tym celu szło się to pobliskiego lasku, gdzie więcej od
grzybów „rosło” zużytych prezerwatyw.
Kiedyś idą przez park
spotkaliśmy obściskującą się parę gejów. Na prawdę, pedały mają nieźle
popieprzone w tych łbach. Jak można przyjść do miejsca słynącego z
heteroseksualizmu i tam zacząć się lizać. Momosie rzeczywiście mają jakieś
fiu-fiu. W każdym razie nieźle ich nastraszyliśmy.
Najpierw podnieśliśmy
ich i pomimo głośnych protestów zostali rozdzieleni. Następnie pieprznąłem
jednego w brzuch, a z tego co słyszałem, Arek poczęstował drugiego kopniakiem w
krocze. Potem jeszcze troszkę się poznęcaliśmy cieleśnie, a ostatecznie
ściągnęliśmy jednemu portki i kazaliśmy drugiemu ciągnąc druta. Nie rozumiem,
dlaczego wtedy płakał. Nie uwierzę, że mu się tonie podobało. Na pewno
wcześniej to robili. A kiedy pedał doszedł, jego goguś prawie zakrztusił się
jego „wyciągiem”. Zostawiliśmy ich leżąchyn na sobie. Obaj płakali jak
dzieci.Na końcu Arek podbiegł i oszczał im mordy.Nie sądzę, by kiedykolwiek
pedały się tu pojawiły.
To nie był pierwszy
raz, kiedy nad kimś się znęcaliśmy, ani kiedy dokuczliśmy homosiom. Zdarzało
się to częściej, czasem kończyło się na przycinkach, a czsem traciliśmy
panowanie nad sobą. Zośka otym nic nie wiedziała. Gdyby talk było, już nigd by
się do mnie nie odezwała. Robiłaby mi wyrzuty, że parzyjaźnie się z lesbą, a
krzywdzę gejów. Jednak jest to zupełnie inna sytuacja, przynajmniej z mojego
punktu widzenia. Kobietki mogą się izać i pieprzyć, ale faceci … Już wolałbym,
się nie urodzić niż zostać pedałem.
Po przejściu przez park
wylądowaliśmy na cichym osiedlu. Przemierzyliśmy parę skrzyżowań i dotarliśmy
do Pizdy.Znajdowala się ona pomiędzy star, rozwalającą się kamienicą a
kamiennym ogrodzeniem jednego biurowców. Przesmyk był dość dyży, sa przy jego
dwóch końcach zostawialiśmy dwóch ludzi, aby stali na czatach. Jednaknie było
to potrzebne. Uliczka była tak rzadko uzęszczana, iż równiedobrze moglibyśmy
się tu pieprzyć po ciemku.
Po wejściu do cieśniny,
laski usiadły na starej wypierdzianeh kanapie i wyciągnąły pety. Nie wiem, co w
nich widziały. Czasem też brałem sobie bucha, ale papierosinie były mi w zyciu
niezbędne i też szczególnie nie smakowały. Preferowałem jointy, albo zwykła
maryśkę.
Heniek, który zawsze
trzymał nam towar, wyciągnął z plecaka dobrze ukryte skręty. Znajdowały się one
pod podszyciem i rozdał bardziej znaczącym, czyli mnie, Arkowi, dwum innym
facetom, a ostatniego zostawił sobie. Bodzio wyciągnął zapalniczke i podpalił
jointy. Uh od razu lepiej. Już w ogóle nie myślałem o Tomku i swoim
beznadziejym zycou. Liczyła się Tylka ta chwila. Na Myśl o zbliżającym się
pieprzeniu spodnie na moim podbrzuszu zaczęły się delikatnie unosić.
Wypaliłem skręta do
końca i przekazałem go dalej. Bez zbędnego pierdolenia podszedłem do pierwszej
dziewczyny, którą zauważyłem. Miała na imię Aga i pozbyła się już prawie całego
górnego odzienia.
- Cześć maleńka –
powiedziałem ponętnie, zbliżają usta do jej szyi, pozostawiając tam namiętne
pocałunki. Każda kobieta to uwielbia, czuje się przez to wyjątkowa. Do tego
dotyk delikatnych warg na bardzo wrażliwej skórze, daje niesamowitą
przyjemność. Mnie to jednak nie rusza, nie lubię delikatności, gier wstępnych, pocałunków. Wszystkie chcą się ze
mną lizać, lecz ja odmawiam. Nic mi to nie da, a one narobią sobie złudnej
nadziei.
Zaczęła dotykać moich
pleców, delikatnie je drapiąc. To od razu rozpaliło moje uczucia. Wiłem się jak
węgorz, mimowolnie delikatnie poruszając biodrami. Czułem ból w podbrzuszu.
Członek w ostatecznym stadium erekcji nie mieścił się już w spodniach i pragnął
wyjść na zewnątrz.
Powoli sięgnąłem rękami
do jej tali, nadal nie przestającej pieścić. Aga jęczała jak oszalała. Bardziej
to jednak przypominało sapanie psa niż jęk. Nie lubiłem czegoś takiego.
Wiadomo, kobiece wzdychania pobudzały wyobraźnię i „georga” , jednak ich ilość
w przesadzie, stawała się troszkę irytująca.
Bardziej przypominało to porno niż przyjacielski seks. W końcu
podniosłem wyżej ręce i odpiąłem jej stanik. Zareagowała na to chichotem.
Wysunął się dość
pokaźny biust, jednak nie zrobiła na mnie wrażenia. Tyle razy już go widziałem.
Cycki jak cycki. Na pewno nie mogły się też równać z piersiami Zosi. To AK
jakbym porównywał złoto to żwiru.
- Podobają ci się ? –
spytała delikatnie. Wiadomo, co chciała usłyszeć, choć nie miałem ochoty na
takie pierdoły. Jednak gdybym tego nie zrobił, mógłbym stracić okazję na dobre
ruchanko.
- Są piękne tak jak ich
właścicielka. – odrzekłem półszeptem. W odpowiedzi usłyszałem mrukniecie. Tego
oczekiwała.
Mimochodem
spostrzegłem, iż inni też zaczęli zabawę. Arek zabawiał się tyłeczkiem Sylwii,
Heniek i Izka obściskiwali się. Prawie wszyscy dogadzali sobie w ten sposób.
Oprócz ostatnich ogniw, które patrzyły się na nas, czekając na swoją kolej,
jeśli ktokolwiek będzie chciał się jeszcze z nimi zabawić.
Odwróciłem zwrok i
sięgnąłem do biustu Agi. Chwyciem je mocno
zbliżyłem do ust. Nie bawiłem się w delikatny dotyk. Na samym początku usłyszałem
pomruk sprzeciwu, jednak kiedy zacząłem je ssać, dziewczyna z przyjemności
wygięła się w łuk, ciężko dysząc. Sprawiając jej przyjemność, zjechałem ręką do
jej bioder. Delikatnym ruchem ściągnąłem nastolatce spodnie i włożyłem dłonie
pod stringi. Jej tyłek był bardzo miły w dotyku. Masowałem go przechodząc coraz
niżej. Aż dotarłem do ostatniego punktu.
Mje staranianie poszły
na Marnę. Była już cała wilgotna, a jej cipka chciała mnie przyjąc w swoje
objęcia. Postanowiłem się już nie guzdrać tylko od razu ją przelecieć.
Akurat w tej chwili
odsunęła się na parę centymetrów i rozpięła mi rozporek. Ostrożnie wyjęła
penisa. Starała się okazać zdziwienie jego wielkością, jednak nie dałem się na
to nabrać. Może rzeczywiście mały nie był, ale dziewczyna tyle razy już go
widziała, iż na pewno zaskoczona nie odczuła.
Schyliła głowę, aby wziąć
go do buzi, aleja odsunąłem się.
- Nie musisz kotku,
zacznijmy prawdziwą zabawę. – Nie miałem ochoty na gierki. Moje napalenie
osiągnęło już formę szczytową. A
wszystko co przedłużało nieuniknione, bardzo mnie wkurzało. Od samego ranka
czekałem na tę chwilę. Nie traktowałem seksu jako pieszczot. Pragnąłem zwykłego
rżnięcia, które zaspokoi moje potrzeby. Tak naprawdę każdy dotyk dziewczyny
sprawiał mi dyskomfort. Nie powodował powrotu negatywnych myśli, gdyż byłem
wtedy zbyt napalony, żeby myśleć o beznadziejności swego życia. Po prostu
czułem w głębi, iż nie mam na to ochoty, nie o to mi chodzi. Jej pozwoliłem się
dotknąć, aby dała mi to, czego pragnę. Normalnie, poza uściskiem dłoni, dotykać
mnie mogą Ania, Zośka i Arek. Czucie ciała innych osób wyzwala we mnie pewien
strach, może apatię. Tak tryb mojego życia podziałał na mnie. Niszczył w pewnym
stopniu.
- No dobrze ogierze,
weź mnie –jęknęła rozsuwając nogi. Odwróciłem się i szukałem wzrokiem Tomka. To
on zawsze załatwiał nam gumki, jednak chłopak uciekł i na pewno prędko nie
wróci.
- Masz tu jedną –
wyrwał mnie z zadumy Bodzio, przerwawszy całowanie się z drugą Agnieszką –
Wziąłem tylko pięć, bo myślałem, że ktoś inny je skołuje. – Po czym powrócił do
rozgrzewania dziewczyny.
Czyli jednak dziś
porucha tylko pięć osób: ja, Arek, Bodzio i dwóch innych. Tak wyglądała hierarchia.
Zawsze to ja z kumplem zaczynałem, nam się wszystko należało, potem inni
dojadali.
Pośpiesznie założyłem
prezerwatywę i powróciłem do Agi. Czekała na mnie, z otwartym wejściem do
swojego wnętrza, dotykając swoich piersi. Chwyciłem ją jak dziwkę i pchnąłem od
razu.
Jęknęła z zaskoczenia,
ale później się rozluźniła. Wytonowałem szybki ostre ruchy, starając się, aby
spodnie znajdowały się na moim tyłku. Nie chciałem świecić pośladami przed
całym zgromadzeniem. Kiedyś nieźle się na tym przejechałem i do tego czasu
starannie zakrywam swoje wdzięki.
Czułem, że zaraz dojdę,
więc jeszcze bardziej przyśpieszyłem. Aga przerwała krzyki i chciała mnie
pocałować. Odsunąłem się od niej nie przestalając posuwać. Zrobiła niezadowoloną
miną i spróbowała jeszcze raz. Zareagowałem tak samo, z tym, że moje ciało
wygięło się w łuk, a członek wypuścił z siebie nasienie.
Wysunąłem się i ciężko dysząc,
zdjąłem kondoma i schowałem prącie. Podniosłem głowę.
Poczułem, iż coś
ciepłego uderza mnie w głowę. To Aga. Dostała furii. Nie chciałem odwzajemnić
jej uczucia, a tak bardzo liczyła na chwilę czułości, idiotka. Ja od samego
początku nastawiałem się tylko na rżnięcie.
Moją sytuację pogorszył
fakt, iż dziewczyna nie doszła, a nie będę w niej machać halabardą, skoro nie sprawi
mi to już przyjemności. Wściekła zaczęła coś do mnie wrzeszczeć, że ją
wykorzystałem itp.
Głupia dziwka. I tak
jej dziś nikt nie przerucha, bo zabraknie kondomów.
Ległem na łóżko, jednak
musiałem się od razu podnieść. Trafiłem
na długopis oraz pusty karton po soku, który wbił się w moje plecy wywołując
straszny ból. Klnąc jak szewc wstałem i wytrzepałem kołdrę tak, iż wszystkie
śmieci poleciały na podłogę. Nie, nie da się tak żyć, w takim burdelu.
Włączyłem Nirvanę i zabrałem się za sprzątanie.
Jesteś z siebie
zadowolony ? – pojawiła się nagle myśl w mojej głowie. Wróciło. Znowu przyszło.
Starałem się myśleć o
czymś normalnym, lecz już nie było odwrotu. Dopadła mnie beznadziejność.
Kolejny dzień
przepieprzyłem na niczym, nie zrobiłem nic dobrego, nikomu nie pomogłem, a
jedynie jak coś to dodałem cierpień. Z
każdą chwilą czułem się, jakbym zbliżał się do nieuniknionego końca, który na
mnie czeka i strasznie śmieje się z moich słabości i błędów, a najbardziej z
tego, że nie umiem sobie z nimi poradzić. Każdy dzień przewija się jak taśma wideo,
nie zmieniając się, jakby zaciął się jak jakiś kadr. W końcu obudzę się i zostanę
sam. Bez całej załogi. Przyjaciele poznają moje prawdziwe oblicze ,prawdziwe ja
i opuszczą.
I co wtedy zrobię ? Nie
mam w życiu celu. Nie mam do czego dążyć. Żyję jedynie dla dragów, seksu i
sportu. A może on jest moim przeznaczeniem ?
Nie, na pewno nie. Nie jestem
zły w gałę, lecz na pewno nie mogę w nią grać zawodowo, a inny dyscypliny nie
idą mi tak dobrze.
Dlaczego z sobą nie
skończę ? Pozbyłbym się wtedy całego brudu i może odnalazł spokój. Innego wyjścia nie ma. Poczułem straszną ochotę, by
pobiec do łazienki i zmyć z siebie tę nieczystość. Wyszorować nawet ze skórą, a
następnie puścić w niepamięć, uwolnić się. Jednak tyle razy to robiłem i nie
przyniosło żadnych efektów. To ze mną jest coś źle, czy cały świat się znęca
nad biednym chłopcem, który już powoli wysiada.
Czułem, iż długo tak
nie pociągnę, nie mając w życiu żadnych wartości, głębokich pragnień, celów i
kogoś. Kogoś prawdziwego. Kto mi pomoże. Kto mnie przezwycięży, a potem
uniesie. Albo sam się zabije, albo zrobi to moje drugie oblicze. Moje błędy,
brudy i wyrzuty sumienia.
Nie wiedziałem, kiedy z
moich oczu zaczęły lecieć łzy. Nie dawałem już rady. Wysiadałem psychicznie.
Tak, opowiem o tym Zosi, ona mi pomoże.
Nie, zostawi mnie, gdy
zobaczy kim jestem. Kim się stałem. Kim nie mogę przestać być
Płacząc jak dziecko
zgasiłem światło i położyłem się do łóżka. Pani Pączek mnóstwo nam zadała, lecz
nie zważałem na to. I tak nic nie udałoby mi się zrobi. Nie miałem już sił.
Tu się może pomyliłem.
Może jednak miałem choć trochę mocy, aby je wykonać, nie omsknąłem jednak się w
jednym: mój koniec rzeczywiście szybko nadejdzie, kiedy czegoś nie zmienię.
Kiedy ktoś mnie nie zmieni .
Hejka !
Ten rozdział nie jest
chyba szczególnie ciekawy, w każdym razie ciężko było mi go pisać, siedziałam
nad nim parę dni. Ale końcówkę, która, wydaje mi się, wyszła mi całkiem nieźle,
napisałam w pięć minut. Jak zobaczycie jakieś błędy, wybaczcie.
Trzymajcie się ;-)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz