poniedziałek, 25 kwietnia 2016

Rozdział piąty

Już po samym przebudzeniu stwierdziłem, że ten dzień będzie beznadziejny. Głowa napieprzała mnie od wczorajszej słabości, która wraz ze zniknięciem nocy, ulotniła się w nicość. Czułem jednak, iż do mnie powróci i jak za każdym razem ze wzmożoną siłą.
Usiadłem na kraju łóżka, poruszając zdrętwiałą nogą. Oddychałem bardzo wolno, żeby wrócić do normalności. Nie pamiętałem już nic z wczorajszego dnia. Wiedziałem, że jego finał nie był zbyt szczęśliwy, przynajmniej dla mnie. Bez żadnych ceregieli ubrałem się i zszedłem na dół.

Gdy zjadłem posiłek popularnie zwany śniadaniem, którego jednak nie można było tak nazwać ze względu na jego skład, sięgnąłem po kurtkę. Zakładając ją, włożyłem rękę do kieszeni, szukając w niej papierosa. Wyczułem tylko pustkę, jednak nie głębszą niż w moim sercu. Gdybym do niej włożył dłoń, nie poczułbym żadnego dna.
Oddałbym wszystko za jednego skręta, nawet za jednego bucha. Teraz wszystko zaczęło do mnie wracać. Przygoda z Tomkiem, Pizda, i to co wydarzyło się później.
Po chwili wyszedłem na zewnątrz. Przywitał mnie powiew wiatru, który zrzucił kaptur z mojej głowy. Odchyliłem ją delikatnie, wczuwając się w żywioł.  Byłem częściowo taki jak on. Bardzo zmienny. Mogący kogoś zamrozić, zabić. Powodować ból i siać wszędzie zimno przejmujące ludzkie serca. Gdy poczułem się w pełni przebudzony, ruszyłem w stronę przystanku.
Droga do niego była tak podziurawiona, że musiałem cały czas patrzeć po nogi i ostrożnie stawiać kroki. Nie specjalnie mi się spieszyło. Na pewno wszyscy będą mnie obgadywać za to, co zrobiłem Adze. Pewnie przedstawi swoją, bardziej dramatyczną i poniżającą mnie wersję wczorajszego seksu, która oczerni mnie w oczach klasy i szkoły. Nie była to pierwsza i na pewno nie ostatnia taka sytuacja, już do tego przywykłem. Bardziej martwiło mnie co innego. Fakt, który zacząłem sobie uświadamiać stosunkowo niedawno. Zawsze siedział we mnie , lecz nie potrafiłem go wydobyć. Wygrzebać z własnego śmierdzącego wnętrza.
Coraz częściej miałem te napady. Na samym początku pojawiały się one bardzo rzadko. Najczęściej w następstwie jakiejś przykrej sytuacji, jak pogrzeb, czy ogólnie myśl o śmierci. Następnie, kiedy coraz bardziej zacząłem się „brudzić” zauważyłem, iż coraz częściej mnie nachodziły. Im stawałem się brudniejszy, tym moje myśli stawały się bardziej chwiejne i niekiedy nielogiczne.
Rozważałem rzeczy, których nigdy bym nie powiedział, że będę się o nich zastanawiać. Na przykład samobójstwo. Nie potrafię wskazać, kiedy zrodziła się ta idea. Nie potrafię też powiedzieć, czy moim przypadku jest ona dobrym czy złym rozwiązaniem.  W tej chwili, gdy o tym myślę, wydaje mi się ona całkiem głupia i bezsensowna, ale … Ale wczoraj stanowiła jedyną rzecz którą w pełni rozumiałem i w pewnym stopniu akceptowałem.  Co gorsza, pragnąłem jej, co prawda nie do końca poważnie, jednak pragnąłem.
Te moje wahania nastroju napawały mnie strasznym zażenowaniem. Jaki chłopak je ma ? Zaczynał mi już powoli odwalać.  Całe szczęście nie miałem ich cały czas. Pojawiały się wieczorami, ale to był o jeden raz dziennie za dużo i to stanowczo.
Najgorsze było, iż nie przeszkadzał mi najbardziej sam fakt i przyczyna ich występowania, lecz to, iż zmniejszały moje ogromne ego. Uważałem się w końcu za najlepszego pod każdym względem. Nic nie mogło się odbyć bez mojej zgody. A te wahania, wpływały na moją męskość i siłę. Wywoływały łzy, który byłe najgorszą oznaką słabości. Niedługo skończę jak Daniel, przez nikogo nielubiany, wyśmiany. Jako nikt.
Wreszcie doszedłem na przystanek. Oczywiście spóźniłem się na empeka, co przywitałem głośnym powiedzeniem niecenzuralnego słowa, co stare mohery przyjęły z typowym dla nich zgorszenie. Stare babska. W kościele to takie ofiary zgrywają, a w realu no jak wiedźminy, tylko że od nich gorzej capiało tym, co nazywają perfumami. Może i nimi były, jednakże używanie zapachowych wód nie znaczy tyle, co wylanie ich na siebie jak najwięcej. Ale cóż tam, mały szczególik. Mało widoczny dla ucha i wzroku, lecz bardzo bolesny dla nosa.
Miałem szczęście  w nieszczęściu. Usiadłem na ławce i pomimo wielkiego zimna zdjąłem rękawiczki. Wyjąłem zeszyt od majcy i zabrałem się za zadanie zadane przez Pączka. Oczywiście gówno rozumiałem i bez pomocy Zośki albo lamusów na pewno tego nie ruszę. W sumie dobrze, iż wczoraj je sobie odpuściłem, przynajmniej nie zmarnowałem bezsensownie czasu.
Siedziałem tak przez dwadzieścia minut. Co chwilę zerkałem na zegarek. Nie wiem po co. Na pewno nie bałem się spóźnienia do szkoły, ale samotne siedzenie prowadziło bezpośrednio to rozmyślań, których za wszelką cenę pragnąłem uniknąć. Skupiałem wzrok na tyłkach dziewczyn, które razem ze mną czekały na autobus. Wreszcie się pojawił.

Przeżyłem szok, kiedy wszedłem do pojazdu. Uderzyła mnie fala gorąca, jednak nie byłem z tego powodu szczęśliwy. Gdyby wytworzyło ją ogrzewanie, nie miałbym nic przeciwko, ale zdawałem sobie sprawę, iż ciepło pochodziło z oddechów innych ludzi. Dlatego w nim czułem kiełbasę.
Podciągając sobie gacie, które troszkę mi spadały, usiadłem koło jakiegoś śpiącego gościa. Ten przynajmniej nie śmierdział.
Przeklinałem się w duchy, ze nie wziąłem słuchawek. Pewnie leżały gdzieś w największych czeluściach mojego pokoju. Nie pozostało mi nic innego, jak wpatrywać się przed siebie.
Z każdą chwilą robiło się coraz tłoczniej. I nudniej. Aż do chwili gdy do pojazdu weszłam pewna dziewczyna. Nie chciała stać przy drzwiach, więc przecisnęła się w głąb autobusu i wyładowała obok mnie.
Jej postać wyglądała bardzo nienaturalnie. Młoda dziewczęca twarz, dałby, jej maksymalnie szesnaście lat. Jej drobna buzia wyrażała wstyd i zmęczenie. Po chwili spostrzegłem iż wszyscy się na nią gapią, co wprowadzało nastolatkę w zakłopotanie. Niektórzy, tak jak ja, robili to dyskretnie, a inny, jak stare mohery, świdrowały ją wzrokiem, nie czując czegoś takiego jak zakłopotani. Po chwili zrozumiałem, dlaczego jest ofiarą.
Z powodu jej ciała, a raczej brzucha. Dziewczyna była w ciąży. Na pewno nie miała osiemnastki. Oj komuś się tu wpadło. Nie potrafiłem stwierdzić, co było gorsze: noszenie niechcianego bachora, czy znoszenie spojrzeń tego całego ludu.
Po chwili odwróciłem wzrok cicho chichocząc. Jednak babki tego nie zrobiły. Ich oczy wyrażały słowa: Ale dziwka. Pewnie po imprezach się szlajała. Mówiłam ci, że tak to się kiedyś skończy. Za moich czasów w jej wieku pracowało się w polu. Ciekawe jak na to zareagowali jej rodzice. Ale wstyd. Całe szczęście ze ja jestem taka dobra, codziennie chodzę do kościoła.
Kiedy się już napatrzyły,  zapewne oddały się dyskusji, skąd ona jest , gdzie mieszka.
A samej bohaterce wyskoczyły straszne rumieńce i myślałem , że za chwilę zapadnie się pod ziemię, ale cóż. Mogła się nie puszczać na prawo i lewo. Oparłem się wygodnie i zamknąłem oczy. Po chwili z zamyślenia wyrwał mnie pewien głos:
- A może byś tak ustąp jej miejsca ?
Powoli uniosłem ciążące powieki i odwróciłem głowę. Ujrzałem chłopaka, mniej więcej w moim wieku. Miał brązowe oczy i włosy. Wzrostem też szczególnie nie grzeszył. Jego twarz była cała czerwona, z pewnością od temperatury panującej w pojeździe. Usta zacisnął ze złości, tak, ze stanowiły tylko wąską kreskę.
- Nie widzę powodu, dla którego miałbym to zrobić . – powiedziałem sennym tonem, pełnym pogardy. Wszyscy przysłuchiwali się tej wymianie zdań. Mohery nawet kiwały mi głową, zadowolone z mojej odpowiedzi.
-  To, że masz problemy ze swoją męskością to twój problem i nie będę wnikać- odwróciłem się i ujrzałem na jego twarzy straszną irytację. Oczy bruneta stawał się coraz mocniejsze i niemal przecinały mnie na wylot. – Może to przez kompleksy związane z wydmuszką, którą nazywasz swoim ptaszkiem – rozległy się chichoty, lecz mój rozmówca zachował kamienną  twarz. Bardziej od niego poważniejszy i upokorzony byłem tylko ja.
-Oj oj oj, ktoś tu chce zostać bohaterem – odpowiedziałem z rechotem – Odpowiada ci taka widownia ? – wskazałem na mohery – Piękne panie będą świadkami twojej odwagi. A teraz się kurduplu odpierdol ode mnie. Prawdziwi faceci mają lepsze sprawy niż uganianie się za jakimiś babami.
- A co wolisz chłopców ? – tu rozległ się naprawdę głośny śmiech. Babki złapały się za głowę i pośpiesznie przeżegnały, jakby miało to usunąć słowa  chłopaka z ich głów. Gościu zaczynał grać mi na nerwach.
-Nawet jeślibym wolałem kutasy od cipek i tak jestem bardziej męski od ciebie – powiedziałem mierząc jego ciało wzrokiem. Nawet pod kurtką nie było znać żadnej muskulatury. Ja prezentowałem się świetnie. On był bardzo przeciętny. Taka licha myszka, nie mająca nic do zaoferowanie.
- Oczywiście nie zaprzeczę. Często geje mają większe jaja niż osobniki twojego pokroju. Oni na pewno ustąpiliby  ciężarnej kobiecie miejsca – wreszcie padła ta kwestia. Sama bohaterka wpatrywała się w podłogę. Za to je obrońca stał mężnie, ze wzorkiem ukrytym w mojej twarzy.
- Dla mnie męskość nie obejmuje dobrego traktowania dziwek – odparłem. Chłopak zmarszczył brwi, a dziewczyna skuliła się na dźwięk tego słowa.
- Ale nie …
- Nie wiesz, skąd biorą się dzieci – przerwałem mu w środku z zdania – Zazwyczaj para po ślubie się o nie stara. Ale istnieją również przypadki – tu wskazałem na ciężarną – jak w naszej sytuacji, że dziewczyna puszcza się, obrabia wszystkim, a na końcu zaciąża. Sprawdź sobie znaczenie słowa dziwka w słowniku, bohaterze.
 Myślałem, że gościu na za chwilę wybuchnie. W jego oczach ujrzałem wielką pogardę. I … Przeraziła mnie ona. Delikatnie skurczyłem się pod jej naporem. Od razu w mojej głowie pojawiły się te myśli, te co wieczorem. Tak, jakby on je we mnie wprowadził.
-  A skąd dziadzie wiesz, iż tak właśnie było ? – zaczęło się na ostro. Używanie przezwisk zawsze to oznacza.
- To gogusiu, że dziewczyna w jej wieku nie może mieć męża, który ją zapłodni. Musiała się puszczać z innymi. Pewnie nawet nie wie kto jest ojcem. Każdy czyn ma swoje konsekwencje, moja droga – tu zwróciłem się do niej. – Jak się dawało wszystkim po kolej, takie są teraz konsekwencje, między innymi nie ustępowanie miejsca w Krakowskiej Komunikacji Miejskiej.
Dziewczyna zalała się łzami, cicho szlochając. Chłopak dotknął jej ramienia, bo którym od razy przeszedł dreszcz. Myślałem, iż za chwilę się na mnie rzuci.  Chciał już coś powiedzieć, jednak autobus przybił do upragnionego przeze  mnie przystanku. Zerwałem się z miejsca, zarzuciłem plecak i pożegnałem towarzystwo słowami.
- Kończę już to przedstawienie. Tobie udanego porodu życzę. Mam nadzieję, że dziecko poda się do ojca i nie zostanie taką dziwką jak ty. A tobie kurduplu więcej pokory. Po ktoś ci w końcu wpierdoli w ten twój pospolity ryj. Żegnam towarzystwo.- nie oglądając się za siebie wyszedłem i pognałem ku szkole.
Akurat zabrzmiał dzwonek. Rzuciłem się pędem do klasy. Ledwo zdążyłem przed wychowawcą. Ruszyłem do ławki.
- No jesteś stary – powiedział Arek, podając mi dłoń. Przelotnie pocałowałem Zosię w policzek.  – Ej Staszek, co się wczoraj stało ? Nagle wyszedłeś, a Aga była strasznie zła. Wszystkim rozpowiedziała jakieś plotki o gwałcie. Cała szkoła o tym gada. Jak by …
- Potem - uciszyłem go. Nie miałem ochoty teraz o tym gadać
- Ciekawe, gdzie jest ten Nowy. – szepnęła do mnie Zośka.  Udawała, że nie słyszał wcześniejszej wymiany zdań. A nawet jeśliby tak było i tak na pewno się o tym dowiedziała. Dziękowałem w głębi, że nie poruszył tego tematu. Rzeczywiście nowego nie było. Rozglądałem się po klasie i ujrzałem, iż wiele osób tak robi. Wszyscy przy okazji patrzyli na mnie z dużym zarzutem, jakbym to ja ich skrzywdził. Sam nauczyciel wydawał się zbity z tropu. Pewnie przygotował sobie jakąś mowę przywitalną, a  wszystko trafiła cholera. W końcu sprawdził obecność i zaczęła się lekcja.
Przerwał ją pukanie do drzwi. Wszyscy automatycznie odwrócili się w ich stronę. Nagle ktoś niepewnie je uchylił. Ujrzałem tylko ciemną postać, aż w końcu na jej twarz padło światło. Wyglądał jak „bohater”.
- O kurwa mać – przekląłem i natychmiast odwróciłem wzrok. Zośka dziwnie na mnie popatrzyła, nie wiedząc, o co chodzi.
Naszej klasie ukazał się nowy uczeń. Miał może metr siedemdziesiąt pięć wzrostu. Nie było to mało, lecz przy naszej klasie wyglądał mizernie. Jego brązowe włosy były krótko obcięte, a tego samego koloru oczach widniało przerażenie.
Cała postać prezentowała się trochę pospolito. Chłopak położył dłoń na dłoni i popatrzył na nas przepraszająco.
- Przepraszam za spóźnienie, ale autobus mi uciekł.
Ale z niego dobry kłamca. Prawie sam dałbym się nabrać.
- Nie ma problemu, każdemu się zdarza – odpowiedział usprawiedliwiająco Talski. Na chwilkę zapadła niezręczna cisza. Wszyscy wpatrywaliśmy się w Nowego, co bardzo go zawstydzało. Wychowawca za to nie wiedział, co dalej powiedzieć, w końcu rzucił:
-Zajmij jakieś wolne miejsce.
W sali stała jedna pusta ławka. Była tam postawiona dodatkowo. Dziś cała nasz klasa raczyła zjawić się w szkole, każdy chciał zobaczyć tego Janka. Wszyscy oprócz Tomka. Chyba załamał się po wczorajszym zdarzeniu i nie chciał pokazać w szkolę  W tej chwili ludzie namierzali Nowego wzrokiem i oceniali. Każdy wiedział, iż istnieją dwa wyjścia z tej sytuacji.
Albo przyłączy się do mojej paczki i stanie się popularny. Każdy w szkole będzie go rozpoznawał. Wzdychanie dziewczyn, używki i świetna zabawa. Na to może się pisać.
Albo , jeśli okaże się nudziarzem, dołączy do lamusów. Wesprze opozycje, popierająca logiczne myślenie i krytykującą nas, chociaż w głębi serca będzie nam zazdrościł.
Ciężko było w tej chwili stwierdzić, do której grupy dojdzie.  Najważniejszym kryterium był wygląd. Jeśli dziewczyny stwierdzą, że jest przystojny, wkręci się do nas, a później wszystko zależy od niego. Może być strasznym nudziarzem i jego rola będzie polegać na kupowaniu piwa. A może stanie się nową gwiazdą technikum .
Jedno wiedziałem, nie chcę tego głąba w mojej paczce. Nie bałem się konkurencji, no bo jaka tu konkurencja. Chłopczyk z mysimi włoskami, strasznie przeciętny. Co on może zapewnić ? Kim on jest w porównaniu ze mną ? Po prostu czułem do gościa straszną niechęć.
Do tego strasznie mnie wkurzył w tym empeku. Upokorzył, wyśmiał i ośmieszył. Gdyby ta sprawa wypłynęła, mój autorytet zostałby podburzony. Nie chodzi tu nawet o sam ten incydent. Myślę, iż większość mojej klasy zachowałaby się tak, jak ja. Jednak dla ludzi szukających sensacji, nie ma to znaczenia. Byleby tylko mi zaszkodzić.
Janek czerwony jak burak ruszył w stronę wolnego miejsca. Powoli podszedł do ławki Daniela i dosiadł się do chłopaka. Wszyscy zaniemówili. Każdy myślał, iż Nowy usiądzie w pustej ławce. Złamał pewną zasadą. Z ustalonego przeze mnie „prawa” nie wolno było zbliżać się do Daniela, z nim gadać, a jeszcze bardziej siedzieć. Chłopak został naszym wyrzutkiem, nikt nie utrzymywał z nim kontaktu. A jeśliby  to zrobił, dołączyłby do niego. Zniszczyłbym go tak, jak wcześniej jego przyjaciela.
Wkurzyłem się. Wiem, że to głupie. Czułem się, jakby kurdupel specjalnie to zrobił, żeby mnie ze złościć. Wiedział, że przez to złamie pewien „pakt” i wywoła zamieszanie. Widziałem, że wszyscy patrzyli po sobie nie wiedząc, co robić. Spojrzenia przewijały się też na mnie, lecz udawałem, iż tego nie zauważam.
Kiedy Daniel zobaczył, że ma towarzystwo, przestraszył się chyba jeszcze bardziej niż nowy. Nie potrafię wskazać, kiedy ostatnio rozmawiał z kimś z klasy. W ogóle nie miał znajomych. A kiedyś był popularny, lubiany, podziwiany, a ja to wszystko zepsułem. Kurdupel nie wiedział, na co się pisze. Nie pozwolę, aby uszło mu to płazem.
Gdy Janek już usiadł, wyciągnął książki, a następnie podał rękę Danielowi, mówiąc coś pewnie się przedstawiał. Chłopaka zamurowało. Wpatrywał się w wyciągniętą dłoń, nie wiedząc, co zrobić.  Ostatecznie wyciągnął swoją i ścisnął ją kończynę kolegi.
Prawie mogłem  poczuć napięcie panujące klasie. Nikt nie wiedział, co się dzieje.  Pomimo, że lekcja już trwała, wszystkie oczy utkwione były w kurduplu. Ten chyba niczego nie zauważył,  a może udawał, iż nie widzi zamieszania wokół jego osoby oraz całej sytuacji. Nadal luźno mówił coś do Daniela, aż w końcu wybuchnął cichym śmiechem. Jego druh nie wiedział jak zareagować. Wpatrywał się w przybysza, starając się rozluźnić.  W jego wnętrzu toczyła się wojna. Nie wiedział, czy również odpowiedzieć śmiechem. Może nawet zapomniał, jak on brzmi.  Bał się ponownego odrzucenia. Przez ten czas zamknął się w sobie i teraz dopiero miał okazję kogoś tam wpuścić.
Z czasem zainteresowanie tą sensacją spadło. Uczniowie wracali do lekcji. Najdłużej trzymały się Izka z Agą. Pewnie oceniały nowego. Czy jest wystarczającą przystojny, wysportowany. Jutro dowiemy się ich werdyktu. A to zaważy o jego dalszym losie w naszej klasie. Przysiągłem sobie jednak, iż jaki by on nie był i tak kurdupel nie może się przyłączyć do paczki, po prostu nie może.
W końcu zostałem ostatnią osobą, wpatrująca się w Daniela i Janka. Ten drugi cały czas coś mówił. Nawijał nie robiąc sobie przerwy. Może liczył na to, iż jego rozmówca się wreszcie otworzy. Złudne nadzieje. Daniel nadal siedział sztywno jak na szpilkach, odpowiadał tylko półsłówkami, a na jego twarzy nie pojawił się uśmiech. Jednak brunet się nie poddawał.
Wiedziałem, że nic już ciekawego nie zobaczę, ale nie mogłem przestać się tam patrzeć. W pewnym stopniu chciałem to robić. Ten nowy jakoś mnie zaintrygował. Wyglądał trochę pospolicie, lecz o dłuższej obserwacji jego wygląd wydawał się hipnotyzować. Ciężko mi to uczucie opisać. Może zrozumieją mnie osoby, które mają fobię, na przykład do węży. Kiedy widzisz zdjęcie tego gada, brzydzisz się i chcesz od razu odwrócisz wzrok, Jednak coś cię intryguje i cały czas się wpatrujesz, chociaż się tego brzydzisz. Cały czas cię to przyciąga. Ja miałem tak samo, no może bez obrzydzenia.
Nie lubiłem gościa, ale nie wzbudzał we mnie specjalnej odrazy.  Nie myślcie też, że wpadł mi w oko. Brzydziłem się pedalstwem.
Przez to, iż nie mogłem przestać się na niego patrzeć, zastanawiałem się, czy wszystko ze mną okay. Nigdy tak nie reagowałem. Ten chłopak niezwykle na mnie działał. Jego spojrzenie w autobusie mnie przeszywało, zmuszało do wyrzutów sumienia, a jego obecność fascynowała. Mimo to nie czułem do gościa nic, z wyjątkiem złości.  Spojrzałem w tablicę, przykładając dłonie do twarzy. Ogarnij się ! Skąd to wszystko się brało ? Na żadne dziewczyny nigdy się tak nie wpatrywałem, a tu przychodzi jakiś facet i nie mogą oderwać od niego wzroku, chociaż w żadnym stopniu mnie nie podniecał. Tego byłem pewien.
W połowie lekcji zmuszony przez własnego siebie, odwróciłem się. Chyba kurduplowi się troszkę udało. Daniel wyglądał już luźniej, a jego wypowiedzi trwały dłużej. Nadal jednak miał posępną minę. Za to ten drugi cały czas trajkotał.  Jego wygląd, rysy, wszystko wyglądało tak … idealnie, jakby było na właściwym miejscu, wspaniale ze sobą współgrało.
Nagle Nowy spojrzał w moją stronę, a ja nie zdążyłem odwrócić wzroku. Spostrzegł, że się w niego wpatruję.
Na początku zrobił zdezorientowaną minę. Nie spodziewał się mnie tutaj.  Pewnie myślał, że chodzę do jakiejś dziadowskiej zawodówki, albo kopię rowy, a tu jednak.
Ciężko było mi ocenić jego reakcję. Jego twarz pozostawała nieprzenikniona. Myślałem, iż tam, zwariuję. Niech okaże złość, nienawiść, cokolwiek.  Bylebym coś wreszcie zrozumiał.
Moja prośba została spełniona. Janek się uśmiechnął. Tak, uśmiechnął się do mnie. Wyglądał wtedy … pięknie. Pomimo tego, że jestem uzależniony od seksu, potrafię dostrzec prawdziwe piękno, na przykład taką Zosię, jest cudowna sama w sobie.  Jej wyglądem, stylem bycia. O Nowym też  tak mogłem rzec.
Byłem hetero i podniecał mnie tylko babki, ale potrafiłem dostrzec urodę tego chłopaka. Normalnie wyglądał dość przeciętnie, ale intrygująco. Gdy się uśmiechał wyglądał nieziemsko. Jego oczy błyszczały radością, a usta pozowały w tak szczery sposób, iż mógłbym się na nie patrzeć godzinami, a jednocześnie bardzo mnie irytowały. Nigdy nie widziałem tak pięknego uśmiechu
Speszony odwróciłem się pospiesznie. Dlaczego on to zrobił. Przecież mnie nie lubi. W autobusie bezpośrednio dał mi to do zrozumienia. Brzydził się mną, gardził.  Jeśli zrobił to, żeby mnie wkurzyć i spowodować mętlik, to mu się udało. Przeklinałem Boga, jeśli gdziekolwiek był, dlaczego tak się stało. Liczyłem na jakąś reakcję, ale nie taką. Już obojętność byłaby lepsza.
A może uśmiechnął się, bo rozbawiła go ta sytuacja, to całe wpatrywanie, moja dezorientacja, która na pewno była widoczna na mojej twarzy. Jego uśmiech był piękny  wydawał się szczery, dlatego ta wersja wydawała mi się bardziej prawdopodobna. Ale przecież idealnie skłamał o spóźnieniu autobusu. Ja, który znałem prawdę, prawie się nabrałem. W tym przypadku mogło być tak samo.
Do końca zajęć trzymałem się ławki, aby się nie odwrócić. Bardzo tego chciałem, ale  drugiej strony bałem się tego. Bałem się tych oczu, uśmiechu.   Nie potrafiłem powiedzieć, dlaczego.
Arek nie zwracał na mnie uwagi, ale Zośka coś zauważyła. Z resztą sama często patrzyła na Nowego, jakby chciała się w czymś upewnić. Nie wiem , co chodziło.

Nareszcie usłyszałem donośny dźwięk dzwonka ogłaszającego przerwę. Powoli wypuściłem powietrze starając się uspokoić. Wszyscy zaczęli się już przepakowywać na kolejną lekcję, lecz mnie coś jakby przykuło do krzesła, nie mogłem się ruszyć.
Zauważyłem, że Nowy podszedł na chwilę do Talskiego i po cichu o czymś rozmawiali. Chłopak stał do mnie tyłem, także nie mogłem dostrzec wyrazy jego twarzy. Pewnie uzgadniali jakieś organizacyjne sprawy.
- I co o nim sądzicie ? – zapytał Arek, patrząc się bardziej na Zosię niż mnie.
- Ciężko teraz cokolwiek powiedzieć – odpowiedziała dziewczyna, wyciągając zeszyt do majcy – Nawet z nim nie gadaliśmy, ale wydaje się spoko.
- Ma taką bardzo pozytywną twarz – odparł chłopak – Ale i tak ważne, że im się spodobał – tu wskazał na laski. Stały zbite w grupkę  i chichotały. Szeptały do siebie, cały czas patrząc na kurdupla. Pewnie ustalały, jak do niego zagadać.
- Uuu pojawił im się nowy ogier do wypróbowania – prychnęła Zośka z pogardą – Ale dziwki. Prawie się ślinią na jego widok. Rzeczywiście jest on aż tak przystojny ?
W sumie na to wskazywało ich zachowanie. Wiedziałem już jak to się skończy. Zaakceptowały jego wygląd, stwierdziły , że jednak się nadaje. W najbliższym czasie podejdą do niego, zagadają i podejmą ostateczną decyzję, czy go przyjąć. Nie mogłem do tego dopuścić.
- Ja ci tego nie powiem -  zachichotał Arek – Ale na moje męskie i wprawione seksualnie oko – tu mi mrugnął – jest chyba taki przeciętny. No ani wysoki, szczególnie wysportowany. Za to ma bardzo fajny uśmiech. Taki, kurcze nie wiem … Ciepły ?  Od samego patrzenia mam ochotę go poznać.
Troszkę mi ulżyło. Czyli na kumpla też w jakimś stopniu działał. Już myślałem, iż tylko mi tak odbiło. Co prawda ze słów Arka wynikało, że chłopak jest ciekawy i nic więcej, a ja czułem do niego jakiś dziwny pociąg. Z jednej strony nie chciałem go poznać. Strasznie mnie wkurzył tym swoim uśmiechem – choć muszę przyznać, że uśmiecha się ładnie – optymizmem, a w szczególności zajściem w empeku. Już czułem, iż moja pozycja delikatnie, bo delikatnie, ale jednak zaczęła się obniżać. Wyjście dzisiejszej sytuacji z autobusu tylko przyśpieszyłoby ten proces.
Coś jednak, jak wspomniałem, ciągnęło mnie do tego, żeby z nim porozmawiać, ujrzeć jego twarz z bliska. Aura, którą rozpraszał, męczyła mnie i drażniła, ale i też przynosiła ulgę. Nie potrafiłem zdecydować, czy lepiej będzie dla mnie gdy ucieknę od niego, czy zostanę.
- A co ty o nim sądzisz ? – teraz Arek zwrócił się bezpośrednio w moją stronę. Poczułem, że Zosia również na mnie spojrzała. Chciała dowiedzieć się, czy wszystko w porządku, o co chodzi. Wyczuła, iż dzieje się ze mną coś dziwnego. Powoli podniosłem wzrok i starając się udawać obojętność, odpowiedziałem:
-Nie wiem, czym się zachwycać. Kolejny lamus, nie mający własnego życia. Mówię wam, będą z nim same problemy. Zobaczycie, gościu będzie przypieprzał się do wszystkiego, wszędzie wtryniał nos. Takie małe uśmiechnięte osoby już takie są.  Wygląda strasznie irytująco.
- Ej , co cię ugryzło – warknęła Zośka, szturchając mnie w ramie – Gościu przecież nic ci złego jeszcze nie zrobił, a już go oceniasz. Bez obrazy Staszek, ale zachowujesz się jak te kobyły – coś jej podpadłem. Do dziewczyn z klasy porównywała tylko osoby, które zaszły jej za skórę. – Mi wydaje się sympatyczny.
Akurat w tym momencie bohater naszych rozmów wrócił do ławki i opowiadając coś Danielowi, usiadł na ławce.
- Chodźmy się z nim przywitać – zaproponował Arek. Czułem tą atmosferę, napięcie. Wszyscy czekali na to, aż w końcu ktoś podejdzie, przedstawi się i zaprezentuje całą klasę.  Taka już była tradycja. Jednak nikt nie czuł na sobie tego obowiązku. Zapewne do końca dnia każdy to zrobi, jednak ktoś musi zacząć ten teatrzyk.
- Daj sobie spokój – syknąłem, przerywając Zosi, która zapewne chciała poprzeć pomysł chłopaka – Niech lamusy się z nim bratają i witają. Pasuje do nich.
- Stary o co ci chodzi ? – spytał zdziwiony Arek – To chyba normalne, że chcemy go poznać. Po za tym jesteś tu szefem i to ty powinieneś iść i go przywitać, nim zrobią to inni. – przewrócił oczami i ruszył w stronę Nowego.
- Co cię kurwa dziś ugryzło ? – warknęła Zośka podążając za naszym kumplem. Nie mogłem zrobić niczego poza pójściem za nimi.
Gdy tylko Daniel zobaczył, że się zbliżamy, ulotnił się w mgnieniu oka. Janek akurat mówił coś w tamtej chwili. Przerwał kiedy zobaczył, że mówi do nikogo
- Ej, gdzie ty idziesz ? – rzucił za chłopakiem, który zniknął już za drzwiami klasy.  Nie wiedział, o co chodzi. Nie wiedział, ze rozmawiając z  Danielem łamie nieformalne prawo, ustanowione przeze mnie. Ze zdziwieniem odwrócił się i spojrzał na mnie i moich przyjaciół. Zdążyliśmy akurat podejść pod jego miejsce. Czułem, że oczy całej klasy zwrócone są na nas.
- Czy  wszyscy jesteście tacy dzicy ? – spytał półszeptem, ale jego tonu wynikało, że mówi na serio. Zośka i Arek zachichotali.  – Całą lekcję do niego gadam, a ten ani słowa, a teraz jeszcze  ucieka.  Chyba nie jestem taki męczący, żeby ludzie ode mnie uciekali ?
Nie mogłem tam wytrzymać. Coś jakby parzyło moją skórę, sprawiało dyskomfort nie do pokonania. Im bliżej Janka, to uczucie się powiększało. Nie byłem w stanie skupić myśli na teraźniejszości. Miałem problem z łapaniem jakichkolwiek bodźców. Ledwo usłyszałem śmiech moich przyjaciół, reagujących na słowa kurdupla.
Ale z drugie strony moje serce zaczęło szybciej bić. Czułem się lepszy, bardziej czysty. Odświeżało to mój umysł. Dostrzegałem rzeczy, których w inny warunkach nie mógłbym zauważyć. Wzrastałem w ciszy, pokonując wszelki niepokój. Wszystkie złe myśli odchodziły w eter. Obecność Janka wzbudzała we mnie strasznie sprzeczne odczucia. Starałem się je ignorować. W sumie udało mi się to. Wielka rozterka połączyła się z pokojem, dając nicość.
-  Uwierz mi, patrząc się na inne osoby w tej klasie, wydajesz się jednym z niewielu normalnych. Beznadziejność panuje tu wszem i wobec. A poza tym jestem Zośka – dziewczyna podała mu rękę, na co zareagował wielkim uśmiechem. Coś we mnie drgnęło.
- Janek, miło mi. – odparł, jeszcze bardziej rozsiewając radosną atmosferę – Ale naprawdę jest aż tak źle ?
- Zależy jak na to patrzysz – wtrącił się Arek, podając Nowemu dłoń – Jeśli kręci cię nauka i „nowinki techniczne” tamci będą dla ciebie idealni – wskazał na lamusów, udających, że nam się nie przyglądają. – Tamci to napalone ogiery, którym w głowie tylko jedno – pokazał na męską część paczki. W sumie Arek przemilczał, iż sam do niej należy. – Zostają jeszcze dziewczyny, lecz z nimi raczej o niczym nie porozmawiasz, no chyba że szczególnie interesujesz się modą czy innymi takimi pierdołami. Ale chyba nawet wtedy długobyś z nimi nie wytrzymał, bo są po prostu tępe.
- I przygotuj się, że  najbliższym czasie cię dopadną – wtrąciła Zosia zniżając głos – Muszą ocenić, czy jesteś wart ich uwagi, no bo przecież, nie mogą się pokazać z byle kim na dzielni.
- Czy zostajemy inny wybór, poza tymi trzema grupkami ? Bycie kujonem już przerabiałem, a wywalanie fujary na widok każdej dziewczyny jakoś mnie nie kręci.  – zapytał Janek. Arek i Zośka zarechotali. Przyznam, iż sam ledwo zdusiłem chichot.
Dopiero chyba wtedy mnie zauważył. Stałem za przyjaciółmi, nie odzywając się. Jakoś nie miałem dużej ochoty z nim gadać. Przez chwilę patrzył się na mnie, lecz zaraz odwrócił wzrok.
- A wy do której grupy należycie ? – spytał z zaciekawieniem.
- W sumie chyba nie klasyfikujemy się w żadnej. – odparła Zośka, siadając obok Nowego – Jesteśmy za głupi, aby trzymać się z kujonami, zbyt świeci , aby z ogierami i zbyt brzydcy, aby z blacharami.
- Już nie przesadzaj. Czego jak czego, lecz urody odmówić ci nie można – zapewnił Janek. W jego tonie usłyszałem, iż chciał tylko to stwierdzić, nie poderwać. Jednak poczułem zazdrość. Niech robi, co chce ale wara od moich przyjaciół.
-  Oj kurdupla nie pozwalaj sobie na za dużo – powiedziałem wychodząc z cienia. Zośka przesłała mi nienawistne spojrzenie. Twarz Janka nie wyrażała żadnych emocji. – Myślisz, że przyjdziesz, powiesz jakiś badziewny tekst i wszystkie twoje ? Spójrz w lustro. Albo lepiej nie, bo się załamiesz. – Trochę mnie poniosło. Gdy tylko skończyłem wypowiedź, zaczynałem jej troszkę żałować. Ale to uczucie szybko minęło, gdy usłyszałem odpowiedź.
- Kurcze, widzę, że mam okazje poznać największego znawcę podrywu w tej klasie. – odparł głosem pełnym pogardy – Właśnie widzę, wszystkie u twoich stóp – rozległy się pojedyncze chichoty. Kurdupel chyba zauważył, jak dziś patrzą na mnie dziewczyny, po wczorajszym zdarzeniu z Agą. Nie doceniłem go. – Ale czy taki macho nie powinien szanować każdej kobiety ? – czułem, iż ta konwersacja schodzi na niepomyślny dla mnie tor.  Odparłem więc:
- Szanuje, ale tylko te, które na to zasługują.
Wszyscy patrzyli się na nas, nawet wychowawca. Arek nie wiedział, co powiedzieć, a Zośka przyglądała się w milczeniu.
- Zapamiętajcie moi drodzy, po tych słowach można poznać samca z wyjątkowo małym przyrodzeniem.
Całą salę wypełnił głośny śmiech. Arek ryczał głośniej niż zazwyczaj. Zośka dusiła chichot w swojej bluzce. Nawet kujony i Talski się śmiali. Ale i tak nikt nie pobił mojej paczki. Prawie płakali z radości i leżeli na ławkach.
- Potwierdzam. Już mój roczny brat ma większego – krzyknęła rozbawiona Aga.  Dostała swoją upragnioną zemstę
Zrobiłem się pewnie czerwony jak burak. Ośmieszył mnie na oczach całej klasy. Straciłem już autorytet. Czułem, że moja połowa klasy już go zaakceptowała. I tylko czekać, jak do nas dołączy. A to wiązało się tylko z moim upadkiem.
Rozległ się dzwonek.


Przez cały dzień byłem już nieswój. Arek i Zośka próbowali mnie udobruchać, lecz im się nie udało. Za to kurdupel bawił się świetnie. Co chwila podchodziły do niego nowe osoby, przedstawiały się, rozmawiały  i natychmiastowo czuły sympatię do Janka.  Zaczynałem powoli rozumieć jego fenomen. Nikogo nie traktował z góry, rozmawiał normalnie z każdym. Nie liczył się dla niego wygląd, czy poglądy. Szanował wszystkich, oprócz mnie. Do tego jego uśmiech i twarz, przyciągały każdego. Miało się wrażenie, że trzeba z nim porozmawiać, poznać, pożartować. Sam tego chciałem, jednak nie potrafiłem przezwyciężyć swojej dumy.

Gdy przebieraliśmy się w szatni po lekcjach, moja złość osiągnęła już maksymalny poziom. Każde słowo, każdy gest mnie denerwował. Dlatego kiedy zobaczyłem Janka w naszej szatni, powiedziałem:
- Sorry kurduplu, ale to jest szatnia tylko dla fajnych. – znowu zaległa głęboka cisza.
- To dlaczego tu stoisz ? – spytał udając zdziwienie.
- Ktoś musi pilnować, aby szmaty, które nazywasz swoimi ubraniami, nie pomieszały się z naszą, lepszą odzieżą. Wiesz pchły, karaluchu i te sprawy. Śmierdzieli i biedaków trzeba izolować.
Chłopaka zatkało. Na pewno nie spodziewał się takiej  nienawiści w moim głosie, nie spodziewał się tych słów. Liczył, że co ? Że w nowej klasie będzie lubiany, szanowany ? Że będzie liczył się tylko jego charakter ?
Nie dało się ukryć, że ubrania Janka nie były jakoś szczególnie luksusowe. Stare znoszone jeansy, trampki z brudnymi sznurówkami i odpadającymi już podeszwami. Bluza, która kiedyś była czerwona,  lecz po licznych praniach, teraz przypominała tylko róż.  Nic nie było markowe. Cała garderoba pochodziła z jakiś lumpeksów, czy odzieży na wagę.
Kurdupel spojrzał na mnie wzrokiem zabijanego baranka, który pytał się dlaczego. Chyba trafiłem w jego jakiś czuły punkt. W momencie z radosnego stał się załamany. No sorry. W dzisiejszych czasach, kiedy ubierasz się jak menel, nie masz szans na szacunek i poważanie, szczególnie w naszej klasie. Widziałem, iż inni też zaczęli patrzeć na niego w ten sposób. Dziewczyny zauważyły jego strój i w ich oczach ujrzałem pogardę. Ominęły chłopaka szerokim łukiem, dając mu do zrozumienia, że jest dla nich zerem i wyszły na zewnątrz. To samo zrobili chłopcy. Opinia i popularność, zdobyta dziś przez niego, rozsypała się w proch. Mówiłem, potrafię zniszczyć każdego. Zośka z Arkiem nie widzieli tego. Dopiero teraz weszli do szatni i kiedy ujrzeli mnie i Janka patrzących na siebie, stwierdzili, że wszystko jest normalnie.  W końcu nie spodziewali się, iż rzucimy się sobie do ramion, po dzisiejszej konfrontacji.
- Idziesz dziś z nami ? – spytał Arek, ubierając kurtkę.
W sumie nie miałem na seks szczególnej ochoty. Myślałem, ze po odreagowaniu złości na Janku poczuję się lepiej, jednak było wręcz odwrotnie. Czułem się Jeszce bardziej winny. Już miałem odmówić, lecz uzmysłowiłem sobie, że jeździmy z kurduplem tym samym tramwajem. Nie wiem, czy byłbym w stanie wytrzymać jego obecność sam na sam, więc odparłem, że pójdę.
Zosia dała mi całusa w policzek, pożegnała się z Jankiem, który nadal smutny i zamyślony, kiwnął jej tylko głową. Razem z Arkiem wyszła na zewnątrz.
Ja zostałem wpatrując się w chłopaka. Usiadł na ławce i powoli zaczął przebierać buty. Dokładnie je przy tym oglądał. Może stwierdzał, iż rzeczywiście są beznadziejne i godne pogardy. W tamtej chwili poczułem wyrzuty sumienia. Zadałem mu cios poniżej pasa. On mówił w sumie prawdę z tym szanowaniem kobiet. Miał prawo i powody, aby to powiedzieć. Ja za to zachowałem się jak kretyn. Jest się kompletnym zerem, kiedy ocenia się innych na podstawie ich ubioru. To nie od niego zależało, na jakie ciuchy może sobie pozwolić. Może cierpiał na brak kasy. Sam tego doświadczałem. Sam wiedziałem, jakie to uczucie, a mimo to, wytknąłem je Jankowi w bardzo perfidny sposób.
  Nagle chłopak wstał. Powoli podszedł do wieszaka i ściągnął swoją kurtkę. Trochę na nią popatrzył, a następnie opatulił się jak małe dziecko. Zasunął zamek, wygładził fałdy powstałe przy jej wkładaniu. Podniósł wzrok.
Jego oczy nadal były pełne żalu i niewiedzy. A i także zawiedzenia, Myślał, iż wszystko już będzie dobrze, że spotka normalnych ludzi, nie patrzących na pierdoły takie jak ubiór czy wygląd. Spodziewał się, iż po dzisiejszym dniu będzie lubiany, za to, kim naprawdę jest. A teraz odtrącili go ze względu na ubiór chłopaka.
Czułem już tylko zimno i chłód. Cała jego przyjazna aura zniknęła. Pojawił się za to smutek, który jeszcze bardziej mnie przygnębiał. Miałem ochotę upaść  odejść w nicość.
- Czy sprawia ci to przyjemność ? Niszczenie ludziom życia ? – zapytał pełnym bólu się głosem. Jego oczy łamały mnie w środku. Myślałem, że oszaleję. – Co ci złego zrobiłem ? Miałem nadzieję , że wreszcie znajdę sobie tutaj prawdziwych przyjaciół. I dzisiejszy dzień na to wskazywał. A ty wszystko spieprzyłeś ! I dlaczego ? Bo nie mam markowych ciuchów ? Bo moje ubrania są gorszej jakości ? To wcale nie znaczy, że jestem brudny i zaniedbany. To wcale nie znaczy, że jestem gorszy ! – ostatnie słowo zaakcentował tak mocno, iż myślałem, ze jego siła mnie przewróci. – Naprawdę myślisz, iż coś przez to osiągniesz ? Teraz twoje słowa mnie bolą, ale po pewnym czasie przestaną i uczynią mnie jeszcze silniejszym. A ty ? Żyj tym swoim obłudnym życiem, jeżeli w ogóle mogę nazwać tak okres, w którym istniejesz. Sama twoja osoba będzie dawała ci tylko ból i nienawiść. Prowadzą one jedynie do śmierci. Aż w końcu zakończą one naszą znajomość. Kiedy przyjdę na twój pogrzeb.

Podniósł torbę i wybiegł, zostawiając mnie samego, wpatrującego się głucho w jego cień.
***********************************************************

Hey tu robyn !
Chyba nie będę już nic mówić. Słowa Janka wystarczą na podsumowanie tego rozdziału, części opowiadania, znajdującej się na tym blogu, niechybnej przyszłości Staszka oraz jego problemów.

wtorek, 5 kwietnia 2016

Rozdział czwarty

Razem z całą grupką opuściliśmy budynek szkoły. Nie prezentował się on szczególnie dobrze. Stare brudne od sadzy cegły zaczynały już kruszeć, w niektórych miejscach zakrywał je bluszcz. Widziałem też zamalowane obszary, gdzie kiedyś widniały graffiti obrażające dyrektorkę, nauczycieli lub klasowe dziwki. Do obowiązków konserwatorów należało zamalować je tak, aby nie były widoczne. Wychodziło średnio.
Okiennice pomalowane na biało zaczynały już odlatywać, dlatego obszar wokół szkoły wyglądał jakby był obsypany gradem. Nie sprzątane tego, gdyż nikt nie wiedział, kto  ma to zrobić: woźne czy uczniowie, którzy dużo dokładali to psucia tych okiennic. W ramach wszech szkolnego kompromisu bałagan został nie ruszony.
Pomimo tego, że na całym świecie panował miesiąc grudzień, na pewno nie dało się tego poznać po pogodzie. Temperatura przekraczała 10 stopni i nie zapowiadało się w najbliższym czasie na opady śniegu. A szkoda, bo bardzo lubiłem biały puch. Nie wiem dlaczego kojarzył mi się z ojcem. Gdzieś w podświadomości pozostałymi chyba jakieś wspomnienie z dzieciństwa.
 Oczywiści matka jak zawsze dramatyzowała. Kazał mi wyjść na strych, aby ściągnąć zimowe ubrania, dla mnie i Anki. Matka cały rok chodziła w jednej i tej samej kurtce ze sztucznej skóry. Jedynie na zebrania do szkoły zakładała materiałowy płaszcz.
Wyśmiałem ją. Po co mam zapieprzać, skoro i tak na nic nam się jeszcze one nie przydają. Było ciepło i chodziliśmy w ciuchach wiosennych, które znajdowały się pod ręką. Wtedy, kiedy naprawdę będą potrzebne, pofatyguję się na poddasze i je przyniosę.
Oczywiście do matki nie dotarły takie w miarę rozsądne argumenty. Czasem się zastanawiam, czy nie żyje ona w innym świecie. Jak to się nazywało ? Aha, autyzm. Akurat w jej przypadku pasowałby idealnie.
Ona na to, że jej nie szanuję, że jestem dorosły i nadal zachowuje się jak  dziecko. Te same przyśpiewki co zawsze.  Na nic oryginalnego jej nie stać.
Powiedziałem, żeby pocałowała mnie w dupę i poszedłem do siostry pomóc jej odrobić lekcje. Gdyby nie Anka już dawno bym ze świrował. To ona nadawała minimalny sens mojemu marnemu życiu. Sprawiał, że rano wiedziałem, po co mam się obudzić. Przynajmniej dla niej.

W Krakowie było strasznie brudno. Przemierzając ulicę wszędzie widziałem puste butelki, puszki, gazety. Jakby wielkim problemem byłoby wrzucenie ich d kosza. Ale i tak najbardziej nienawidziłem psich gówien. I gołębi. Dziady śmierdziały, były brudne i przenosiły najróżniejsze choroby. Potrafiły wskoczyć ci na ramię i zapieprzyć precla, skurwysyny. Nie potrafiłem zrozumieć rodziców, którzy pozwalają dzieciom brać je na ręce. Ja bym gadów nawet patykiem nie tchnął. Na moje nieszczęście ptaki oblegały całe miasto i nie mógłbym znaleźć miejsca, które byłoby od nich wolne.
- Kurwa ! – krzyk Arka zagłuszył jakiś tępy odgłos. Szliśmy w stronę przystanku szybkim tempem. Został nam jeszcze kawałek, a tramwaj odjeżdżał za parę minut. Chodniki w Kraku są robione na odwal się. Kiedyś widziałem jak drogowcy wylewali beton, a potem nadawali mu wygląd kostki. Prawie jak w Rosji.
Chłopak nie patrzył pod nogi i stanął na nierównym kafelku, który się osunął. Noga wpadła z trzaskiem do dziury. Jednak i tak dobrze, bo skończyło się tylko na zadrapaniu. Z samego dźwięku i wyglądu sytuacji wydawała się ona poważniejsza. Obstawiałbym złamanie, lecz Arek jak zawsze ma szczęście. Śmiał się najgłośniej ze wszystkich i pewnie zaraz o wszystkim zapomni.
- Musisz stary patrzeć pod nogi – powiedziałem klepiąc go po ramieniu. Była to dosyć dziwna pozycja. Chłopak był trochę wyższy ode mnie i żeby wykonać ten gest musiał w nienaturalny sposób podnieść rękę.  – Skończy się kiedyś tym, że wpadniesz pod tramwaj i co powiem twojej matce ?
Popatrzył na mnie z charakterystyczną miną. Nosił ją wtedy, kiedy nad czymś się zastanawiał. Arek nie dok ońca był błyskotliwym człowiekiem. Mocny w gaciach, na boisku i w pociskach, jednak na ogół ciężko było mu cokolwiek powiedzieć, szczególnie do obcych, jeśli nie był to podryw lub krytyka.
- Zamiast mówić będziesz cieszyć się razem z nią. Ona pozbędzie się kolejnej gęby to wykarmienia, a ty nie będziesz mieć żadnych oporów, aby opuścić naszą grupę i iść zaspokoić te piękności z  naszej klasy. Dziś na twój widok bardzo się śliniły.  Kiedy zamkniesz oczy, nie poczujesz różnicy pomiędzy nimi a Izką.
Cała grupka ryknęła śmiechem. Zazwyczaj tak było. Ja albo Arek coś mówiliśmy, a reszta reagowała. Tylko wspomniana Iza pozostała nadal lekko naburmuszona i ze śmiechem spoglądałem jak robi wyrzuty przyjaciółce, która rechotała razem z nami.
-  Nie będzie w stanie jej dostrzec, bo zapomniał już smak Izki. – dołączył Heniek. Był to niski chłopak, nie miał nawet 170cm wzrostu. Za to nikt nie biegał tak szybko jak on. Na boisku tak zapieprzał, że czasem miałem problemy z połapaniem się, gdzie znajduje się w danej chwili. Lubiłem go, chociaż jedynymi tematami, o których mogliśmy gadać były laski i piłka – A w najbliższym czasie go nie dostaniesz. Chyba, że zaczęła kierować się ona miłosierdziem , ale w takim razie na pewno nie dałaby się nam przerznąć.
- Spokojna głowa, nasz alfons może mieć każdą suczkę w tym mieście, prawda Misiu ? – dodał Arek udając napaloną laskę i chwytając mnie za tyłek. Rechocząc, przycisnąłem łapy kumpla do swoich pośladków, a następnie odepchnąłem, tak że wylądował na Kaśce.
Akurat na naszym horyzoncie ukazał się przystanek. Nie miał dachu, pewnie zapieprzyły go jakieś kibole. A ławki, na których tradycyjnie siedziały stare mohery, trzymając obok siebie bardzo zmęczone siatki, które musiały odpocząć i zajmowały miejsce innym, zaczynały się już powoli rozlatywać „A żeby kiedyś się tak pod staruchami rozdupczyły” – pomyślałem
Moje rozmyślania przerwała wyłaniająca się za skrzyżowania dwójka. Już stamtąd mogłem zobaczyć, że jest zapchany jak zawsze. A liczyłem na miejsce siedzące. Ruszyliśmy sprintem
Nadal pozostał nam kawałek, a konduktor nie będzie tak miły i nie poczeka. Zazwyczaj lubiłem biegać, szczególnie na boisku. Wolny od wszystkiego, nie myśląc o kłopotach. Liczyła się tylko piłka i emocje z nią związane. Nasze codzienne maratony strasznie mnie nudziły i zazwyczaj pogarszały humor.  Poruszając nogami, z tornistrem na plecach i paczką znajomych obok siebie czułem przygnębienie i rutyną. Wczoraj tak było, dzisiaj i jutro tak będzie oraz pewnie po jutrze. Przez cały popieprzony rok. Ta sama sytuacja, z tymi samymi ludźmi, z tym samym zasranym tramwajem, który przyjeżdża o minutę za wcześnie.  Czy po to nadal żyję, żeby uganiać się za czwórką, chociaż i tak nie zawiezie mnie ona do żadnego ciekawego miejsca.
Tradycyjnie pierwszy dobiegł Heniek, śmiejąc się z naszego tempa. Dziewczyny ledwo się dowlokły. Wsiedliśmy do wagonu tramwaju. Nie obyło się to bez przepychania. Gdyby w tej chwili wbił jakiś kanar, z powodu braku miejsca nie miałby jak sprawdzić biletów. Pojazd ruszył.
Moja paczka gadała w najlepsze, ja jednak wyciszyłem się. Zastanawiałem się, co robi w tej chwili Zośka. Może już też wraca do domu.
Na początku naszej znajomości, po incydencie w Piździe, dziewczyna nie wiedziała, że prawie codziennie po szkole chodzimy tam się pieprzyć. A ja wolałem tej sprawy nie poruszać. Czułem, że stąpam po cienkim lodzie. Przyjaciółka uważała mnie za chłopaka szanującego dziewczyny, takiego, który czeka na tę jedyną. Cóż, w mojej kwestii nie mogła bardziej się pomylić.
Kiedy dowiedziała się prawdy, nic nie powiedziała. Nie wiem dlaczego. Może po prostu załamała się, zastanawiała z kim się zadaje. Mogę przysiąc, że przez chwile widziałem żal i pogardę w jej oczach. Nawet lekki wyrzut. Mówiły one: nie tego się po tobie spodziewałam. Jednak nastolatka jest bardzo tolerancyjna, szanuje wszystko i wszystkich, oprócz takich idiotek typu Izka. Zaakceptowała mnie. Na początku widziałem, iż było jej ciężko. W takich sytuacjach nie myśli się o przygodach razem przebytych, dobrych cechach. Patrząc na moją twarz, potrafiła dostrzec jedynie zwykłego dziwkarza. Bo nim byłem. Jednak nigdy mi tego nie powiedziała, nigdy mnie nie potępiła.
Z czasem musieliśmy się poznać na nowo, bardziej otworzyć serca. Starałem się bardziej ukazać swoją sytuację. Nie chciałem w żadnym wypadku się usprawiedliwiać. To co robiłem i robię nie jest dobre. Wiem, że robiąc to, nie zachowuję się jak prawdziwy facet. Ten powinien szanować kobiety, więcej dawać niż brać. Opiekować się, pocieszać. Sprawić, iż cały świat będzie kręcić się tylko wokół niej.  Ja byłem nastawiony tylko na jedno, tylko na siebie. Przyjemność czerpana ze stosunków, bo tych czynów na pewno nie mogę nazwać kochaniem, zastępowała lukę w moim życiu. Pewnych rzeczy których nie dostrzegałem, a które powinienem. To ona napędzała całą tę karuzelę i wypełniała ją straszną goryczą. Myślę też, że bardzo podnosiła moje ego, będące i tak już za wysokie.
Kiedyś, gdy miałem załamkę, poczułem straszny wstręt i obrzydzenie do mojego ciała i czynów. Myśląc osobie miałem ochotę zwymiotować, całe dnie zlewały się w jedno  to samo. Czuję, iż gdyby wtedy pojawił się ktoś, który jest w stanie mi pomóc, udałoby mi się powrócić na „dobrą drogę”.  W głębi duszy wiedziałem, że tak było.
Wtedy ujrzałem zachowanie mojej paczki. Wcześniej również je widziałem, jednak nie zwracałem na nie uwagi. Byli bandą idiotów, zapatrzonych tylko w swój własny nos i potrzeby. Wyśmiewali się ze wszystkiego, wszystkim i wszystkimi gardzili. Uważali się za lepszych. Wszystko miało im się należeć tylko ze względna fakt ich istnienia. Byli tacy puści, fałszywi i cyniczni. Kiedy ktoś wyciągał rękę, aby im pomóc, uśmiechali się, a następnie wbijali nóż w plecy. Zawsze atakowali słabszych, tych, którzy nie mogli im się postawić, a nawet jeśliby to zrobili, banda zniszczyłaby ich.
Postanowiłem sobie, iż z nimi zerwę, raz na zawsze. Zmienię szkołę, towarzystwo. Zakończę ten parszywy okres życia, który napawał mnie tylko goryczą i pustką. Zacznę wszystko od nowa. Wyrobię sobie prawdziwą opinię, a nie taką, jaką widzą mnie inni: boskiego piłkarza, któremu każda leci do stóp.
Kiedy już szedłem z tą sprawą do dyrektora, zatrzymałem się w miejscu. Olśniło mnie, jednak nie w pozytywnym znaczeniu tego słowa. W sensie, zrozumiałem straszną prawdę.
Paczka była wstrętna, fałszywa i wszystkie opisy napisane  dwa akapity wyżej się jej odnoszą. Ale ja do niej należałem, z własnej woli. Byłem taki sam jak oni, a nawet gorszy. Przecież ja stworzyłem tę bandę, ja byłem jej przywódcą, to moje rozkazy spełniali, ja decydowałem, kto zostanie przyjacielem, a kto wrogiem. Cała odpowiedzialność spoczywała na Staszku. Mogłem zmienić kogoś życie w jednej chwili, mogłem je też zniszczyć, jak było to w przypadku Daniela.
Porzuciłem myśl o odejściu z technikum. Stwierdziłem, że nie ma to najmniejszego sensu, jedynie narobi większego szumu wokół mojej osoby, co jeszcze bardziej pogorszy moją sytuację. Jednak nie powiem że nic nie zrobiłem.
Starałem się być bardziej wyrozumiał, nie wyśmiewałem się z innych i starałem do tego namówić grupę. Patrzyli  wtedy na mnie jak na największego idiotę. Ich oczy zdradzały straszne zdziwienie i śmiech. „ Jak tak ci na nich zależy, to sobie do nich idź” tak mówili sobie w głowie.
Zapewne nie uwierzycie, ale zmusiłem się nawet to poprawienia kontaktów z matką. Nie robiłem jej docinek, jadłem wszystko, co gotowała. Mówiłem, że ładnie wygląda. Ogólnie ją szanowałem. Jednak kiedy po pewnych czasie spostrzegłem, iż nie przynosi to żadnych efektów, zrezygnowałem z tego.
Ostatnie i najważniejsze: przestałem się pieprzyć. Całkowicie. Po szkole zamiast iść do Pizdy, wracałem do domu, czytałem książki, grałem na kompie. Znajomi nie wiedzieli co się dzieje. To głownie ja motywowałem, aby chodzić i uprawiać seks. Kiedy  zrezygnowałem, wszystko powoli zaczęło się sypać.
Na początku nie było źle. Mogłem żyć bez współżycia, normalnie funkcjonować.  Myślę, iż siły w tej dziedzinie dodawało obrzydzenie do samego siebie. Powstrzymywał moje wodze i zapędy. Jednak nie wyeliminowało całkowicie napięcia. Starałem się uprawiać więcej sportu.  Zacząłem biegać, ćwiczyć rano i wieczorem, jednak nie przynosiło to dużych efektów.  Miałem ciągłe wahania nastroju, byłem zły. Pomimo zaprzestania tego wszystkiego, nadal nie czułem sensu życia, mojego celu, co jeszcze bardziej zmniejszało motywację. Myślałem, iż wtedy odnajdę pokój i sens istnienia, jednakże nie potrafiłem, a może nie byłem w stanie tego zrobić. Wszystko kumulowało się we mnie. Nie potrafiłem się na niczym skupić, myślałem tylko o jednym, o moich pragnieniach. Dostawałem coraz gorsze stopnie, nie dało się ze mną normalnie rozmawiać. Nawet Ania zauważyła, że coś ze mną jest nie tak.
Po dwóch tygodniach wróciłem do starych nawyków. Nie dla tego, iż chciałem, aby wszystko znowu było normalnie, abym ja stał się normalny. Po prostu nie wytrzymałe presji i pociągu. Czułem, jakby coś mnie przygniatało i nie chciało puścić. Podbrzusze paliło straszliwym ogniem na widok każdej dziewczyny, a kiedy oglądałem telewizję i pokazali kobietę w bikini, musiałem trzyma się fotela, aby nie pobiec do łazienki i tam zwalić konia. Nie dałem rady.
Zastanawiałem się, czy problem leżał we mnie, czy mógłbym zrobić coś jeszcze. Starałem się odciąć odżycia wszystkie złe jego strefy. Może zrobiłem to za szybko, a może powinienem robić to stopniowo, nie wiem.
Mogło się również okazać, iż sam nie dam rady i muszę potrzebować pomocy kogoś z zewnątrz. Jednak nie zamierzałem chodzić do żadnych seksuologów i innych fachowców. Nie sądziłem, iż będą w stanie mi pomóc, w dodatku strasznie dużo liczyli za wizytę, a mnie stać nie było, a przecież nie Pojdę do matki prosząc o pieniądze na terapię.
Doszedłem wtedy do paru wniosków.
1.Jestem uzależniony od seksu. Nie mogłem bez niego żyć. Pragnąłem tej przyjemności, tej bliskości z drugim człowiekiem, chociaż nigdy nie mógłbym tego nazwać bliskością, ale cóż, musiałem to sobie jakoś tłumaczyć.
2. Nie ma sensu próbować znowu, skoro i tak nic się nie zmieni, a wręcz tylko pogorszy, każdej sferze życia, oprócz tej religijnej.
3. Matka zasługuje na złe traktowanie i w tym punkcie nie miałem wyrzutów sumienia.
4. Uświadomiłem sobie, iż będę musiał żyć w tym brudzie i nieczystości. Moje życie przesiane będzie goryczą i pustką. Muszę się do nich przyzwyczaić i jakoś je znosić. Chociaż z każdym dniem, czułem do siebie jeszcze większą odrazę.
I tak od dwóch lat egzystowałem. W ciągu dnia żyłem w miarę normalnie. Starałem się nie myśleć o obrzydzeniu do siebie i braku celu, czasem udawało mi się nawet o tym zapomnieć. Jednak niekiedy to poczucie powracało i wtedy, tak jak teraz w tramwaju, nie miałem na nic ochoty. Najgorzej było wieczorami  i w nocy.
Właśnie o tych porach emocje z całego dnia, tygodnia, miesięcy i wreszcie dwóch lat kumulowały sie i nie miały ujścia. Czułem się jak największy śmieć, wyrzutek. Miałem ochotę ze sobą skończyć. Nie ważne w jaki sposób, bolesny czy szybki. Byleby zabrał mnie stąd i przynajmniej w tym sensie oczyścił.
Nigdy nie powiedziałem nikomu o wojnie, która toczyła się wewnątrz mnie. Anka była za mała, matka miała nas w dupie, a Arek nie zrozumiałby. Zosi wstydziłem się powiedzieć. Tak , ja mocarz, wielki piłkarza, strasznie bałem się chwili szczerości. Bałem się, iż kiedy pozna moją słabość, wykorzysta ją przeciw mnie. Bałem się, że zdradzi mnie, moja najlepsza przyjaciółka ! O to co zrobiło ze mnie przebywanie z tymi ludźmi, wszystkie moje czyny. Całe szczęście Zośka spędzała trochę czasu z nimi tylko ze względu na mnie. Nie mieli na nią żadnego wpływu.
Podejrzewam, iż dziewczyna domyślała się czegoś.. Nie była  głupia, widziała, że czasem chowam twarz w ręce i sprawiam wrażenie, jakbym miał ochotę, aby  wreszcie wszystko się skończyło.
Starała  się ze mnie wydusić więcej, jednak się nie dałem. Później chciała sama mnie rozgryźć i w części się jej udało. Wiedziała, iż czuję się wstrętnie poprzez złe traktowanie innych. Nie miała jednak pojęcia, iż przez seks, który zdawałem się tak lubić, zapadałem się powoli w otchłań.
Następnie próbowała mi pomóc. Przedstawiała osoby z których się śmiałem, zmieniała spojrzenie na świat, starała się znaleźć mój cel. Udało się jej tylko wmówić mi jedno:  jesteś dokładnie odwrotnością tego, kim widzą cię inni. Tak było. Uważano mnie za silnego, pewnego siebie, a ja ledwo dawałem sobie radę z własnym sobą.


Kiedy już Zosia przyzwyczaiła się do mich poszkolnych wypadów, zaproponowałem jej, aby poszła z nami. Na pewno jakaś dziewczyna pozwoliłaby jej na seks i oddała się. Jeśli nie ze względu na przyjemność, to na fakt, iż ja tego chciałem. Brunetka jednak odmówiła. Powiedziała, iż wie, że miałem dobre chęci, lecz abym już nigdy jej tego nie proponował. Brzydziła się tym, pieprzeniem bez uczuć. Chciała znaleźć prawdziwą miłość, a nie tylko zabawę. Moje czyny wydawały się Zośce bardzo lekkomyślne i niedojrzałe. „Nie o to chodzi w seksualności „ – powiedziała.
Zapytałem się wtedy, dlaczego teraz tak mówi, a kiedyś chciała mi się oddać, w ogóle mnie nie znając. Odpowiedziała, iż miała wtedy zły dzień, nie myślała trzeźwo oraz chęć posiadania wreszcie kogoś bliskiego prawie zmusiła ją do tego. Zdziwiłem się. U nas w klasie każdy lubił Zosię, a podobno w poprzednich szkołach była wyrzutkiem. Zrozumiałem ją.
Chciała się przespać nie po to, aby się odwdzięczyć, lecz aby wreszcie znaleźć jakąś relacje, nie tylko odrzucenie.  Myślała, iż przez to ją zaakceptuję i pokaże, że nie jest taka zła. Jak strasznie musiała być zdesperowana i samotna.
Jednak okazałem jej uczucie bez tego i dałem moją przyjaźń. Pamiętam, kiedy pierwszy raz szliśmy za ręce. Była taka szczęśliwa, wręcz rozanielona. Pierwszy raz zaznała zrozumienia i polubiłem ją taką, jaką naprawdę jest. Ona zrobiła tak samo.
- Ej Staszek, żyjesz stary ? – wyrwał mnie Arek z zamyślenia. Na początku nie mogłem go zlokalizować, był taki tłok. W końcu zobaczyłem jego uśmiechniętą twarz pod ramieniem Maria -  Właśnie mówiłem, że ostatnio Tomuś stał się bardziej nieśmiały –mówił o Tomusiu, członku naszej bandy. Wkręcił go tu Heniek, chłopak nadal nie mógł się za bardzo odnaleźć. Kiedyś coś mówił, a teraz już tylko prawie milczał. Jego rola polegała na kupowaniu jedzenia i załatwianiu piwa, i kondomów. – Co Tomuś ? Mamusia cię bije ? A może siostra rucha cię w dupkę, tak że nie możesz wydawać już żadnego dźwięku przez te wasze krzyki ? – śmialiśmy się z kolegi, który zrobił się strasznie czerwony. Jego oczy  nabiegły łzami.  – No nie płacz, nie chcesz o tym mówić ? To dla ciebie tak ciężkie. Ofiary przemocy seksualnej tak mają … - kwiczeliśmy wszyscy ze śmiechu, a chłopakowi leciały po policzkach słone krople. Często tak było, iż czasem przekomarzaliśmy się wzajemnie. Codziennie wybór padał na kogoś innego. Dziś w nieprzeprowadzonym losowaniu wybrano Tomka. Ostatnio często był to właśnie on. Arek upodobał sobie żarty z jego rodziny – A może jesteś głodny ? Matka cię nie karmi. – Akurat dotarliśmy do celu i powoli zaczęliśmy się przeciskać na zewnątrz – Masz tu moją kanapeczkę -  Kumpel wychodząc z pojazdu, starał się włożyć Tomkowi do ust swoją starą kanapkę. Skończyło się na tym, iż chłopak dostał nią w twarz i przewrócił się.
Śmialiśmy się, a Arek zaczął krzyczeć, iż organizuje zbiórkę na jedzenie dla kolegi. Dziewczyny podbiegały i głaskały Tomusia po główce, a chłopcy zaczęli wrzucać do czapki Arka pierwsze datki.
Tomek chciał się podnieść, lecz tylko się zatoczył, co przywitaliśmy kolejną salwą wesołości. W końcu stanął na dwóch nogach, popatrzył na nas pełnymi bólu i łez oczami, a następnie wsiadł do autobusu, który przed chwilą przyjechał. Chłopak zniknął nam z oczu.
Nagle zrobiło się mi go strasznie. żal. Cała paczka ruszyła w stronę Pizdy, ale ja stałem w miejscu. Dopadły mnie okropne wyrzuty sumienia. Przecież chłopak nic nam złego nie zrobił, to że nie mówi wiele to nie wada, taki po prostu jest, a fakt że ostatnio jeszcze bardziej ucichł, może mieć podłoże w jakimś niemiłym zdarzeniu.
Dlaczego im nie przerwałem ? – zastanawiałem się. Powinienem mu pomóc, a nie się jeszcze z niego śmiać. Jednak będąc w grupie ciężko się przeciwstawić. Straciłbym autorytet.
Chłopak jest już zniszczony. Po tym jak ośmieszył się i rozpłakał przed całą grupą, nie ma już w niej życia. Teoretycznie moim obowiązkiem było go teraz wypieprzyć, aby przyłączył się do innych wyrzutków.
- Idziesz ? – spytał Mario.
Odwróciłem się w ich stronę. Wszyscy na mnie patrzyli . Nie wiedzieli, co się dzieje. Na ich twarzach rysowało się zdziwienie.  Nie zauważyli nic dziwnego w swoim zachowaniu, nie uważali, że potraktowali Tomka straszliwie. Dla nich to tylko zabawa, a mogli chłopakowi zniszczyć przez to całe życie w szkole. Na twarzy Arka nadal malował się śmiech.
Ale czy tak bardzo się od nich różniłem ? Sam przecież uczestniczyłem w tej całej szopce. Nie odszedłem na bok, nie przerwałem im, przez co stałem się jeszcze gorszy. Jednakże ich postawa bardzo mnie uderzyła. Wiedziałem, iż Zośka na moim miejscy wyzywałaby ich od kutasów i opuściła to grono. Też chętnie bym to zrobił. Odwróciłbym się i wsiadł to byle którego empeka, nie odwróciwszy wzroku.
Ale nie zrobiłem tego. Nie chciałem się ośmieszać. Jutro zaraz rozeszłyby się straszliwe plotki. Skończyłoby się na tym, iż jesteśmy z Tomkiem parą i pojechałem go pocieszyć, dać wypłakać się w ramionach i zerżnąć w dupna pocieszenie. Uhhhh od razu zrobiło mi się niedobrze.
Po za tym byłem strasznie napalony. Hormony buzowały we mnie jak w jakimś ogierze reproduktorze. Czułem się jak spragniony człowiek, przywiązany łańcuchem tak, iż nie może sięgnąć do miski z wodą i musi patrzeć, jak wszyscy inni piją.  Moje spragnione ciało domagało się czegoś. Czegoś, co musi je zaspokoić, dać spokój oraz upragnioną równowagę.  Jak każdy człowiek pragnie czułości, bliskości drugiej osoby. Pragnie być kochany, rozumiany będąc sobą. Ja też tak to odbierałem. Tylko w sprzeczny sposób. Seks na pewno nie da mi tych odczuć.
Ruszyłem w stronę grupki, starając się Nie patrzyć w oczy znajomym. Udawałem, iż wszystko jest ok. Usilnie myślałem tylko o tyłku Aśki, która szła przede mną, aby moje wspomnienia nie powróciły do sytuacji z Tomkiem i abym nie poczuł wyrzutów sumienia.
Z drogi głównej, gdzie mieścił się przystanek, przeszliśmy przez ciemny park. Miasto nie chciało tam zamontować oświetlenia tłumacząc się na wysokie tego koszta oraz małe zainteresowanie ludzi tym terenem. Jednak wydajemy się, że dobrze zrobili. Wtedy kiedy zaczynał się robić wieczór, w lecie ok. 21, a teraz w zimie 16, młodzi ludzie przychodzili tutaj. Wiadomo w jakim celu. Na ławkach położonych wzdłuż kamienistej ścieżki, na której można był się łatwo wypieprzyć, siedziały pary, tak ściśnięte, iż ciężko było stwierdzić, które kończyny należą do którego z kochanków. Wszyscy byli zajęci sobą, nie zważali na przechodniów. Jednak park słyną z potajemnych ruchanek, dlatego ktoś kto nie chciał w nich uczestniczyć, albo nie miał ochoty się im przyglądał, chodził inną drogą.
Lecz nie przesadzajmy. Zazwyczaj czułości opierały się na obściskiwaniu z bardzo namiętnym całowaniem. Obmacywanie też było na porządku dziennym. Rzadziej spotykano dwójkę naprawdę uprawiającą seks. W tym celu szło się to pobliskiego lasku, gdzie więcej od grzybów „rosło” zużytych prezerwatyw.
Kiedyś idą przez park spotkaliśmy obściskującą się parę gejów. Na prawdę, pedały mają nieźle popieprzone w tych łbach. Jak można przyjść do miejsca słynącego z heteroseksualizmu i tam zacząć się lizać. Momosie rzeczywiście mają jakieś fiu-fiu. W każdym razie nieźle ich nastraszyliśmy.
Najpierw podnieśliśmy ich i pomimo głośnych protestów zostali rozdzieleni. Następnie pieprznąłem jednego w brzuch, a z tego co słyszałem, Arek poczęstował drugiego kopniakiem w krocze. Potem jeszcze troszkę się poznęcaliśmy cieleśnie, a ostatecznie ściągnęliśmy jednemu portki i kazaliśmy drugiemu ciągnąc druta. Nie rozumiem, dlaczego wtedy płakał. Nie uwierzę, że mu się tonie podobało. Na pewno wcześniej to robili. A kiedy pedał doszedł, jego goguś prawie zakrztusił się jego „wyciągiem”. Zostawiliśmy ich leżąchyn na sobie. Obaj płakali jak dzieci.Na końcu Arek podbiegł i oszczał im mordy.Nie sądzę, by kiedykolwiek pedały się tu pojawiły.
To nie był pierwszy raz, kiedy nad kimś się znęcaliśmy, ani kiedy dokuczliśmy homosiom. Zdarzało się to częściej, czasem kończyło się na przycinkach, a czsem traciliśmy panowanie nad sobą. Zośka otym nic nie wiedziała. Gdyby talk było, już nigd by się do mnie nie odezwała. Robiłaby mi wyrzuty, że parzyjaźnie się z lesbą, a krzywdzę gejów. Jednak jest to zupełnie inna sytuacja, przynajmniej z mojego punktu widzenia. Kobietki mogą się izać i pieprzyć, ale faceci … Już wolałbym, się nie urodzić niż zostać pedałem.
Po przejściu przez park wylądowaliśmy na cichym osiedlu. Przemierzyliśmy parę skrzyżowań i dotarliśmy do Pizdy.Znajdowala się ona pomiędzy star, rozwalającą się kamienicą a kamiennym ogrodzeniem jednego biurowców. Przesmyk był dość dyży, sa przy jego dwóch końcach zostawialiśmy dwóch ludzi, aby stali na czatach. Jednaknie było to potrzebne. Uliczka była tak rzadko uzęszczana, iż równiedobrze moglibyśmy się tu pieprzyć po ciemku.
Po wejściu do cieśniny, laski usiadły na starej wypierdzianeh kanapie i wyciągnąły pety. Nie wiem, co w nich widziały. Czasem też brałem sobie bucha, ale papierosinie były mi w zyciu niezbędne i też szczególnie nie smakowały. Preferowałem jointy, albo zwykła maryśkę.
Heniek, który zawsze trzymał nam towar, wyciągnął z plecaka dobrze ukryte skręty. Znajdowały się one pod podszyciem i rozdał bardziej znaczącym, czyli mnie, Arkowi, dwum innym facetom, a ostatniego zostawił sobie. Bodzio wyciągnął zapalniczke i podpalił jointy. Uh od razu lepiej. Już w ogóle nie myślałem o Tomku i swoim beznadziejym zycou. Liczyła się Tylka ta chwila. Na Myśl o zbliżającym się pieprzeniu spodnie na moim podbrzuszu zaczęły się delikatnie unosić.
Wypaliłem skręta do końca i przekazałem go dalej. Bez zbędnego pierdolenia podszedłem do pierwszej dziewczyny, którą zauważyłem. Miała na imię Aga i pozbyła się już prawie całego górnego odzienia.
- Cześć maleńka – powiedziałem ponętnie, zbliżają usta do jej szyi, pozostawiając tam namiętne pocałunki. Każda kobieta to uwielbia, czuje się przez to wyjątkowa. Do tego dotyk delikatnych warg na bardzo wrażliwej skórze, daje niesamowitą przyjemność. Mnie to jednak nie rusza, nie lubię delikatności, gier  wstępnych, pocałunków. Wszystkie chcą się ze mną lizać, lecz ja odmawiam. Nic mi to nie da, a one narobią sobie złudnej nadziei.
Zaczęła dotykać moich pleców, delikatnie je drapiąc. To od razu rozpaliło moje uczucia. Wiłem się jak węgorz, mimowolnie delikatnie poruszając biodrami. Czułem ból w podbrzuszu. Członek w ostatecznym stadium erekcji nie mieścił się już w spodniach i pragnął wyjść na zewnątrz.
Powoli sięgnąłem rękami do jej tali, nadal nie przestającej pieścić. Aga jęczała jak oszalała. Bardziej to jednak przypominało sapanie psa niż jęk. Nie lubiłem czegoś takiego. Wiadomo, kobiece wzdychania pobudzały wyobraźnię i „georga” , jednak ich ilość w przesadzie, stawała się troszkę irytująca.  Bardziej przypominało to porno niż przyjacielski seks. W końcu podniosłem wyżej ręce i odpiąłem jej stanik. Zareagowała na to chichotem.
Wysunął się dość pokaźny biust, jednak nie zrobiła na mnie wrażenia. Tyle razy już go widziałem. Cycki jak cycki. Na pewno nie mogły się też równać z piersiami Zosi. To AK jakbym porównywał złoto to żwiru.
- Podobają ci się ? – spytała delikatnie. Wiadomo, co chciała usłyszeć, choć nie miałem ochoty na takie pierdoły. Jednak gdybym tego nie zrobił, mógłbym stracić okazję na dobre ruchanko.
- Są piękne tak jak ich właścicielka. – odrzekłem półszeptem. W odpowiedzi usłyszałem mrukniecie. Tego oczekiwała.
Mimochodem spostrzegłem, iż inni też zaczęli zabawę. Arek zabawiał się tyłeczkiem Sylwii, Heniek i Izka obściskiwali się. Prawie wszyscy dogadzali sobie w ten sposób. Oprócz ostatnich ogniw, które patrzyły się na nas, czekając na swoją kolej, jeśli ktokolwiek będzie chciał się jeszcze z nimi zabawić.
Odwróciłem zwrok i sięgnąłem do biustu Agi. Chwyciem je mocno  zbliżyłem do ust. Nie bawiłem się w delikatny dotyk. Na samym początku usłyszałem pomruk sprzeciwu, jednak kiedy zacząłem je ssać, dziewczyna z przyjemności wygięła się w łuk, ciężko dysząc. Sprawiając jej przyjemność, zjechałem ręką do jej bioder. Delikatnym ruchem ściągnąłem nastolatce spodnie i włożyłem dłonie pod stringi. Jej tyłek był bardzo miły w dotyku. Masowałem go przechodząc coraz niżej. Aż dotarłem do ostatniego punktu.
Mje staranianie poszły na Marnę. Była już cała wilgotna, a jej cipka chciała mnie przyjąc w swoje objęcia. Postanowiłem się już nie guzdrać tylko od razu ją przelecieć.
Akurat w tej chwili odsunęła się na parę centymetrów i rozpięła mi rozporek. Ostrożnie wyjęła penisa. Starała się okazać zdziwienie jego wielkością, jednak nie dałem się na to nabrać. Może rzeczywiście mały nie był, ale dziewczyna tyle razy już go widziała, iż na pewno zaskoczona nie odczuła.
Schyliła głowę, aby wziąć go do buzi, aleja odsunąłem się.
- Nie musisz kotku, zacznijmy prawdziwą zabawę. – Nie miałem ochoty na gierki. Moje napalenie osiągnęło już formę szczytową.  A wszystko co przedłużało nieuniknione, bardzo mnie wkurzało. Od samego ranka czekałem na tę chwilę. Nie traktowałem seksu jako pieszczot. Pragnąłem zwykłego rżnięcia, które zaspokoi moje potrzeby. Tak naprawdę każdy dotyk dziewczyny sprawiał mi dyskomfort. Nie powodował powrotu negatywnych myśli, gdyż byłem wtedy zbyt napalony, żeby myśleć o beznadziejności swego życia. Po prostu czułem w głębi, iż nie mam na to ochoty, nie o to mi chodzi. Jej pozwoliłem się dotknąć, aby dała mi to, czego pragnę. Normalnie, poza uściskiem dłoni, dotykać mnie mogą Ania, Zośka i Arek. Czucie ciała innych osób wyzwala we mnie pewien strach, może apatię. Tak tryb mojego życia podziałał na mnie. Niszczył w pewnym stopniu.
- No dobrze ogierze, weź mnie –jęknęła rozsuwając nogi. Odwróciłem się i szukałem wzrokiem Tomka. To on zawsze załatwiał nam gumki, jednak chłopak uciekł i na pewno prędko nie wróci.
- Masz tu jedną – wyrwał mnie z zadumy Bodzio, przerwawszy całowanie się z drugą Agnieszką – Wziąłem tylko pięć, bo myślałem, że ktoś inny je skołuje. – Po czym powrócił do rozgrzewania dziewczyny.
Czyli jednak dziś porucha tylko pięć osób: ja, Arek, Bodzio i dwóch innych. Tak wyglądała hierarchia. Zawsze to ja z kumplem zaczynałem, nam się wszystko należało, potem inni dojadali.
Pośpiesznie założyłem prezerwatywę i powróciłem do Agi. Czekała na mnie, z otwartym wejściem do swojego wnętrza, dotykając swoich piersi. Chwyciłem ją jak dziwkę i pchnąłem od razu.
Jęknęła z zaskoczenia, ale później się rozluźniła. Wytonowałem szybki ostre ruchy, starając się, aby spodnie znajdowały się na moim tyłku. Nie chciałem świecić pośladami przed całym zgromadzeniem. Kiedyś nieźle się na tym przejechałem i do tego czasu starannie zakrywam swoje wdzięki.
Czułem, że zaraz dojdę, więc jeszcze bardziej przyśpieszyłem. Aga przerwała krzyki i chciała mnie pocałować. Odsunąłem się od niej nie przestalając posuwać. Zrobiła niezadowoloną miną i spróbowała jeszcze raz. Zareagowałem tak samo, z tym, że moje ciało wygięło się w łuk, a członek wypuścił z siebie nasienie.
Wysunąłem się i ciężko dysząc, zdjąłem kondoma i schowałem prącie. Podniosłem głowę.
Poczułem, iż coś ciepłego uderza mnie w głowę. To Aga. Dostała furii. Nie chciałem odwzajemnić jej uczucia, a tak bardzo liczyła na chwilę czułości, idiotka. Ja od samego początku nastawiałem się tylko na rżnięcie.
Moją sytuację pogorszył fakt, iż dziewczyna nie doszła, a nie będę w niej machać halabardą, skoro nie sprawi mi to już przyjemności. Wściekła zaczęła coś do mnie wrzeszczeć, że ją wykorzystałem itp.
Głupia dziwka. I tak jej dziś nikt nie przerucha, bo zabraknie kondomów.

Ległem na łóżko, jednak musiałem się od razu podnieść.  Trafiłem na długopis oraz pusty karton po soku, który wbił się w moje plecy wywołując straszny ból. Klnąc jak szewc wstałem i wytrzepałem kołdrę tak, iż wszystkie śmieci poleciały na podłogę. Nie, nie da się tak żyć, w takim burdelu. Włączyłem Nirvanę i zabrałem się za sprzątanie.
Jesteś z siebie zadowolony ? – pojawiła się nagle myśl w mojej głowie. Wróciło. Znowu przyszło.
Starałem się myśleć o czymś normalnym, lecz już nie było odwrotu. Dopadła mnie beznadziejność.
Kolejny dzień przepieprzyłem na niczym, nie zrobiłem nic dobrego, nikomu nie pomogłem, a jedynie jak coś to dodałem cierpień.  Z każdą chwilą czułem się, jakbym zbliżał się do nieuniknionego końca, który na mnie czeka i strasznie śmieje się z moich słabości i błędów, a najbardziej z tego, że nie umiem sobie z nimi poradzić. Każdy dzień przewija się jak taśma wideo, nie zmieniając się, jakby zaciął się jak jakiś kadr. W końcu obudzę się i zostanę sam. Bez całej załogi. Przyjaciele poznają moje prawdziwe oblicze ,prawdziwe ja i opuszczą.
I co wtedy zrobię ? Nie mam w życiu celu. Nie mam do czego dążyć. Żyję jedynie dla dragów, seksu i sportu. A może on jest moim przeznaczeniem ?
Nie, na pewno nie. Nie jestem zły w gałę, lecz na pewno nie mogę w nią grać zawodowo, a inny dyscypliny nie idą mi tak dobrze.
Dlaczego z sobą nie skończę ? Pozbyłbym się wtedy całego brudu i może odnalazł spokój. Innego  wyjścia nie ma. Poczułem straszną ochotę, by pobiec do łazienki i zmyć z siebie tę nieczystość. Wyszorować nawet ze skórą, a następnie puścić w niepamięć, uwolnić się. Jednak tyle razy to robiłem i nie przyniosło żadnych efektów. To ze mną jest coś źle, czy cały świat się znęca nad biednym chłopcem, który już powoli wysiada.
Czułem, iż długo tak nie pociągnę, nie mając w życiu żadnych wartości, głębokich pragnień, celów i kogoś. Kogoś prawdziwego. Kto mi pomoże. Kto mnie przezwycięży, a potem uniesie. Albo sam się zabije, albo zrobi to moje drugie oblicze. Moje błędy, brudy i wyrzuty sumienia.
Nie wiedziałem, kiedy z moich oczu zaczęły lecieć łzy. Nie dawałem już rady. Wysiadałem psychicznie. Tak, opowiem o tym Zosi, ona mi pomoże.
Nie, zostawi mnie, gdy zobaczy kim jestem. Kim się stałem. Kim nie mogę przestać być
Płacząc jak dziecko zgasiłem światło i położyłem się do łóżka. Pani Pączek mnóstwo nam zadała, lecz nie zważałem na to. I tak nic nie udałoby mi się zrobi. Nie miałem już sił.


Tu się może pomyliłem. Może jednak miałem choć trochę mocy, aby je wykonać, nie omsknąłem jednak się w jednym: mój koniec rzeczywiście szybko nadejdzie, kiedy czegoś nie zmienię. Kiedy ktoś mnie nie zmieni .


Hejka !

Ten rozdział nie jest chyba szczególnie ciekawy, w każdym razie ciężko było mi go pisać, siedziałam nad nim parę dni. Ale końcówkę, która, wydaje mi się, wyszła mi całkiem nieźle, napisałam w pięć minut. Jak zobaczycie jakieś błędy, wybaczcie.

Trzymajcie się ;-)