Tym razem nie przychodzę z postem( w sumie byłoby to bardzo podejrzane, gdybym dodawała je teraz tak regularnie ;-) ) , chciałabym się troszkę zareklamować, a więc...
Może ktoś z Was moi przyjaciele czytał powieść Jane Austen "Duma i uprzedzenie". Jest to fenomenalna książka o miłosnych perypetiach w dawnej Anglii, zawierająca wspaniały humor, atmosferę oraz bohaterów. Postanowiłam zrobić coś a la' fanficion i przerobiłam ją na gay story. Wstawiłam na razie jeden rozdział, ale wydaje mi się, że wyszedł w miarę dobrze.
Zapraszam zatem do lektury - Duma i uprzedzenie - wszystkich. Sama zawsze marzyłam, by przeczytać tę powieść w wersji yaoi, naprawdę. Ale nikt wcześniej chyba tego nie napisał, a więc postanowiłam być pierwsza. Wiem zatem jaką frajdą będzie czytanie tego opowiadania dla osoby kochającej DIU, a także homolove. A dla osób nie w temacie myślę, iż warto zajrzeć, gdyż jest to chyba jedyna historia w swoim rodzaju - przynajmniej ja drugiej podobnej nie znalazłam. Wniesie ona troszkę świeżości i może dzięki niej sięgniecie do oryginału, taką mam nadzieję. To chyba tyle, miłego wieczoru
robyn
Hey wszystkim ! Jestem robyn i postanowiłam poprowadzić bloga w stylu yaoi. Od razu zaznaczam, że tylko w stylu, gdyż nie będzie to typowe opowiadanie tego rodzaju. Postaram bardziej się skupić na przeżyciach, niż na scenach erotycznych, który jednak nie pominę. Chciałabym przedstawić inny punkt widzenia,w połączeniu z pewnymi motywami cielesności. Pozdrawiam
środa, 22 lutego 2017
poniedziałek, 6 lutego 2017
Rozdział jedenasty
- Staszek ! Słuchasz
mnie kurwa czy nie ?- wrzasnęła mi Zośka do ucha, tonem pełnym zażenowania.
Miałem ją w dupie od paru minut. Ględziła jakieś pierdoły, o których
niekoniecznie chciałem słuchać. Nie skupiałem się na jej słowach, jedynie kiedy
powiedziała, że bardzo się cieszy, iż Janek znalazł swój medalion, gdyż
widziała go dzisiaj na jego ręce i ogólnie wydawał się jakiś spokojniejszy. Nie
potrafiłem jednak usłyszeć w jej wypowiedzi jakiegoś drugiego dna,
sugerującego, że to jej zasługa, bo ona kazała mi go szukać. Nie pochwaliłem
się jej epizodem, mającym miejsce w mieszkaniu Kurdupla. Uznałem, iż na pewno
wywołałoby to u niej entuzjazm, a obraz mojej osoby bardzo zyskał w jej oczach,
ale ja nie miałem ochoty o tym gadać. Czułem się taki … rozstrojony, troszkę wybity
z rytmu i ciężko było mi ustalić tego przyczynę. Dominowała również we mnie
duża dawka zawiedzenia. Przez cały
weekend o tym myślałem. Nigdy przedtem nie zdarzyło mi się przeżywać czegoś aż
tak mocno, czegoś co było zwykłą błahostką. Ot tam, oddałem Nowemu jakiś
badziew, najadłem się pierogów, powrzeszczałem i wróciłem. Ale … Ciężko mi nawet to wszystko opisać. Czułem
się, wiem że to głupie porównanie, jak dziecko czekające na super prezent od
Świętego Mikołaja, a dostające tylko czekoladę.
Przez Janka
doświadczyłem tylu nowych uczuć. Ale wszystkie one były w jednym tonie:
irytacji pomieszanej z wkurzeniem , a teraz doszło jeszcze do tego pakietu
zawiedzenie. Lecz dlaczego to wszystko musiało się wiązać właśnie z nim ?
Przecież jest w cholerę ludzi na świecie, w cholerę w tym zasranym mieście.
Wiem Boże, jestem beznadziejny, pusty, zły i kara mi się należy. Przyjmę
wszystko na klatę. Ale wykonujesz swoją wolę przez osobę, przez którą nie mogę
przyjąć tego pokornie. Dlaczego nie może być to Zośka, czy chociażby Arek, a
nawet ta przeklęta pani Pączek. A Ty wybrałeś akurat jego, chodzące
przedstawienie wszystkiego, czym gardzę. W dodatku to coś nie będzie siedzieć
uniżnie cicho, ale doprowadza mnie do wkurwienia za każdym razem, kiedy je
widzę. I to już się powoli zaczynało robić troszkę, ale tylko troszeczkę nudne.
Ale wracając do
rozmyślań. Zastanawiałem się and tą całą sytuacją, nad moimi odczuciami.
Dlaczego tak się stało, dlaczego one są aż tak silne. I ostatecznie doszedłem
do paru wniosków. Co prawda nie trwały one w mojej duszy dość długo, gdyż zaraz
po dojściu do konsensusu, poszedłem do klubu i skończyłem w łóżku z dziewczyną,
której imienia nadal nie pamiętam. Ale myślę że mogę przedstawić wyniki.
Owszem, to Zośka kazała
mi pomóc w szukaniu błyskotki Kurdupla i tak naprawdę pespektywa kopa w jaja
zagrzała mnie do działania. Moja postawa
nie wydaje się zatem całkowicie bezinteresowna, więc jakaś forma bólu, jaką odczuwałem
, nie miała szczególnej racji bytu. Ale… Ale stwierdziłem, że gdzieś tam jest błąd, który wszystko
pieprzy. I znalazłem go. Czułem w głębi, iż sam uważałem głęboko w duszy,
cichutko, ale jednak, że powinienem pomóc Jankowi. Z czego to wynikało, nie potrafię powiedzieć.
Myślę, iż całej tej szopki z przeprosinami. Gdyż, no cóż, ostatecznie ich nie
otrzymałem, od Zośki tak, ale Nowy nie obdarzył mnie tym darem. Może więc
czułem jakąś potrzebę dokończenia tego
zadania, uzyskanie wewnętrznego spokoju, abym nie mógł mieć już do siebie pretensji,
że mogłem coś jeszcze zrobić.
Przyjmowałem też
banalną odpowiedź, że pomogłem mu , bo tak wypada, tak powinien postąpić każdy
dobry człowiek. Proste, ale logiczne wytłumaczenie, jednakże w moim przypadku
niekoniecznie zgodne z prawdą i moją osobą. Jakoś nigdy nie miałem się okazji
kierować głosem zasad dobrego człowieczeństwa, a przykazaniami to już w
ogóle. Nigdy nie był ze mnie szczególnie
zagorzały katol, a altruista to mój osobisty antonim.
I tak naprawdę miałem
już odpuścić do pytanie bez rozsądnej odpowiedzi, ale spostrzegłem w swoim
zachowaniu coś, co dało mi pewną nadzieję, ale i wskazówkę. Pytałem się wszystkich o zgubę, co prawda
nikt nic konkretnego nie powiedział, lecz wypełniłem swoje zadanie, zatem
mogłem już dać sobie spokój, a Zośka nie miała prawa mieć do mnie pretensji. I
tak w sumie poniekąd zrobiłem. Odpuściłem. Ale w czasie epizodu w szatni, coś
we mnie drgnęło, może właśnie to człowieczeństwo lub mała cząstka dobroci,
ukryta po postacią takiego dziwkarza jak ja. I chociaż nie musiałem
interweniować , nikt mnie o to nie prosił, ale ja jednak to zrobiłem. Z własnej
woli. Jednak ja już mamy być do końca szczerzy, miało na to wpływ zachowanie
Heńka, który mnie bezczelnie okłamał, co nie zmienia fakty, iż zabrałem
medalion i choć mogłem go zatrzymać, zniszczyć, podokuczać Kurduplowi, ja
jednak pofatygowałem się do niego i oddałem zgubę.
Potem wszystko poszło
już w miarę gładko. Wykazałem się w jakimś stopniu dobrą wolą – wiem, brzmi to
strasznie dziwnie. Pierwszy raz w życiu
zrobiłem coś bez przymusu, wiedząc, iż nie przyniesie mi to żadnej, nawet
najmniejszej korzyści. Uczyniłem to, gdyż czułem, że jest to słuszne, że
powinienem tak postąpić. Nigdy wcześniej
nie miałem takiej sytuacji. Więc chyba nie muszę się dziwić, iż zrobiłem coś
dobrego całkowicie bezinteresownie i otrzymawszy za to policzek oraz awanturę,
czuję teraz zawiedzenie.
Naprawdę poczułem, że
coś we mnie drgnęło. I byłem w pewnym stopniu z siebie dumny. Podobało mi się
to uczucie. Nie musiałem się już nad niczym zastanawiać, klnąc na siebie w
nocy. Jednakże odpowiedź jaką otrzymałem, trochę mnie otrzeźwiła i zburzyła to
złudzenie. Pierwszy raz postąpiłem słusznie, przynajmniej w moim odczuciu, a za
swój trud otrzymałem pretensje oraz złość.
Zraziłem się na tym, sparzyłem jak ogniem. I w sumie czy teraz ktoś może
mieć do mnie pretensję, jeśli będę unikać szeroko pojętego altruizmu ?
Nie oczekiwałem
zapłaty, ani uznania. Nie chciałem, aby Zośka się o tym dowiedziała. A
wdzięczność Kurdupla, tak jak i jego wybaczenie, miałem w dupie. Pragnąłem po
cichu czegoś mniejszego. Ciężko to nazwać, ale może nici sympatii ze strony
Janka, żeby zobaczył, iż nie jestem taki zły. Wiem, wiem, wiem, sama myśl , że
podświadomie zależy mi na dobrej opinii u Kurdupla jest żałosna i za wszelką
cenę nie chce jej dopuścić w mojej głowie.
Przecież to niemożliwe ! Ale im mocniej neguję, tym bardziej ten fakt
kiełkuje we mnie i uświadamiam sobie, że nigdy nie czułem tak skomplikowanych
uczuć do żadnej osoby. Nigdy.
Bo ja go naprawdę
nienawidziłem, pomimo paru linijek wyżej, które napisałem. Myślę, że wszystkie
nasze kłótnie, zatargi o tym mówią. Na jego widok gul mi skakał na szyi. A sama
myśl, że przynosi ulgę mojej głowie od Głosów, dodawała jeszcze więcej
niechęci. Lecz równocześnie zależało mi na
jego dobrej opinii, może i nawet na lubieniu. I wiem, że nie miałem na nią
żadnych szans po tym , co mu zrobiłem, jednak to była nadzieja głupca, na którą nie miałem najmniejszego
wpływu. Gdy oskarżył mnie o chęć wyśmiania go , jego domu, a w szczególności
babci zrobiło mi się tak przykro, jak nigdy. Chyba ostatni raz nawiedził mnie
taki smutek po odejściu ojca. Nawet kiedy byłem pokłócony z Zośką nie targały mną
aż takie emocje. Wtedy tak naprawdę dotarło do mnie, jak złą osobą jestem. Jak
inni mnie postrzegają. Co o mnie myślą.
- Słucham Zosieńko,
słucham – odparłem dla świętego spokoju, odwracając się do przyjaciółki. Siedziała na ławce, wcinając jabłko. Ostatnio
chyba skróciła włosy, bo cały czas ich dotykała, chcąc zwrócić na to uwagę.
Powiem jej, że dobra zmiana, chociaż bardziej podoba mi się w dłuższych
włosach, jednak połechtam trochę jej próżność, to może będzie dla mnie milsza.
- Zauważyłeś, jak
dziwnie zachowuje się dziś Heniek ? – spytała, rozdrażnionym tonem – Od rana
cały czas gada z Jankiem, a przecież jeszcze wczoraj się z niego śmiał. To jest
jakieś popieprzone. – przytaknąłem jej dla świętego spokoju.
Jednak Zośka miała
całkowitą rację. Od samego początku dnia w szkole obserwowałem Kurdupla.
Chciałem zobaczyć, czy epizod z piątku jakoś na niego wpłynął. Ale tak nie
było, wydawał się tylko jakiś bardziej spokojny, ale to chyba przez odzyskanie
medalionu. A ja również czułem jego spojrzenia na sobie. Zapewne wyczekiwał
chwili, w której zacznę się z niego nabijać. Niestety dla niego, nie miałem na
to ochoty, prawdą jest też, iż nie potrafiłbym tego zrobić, po otrzymaniu tyle
dobroci od jego babci. Ale cóż, on widział we mnie zwykłego Kurwiarza, którym
zresztą byłem. Nienawiść przesłaniała mu wszystko.
A Heniek zgodnie z moim
poleceniem przyczepił się do Janka i od samego ranka nie odstępował go na krok.
Klasy już to w sumie w ogóle nie dziwiło. Przyzwyczaili się, że ktoś co chwilę przepieprza
się do Kurdupla, a potem kopie go w dupę i zostawia samego. Teraz przyszła
kolej na Heńka. Jedynie dreszczyku dodawało pytanie, kto będzie następny.
Co do samego Janka on
też się chyba już do tego przyzwyczaił. Chociaż na początku jego mina była
bezcenna. No cóż, Henryk należał do jednych z jego największych przeciwników.
Większość osób dała sobie z nim spokój, co prawda nieczuła do niego sympatii,
ale też Munie dokuczali. Natomiast Heniek był jedną z osób, które robiły
najwięcej docinek i nadal sobie nie odpuściły. Aż tu nagle gada z Jankiem jak
ze swoim ziomkiem i nie była to rozmowa jednostronna jak z Danielem. Oczywiście
obserwowałem ich cały czas. Heniek bardzo się starał, nawet trochę za
sztucznie, a Nowy podchodził do niego z ogromną rezerwą, jednak po paru
przerwach rozluźnił się. I muszę
przyznać, że wyglądali normalnie, jak para kumpli, jakby Henryk nie robił tego
na moje polecenie. Śmiali się, żartowali i to wszystko na dużym luzie. Co jakiś
czas Heniek patrzył się na mnie. Pewnie chciał sprawdzić, czy widzę jego
starania, jednak ja zawsze odwracałem wtedy wzrok.
Po jakimś czasie Zośka nie wytrzymała i poszła obczaić
sytuację. Tak od niechcenia podeszła do chłopców, coś tam powiedziała, uśmiechnęła
się, jak to ona. Zajęło jej to nawet długo. Ja przez ten czas gadałem z Arkiem,
który jakby w ogóle nie dostrzegał całej sprawy. Po chwili Zośka wróciła i
zdała nam rewelacje z obchodu:
- Strasznie to dziwne.
Zawsze wydawało mi się, że Heniek nie lubi Janka, w końcu tak mu dokuczał, a tu
ja podchodzę, a oni gadają jak kumple. Jakby się długo znali. Na początku myślałam,
że to jakiś podstęp, ale Henryk wygląda strasznie naturalnie, jakby robił do
wszystko na serio, w sensie nie, aby się ponabijać z Nowego. Ten świat jest
popieprzony.
Zwróciłem uwagę na jej
słowa. Czy naprawdę Heniek jest tak dobrym aktorem, iż nie widać, że gra, czy
może naprawdę się zaangażował w to wszystko.
Nadszedł
angielski. Pan Potato wszedł do klasy.
Nazwany tak został, gdyż wyglądał jak
ziemniak. Był mały, gruby , łysy i do tego jego głos był bardzo
skrzekliwy. Ale w sumie Ziemniak to spoko
gościu, rzadko wpisuje pizdy, mało wymaga, a co najważniejsze bardzo mnie lubi,
nie potrafię stwierdzić dlaczego. Nie jestem dla niego ani szczególnie miły ani
na angielskim nie idzie mi rewelacyjnie.
Lekcja mijała. Prawie nieprzytomnie patrzyłem na zegar,
licząc sekundy do końca. Jak dobrze, ze była do ostatnia lekcja. Do weekendu
zostały 4 dni, do wycieczki 6 , a do lekcji z panią Pączek 2. Dziś lało jak z
cebra, zatem wyjście do Pizdy zostało odwołane. I tak nie miałem szczególnej
ochoty tam iść. Marzyłem tylko o kakao i
ciepłym łóżku.
- Okey, my diars. That’s
all. – powiedział nauczyciel, marząc tablicę. Wywołało to powszechne
obrzydzenie, gdyż pachy Ziemniaka były mokre od potu, chociaż zawsze to miało
miejsce. Zastanawiałem się, czy zdawał on
sobie sprawę z mokrych plam na koszuli. – A teraz ostatnia sprawa. Już niedługo
święta, a po nich koniec semestru, a przypominam, że aby go zaliczyć musicie
zrobić projekt, tak jak to miało miejsce w zeszłym roku. – nosz kurwa ! Znowu
trzeba zrobić tę zasraną prezentację po angielsku i pieprzyć o tym przed całą
klasą. W tamtym roku dostałem za to dwóję, ale chyba tylko przez to, że
Ziemniak mnie lubi. – Teraz tematem są
poszczególne państwa. Po powrocie z wycieczki zaczniecie prezentować, po dwie
pary na lekcji. A teraz przeczytam, kto jest z kim w dwójce i jaki kraj mu
przypadł. - sam dobierał w pary na
podstawie kto kogo lubił. Zawsze były one te same. Mi się trafiał Arek albo
Zośka, ale miałem nadzieję na tę drugą, bo ona coś przynajmniej ogarniała, a z
Arka był taki tłok jak i ze mnie. – Ziemniak czytał poszczególne osoby. Padło
imię kumpla razem z Zosią, Dostali Japonię. Czyli ja pewnie będę z Wojtkiem.
Spoczko, mieszkał parę lat w Stanach, więc raczej się nie namęczę, a zdam.
- Hiszpania trafia do Staszka
i Janka. –przeczytał Ziemniak ze swojej pogiętej spoconymi łapami listy.
Przymrużyłem oczy, do
końca nie wiedząc o co chodzi. Arek wybuchnął śmiechem, leżąc na stole, a Zośka
uśmiechała się z miną mówiącą: bardzo dobrze, masz kare. Dopiero gdy zabrzmiał
dzwonek zorientowałem się, o co chodzi.
Nie no kurwa, przecież
to niemożliwe ! Dlaczego akurat JA ? Dlaczego z tym FAGASEM ? Mógłby być każdy
z wyjątkiem jego, nawet to zero Daniel. Dlaczego zawsze on ! Na każdym kroku
muszę go spotykać, znosić jego dumę i się z nim użerać. To jest już tak głupie,
że aż śmieszne ! Czułem się jak w jakiejś telenoweli dla kretynów, albo jak w
opowiadaniu o pederastach na blogspocie
~~ musiałam to dodać ;-) ~~ To jest jakaś kara za grzechy, ale już chyba
wystarczy mi tych pokut. Już trochę się namęczyłem, wycierpiałem. Już dość.
Podbiegłem do Ziemniaka
i zagrodziłem mu sobą drogę.
- Panie profesorze czy
mógłbym być z kimś innym w parze ? – zapytałem przymilnym tonem – Chłopak z
którym jestem nie za bardzo mi pasuje. Mamy różne charaktery, osobowości i nie
sądzę, że z tej współpracy wyjdzie coś owocnego. – uśmiechnął się do mnie
serdecznie. Mnie niczego nie odmówi.
- Nie ma problemu
Stasiu – zapewnił, a ja wzdrygnąłem się z obrzydzeniem na to zdrobnienie w jego
ustach –Tylko powiedz z kim jesteś, ja cię z kimś zamienię, a ty już powiesz o
tym klasie.
- Och dziękuję panie
profesorze, jest pan najlepszy ! Zawsze wiedziałem, że z pana jest równy gość !
– myślałem , że się porzygam, mówiąc to.
- No już bez przesady –
machnął ręką – To z kim jesteś ? – wyjął torbę, aby zmienić wcześniejsze
ustalenia.
- Z Jankiem.
Nagle jakby poraził go
piorun. Zatrzymał się w miejscu na parę sekund, a następnie odłożył aktówkę i
powiedział ze smutkiem.
- Przykro mi Stasiu,
ale w takim wypadku nie mogę tego zrobić. – zatkało mnie. Nie no, to już jest
paranoja ! On też przeciwko mnie. To jest już za dużo ! Słyszysz mnie Eywa ?!
Za dużo.
- Ale dlaczego ? –
zacząłem się miotać bezradny – Jak to w tym wypadku.
- Widzisz – zaczął,
kładąc rękę na moim ramieniu. Byłem tak wkurwiony, że nawet nie poczułem
obrzydzenia. – Zawsze staram się dobierać w pary osoby, które się lubią, które
razem siedzą, no wiesz, o co mi chodzi, żeby po prostu lepiej się wam
pracowało. – tu uśmiechnął się, pokazując obrzydliwe zęby, na znak, iż
rzeczywiście jest „najlepszy”. – Ale tym razem nie wiedziałem, kogo przydzielić
do Janka. Nie zaobserwowałem z kim się zadaje, kogo lubi. Więc zapytałem
waszego wychowawcę, profesora Talskiego.
- Ale jak wychowawcę? A
Daniel, przecież siedzą razem?
- No tak, ale Daniel
zawsze był w parze z Dominiką i jakoś dawali radę. Po prostu bałem się, że zmieniając mu towarzysza pracy,
jeszcze bardziej się zamknie i nic nie zrobi. Wiesz, jaki on jest. Troszkę
specyficzny. A sam profesor Talski odradził mi ten pomysł i powiedział, że
podobno ty kolegujesz się z Jankiem, że podobno sam mu to powiedział, a ty nie
zaprzeczyłeś. Dlatego zaproponował, aby was połączył i ja się zgodził. Nie
chciałem ci zrobić na złość. Stwierdziłem, że skoro wychowawca twierdzi, że go lubisz,
to tak właśnie jest.
- No dobrze – zaraz zakurwię
tego zasranego Kurdupla za to małe „kłamstewko” , a potem tę głupio szmatę
Zośkę, bo nie pozwoliła mi zaprzeczyć – Ale teraz panu mówię, że za sobą nie
przepadamy, a więc w czym problem to zmienić ? Możemy o to nawet zapytać Kurd
... , to znaczy Janka. I też Daniela, czy ma coś przeciwko aby być z nim w
parze. – Kurdupel raczej potwierdzi, a to drugie gówno ze strachu na pewno się
zgodzi.
- Przykro mi , ale nie
mogę. Profesor Talski powiedział, że możesz mieć jakieś obiekcje, lecz abym na
to nie zważał i nie pozwolił was rozdzielić. To odgórna prośba Stasiu, nie miej
proszę pretensji do mnie – poprosił
„słodko” i położył mi drugą rękę na ramieniu – Na pewno się dogadacie pójdzie
wam świetnie. A teraz do widzenia Stasiu. – wziął głęboki wdech i odszedł.
Pieprzony KURDUPEL,
pieprzona ZOŚKA, pieprzony TALSKI, pieprzony ZIEMNIAK !!! A i przy okazji nie zaszkodzi : pieprzona
pani PĄCZEK !!!
Miałem już dość
wszystkiego. Najchętniej urżnąłbym się do nieprzytomności. A potem zapalił
jointa. To wszystko wydawało się wręcz nierealne. Przeklinałem dzień, w którym
Nowy przyszedł do naszej klasy, od niego wszystko się zaczęło. Pojmowałem to jako realną karę za moje
przewinienia, lecz nie odczuwałem żadnej skruchy. Chwyciłem plecak i nie zważając
na Arka, mówiącego coś do mnie , wyszedłem szybkim krokiem z klasy.
Prawie biegłem przez
korytarz technikum, potrącając przy tym wielu innych uczniów. Chciałem się już
wydostać z tego miejsca. Najlepiej zapomnieć, ale wiedziałem, że jest to
niemożliwe. Wszystko było takie beznadziejne, łącznie ze mną.
Wyszedłem na podwórze i
natychmiast ruszyłem w stronę przystanku. Ktoś mnie chyba wołał, lecz nie
zwróciłem na to uwagi. Moje ciało zmierzało na tramwaj, a duch toczył gdzieś
wewnątrz wojną, tyle że sam nie wiedziałem z kim. Ze mną samym ? Z Ziemniakiem,
Kurduplem ? Do tego odezwały się te cholerne Głosy. Powróciły w chwili wielkiej
słabości. Miotały się w mojej głowie, coś krzyczały, a ja nie mogłem ich zagłuszyć.
Poddawałem się ich działaniu, wiedząc, iż może ono doprowadzić mnie do
szaleństwa, zmusić do czegoś, co je uciszy. A w tamtym momencie znałem tylko
jedno zjawisko, mogące mi pomóc. Nóż, sznur, lub tabletki, jawiły się jako
zbawienie, jedyne lekarstwo na to wszystko.
Nie wiedziałem, co się
ze mną dzieję. Czułem się , jak wtedy, gdy biegłem z wystawioną fujarą z Pizdy.
Świat zamazał się mi przed oczami. Byli tylko Oni i ja. A między nami żadnej
bariery, która mogłaby choć odrobinę zmniejszyć ten hałas. Przystanąłem i bezradnie chwyciłem się oburącz
za skronie, licząc, iż to coś pomoże. Dopiero po chwili zorientowałem się, że
wszystko ustało. Już miałem dziękować Bogu, gdy usłyszałem za sobą pewien inny
głos, gorszy niż te z mojej głowy razem wzięte.
- Rozumiem, że może nie
jesteś zachwycony tym, iż musimy razem pracować. Myślisz, że ja się cieszę ?
Ale chyba trochę przesadzasz. Więc łaskawie zakończ to przedstawienie i
przestań zgrywać męczennika, bo zaraz kopnę cię w dupę !
Chyba nie musze tłumaczyć,
kto to był. Jednak w jednym musiałem się z nim zgodzić, moje zachowanie mogło
budzić jakieś podejrzenia, więc jak najszybciej wyprostowałem się, ręce włożyłem
do kieszeni. Wziąłem głęboki oddech,
uśmiechnąłem się „szczerze” i powiedziałem:
- Skurwiaj.
Kurdupel zrobił się
cały czerwony. Zauważyłem, że kiedy się złościł, zagryzał wargę. Stwierdziłem
to na podstawie wielu obserwacji zachowań Nowego w czasie kłótni, było ich w
końcu w cholerę i trochę. Widziałem, iż
chce coś odwarknąć, ja w sumie też tego chciałem, chociaż najmniejszej zachęty
, aby dać mu w pysk. Ostatecznie zamknął na chwilę oczy i rzekł z wyraźną
wyższością:
- Nie potrafię
stwierdzić, czy twój mały móżdżek nastawiony tylko na pieprzenie Ulki to
załapał, ale zostaliśmy przydzieleni do jednej pary i mamy zrobić ten projekt.
I to porządnie. Nie myśl , że ja będą zakurwiać, a ty będziesz pływał w morzu swojej doskonałości. – mi
wytykał wysokie ego, a sam srał na mnie jak na ostatnie zero. Gul skakał mi po
szyi w bardzo szybkim tempie. Zaraz poleje się krew. – Dlatego kiedy dasz radę
się spotkać i coś chociaż zacząć ?
Czekajcie, ale on tak
na serio ? Zacząłem rechotać na cały regulator. Z każdym dniem Kurdupel
udowadniał, iż jest jeszcze bardziej durny.
- I co może jeszcze,
numer telefonu też chcesz ? Będziesz miał złudzenie, że masz przyjaciół. – jego
wzrok chciał mnie przeszyć na wylot, co napełniło mnie większym rozbawieniem. –
Nie będę się z tobą tak w to pierdzielił. Podzielimy się robotą, każdy zrobi
swoje, zaprezentujemy i gitara.
- O nie, nie , nie –
podszedł do mnie, marszcząc brwi. – Jak chcesz znaleźć kolejnego frajera, to
spójrz w lustro. Myślisz, ze ci uwierzę
? Że ty to niby zrobisz ? Wiesz co Stasiu, czasem się zastanawiam, czy ty
naprawdę jesteś taki głupi, czy wydaje ci się , że taki jesteś fajniejszy. Obojętnie
, która opcja jest prawdziwa i tak wychodzisz na kompletnego idiotę. Więc
łaskawie przestań rżnąć przede mną przygłupa, jak to robisz przed swoimi
„przyjaciółmi” – to ostatnie zaakceptował, wskazując głową na paczkę, siedzącą
na ławce – i powiedz, kiedy masz wolny czas. Rozumiem, że taka osobistość jak
ty ma cały terminarz zajęty i ciężko będzie poświęcić godzinkę lub dwie dla
takiego biedaka jak ja, ale mam nadzieję, że w swojej wspaniałomyślności
pozytywnie rozpatrzysz moją prośbę.
- Coś ty kurwa taki
narwany ? Mamy przecież w cholerę czasu, więc nie zawracaj mi teraz dupy i
łaskawie odejdź stąd, bo psujesz mi krajobraz tego pięknego miejsca. –
odepchnąłem go łokciem i ruszyłem przed siebie. Ale oczywiście to przeklęte
małe gówno szło zaraz obok mnie i trajkotało tym swoim irytującym tonem, na
którego dźwięk chciał mnie chuj jasny strzelić.
- Nie zamierzam
zostawiać wszystkiego na ostatnią chwilę. W przeciwieństwie do ciebie zależy mi
, aby dostać z tego dobrą ocenę i chcę się porządnie przygotować . Pasuje ci
jutro ?
- A dajże mi święty
spokój i łaskawie cmoknij mnie w dupę.
- Staszek nie zmuszaj
mnie do ostateczności. – te słowa naprawdę zabrzmiały złowieszczo. Zatrzymałem
się i spojrzałem na Kurdupla. Jego twarz była całkowicie poważna – Mam iść do
Zosi i opowiedzieć jaki chętny jesteś do współpracy.
A ten karzeł
przebrzydły. Nie doceniłem go. Co prawda jest to ciotowata zagrywka, no w końcu
kablowania, ale za to bardzo skuteczna.
- Nie ośmielisz się
mała kurwo.
- Oj Staszek, Staszek.
Tyle już ruchasz te kurwy i jeszcze się na nich nie poznałeś ? One są fałszywe,
zdradzieckie, a małe w dodatku irytujące oraz śmiertelnie niebezpieczne. – tę
rundę wygrał. Wolałem uniknąć konfrontacji z Zośką. Moje jaja były dla mnie zbyt
cenne, nawet ponad dumę, którą Kurdupel się w tamtej chwili podcierał. – To gdzie mieszkasz ?
- Co kurwa ? – zatkało
mnie. Nie mówcie, że ten frajer chciał wbić mi na chatę.
- Nie, dziewica. No
przecież gdzieś musimy to zrobić.
- Polecam park za
szkołą. Tam jest cicho, przytulnie i nikt was nie przyłapie, a wrażenia
niezapomniane . – rzucił Arek, ponętnym tonem, przechodząc obok, a przy tym
puszczając mi oko. Chciałem go zajebać .
- Ale dlaczego musi być
to akurat u mnie ? – nie chciałem go przyjmować i nie chodzi tu o to, że go nie
cierpiałem. Nie chciałem nikomu z klasy pokazywać mojego domu. Nie wyglądał on
zbyt imponującą. Jeszcze istniało wielkie ryzyko spotkania matki, a po czymś
takim roiłoby się od plotek o Staszku biedaku i jego starej wariatce. Kurdupel
na pewno by to wykorzystała , aby się zemścić. – Ja już u ciebie byłem, wiem,
gdzie mieszkasz, twoja babcia mnie lubi, zaoszczędzimy sobie czasu i kłopotu.
- Kłopotu ?! Tylko to
nie tobie będzie potem nawijać przez parę dni jakiego masz super kolegę. Jaki
miły, a jaki grzeczny. Babcia Kazia ma kategoryczny zakaz widywania
jakichkolwiek moich znajomych – wow, czyli jestem dla niego znajomym. Nie jest
źle. – Potem mi o nich truje cały czas. Więc gdzie mieszkasz ?
- Nie powiem ci.
Musztrował mnie
wzrokiem, wymuszając odpowiedź, lecz ja trzymałem się hardo. Gdy spostrzegł, iż
nic z tego nie będzie zaczął się drzeć.
- ZOSIA !
- Cicho kurwa, bo tu przyjdzie i mi wpieprzy !
Spojrzał na mnie
wesołym wzrokiem i darł japę jeszcze głośniej. Kurwa, jak ja go nienawidzę.
- ZOSIA, chodź tutaj na
chwilę.
- Okey, już dobra.
Tylko zamknij tą zasraną koparę ! – w końcu odpuściłem. Moje jaja były mi
wdzięczne. – Kasztanowa 31. Coś jeszcze ? Może pesel ?
Podszedł do mnie i
wyciągnął rękę. Byłem pewny, że chce mnie uderzyć, więc przyjąłem pozycję
obronną, lecz Kurdupel poklepał mnie tylko po policzku, mówiąc:
- To są właśnie
pokojowe pertraktacje. - i ruszył na
przystanek. Po chwili i ja to zrobiłem, lecz szedłem jak najwolniej, aby jechać
innym tramwajem niż ten kretyn.
~~*~~
- Więc jak, gotowy ? –
zapytał mnie Janek po skończeniu ostatniej lekcji z perfidnym uśmiechem na jego
krzywej mordzie. Miałem ochotę go
zajebać, a na myśl, że za chwilę przyjmę go w mojej chacie kiszki chciały się
we mnie poprzekręcać. Nadal nie potrafiłem zrozumieć, dlaczego nie możemy iść
do niego, przecież wtedy wszystko byłoby prostsze. A jego babcia byłaby
zachwycona, no cóż skromnie mówiąc uwielbiała mnie. Ale jak powiedział
Kurdupel, potem cały czas gadała mu o mnie. Chyba nasz mały przyjaciel miał
jakiś kompleks mnie, oczywiście nie ma się co temu dziwić, no przecież jak on
się przy mnie prezentował. Nie dziwię się, iż babcia Kazia tak mnie wychwalała
w porównaniu z nim.
Pomimo całej złości straciłem
też w cholerę czasu, musiałem przecież posprzątać, nie przyjąłbym go przecież
do burdelu, nawet nie chcę myśleć , jakie by potem plotki chodziły. No a u mnie
w domu czysto nie było. Matka w ogóle nie utrzymywała ładu, jedynie coś tam
weekend posprzątała, a tak to gary leżały cały tydzień, no chyba że moja mała
siostra się zlitowała i je umyła. O stanie podług wolę nawet nie wspominać. Nie
należy też zapomnieć o moim pokoju, bo przecież tam mieliśmy głównie siedzieć.
Porządkowałem go chyba miesiąc temu. Zatem sprzątanie po tak długiej przerwie
zajęło mi w cholerę czasu. I pomimo moich trudów, nadal wszystko wydawało mi się
uwalone. Przynajmniej się starałem, a
jak Kurdupel raczy zrobić jakiś przytyk o stanie mojej sypialni to go po prosu
kopnę w dupę i wypierdzielę. Prosta piłka.
- Oczywiście – odparłem
przesłodzonym tonem. Miałem nadzieję, że nikt tego nie słyszy. Gdyby poszła
wieść, iż odwiedza mnie Kurdupel, chyba spaliłbym się ze wstydu. Akurat jego
towarzystwem nie warto się chwalić.
- To chodźmy –
zaintonował i ruszył w stronę drzwi. Kurwa muszę z nim jeszcze jechać, już wolę
iść na nogach niż pokazywać się w jego towarzystwie. Ale poszedłem za nim.
Na zewnątrz dogoniłem
go i szliśmy obok siebie w kompletnej ciszy. Jakoś nie miałem szczególnej
ochoty na konwersację, a to, że nie miałem z nim o czym rozmawiać to już
zupełnie inna sprawa, a i on raczej do tego się nie palił. Nie mieliśmy
wspólnych tematów. No bo co, piłka nożna, muzyka, laski, raczej nie. Nie
widziałem siebie gadającego z Kurduplem o cyckach Wiktorii. Aż nawet
wzdrygnąłem się na samą myśl o tym.
Popatrzyłem na niego.
Zauważyłem, że chodząc idealnie się prostuje, trzyma wysoko głowę, lecz nie
wydawało mi się, iż jest to kwestia jego wysokiego ego, raczej nawyk, No bo
czym miałby się chwalić. Ciekawy tylko byłem, czy jak ludzie się z niego śmiali, też chodził taki wyciągnięty
jak struna, no że tego wcześniej nie zaobserwowałem. Po chwili spostrzegł, iż
się an niego lumpię.
- Co tak mnie
musztrujesz Stasiu ? – wiedział, że nienawidzę jak mi zdrabnia, ale cały czas
kretyn to robił, a potem się dziwi, że jestem dla niego taki niemiły. – Nie
zaruchasz dzisiaj Kaśki i szukasz alternatywy w postaci mnie ?
Ryknąłem śmiechem. Starałem
się to sobie nawet wyobrazić, ale całe szczęście gówno wyszło. Doszliśmy właśnie
na przystanek i akurat podjechał nasz tramwaj. Wsiedliśmy do niego. Oczywiście
wszystkie miejsca były pozajmowane przez stare mohery.
- Nie gustuję w takich
pedalskich erotyzmach i nawet jeśli byłbyś ostatnim osobnikiem na ziemi, a ja
byłbym do granic możliwości podniecony, nawet bym cię kijem nie tknął. Już wołałbym
wyruchać jakąś cytatą małpę z wielkimi ustami. Przynajmniej ona nie wkurwiałaby
mnie swoją gadką.
- No raczej nie
różniłaby się ona od dziwek, które teraz rżniesz. No może nawet byłaby bardziej
na twoim poziomie.
Rozśmieszył mnie,
przyznam to otwarcie. Zaczęliśmy się śmiać i czułem się z tym bardzo
niekomfortowo. Żartować z Jankiem ? Nie, źle to nawet brzmi. Potem zapanowała
między nami cisza. Tramwaj przedzierał się przez miasto z zawrotną prędkością.
Pewnie znowu jakiś stary dziad prowadził. Patrzyłem się w swoje buty nie
wiedząc, co powiedzieć.
- Mieszkasz w domu czy
w bloku ? – zapytał Janek. On w przeciwieństwie do mnie chciał podtrzymać
rozmowę. Postanowiłem, że będę miły.
- W domu –
odpowiedziałem i automatycznie miałem się zapytać, czy on też, ale uświadomiłem
sobie, że przecież u niego byłem. – Nadal uważam, że powinniśmy iść do ciebie.
Twoja babcia na pewno by się ucieszyła.
- Nawet nie wiesz jak
bardzo – powiedział posępnym tonem- Musiałem zataić przed nią fakt, iż idę do
ciebie. Inaczej gadałaby mi o tym cały czas i nie dała spokoju , dopóki ja cię
nie zaproszę.
- Ma to jakiś urok –
zapewniłem szczerze. Pani Kazia była wspaniała. Chciałbym mieć kogoś takiego w
rodzinie.
- Nie jak słuchasz tego
24 na 7. To jest osoba starszej daty, do
tego nie była przyzwyczajona, żebym kogoś przyprowadzał do mieszkania. –
Zdziwiłem się, że mówi o tym tak otwarcie, przecież było to chyba dość prywatne.
– Nalepiłaby w cholerę ruskich i potem wcinałbym to przez miesiąc.
- Co ty pieprzysz ?
Pierogi twojej babci są świetne ! Jakby ci się przejadły, możesz mi przynieść.
To będzie jakaś odmiana od tego, co ja mam na obiad, a raczej to, czego nie
mam. – Nie wiem, dlaczego to powiedziałem, chyba zrobiłem to nieświadomie, lecz
zaraz zacząłem tego żałować. Czekałem na jakąś reakcję. Janek spojrzał na mnie
pytającym wzrokiem, ale nie drążył tematu i udawał, iż nie zabrzmiało to
dziwnie. Byłem mu za to wdzięczny.
- Ty też mieszkasz z
babcią ? – zmienił temat.
- Z mamą i siostrą.
- O naprawdę ? Ile ma lat ? – wydawał się tym
zainteresowany, lecz parę razy się już przekonałem, jakim jest dobrym aktorem.
- Dziewięć – odparłem ,
uśmiechając się na wspomnienie tego szkraba. Gdy dowiedziała się, że będę miał
gościa, pomogła mi sprzątać, a ja po raz kolejny przekonałem się, iż na nią nie
zasługuję. – A ty masz rodzeństwo ?
- Nie – rzekł stanowczo
i chyba stracił ochotę na rozmowę. Ja za to nie wiedząc , co powiedzieć,
zacząłem coś nawijać.
- Za kim jesteś ? –
byłem ciekawy, czy zrozumie o co chodzi, w końcu nie wyglądał na piłkarskiego
kibica. Popatrzył się na mnie wątpiącym tonem i zapytał:
- Jak źle odpowiem, to
dasz mi w ryj ?
- Istnieje taka
możliwość – zapewniłem. Ja raczej nie należałem do grona kiboli. Kochałem
football, ale nie był to jakiś fanatyzm. Podchodziłem do tego raczej na
chłodno.
Tu Kurdupel zaczął
nucić hymn Wisły. Albo rzeczywiście był za nimi, albo miał skurwysyn szczęście.
Po chwili przyłączyłem się do niego.
- Nie no, jesteś
prawilny . –powiedziałem po zakończeniu nucenia. Uśmiechnął się do mnie, a
potem znowu zapanowała cisza. I teraz naprawdę nie czułem się z tym dobrze. Po
paru minutach zaczął.
-Pamiętasz nasz
pierwsze spotkanie ?
- Kurwa, brzmi to jak
jakiś tekst z komedii dla starych moherów. – zarechotaliśmy. – Alenie będę tworzył żadnych insynuacji. A
co do spotkania, to pamiętam, lecz nie było one zbyt miłe. – stwierdziłem,
przypominając sobie naszą pierwszą jazdę tramwajem.
- Zbyt miłe ? Chciałem
ci wtedy wpieprzyć! – oburzył się Kurdupel. – A gdy potem zobaczyłem cię w
klasie, już wiedziałem, że raczej nie będzie między nami dobrze.
- Tu akurat się nie
pomyliłeś. – przyznałem.
- Wiesz, że tamta
dziewczyna została zgwałcona ? – spytał nagle po paru minutach ciszy. Co on
kurwa pieprzy ? Wybity z rytmu, przyjrzałem mu się ze zdziwieniem. Jego twarz
była śmiertelnie poważna, na pewno nie żartował. Ciężko to jednak było mi sobie
uświadomić. Zaszyłem się we własnych myślach.
Ale jak zgwałcona ?
Przecież takie rzeczy przytrafiają się komuś innemu. Pewnie mu się coś posrało.
Ta dziewczyna była zwykła dziwką, puszczającą się na boki, aż w końcu pękła
guma. Tyle razy takie spotykałem, a ta nie różniła się od nich.
Cały czas o tym
myślałem. Nie chciało wyjść mi to z głowy. Miałem ją przed oczami, jej łzy, to
jak ją potraktowałem. Miałem nadzieję, iż był to tylko głupi żart ze strony
Kurdupla, albo ściema, żebym zaczął żałować. Jeśli byłaby to prawda, moje Głosy
nie dałyby mi spokoju. Jak co raz
bardziej zacząłem to wszystko analizować, to wersja Janka wydawała mi się coraz
bardziej prawdopodobna.
Nie odzywaliśmy się do
siebie. Cały czas siedziała we mnie ta sprawa. Myślałem o niej, rozważałem,
starałem się siebie usprawiedliwić i chociaż nie wiedziałem, czy była to prawda
i tak czułem się winnym. Czułem się jak gówno. Na pewno najbliższej nocy nie
prześpię spokojnie.
- Wysiadamy – rzuciłem ledwo świadomie, gdy
zobaczyłem, że tramwaj zatrzymuje się na moim przystanku. Janek kiwnął głową i
razem wyszliśmy z pojazdu, ja nadal zaprzątnięty myślami o tej dziewczynie.
Starałem się kierować psychikę na jakieś pierdoły, aby tylko zapomnieć o tej
sprawie, ale oczywiście gówno wyszło.
- To prowadź mistrzu. –
powiedział Kurdupel, pocierając ręce o siebie. Otrząsnąłem się i zacząłem iść w
stronę domu. Jemu też chyba przeszła ochota na konwersację.
Po chwili byliśmy na
miejscu. Niepewnie otwarłem przed nim furtkę. Strasznie się bałem, nie wiem
czego, ale się bałem. Przypatrywałem się jego twarzy, aby zobaczyć jakąś
reakcję, śmiech czy pogardę, ale jego oblicze nic nie wyrażało. Kurdupel
przeciwieństwie do mnie wydawał się całkowicie spokojny, ale nie wiem czy tak
było naprawdę. Może w jego wnętrzu toczyła się straszna bitwa. Przepuścił mnie
i ruszyliśmy w stronę drzwi.
- Witam w swoim
królestwie – przywitałem go, otwierając je. Wolnym krokiem przekroczył prób, a
mnie aż ścisnęło w środku. Już żałowałem, iż go tu przyprowadziłem. Wszedłem za nim starając się nie dostrzec jego
reakcji. Janek rozglądał się, ale to było chyba normalne zachowanie w nowym
miejscu. Wydaje mi się , iż ujrzałem pewne zdziwienie ja nego twarzy. No cóż
pewnie spodziewał się strasznym luksusów, a tu pospolita chałupa, ale mówię, to
mogło być tylko złudzenie.
- Ładnie tutaj – tylko
tyle powiedział, patrząc na mnie ze ściśniętymi brwiami. – Wyglądasz , jakbyś
narobił w gacie. To chyba ja powinienem się stresować a nie ty, w końcu jestem
na terytorium wroga.
Nie wiedziałem, co odpowiedzieć,
dlatego lekko się uśmiechnąłem. Zdjęliśmy buty i mieliśmy ruszyć na górę, gdy
rozległ się głos:
- Stasiu ? To ty ? –
Ania schodziła po schodach troszkę niepewnie. Musztrowała Janka wzrokiem w
sposób bardzo charakterystyczny dla osób w jej wieku. Ręce trzymała ściśnięte
za plecami i chyba nie wiedziała, jak się zachować. W ogóle nie przyjmowaliśmy
gości. Parę razy była tu Zośka czy Arek, a jak przyprowadzałem jakąś loszkę, to
mała dawno już spała. Zakazałem jej przyprowadzać koleżanki, bałem się , że ta
wariatka coś zrobi i potem będą dokuczać Ance w szkole. Dzieci bywały okrutne.
Janek uśmiechnął się
szeroko, tym swoim ładnym uśmiechem –nie wierzę, że to powiedziałem. Brzmi to
zbyt pedalsko. – Mnie nim dziad nigdy nie obdarzył. Ruszył w stronę Ani, nadal
stojącej sztywno jak kij w dupie. Kompletnie nie wiedziała, co robić. Janek
wystawił rękę, mówiąc:
- Ty musisz być Ania. Jestem
Janek, chyba że wolisz mnie nazywać Kurdupel jak twój braciszek. – trochę zbił
ją z tropu, ale ostatecznie uśmiechnęła się i przybiła mu piątkę. – Jesteś
bardzo ładna, nie jak ten pan z tyłu. – szkrab zarechotał i już wiedziałem, że
Janek zdobył jej serce. Przyznam, był trochę zazdrosny.
- Dlaczego nazywa cię
Kurduplem ? – zapytała, trzymając palce przy buzi.
- Dlatego, że tak
naprawdę mi zazdrości i chciałby być taki mały.
Przyszedł do mnie do
domu, ukradł mi siostrę, a teraz jeszcze bezczelnie ze mnie żartowali. Ani nie było wiele potrzeba. Zaraz zaczęła
trajkotać o swojej szkole, koleżankach , klasie. Janek wyglądał na
zaciekawionego i zachęcał ją do rozmowy, lecz kiedy padły słowa:
- Na początku myślałam,
że Stasiu przyprowadzi jakąś dziewczynę, bo tak ciężko sprzątał.
- Naprawdę ? – spytał
Kurdupel, patrząc się teraz na mnie ze śmiechem. Spaliłem burak i porwałem Ankę
na ręce, bijąc ją lekko po dupce.
- Nie zmyśla się młoda
damo – łaskotałem ją, dawając reprymendę – Czy Janek wygląda ci na wysoko nogą
dziewczynę ? – zdałem sobie sprawę, że chyba po raz pierwszy wymówiłem jego
imię z własnej woli. On chyba też to spostrzegł, bo dziwnie na mnie popatrzył.
- Nie, alei tak jest
fajny. – zdradziła mnie właśnie osoba, mająca połowę moich genów. Co miał ten
frajer, czego ja nie posiadałem ? – Pokazać ci moje zabawki ?
- O nie, nie, nie – musiałem interweniować. To
pokazanie zajęłoby jej dwie godziny, a my mieliśmy robotę do zrobienia.
Chciałem to skończyć dzisiaj, żeby nie musieć już przyprowadzać Kurdupla tutaj.
– Musimy iść robić projekt. A ty zmykaj do siebie robić zadanie, smrodku. –
Trochę zawiedziona, ale poszła do pokoju, oczywiście uśmiechając się przy tym
do Janka.
- Okey, chodźmy do
mnie, bo inaczej zamęczy cię tymi pierdołami.
- Jest świetna ! –
zapewnił szczerym tonem – Tylko jak następnym razem stwierdzisz wieczorem, że
chcesz mnie odwiedzić to pod żadnym pozorem nie bierz jej ze sobą ! Moja babcia
chyba zwariowałaby ze szczęścia. Nie wypuściłaby jej dopóki nie zadałaby
wszystkich swoich pytań, a zajęłoby to pewnie z tydzień.
- Dzięki za info. Jak
będę miał jej dość, wiem komu ją podrzucę. – rzuciłem ze śmiechem, a w
odpowiedzi dostałem mordercze spojrzenie. Kurcze, chyba właśnie przekomarzałem
się z moim największym wrogiem. Ale to wszystko jest posrane.
- Twoi rodzice w pracy
? – zapytał, gdy wychodziliśmy po schodach.
- Tak –odpowiedziałem.
Nie chciałem mu mówić o ojcu, a dziękowałem, że wariatka poszła do drugiej pracy
i wróci dopiero wieczorem.
Otwarłem drzwi swojego
pokoju i nie mogłem uwierzyć absurdalności tej sytuacji.
- Gdyby ktoś parę
tygodni temu mi powiedział, że zaproszę ciebie do domu, to bym go wyśmiał i
kopnął w dupę.
Śmiejąc się, weszliśmy
do pomieszczenia. Byłem z siebie dumny, bo naprawdę wszystko prezentowało się w
miarę okey. A najważniejsze, że było czysto. Kurdupel chodził i rozglądał się,
ja za to włączałem kompa.
-Nie kurwa, nie mów, że
Starkowie ! – powiedział z rozpaczą w głosie, wskazując na plakat wilkora nad moim
łóżkiem.
- Też oglądasz ? – ale
ta Gra o tron łączy ludzi .
-Czytam, a raczej
czytałem, bo skończyłem wszystkie, bo teraz ten tłuścioch zamiast pisać kolejną
część, sprzedał się dla serialu.
-Ja oglądam. Widziałeś ten
ostatni odcinek, jak Daen…
- Cicho ! – przerwał
mi. – Mówię ci przecież, że tylko czytałem, a nowy sezon jest na podstawie
niczego. Nie chcę sobie spolerować, dopóki nie wyjdzie książka, a raczej jeśli
w ogóle wyjdzie. Także masz milczeć o
serialu.
- A co mi zrobisz ? Spoilerowanie
to świetna zabawa, szczególnie tobie . – wysłał mi mordercze spojrzenie . – Jak
możesz nie być za Starkami ? Nie mów, że Lannisterzy.
- No, nie do końca. Nie
lubię ich, ale jakoś zawsze miałem słabość do Cersei . – popatrzyłem na niego
jak na wariata. – Tak, wiem! To nienormalne. Wszyscy jej nie cierpią. Ale ma
coś w sobie, co przynajmniej w moich oczach daje jej nić sympatii.
Zakończyliśmy rozmowę i wróciłem do komputera.
Janek podszedł do mnie i spojrzał na moje biurko. Leżały na nim zadania z majcy,
które robiłem wczoraj. Oczywiście żadne mi nie wyszło. W końcu się wkurwiłem i
stwierdziłem, że pierdzielę. Chciałem je schować, żeby nie patrzył się na moją
głupotę, ale pieprznął mnie w rękę, mówiąc: zostaw. Rumieniąc się, zacząłem
wpisywać hasło, a on cały czas czytał moje wypociny. Czułem się jak kompletny
kretyn.
- Zawsze robisz jeden i
ten sam błąd. Musisz najpierw …
- Proszę nie gadajmy o
tym . – przerwałem mu. Nie miałem ochoty słuchać teraz o matmie. Było mi
niedobrze na samą myśl o niej, już wolałem ten cholerny projekt. – Mamy w
cholerę roboty, Po co sobie dokładać ?
- Jak chcesz … -
powiedział i zaczęliśmy pracę.
Szło nam całkiem
nieźle. Kurdupel dużo wiedział o Hiszpanii, a w dodatku przez parę lat uczył
się hiszpańskiego, także wszystko było prostsze. Ja też się nie upierdzielałem.
Chciał zrobić tę prezentację na naprawdę wysokim poziomie, a ja zawsze byłem
minimalistą. Jednak jego entuzjazm i zapał były bardzo zaraźliwe. Widząc jego
podejście sam dostałem kopa i bardzo się starałem. Głównie wyglądało to tak, że
on wyszukiwał informację i je dyktował, ja za to tworzyłem prezentację.
Kłóciliśmy się w cholerę. Oboje mieliśmy charakter przywódcy nie cierpiącego
sprzeciwu, dlatego żarliśmy się w wielu kwestiach. Zazwyczaj to jednak on
wygrywał. To było takie dziwne, że ktoś narzuca ci swoją wolę. W innych
okolicznościach chyba bym temu komuś przypierdolił. Lecz w tej sytuacji mi to
jakoś nie przeszkadzało, może tylko drażniło. Pozwalałem przejąć Kurduplowi
inicjatywę. Tłumaczyłem to sobie tym, że lepiej zna ten kraj, byle tylko nie
dopuścić myśli, że o tak sobie mu uległem.
W czasie pracy
gadaliśmy ze sobą, ale była to raczej sztywna konwersacja. Byliśmy zajęci
prezentacją, ale też myślę czuliśmy się trochę niezręcznie razem. Ale było
nawet miło. Gadaliśmy o Grze o tron, szkole, żarciu. Czułem dużą barierę,
jednak nie przeszkodziła ona w złapaniu jakiegoś kontaktu. Gdy przypominałem
sobie, jak między nami było, jak się kłóciliśmy, walczyliśmy, a teraz razem
pracowaliśmy, gadając jak normalni ludzie. Myślę, że daliśmy sobie troszkę na
wstrzymanie, ja na pewno, lecz myślę, że on też. Nie myślcie też, iż było
idealnie. Występowały sprzeczki i ciągła irytacja, ale w kulturalnym stylu. W końcu doszliśmy do końca i zostało tylko
dopracować wszystko w prezentacji. Zająłem się tym, a Kurdupel rozciągnął się i
usiadł na łóżku.
- Mieszkasz tylko z
babcią ? – byłem bardzo ciekawy, jak wygląda jego sytuacja rodzinna, ale była
to zwykła ciekawość, nie w celu zdobycia informacji, które potem rozpowszechnię
i wyśmieję, ale Janek chyba tak to właśnie odebrał.
- Naprawdę myślisz, że
powiem ci to ? – nie widziałem jego twarzy, gdyż cały czas udoskonalałem
prezentację. – Gówno ci do tego. Nie chcę, żeby cała szkoła jutro o tym
wiedziała. Bycie pośmiewiskiem już mi się troszkę znudziło.
- Dlaczego każdy mój
ruch czy pytanie odbierasz tak, jakbym chciał cię skrzywdzić? – zabolała mnie
jego reakcja po raz kolejny pokazała
jego opinię o mnie.
-Naprawdę Staszek mam
ci przypomnieć, dlaczego mam prawo tak podejrzewać ?
-Wiem, że zachowałem
się jak kretyn, już to do mnie dotarło, ale przecież dostałem twoje
przebaczenie – to ostatnie słowo wyolbrzymiłem.
- Które następnie
kazałeś włożyć w dupę i przeruchać.
- Byłem wkurwiony.
Przypomnij mi łaskawie przez kogo ?
- Wszystkie moje
podejrzenia miały rację bytu i dlaczego wyciągasz to szambo ? Przecież cię
przeprosiłem ?
- Ale nie dostałeś
wybaczenia. – zaatakowałem go jego własną bronią. Byłem dumny, że wyszło mi to
tak klarowanie. – Poza tym czy to ja zacząłem wspominki i wyciąganie tego
„szamba” ? – usłyszałem jego wzdychnięcie, na które się uśmiechnąłem. Lubiłem
te przekomarzania, ale miałem świadomość, że niewiele dzieli je od ostrej
kłótni.
- Żeby zakończyć ten
idiotyczny spór, mając w dupie to, że to rozpowiesz, ogłaszam: tak, mieszkam
sam z babcią.
Kurwa, nie mówcie, że sierota.
Chociaż wszystko na to wskazywało. Widać było, że nie powodzi im się najlepiej,
a do tego ten medalion, może to była jakaś pamiątka. Ale tak strasznie chciałem,
aby nie było to prawda. Jeśli Janek rzeczywiście jest sierotą to zabiją mnie
wyrzuty sumienia za to, jak go traktowałem. I ogólnie zacznę go traktować
inaczej, jako sierotę, ofiarę. Każdy chyba tak miał. Nie chcesz tego, ale
patrząc się na tę osobę , cały czas słyszysz w głowie: biedaczysko, nie ma
rodziców. Wiedziałem, że może być to
bolesne, ale tak strasznie chciałem się dowiedzieć. Chciałem usłyszeć, że nie.
-Twoi rodzice nie
żyją? -spytałem się najdelikatniej jak
umiałem, aby nie wyjść na wścibskiego, ale równocześnie dać mu do zrozumienia,
iż go nie wyśmieję. W odpowiedzi spodziewałem się wszystkiego, Alenie śmiechu,
który usłyszałem.
- Co ty pieprzysz ? –
kurwa, ale mi było głupio. Całe szczęście, że patrzyłem w monitor i nie widział
mojej twarzy. – A co już ci się zrobiło żal biednego sieroty, mieszkającego ze
starą babką ? Poczułeś się jak ostatnie gówno, bo tak mu dokuczałeś ? –
dlaczego wszystko co wymienił, było prawdą. – Dla twojej wiadomości moi rodzice
żyją i mają się świetnie. A mieszkam sam z babcią, bo oni pracują w Anglii i rzadko
tutaj przyjeżdżają. Pasuje ?
Nic się nie odezwałem. Nie
wiedziałem, co powiedzieć. Poczułem jednak wielką ulgę, jednak czułem, że nie jest
chyba ze mną do końca szczery. No bo jak tak sobie myślę, jego starzy pracują w
Anglii, a tam są funty, które nisko nie stoją. To dlaczego Kurdupel żyje w tym
ubóstwie ?
- W ogóle kretynie,
dlaczego powiedziałeś mojej babci o tej wycieczce ?! – jego ryk wyrwał mnie z
zamyślenia.
- Co kurwa ?
- Naopowiadałeś jej o tym wyjeździe i uparła
się, że muszę jechać.
- To nie mówiłeś jej
wcześniej?
- No nie ! Kazałaby mi
na nią jechać. A ja kurwa nie chcę!
- To jej powiedz, że
nie i będzie po sprawię.
- Nie mogę ! Kurwa, to
wszystko przez ciebie ! Narobiłeś jej nadziei, że mam znajomych i gdy się tylko
dowiedziała o wycieczce, stwierdziła, że muszę jechać, że będzie fajnie itp.
Stwierdziła, że jej nie powiedziałem, bo nie chciałem, żeby wydawała na to
pieniędzy, a że tak naprawdę to o tym marzę i chcę spędzić czas z przyjaciółmi.
I nie mogę odmówić, żeby nie wyprowadzić jej z tego złudzenia. Jakby się
dowiedziała, że raczej nie jestem
lubiany, chyba by się załamała. Więc muszę zgrywać, że jest okey. Poza tym
zadzwoniła już do Talskiego i mnie zapisała. Zadowolony z siebie ?
- Skąd to miałem
wiedzieć ? Odpieprz się !
- Mogłeś ugryźć się w
jęzor. Ty się będziesz super bawić, a ja cierpieć męki. Z kim tam będę się
zadawać ? Przecież wszyscy mnie nie cierpią.
- Wytrzymasz jakoś te
pięć dni.
- Tak tylko te pięć dni
kosztuje sześć stów i to mnie najbardziej boli.
Zamilkłem. Było mi
strasznie głupio. Nie chciałem, żeby tak się stało. Gdy stawiałem siebie na
jego miejscu, nielubianego, odtrąconego. Z kim on będzie w pokoju ? A w dodatku
gdy uświadomiłem sobie, że pani Kazia wyrzuci sześć stówek ze swojej małej
emeryturki w Nadzi na szczęście wnuka, miałem ochotę coś sobie zrobić.
Skończyłem z
prezentacją, zapisałem wszystko i wyłączyłem kompa. Wstałem kiedy podszedł do
mnie Janek z jakimiś kartkami.
- Masz, rozwiązałem ci
te zadania. A tu pozaznaczałem, gdzie robiłeś błąd. Także przejrzyj to sobie.
Zamurowało mnie. Skąd
ta dobroć ? Przecież mnie nie lubił. Nie wiedziałem, co powiedzieć. Stałem jak
głupi z otwartymi ustami.
- Eeee, dzięki. – tylko
na tyle było mnie stać.
- Dobra, ja już się
będę zbierać.
Ruszyliśmy na dół. Na
chwilę zajrzałem do Anki, ale spała jak suseł, więc nie chciałem jej budzić. Za
to wrócił ktoś inny …
- Dzień dobry, nazywam
się Janek. Jestem kolegą Staszka ze szkoły. – Kurdupel wyciągnął rękę do mojej
matki. Ona popatrzyła się na niego przez chwilę, a potem odwróciła się i poszła
do kuchni.
- Mówiłam jej, ale nie
chci… Trzeba iść to naprawić. Zadzwonię po … Albo nie …
Janek stał jak wryty
nadal z wyciągniętą ręką. Chyba nie dotarło do niego to , co się stało. Ja zakryłem twarz dłońmi, chcąc zapaść się
pod ziemię. Kurwa, właśnie tego się bałem ! Mówiłem jej wczoraj, żeby się nie
odzywała, ale nie. Wyszła na kompletną wariatkę. Co będzie jutro w szkolę …
Kurdupel popatrzył na
mnie zdziwiony, ale dałem mu do zrozumienia, że nie chcę o tym gadać i zacząłem
ubierać buty. Oddałbym wszystko za szluga albo flaszkę. Takie upokorzenie.
Jestem już skończony. Chciałem wyjść stąd, iść w cholerę, jak najdalej od tego
gówna. Zasunąłem kurtkę i wyszedłem na zewnątrz. Janek zaraz do mnie dołączył.
- Jeśli powiesz komuś o
tym jutro, to cię …
- Nikomu nie powiem.
–przyrzekł, ale powiedział to jak coś oczywistego, a nie wywołanego moją
groźbą. Ruszyliśmy na przystanek.
- Nie wierzę, że nam
się udało, że się nie pozabijaliśmy, a teraz ty odprowadzasz mnie na
przystanek. – tylko przytaknąłem. Byłem zbyt wkurwiony, aż mnie nosiło.
- Nigdy nie zamieniłem
z kimś z klasy tylu słówko dziś. Daniel nie bywa rozmowny.
Nagle coś mnie tknęło.
Odwróciłem się w jego stronę i chwyciłem go oburącz za ramiona. Janek
zbaraniał, nie wiedząc, co robić.
-Dam ci radę – nie wiem
dlaczego to mówiłem. Nie zależało mi na nim, miałem go w dupie, ale coś mnie
tknęło, abym mu o tym powiedział.- Nie zadawaj się już z Danielem, bo i tak nic
ci to nie da, a i przeciwnie. Znajomość z nim może cię wystawić na jeszcze
większe pośmiewisko.
- Ale dlaczego ? – był
strasznie zbity stropu. NA pewno nie spodziewał się takiej „przyjacielskiej
rady” po mnie. Poklepałem go po ramieniu.
-Nie ważne. Ale
zapamiętaj to lepiej. – odwróciłem się i po chwili byliśmy przed przystankiem.
Już do niego podchodziłem, gdy zauważyłem, że Janek zniknął. Rozejrzałem się i
znalazłem go pod drzewami, z pięćdziesiąt metrów od przystanku.
-No chodźże ! Zaraz
ósemka ci ucieknie !
-Ona mi nie pasuje. –
powiedział z pewnością w głosie.
- Jak ci kurwa nie
pasuje ? Wszystkie jadą przez twój przystanek. Nie chce mi się marznąć. Nie
wydziwiaj. – co on kurwa odpierdalał ? Przeszedłem parę kroków, lecz on cały czas
stał w miejscu.
- No Kurdupel, na noc
chcesz zostać ? Chodź cwelu !
- Nie – odpowiedział
hardo.
- Dlaczego ?
- Bo tak.
- Dlaczego kurwa ?
Zaciskał pięści, jakby
się wahał. Statecznie podniósł głowę, spojrzał mi w oczy, a potem wskazał głową
na przystanek. Nie wiedziałem , o co mu chodzi, więc wzruszyłem ramionami, na
co on powtórzył ruch.
Odwróciłem się i zobaczyłem,
że na przystanku czekają jakieś ziomale, będzie z dziesięć osób, chłopaki i
dziewczyny. Nie no, nie mówcie, że Kurdupel się ich bał.
- No co ci zależy, że
oni tam stoją? Chodź !
- Nie pójdę !
- Jak będą ci dokuczać
to im przypierdolę !
- Daj spokój !
- Zaraz sobie z nimi
pogadam !. – ruszyłem w ich stronę. Nie wiem, dlaczego. Przecież nawet ich nie
znałem, teraz chciałem bronić Kurdupla. Nagle poczułem na swoim ramieniu silny
uścisk.
- Stój tu Staszek ,
proszę. Daj im spokój ! Nie idź tam .
- Ale dlaczego?
-Proszę, nie rób tego.
– spojrzałem mu w oczy i zobaczyłem straszny strach. Nie mówcie, że tak się bał
o mnie. Przecież na pewno poradziłbym sobie z tymi frajerami.
Jednak nie ruszyłem
się. Podjechał tramwaj i grupka do niego weszła. Kiedy odjechali, podeszliśmy do
przystanku.
-Powiesz mi, o co
chodzi ?
Patrzył na tablicę
odjazdów i ewidentnie miał mnie w dupie.
- Janek kurwa !Nie
udawaj, że mnie nie słyszysz !
- Nieważne !
- Skoro zrobiłem ci
przysługę to mi to chociaż wytłu…
- O mój tramwaj, muszę
lecieć. To cześć.
Podjechała czwórka, a
Kurdupel błyskawicznie do niej wskoczył, byle jak najszybciej się ode mnie
oddalić. To było dziwne.
Kurcze, ale jestem z siebie dumna. Nowy
rozdział – i to długi – po równiutko trzech tygodniach ! A nie trzech miesiącach,
jak to miałam w zwyczaju. Jestem w miarę zadowolona, ale przeżywam straszny
dylemat. To opowiadanie trochę mi się rozrosło i chciałabym, wprowadzić inne
osoby, inne narracje, perspektywy. I miałam zamiar zrobić już to w tym rozdział,
lecz i tak wyszedł mi za długi. I nie wiem, czy jest sens robić z nich osobne
posty, ale też nie wiem, jak to płynnie wpleść. Muszę się z tym przespać.
robyn
PS: ostatnio czytałam parę
rozdziałów i jest w nich mnóstwo bledów. Strasznie przepraszam, ale po
napisaniu jestem jak wytarta szmata i poprawiam tylko podkreślenia i nie daję
rady czytać tych wypocin od nowa, a chcę je jak najszybciej wstawić. A gdybym
chciała opublikować skorygowane pewnie musielibyście czekać na rozdział półroku,
bo 2 miesiące pisania, a potem 4 czekania, aż będę mogła go na spokojnie
przeczytać i poprawić. Dobra, zaczynam gwiazdorzyć. Biorę snickersa i idę spać
wtorek, 17 stycznia 2017
Rozdział dziesiąty
Od tamtego zdarzenia
minęło parę dni. Nie jest to jakiś szczególnie duży okres czasu, tak naprawdę
mało mogło się wtedy wydarzyć. Jednakże zaszły pewne zmiany. Pierwszą i
najważniejszą była oczywiście Zosia.
Zawsze ją doceniałem. Podziwiałem
jej postawę, gotowość do bronienia wszystkiego, w co wierzy. Nigdy nie pierdzieliła od rzeczy, mówiła to,
co myśli i chociaż czasem nie było to zbyt przyjemne, szczególnie dla mnie, gdyż
mogła mi wiele zarzucić, ale nie zniósłbym kłamstwa ze strony osoby tak bardzo
mi bliskiej. W sumie też prawda pochodząca z jej ust nie stanowiła czegoś
strasznego.
Zazwyczaj kiedy ktoś
wypominał mi błąd, po prostu się wkurwiałem. Odbierałem to jako zniewagę, atak.
Jak ktoś śmiał mi to w ogóle powiedzieć ? A więc zaraz przechodziłem do ofensywy
i odpłacałem pięknym za nadobne. Nienawidzę, gdy patrzy się na mnie z góry,
choć nie mogę zaprzeczyć, że ja tego nie robię. A przy każdym zwróceniu mi
uwagi, czułem się, jakby dana osoba uważała się za lepszą ode mnie. Tego już
moje ogromne ego znieść nie mogło. Dlatego narobiłem sobie tak wielu
nieprzyjaciół, co prawda żaden nie był w stanie mi się przeciwstawić i ich bunt
oraz niechęć wyrażały się głównie w mamrotaniu pod nosem. I właśnie nic nie
dawało mi takiej satysfakcji jak to: widok człowieka, którym gardzisz,
gderającego do siebie, lecz uniżonego jak pies, nie mającego nawet siły i
odwagi, aby się podnieść.
Chociaż w sumie nie
wiem, dlaczego tak reagowałem na te wszystkie wypominki pod moim adresem, bo
naprawdę miałem je głęboko w dupie, w sensie wkurzały mnie, ale nie dawały do
myślenia, nie wpływały na moją duszę w żaden sposób. Nawet Zośka mogła coś
chwilę popieprzyć, lecz i tak pozostawało to bez odzewu. Dopiero tak naprawdę
ostatnio zacząłem zwracać na to uwagę. Ostatnio, czyli gdy bardziej zbliżyłem
się do Janka. I co prawda teraz nasze kontakty zostały całkowicie urwane, jednak
ta świadomość pozostało, niechętnie, lecz jednak to zrobiła.
Wracając do Zosi. Po
Ance – mojej siostrze – była dla mnie najważniejszą osobą na ziemi. I chociaż w
gruncie rzeczy byliśmy tak od siebie różni. Ja typowy pustak z wypchanym
rozporkiem, dbający tylko o siebie, mających wszystkich inny w dupie a ona
altruistka, wojowniczka, która ponad wszystko ceni wolność. Gdy teraz z
perspektywy czasu się na to patrzę, nie mogę zrozumieć, jak mogliśmy się zakumplować.
Większość, a raczej
wszyscy moi znajomi, z wyjątkami, które mogę policzyć na palcach, zaliczają się
do jednego grona ludzi, mianowicie typu sługa. Może mają jakąś osobowość,
charakter, czy chuj wie co, jednak dla mnie wszystko to ukrywają albo porzucili,
żeby tylko mi się przypodobać, mieć to samo zdanie, abym ich zaakceptował i
przyjął do elity. A w niej nie istnieje
coś takiego jak demokracja, czy głosowanie. Jest to bezwzględna dyktatura
jednego osobnika - chyba nie muszę wskazywać którego – zatem kto się jej
przeciwstawi, zaraz wypieprza na zbity ryj.
I coś takiego mi odpowiada. Nie muszę się nikim przejmować. Mówię coś i
tak jest. Moje słowa to prawo, ja jestem
prawem.
Więc gdy na mojej
drodze stanęła taka Zośka, byliśmy od razu skazani na katastrofę. Ona na pewno
by się nie uniżyła, nie porzuciłaby własnego zdania tylko po to, aby stać się
popularną. Niczym tak nie gardziła jak dziwkami, męskimi kurwami oraz czasową
sławą, która tylko zwiększa twoją próżność i psuje cię do rdzenia. Także odpowiedź z jej strony brzmiała: nie.
Ja również chętny nie
byłem. Już w pierwszym dniu szkoły zdałem sobie sprawę, że łatwo nie pójdzie.
Jednak nie mogę powiedzieć, iż przyjąłem ją obojętnie. Była prawdziwą
pięknością, z ciemnymi włosami oraz nieziemskimi oczami, a o sprzęcie już nie
wspominając. Od razu wpadła mi w oko, dlatego iż wyglądała świetnie, ale
również wnosiła coś świeżego. Miałem już dość wypicowanych plastikowych
panienek, wszystkich wyglądających tak samo- dłuższe rozpuszczone włosy ni to
blond, ni brąz; jeansy z dziurami, podkoszulki oczywiście szarawe oraz buty
odsłaniające kostki, a w zimie oliwkowe kurtki- które wyruchałem już tyle razy,
iż na palcach rąk a nawet i nóg zliczyć nie mogę.
Zosia natomiast miała
coś odmiennego. Jakiś błysk w oczach, który zaciekawiał i nie pozwalał przestać
o niej myśleć. Ubierała się również
oryginalnie. Ciuchy z lat 80-ątych albo przedwojennych. Nie kupowała ich jak
większość lasek w galeriach handlowych, lecz w wyszukanych sklepach ze starą
klimatyczną odzieżą. Ona pokazała mi, że istnieje inny typ dziewczyny, która
nie musi pokazywać ud, cycków i brzucha, żeby budzić pożądanie. Ubrana od góry
do dołu sprawiała takie kolosalne wrażenie, iż tamte blachary mogły od razu gdzieś
się schować.
Pierwszego dnia gdy do
nas doszła, wszystko wyglądało mniej więcej jak w przypadku Kurdupla. Na samym
początku laski poszły na przeszpiegi., Muszę zaznaczyć ,że zrobiły to bardzo
niechętnie, wręcz z przymusu. Bały się do niej zagadać. Wyglądała tak odmiennie,
zupełnie inaczej niż one. A i przez cały ten czas rzucała ironiczne spojrzenia
na stroje i makijaże panienek, zatem wręcz czuły jej niechęć. Po rozmowie stwierdziły, iż jest to przypadek
całkowicie i nieodwracalnie beznadziejny. Co prawda była śliczna, ale ubierała
się jak stara baba spod kościoła, cały czas mówiła z przekąsem i traktowała
tamte jak idiotki – „ gadała do nas jakbyśmy były Lol, normalnie Lol, jakieś
płytkie Lol, albo miały no ten kurwa, no te chorobę, no no amnestje –
Oczywiście nie miały ani amnezji, ani „amtestji” jednak Zosia dała im
całkowicie do zrozumienia, iż nimi gardziła i z tej znajomości na pewno nic się
nie rozwinie.
Cała paczka przyjęła tę
decyzję, a przy trym czuli się całkowicie i bezwzględnie zniesmaczeni oraz
oburzeni zachowaniem Zofii, „tej pustej, łatwej suki”. Zaczęły się nawet jakieś minimalne
prześladowania, czy dogryzania, jednak Zośka nie jest taka jak Kurdupel, nie
pozwalało sobą moderować. Na każdą przycinkę odpowiadała jeszcze gorszą,
wyśmiewała ich równo oraz cały czas wypominała im dziwkarstwo.
Ja cały czas
przyglądałem się temu z dystansem, nie stawałem po żadnej ze stron. Bo w sumie
dziewczyna na pewno nie pasowała do mojego królestwa, a nawet nie chciała do
niego należeć. I nawet bez swojej pięknej buźki i biuściku miała coś w sobie,
coś co nie dawało mi o niej zapomnieć. Również
pierwszy raz zaszła jakaś zmiana: zawsze gdy ktoś miał inne zdanie, nie chciał
się podporządkować, strasznie mnie to wkurwiało, chciałem go zniszczyć, jednak
z Zośką było inaczej. Podobała mi się jej zadziorność, cięty język oraz
mówienie wszystkiego co myśli.
Stwierdziłem, że zaryzykuję i do niej zagadam.
Na początku było
ciężko. Nie chciała mieć ze mną kontaktu, traktowała, jakbym był taki pusty jak
tamci i w sumie miała rację. Jednak nie poddawałem się i zastosowałem podobną
taktykę jak z Kurduplem. I też jak z Kurdupel poszła ona …średnio. Natomiast później zaszły pewne fakty, które
nas zbliżyły i pomimo różnić znaleźliśmy wspólny język. Wtedy tak naprawdę
zrozumiałem, jak to jest mieć przyjaciele, myślę, że u Zosi było tak samo.
Żadne z nas nigdy nie posiadało bratniej duszy z różnych powodów, a teraz
staliśmy się dla siebie oparciem. Przy
niej byłem zupełnie inny niż przy tych dziwkach, To znaczy tam nie grałem
jakiegoś twardziela itp., po prostu nie mówiłem nic głębokiego, wszystko
opierało się tylko na lajkach i pieprzeniu. Z Zośką gadaliśmy o wszystkim. Tak
naprawdę chyba właśnie jej zacięty odmienny charakter umożliwił naszą relację.
Gdyby mi tylko potakiwała nic by z tego nie wyszło.
A gdy już pojawiła się między
nami bliższa więź, musiałem ją jakoś ulokować. Oczywiście paczka była
całkowicie przeciwna naszej przyjaźni. Starła się odwieść mnie od niej, ale nie
udało się im. Musieliśmy się nauczyć żyć w pewnej symbiozie. Głównie w szkole
spędzałem czas z Zosią, za po godzinach edukacji szedłem do Pizdy z grupką. A
co do samych w to zamieszanych po prostu udawali, że albo jedna albo druga
strona nie istnieje, całkowita ignorancja.
Cały mój powyższy wywód
prowadzi do stwierdzenia, że Zosię cenię sobie ponad wszystko. Zawsze tak było.
Ale teraz, po naszej kłótni to uczucie się ogromnie zwiększyło. Gdy jej
zabrakło wtedy naprawdę poczułem, ile ona dla mnie znaczy, ile wnosi do mojego
życia, jak pozwala mi się wyluzować i odesłać część trosk.
Teraz było świetnie,
powróciły dawne dni. Normalnie ze sobą siedzieliśmy, gadaliśmy. Aż trudno
uwierzyć, ile mieliśmy sobie do powiedzenia przez te wszystkie dni ciszy. Tak
naprawdę ja jak i ona poczuliśmy wielką ulgę oraz choć nie poruszaliśmy tego
tematu głośno, jednak bez siebie nawzajem zostaliśmy całkowicie sami. Zofia nie
miała innych znajomych, osób z którymi mogłaby wyjść do kina, na miasto, upić
się, czy nawet normalnie pogawędzić, o rozmowie o głębszych rzeczach nie wspominając.
Ja niby miałem Arka i choć ostatnio swoim zachowaniem oraz wiernością zrobił na
mnie ogromne wrażenie, zacząłem go bardziej doceniać, jednak to był kumpel.
Mogłem z nim gadać tak naprawdę o wszystkim. Lecz w zbyt dużym stopniu należał
on do tych dziwek, nie widział pewnych rzeczy, co tak naprawdę skreślało go z
listy prawdziwych przyjaciół.
Ostatecznie nasz trójka
powróciła. Od razu zrobiło się weselej. Gdy Arek zorientował się, że wszystko
już okay, postarał się, żeby było świetnie i tak się stało. Naprawdę mi tego
brakowało, tego luzu, wolności, beztroski. Byłem bardzo szczęśliwy , tak jak i
Zosia, jakby odjęto mi kilkanaście kilo.
Spędzaliśmy ze sobą każdą
przerwę oraz lekcję, mieliśmy sobie mnóstwo do opowiedzenia, obgadania. Tak
naprawdę teraz zacząłem doceniać w pełni rolę, jaką pełni w moim parszywym
życiu Zosia. Bez niej nie miałem gdzie wyładowywać swojego gniewu, zatem
głównie obrywał Kurdupel i cała reszta. Z przyjaciółką zawsze dawaliśmy upust
emocją przeklinając lub chodząc do opuszczonych miejsc, aby coś zdemolować, zatem
brak Zofii wytrącił mnie trochę, a nawet bardzo, z równowagi.
Klasa oczywiście
również zauważyła zmianę, ciężko było tego nie dostrzec, ale w sumie przyjęli
to z ogromnym spokojem. Przyzwyczaili się już do moich dziwactw. Najpierw bieg
z wyciągniętą fujarą, potem kłótnia z Zośką,
znajomość z Kurduplem, teraz znów zgoda.
Jednak potrafiłem wyczuć wszechobecny niepokój. Na razie nic on nie znaczył,
lecz wiedziałem, iż może on przerodzić się później zagrożenie. Gdy poczują jakąś moją słabość,
od razu mnie zniszczą. Dlatego jak najszybciej musiałem doprowadzić wszystko do
porządku.
Uwinąłem się z tym
szybko. Powiedziałem, że zadawałem się z Nowym, gdyż myślałem, iż wyniknie z
tego jakaś większa afera, lecz tak się nie stało. A że z Zośką mieliśmy małą
sprzeczkę. Na początku zachowywali pewien dystans, lecz ostatecznie po wspólnym
wyjściu do Pizdy wszystko minęło. Nadal byłem ich przywódcą. Zatem wszystko
znowu wróciło do normy. Nic się nie zmieniło. No, prawie nic.
Nie mogę przecież
zapomnieć o Kurduplu. Nasz kochany Jan wyszedł z całej afery bez szwanku, gdyż
i tak nic się nie zmieniło. Nadal wszyscy mieli go głęboko w dupie, poza parom
lamusami, ale ich nie mogę policzyć nawet jako pół. Ja oczywiście trzymałem się
jak najdalej od niego. Ten krótki okres naszej znajomości całkowicie wystarczył
mi za dziesięć lat i jeden dzień. Wiedziałem też, ze najmniejsze zbliżenie się
do Nowego może zakończyć się ogromną awanturą, a dopiero co odzyskałem
stabilność, więc nie chciałem jej zaraz utracić. Poza tym Zośka do czegośmy się
pewnie przypierdzieliła, a miałem już dość ciszy między nami.
Sam Janek nie wyglądał
na przejętego całą sytuacją. On nic nie odczuł. Nadal rozmawiał tylko z
Danielem, a ten dobrym kompanem nie był. Jego strach przed wszystkim i
wszystkimi niszczył nawet zalążki jakiejkolwiek znajomości, ale w cale się temu
nie dziwie, po tym co kiedyś się stało.
Na całe szczęście
Kurdupel odpuścił sobie Zosię i to chyba ze wzajemnością. Od czasu naszej kłótni
unikał jej wzrokiem, a ona nawet nie zaczynała rozmowy, jak miało to miejsce
wcześniej. Co prawda gdy słyszała obrazy skierowane do niego prychała pod nosem,
ale nigdy głośno nie zareagowała.
Nadeszła w końcu lekcja
wychowawcza. Po całym oficjalnym per dzieleniu, Talski ogłosił, że jedziemy na
wycieczkę w góry na pięć dni, co wywołało ogólne uniesienie. Mnie jakoś
szczególnie nie ciągnęło do tego miejsca, tyle razy już tam byłem, jednak to
wyjazd klasowy, a na nich zawsze jest wesoło. Arek od razu wyraził chęć, Zośka
miała wtedy wesele w rodzinie, także odpadała. To trochę ostudziło mój
entuzjazm, poza tym będę musieć zdobyć te pięć stówek, a matka dostawała
wypłatę za dopiero dwa tygodnie. Miałem, co prawda dwie stówy oszczędności,
także wystarczy odpowiednio starą przycisnąć, a wysra mi trzy pozostałe.
- A teraz mi
powiedzcie, jak wam się żyje ? – spytał Mariusz. Właśnie zapisywałem się na
listę osób chętnych. Przeczytałem ją od góry do dały dwa razy jednak nie
znalazłem nazwiska Kurdupla. Oczywiście tym lepiej dla mnie, i w sumie nawet go
rozumiałem. Z kim on miał niby być w pokoju ? Z kim by spędzał czas ?
Po pytaniu nastała
głucha cisza. Nikt nie kwapił się odpowiedzieć. Wiedziałem, że nie o to chodzi
wychowawcy. Chciał wiedzieć, jak sobie radzi Janek, czy ma znajomych, wrogów,
ale nie mógł zapytać o to wprost.
- Bardzo dobrze, jakoś
wszystko powoli idzie do przodu – zapewnił Arek, leżąc na ławce, byle tylko
przerwać ciszę. Widać było, iż ta odpowiedź
nie do końca zadowoliła nauczyciela, ale chyba postanowił dać na razie z tym
spokój.
- Janek, podejdziesz na
chwilkę ?-poprosił Talski już po dzwonku. Oczywiście oczy całej klasy od razu
skierowały się na Kurdupla, który spłonął rumieńcem i ruszył w stronę
wychowawcy. Dało się słyszeć jakieś szmery, byliśmy ciekawi tej konfrontacji.
- A wy co ? Na przerwę,
raz dwa ! – rozkazał Mariusz całemu zgromadzeniu, gdyż wszyscy się wpatrywali w
całą scenę. Niechętnie , ale opuścili klasę. Ja miałem do szczęście, że
siedziałem zaraz przy biurku, dodatku wcześniej wyjąłem książkę do historii,
także „czytając” nie wzbudziłem podejrzeń choć cienia zainteresowania sprawą.
Zośka siedziała obok mnie, również z historią, lecz czułem, iż ona też
nasłuchuje, że nie mniej ode mnie chce usłyszeć tę rozmowę.
- No i jak tam Janek wszystko w porządku ? –
zaczął rozmowę Talski troskliwym tonem. Podniosłem na chwilę oczy i ujrzałem
jego opiekuńcze spojrzenie oraz Kurdupla, wpatrującego się w swoje buty.
- W jak najlepszym –
odparł, podnosząc głowę i spoglądając na nauczyciela – Jest fajnie. – zapewnił
spokojnie, czym kolejny raz zademonstrował swoje zdolności aktorskie.
- Na pewno ? Przyglądałem
się ostatnio klasie i wydaje mi się, iż traktują cię z pewnym dystansem. Czasem
nawet miałem wrażenie, że ci dokuczają – rozwinął, starając się nie
przestraszyć Nowego – Może to tylko moje wrażenie, jednak wydaje mi się jakbyś
nie był darzony szczególnymi względami, a nawet był nielubiany. Pierwszego dnia rozmawiałeś z paroma osobami
i wydawało mi się, ze wszystko będzie w porządku, jednak potem coś się chyba
popsuło, bo już ani razu nie widziałem ciebie w towarzystwie kogokolwiek. A
więc nie dokuczają ci ? Masz jakiś znajomych. Nie musisz się bać, ta rozmowa
zostanie miedzy nami.
-Dokuczają mi ? Ależ
skąd – zaprzeczył Janek beztroskim niebudzącym podejrzeń głosem – Wszyscy są
mili, po prostu ja ostatnio miałem gorszy nastrój i ogólnie starałem się unikać
towarzystwa. A co do znajomych to należy do nich Daniel.
- To dobrze, tylko
Daniel jest troszkę … specyficzny. Żyje w swoim świecie, całkowicie zamkniętym
na innych. Nie wiem, czy będziesz w stanie zbudować z nim jakąś większą relację.
Może powinieneś poszukać kogoś innego.
-Przecież nie zadaję
się tylko z Danielem.
- To z kim jeszcze ?
- Na przykład z Zosią.
I ze Staszkiem. – czekałem, kiedy w
końcu zabrzmi moje imię, byłem jednak pewny, ze będzie mieć to miejsce w
innych okolicznościach, ze Kurdupel oskarży mnie o znęcanie się, a nie wyzna
przyjaźń. Co on sobie myśli ? Najpierw doprowadza mnie do szału, a teraz zgrywa
wielkiego przyjaciela przed Talskim ? Niech mnie w dupę cmoknie, dobrodziej
jeden. Już nabrałem powietrza w płuca, aby zaprzeczyć, ale poczułem mocne
uderzenie w łydkę pod stołem. Zośka najwyraźniej wyczuła, iż chcę się czymś
podzielić i kopnęła mnie pod stołem, żeby temu zapowiedz. Jęknąłem z bólu i
zgiąłem się w pasie.
- Tak jest Zosiu ?
- Oczywiście, proszę
pana. –odpowiedziała podogonie. Ja dodałem tylko uśmiech, gdyż bolało tak
cholernie, iż z moich ust mogło wydobyć się tylko stękanie.
- To dobrze. Miałem
nadzieję, że jest wszystko w porządku. Możesz już odejść – powiedział Talski –
Ale nadal będę cię miał na oku.
Janek skinął głową i
odszedł w kierunku ławki. Nawet nie spojrzał w naszą stronę.
Czasem po soczystym
obrażeniu Kurdupla w głowie, stwierdzałem, że musi być mu ciężko. Ja , gdyby
nie było Zośki i Arka, chyba rzuciłbym szkołę, naukę mam gdzieś i tak na gówno
mi się przyda. Chodzenie do budy, gdzie nie mam z kim porozmawiać, spędzić czasu,
pośmiać się, nie ma sensu. A jednak Janek to robił. Nie miał żadnych znajomych,
na przerwach siedział sam, bał się do kogokolwiek odezwać, traktował wszystkich
jak wrogów i wybudował wokół siebie mur, nie pozwalający przejść, chociaż nikt
jakoś szczególnie nie chciał tego zrobić. Co prawda ta postawa Nowego nie dziwi
mnie szczególnie. Nie był on zbyt lubiany w klasie, a wręcz odwrotnie. Ale
pomimo całej niechęci i apatii do niego, podziwiałem go troszkę. Podziwiałem
jego odwagę i upór, do że się nie poddał i nadal uczęszczał do technikum,
chociaż nie miał znajomych i na pewno by bardzo samotny. A ciągłe docinki i
spojrzenia pełne nienawiści na pewno w niczym nie pomagały. Ona jednak nie
poddawał się. Ja bym zaraz rzucił szkołę na jego miejscu, bo przecież nie ma tu
czego szukać. On jednak nie zrobił tego i to wzbudzało pewien szacunek u mnie. Ale
oczywiście nie nakłaniał on do ponownego rozpoczęcia znajomości z Nowych.
Jedyne co to sugerowało
to stan mojej psychiki. Hipoteza o uzdrawiającej właściwości Janka stawała się
powoli tezą i to potwierdzoną na moim beznadziejnym przypadku. Głosy, które
przedtem zrobiły sobie przerwę, powróciły. Aldo się to jeszcze wytrzymać, ale
cały czas się pogarszało. Na razie odczuwałem to jako ból głowy, pojawiający się
czasem, jednak wiedziałem do czego może dojść później, dlatego musiałem znaleźć
sposób, aby tego uniknąć. Tylko jak ?
~*~
Odbyłem już „poważną
rozmowę” z matką. Oczywiście dotyczyła ona kasy na wycieczkę. Po paru minutach
hajs się zgadzał i leżał u mnie na biurku. Jestem mistrzem dyplomacji.
~*~
Głowa bolała mnie jak
cholera. Ataki się powoli zaczęły, a ja nadal nie miałem planu. W tej chwili
wiedziałem tylko tyle, ze idę do klasy i czeka mnie cały dzień harówy, a to na
pewno nie dodawało mi motywacji. Był już początek listopada, dwa miesiące do
świąt, tydzień do wycieczki. W dzienniku same dwóje, na dworze zimno, matka
wkurwiająca, siostra przeziębiona. To wszystko polepszało mój już i tak zjebany
nastrój. Wszedłem do klasy i ruszyłem w stronę Zośki i Arka, gadających przy
oknie, lecz nagle usłyszałem pewien głos. Głos, który wywoływał u mnie niechęć
oraz gniew, już sam jego najmniejszy decybel. Ale zaraz, zaraz, coś nie
pasowało. Odwróciłem się i byłem świadkiem, jak Janek gadał z Tadkiem. Stanąłem
jak wryty i nie mogłem uwierzyć. Pogodzili się ? Przecież Tadek należał do
grona najbardziej zaufanych, nie zrobiłby tego bez mojego pozwolenia. Nadal
zdziwiony, ruszyłem w stronę przyjaciół.
- Wiecie, co on
odpierdala ? – spytałem po przywitaniu.
- Kto ? - odpowiedział
pytaniem Arek.
- No, Kurdupel. – Zośka
przebiła mnie wzrokiem – Znaczy Janek. – poprawiłem się.
- A co ma robić ?
- Czy to nie jest
dziwne, że ktoś z nim gada ? – wywnioskowałem idiotycznym tonem – Przecież nikt
go nie lubi. Jeszcze wczoraj uciekał przed wszystkimi, a teraz w najlepsze
dyskutuje z Tadkiem. To jest chyba nie okay .
-Nie okay, bo znalazł
sobie znajomych ? – wierciła Zośka mocnym tonem.
-Nie okay, bo jeszcze
wczoraj nawet nie patrzył na Tadzia, a co dopiero rozmawiał.
Ale musiała zajść jakaś
zmiana. Kurdupel łaził i gadał ze wszystkimi. A to równocześnie mnie wkurwiało,
dziwiło, rozbrajało i chciało rozjebać, bo nie wiedziałem , o co chodzi.
Dosłownie podchodził do każdego i coś napieprzał. Miał przy tym jakąś przejętą
minę. Jedni coś odpowiadali cicho, inni reagowali śmiechem. Chciałem podejść i
się kogoś zapytać o co kaman, ale oczywiście Zofia musiał narzucić mi swoją
nieomylną wolę i przygwoździła mnie do krzesła pod karą kopa w jaja. A mnie coś
chciało potargać, no przecież to było niewytłumaczalne i wymagało
natychmiastowych wyjaśnień.
Po pewnym czasie je
otrzymałem. Na kolejnej przerwie Janek zawitał do naszej ławki.
- Cześć, nie
widzieliście może srebrnego medalionu ze sznurkiem na rękę – spytał, patrząc
się na Zośkę i Arka, a na mnie nawet nie spojrzawszy. Dosłownie oraz
ostentacyjnie mnie ignorował i „subtelnie” wypiął na moją czcigodną osobę swoje
dupsko, co już doprowadziło mnie do szału. Miał on wielki talent do
natychmiastowego wkurwiania mnie – Gdzieś mi ostatnio zginął i nie mogę go
znaleźć, a przyznam, że wiele on dla mnie znaczy. – czyli o to chodziło. O ten
medalion, co nie pozwolił go tykać.
- Niestety, nic nie
widziałam – odparła Zosia ze szczerym bólem w głosie. – Ale jak chcesz to
możemy pójść i popytać z tobą, prawda Stanisławie ? – to ostatnie dodała
strasznie grubym tonem, uśmiechając się fałszywie do mnie.
- Ależ oczywiście. –
opowiedziałem łagodnie – Tylko prościej by było jeśli nasz szanowny Jan
przesunął łaskawie swoje dupsko, bo zasłania mi nim wszystko, a właśnie tam
może leżeć jego medalion.
Janek spojrzał na mnie
jak na gówno i jeszcze bardziej się wypiął.
- Nie, dziękuję za
chęci, ale jesteście już ostatnimi w klasie których nie zapytałem. –
poinformował.
- Najlepsze na koniec –
dodałem.
- Ty nie zostałeś
uwzględniony na tej liście – powiedział , odwróciwszy się do mnie.
- Cóż nie mój problem,
że tak się mnie boisz, iż nawet nie chcesz do mnie podejść. Moja
majestatyczność cię onieśmiela i oślepia.
- Jakbyś mógł to użycz
trochę swojego blasku i rozświetl nam drogę, wtedy medalion szybciej się
znajdzie . – dodał i odszedł, a Arek z Zośką śmiali się w najlepsze.
~*~
- Staszek, musimy coś
zrobić – zaintonowała Zośka poważnym tonem, jakby skazywała kogoś na śmierć
- Co ? –zapytałem, przeżuwając kanapkę.
- No zrobić coś w
sprawie Janka. Powinniśmy, a w szczególności ty, pomóc mu w poszukiwaniach.
Parsknąłem kanapką, tak
że zabrudziłem całą ławkę, następnie ryknąłem śmiechem.
- Popierdzieliło cię
kobieto ? A co ja jestem? Caritas ? Jak dziad zgubił, to niech szuka. Ja
osobiście mam to głęboko w dupie i rób sobie co chcesz, ale ja zamierzam
trzymać się od tego z daleka.
- O nie, nie , nie, mój
drogi – zapewniła , przybliżając twarz do mojej –Pomożesz mu w tym. Pójdziesz i
zapytasz się swoich koleżków oraz tych dziwek, czy go nie widzieli, tobie nie
skłamią – zacząłem protestować – Ani słowa ! Pójdziesz i to zrobisz !
- A od kiedy ty mi
kurwa rozkazujesz ?! Mamy w Polsce wszelkie wolności !
- Nie ma wolności,
rządzi PIS i ten dyktator Kaczor i sam na nich głosowałeś, zatem tak jak oni
dokonuje zamachu stanu i masz robić to co mówię.
-Dlaczego ? Jak ci tak zależy
to sobie pomagaj, mi za to daj święty spokój !
- Albo pójdziesz i to
zrobisz, albo zasadzę ci takiego kopa w jaja, że zamiast pieprzyć Aśkę , sam
się zerżniesz w dupę !
I tak właśnie kończą
się „pokojowe” pertraktacje. Zawsze tak wyglądały nasze kłótnie z Zosią, która
jest za powszechnym szacunkiem, wolnością i swobodą oraz tolerancję wyborów
każdego człowieka, ale chyba te zasady nie dotyczą mnie.
Oczywiście , co mi
zostało. Nie chciałem ryzykować kolejnej kłótni, lecz nie chciałem również dać
jej zwyciężyć. Moja duma została silnie naciągnięta, no ale cóż, co ja biedny
mężczyzna mogę powiedzieć, przy takiej wielkiej ilości niesprawiedliwości wokół
mnie…
~*~
Wchodząc do domu, nie
poczułem znacznej różnicy temperatur między powietrzem wewnątrz a w
pomieszczeniu. Przekląłem w myślach, wygrażając matce od najgorszych. Zdjąłem
buty i położyłem je pod kaloryferem, ponieważ przez deszcz który nawiedził to
cudowne miasto , całe mi przemokły. Ruszyłem do kuchni.
Zastałem tam Ankę. Siedziała
przy stole w kurtce, trzęsąc się z zimna. Robiła jakieś zadanie, ale na
podstawie jej miny, stwierdziłem, że nie szło jej ono za dobrze. Jej oczy
wyrażały przerażenie, spowodowane mnożeniem w słupkach. Kolejny powód, żeby zrobić starej raban.
- Jak tam smrodzie ? –
spytałem, tarmosząc jej blond włoski. Jęknęła z irytacją, a następnie starała
się zrobić to sam mi, byłem jednak trochę za wysoki.
- Matka nie raczyła
zapalić w piecu ? – zapytałem otwierając lodówkę. Jej pustka wyglądała
smakowicie.
- Odebrała mnie ze
szkoły i zaraz po powrocie zostawiła, bo powiedziała, ze musi z kimś
porozmawiać. Poszła na górę, ale nie wiedziałam, aby ktokolwiek tam za nią
wchodził. – mała nadal nie rozumiała nieracjonalnych zachowań starej, w sumie
ja też ich nie ogarniałem. Miałem nadzieję, że nie wywierają one na małą złego
wpływu, aby nie skończyła jako taka sama wariatka.
- Obiadu też nie
ugotowała – zawiadomiłem normalnym tonem, bo w ostatnich dniach była to norma. Natychmiastowo
zaburczało mi w brzuchu i najchętniej pieprznąłbym to wszystko i poszedł spać.
Byłem padnięty, a szybki numerek w Piździe też nieźle mnie wyczerpał. Ulka
sprawiała wrażenie niewyżytej, więc ktoś musiał zaspokoić jej żądze. Oczywiście
udało mi się to w 100% . A teraz musiałem udawać pełnego energii, aby chociaż
Anka wyrosła w tym domu na kogoś normalnego.
- Głodna jestem . –
powiedziała drżącym głosem, ale chyba bardziej z powodu nieradzenia sobie z
zadaniem niż rzeczywistego głodu. Popatrzyła na mnie swoimi niebieskimi
oczkami wiedziałem, ż niczego jej nie
odmówię. Byłem cholernym egoistą, przyznaję, ale dla niej zrobiłbym
wszystko. Ona jedynie dawała mi siłę,
aby iść dalej. Tyle razy zdarzało się, iż nie mogłem już wytrzymać hałasu w mojej
głowie i tylko myśl o Ani nie pozwalałam iść do kibla i podciąć sobie żył.
Stanowiła jedyne ogniwo łączące mnie z tym obrzydliwym światem, z obłudną
rzeczywistością.
I nie wpływała tak na
mnie z powodu bycia moją siostrą. Dziewczynka była w pełni czysta, niewinna,
nie uczyniła w życiu tak naprawdę nic złego, nikogo nie skrzywdziła, nie
zraniła. Żyła swoimi dziecięcymi marzeniami, którymi ze mną się dzieliła, a ja
musiałem znosić ten ogromny ból , mając świadomość, iż raczej nigdy się one nie
spełnią. Zasługiwała na lepsze życie. Na pełną rodzinę, na ojca, który nosiłby
ją na barana i traktował jak księżniczkę. Matkę, ale nie wariatkę, która
troszczyłaby się o nią oraz dobrego starszego brata, dającego przykład i
stanowiącego autorytet. Niestety, żadne z nas nie umiało wywiązać się się
swoich obowiązków. Chociaż naprawdę się starałem. Pomagałem jej w lekcjach,
bawiłem się, czasem gotowałem, pocieszałem. Ania mnie uwielbiała, ale ja nie
wiem dlaczego cały czas czułem się źle w jej towarzystwie, jakbym nie mógł przy
niej wytrzymać. A dodatku fakt, ze przepierdzielałem
hajs, który mógłby być dla niej , czasami doprowadzał mnie do histerii, lecz
nie potrafiłem zrobić nic, aby to zmienić.
- Już zaraz coś zrobię,
Zgredzie – powiedziałem , pokazując język, na co zareagowała śmiechem – Ale
najpierw muszę zapalić w piecu.
Potrzeba nauczyła mnie
tej brudnej umiejętności. W sumie nie było to też zbyt skomplikowane. Paliliśmy
śmieciami, bo nie było nas stać na węgiel i przynajmniej oszczędzaliśmy na śmieciarce.
Ale za to śmierdziało i to cholernie, nie wspominając o tym, że piec miał już
swoje lata i zaraz miałem wrażenie , iż wybuchnie, a my wylecimy w powietrze
razem z nim.
Na obiad ugotowałem
makaron, a jedyne z czym mogliśmy go zjeść to cukier. Uczta bogów. Jednak Ania
nie narzekała. Ona nigdy nie narzekała. Widziałem, że mało jej smakuje, lecz
jadła i mruczała z zadowolenia, aby mi było przyjemnie. Czym taki potwór jak
ja, zasłużył sobie na taką perełkę ?
- Stasiu ? – spytała,
wciągając makaron. Tylko ona i Zośką tak do mnie mówiły. A teraz coś ją
trapiło, bo oczy miała wbite talerz, a jej ton był dosyć niemrawy.
Przytaknąłem, aby zachęcić ją do mówienie.
- Czy wszystkie mamy są
takie jak nasza ? – dokończyła swoim naiwnym tonem, nie wiedząc, że jej pytanie
innym mogłoby wydać się absurdalne.
- A dlaczego pytasz ? –
drążyłem, aby lepiej zrozumieć jej motywy.
- Bo dzisiaj po Julkę
przyszła mama do szkoły. I ona była zupełnie inne. Ładnie ubrana, pięknie
pachniała i tak uroczo się śmiała. – uśmiechnęła się na samo wspomnienie – I
nie mówiła do siebie jak nasza, a gdy zapytałem Dorotkę czy jej też jest taka,
ona powiedziała, że tak.
Nie wiedziałem co
powiedzieć. Wiedziałem, że nadejdzie kiedyś taki moment, iż Ania zacznie
zadawać pytania, które chętnie schowałbym w najbardziej odległym kącie jej
rozumku. Przecież nie wytłumaczę małemu dziecku, że jego matka ma jakieś
problemy ze sobą. I tak by tego nie zrozumiała. Chciałem również zachować
pozory, aby jej dzieciństwo chociaż miało namiastkę normalności i beztroski, a
nie było wypełnione niepewnością i bólem jak moje .
-Nasza mama jest przez
to wyjątkowa. A gdy tylko będzie chciała, ubierze się jeszcze ładniej od mamy
Julki. Tylko musimy dać jej trochę czasu. – wiem, zabrzmiało to jak z
tandetnego filmu, ale naprawdę nie byłem dobry w takich przemowach.
- Okay – tylko tyle
odparła.
Potem zabraliśmy się za
mnożenie w słupkach. To jedna z niewielu dziedzin matmy, jaką ogarniam.
Stwierdziłem, że Ania miała chyba dysleksję , gdyż często myliły jej się cyfry,
lecz nie mogliśmy sobie pozwolić na wizytę u pedagoga. Po uporaniu się z
zadaniami mała poszła się bawić, a ja ruszyłem do pokoju.
Przebrałem się w ciuchy
„nacodzień” i po raz kolejny zgłębiałem tajniki matmy. Nic nie kapowałem,
tematy które braliśmy ostatnio były jak czarna magia i chyba będę musiał
poprosić Zośkę o korki. Ale następnie odkryłem, że niektóre zadania mi w miarę
idą. Poczułem moc i uczyłem się dalej. Ale nagle coś spostrzegłem. Umiałem je
zrobić tylko dlatego, iż ten temat wyjaśnił mi na lekcji Kurdupel.
-Nosz kurwa mać ! –
ależ mnie ta myśl wkurwiła. Pieprznąłem wszystko i poszedłem spać. I
dziękowałem, że nie może się on
dowiedzieć o tym, jak jego miłosierdzie mi pomogło.
~*~
Minęły dwa dni.
Mało/wiele się zmieniło. Ogólnie w klasie nic, nastroje te same, podniecenie
wycieczką, wkurwienie na szkołę. Ja też jakoś się trzymałem. Głosy nie dawało o
sobie zapomnieć, jednak nadal potrafiłem nad nimi panować, ale czułem, iż
niedługo stracę tę przewagę. I ta myśl napawała mnie strachem. Było coś jednak,
co dawało mi radość.
Kurdupel nadal nie
znalazł tego swojego zasranego amuletu. Już się poddał i nie chodził z pytaniami.
Siedział cały czas przygnębiony, nawet do Daniela się nie odzywał. Dało się
dostrzec, iż rzeczywiście miał on dla niego wielką wagę. Janek wydawał się
teraz całkowicie rozbity. Widziałem, jak dotykał nieświadomie swojego
nadgarstka, jakby szukając zagubionej błyskotki. Cały czas chodził ze
spuszczoną głową, jakby dosłownie jego życie straciło sens. Nie potrafiłem tego
zrozumieć. Przecież to zwykły przedmiot, jakaś pierdoła, nie warto z powodu
czegoś tak błahego zadręczać się cały czas.
Zosia też spostrzegła
jego przygnębienie i jeszcze bardziej rozkazywała iść i się o niego popytać.
Ale jak ? przecież to będzie dziwne ! I
tak klasa ledwo przyjęła słabe wytłumaczenie moich ostatnich spowinowaceń z
Nowym, więc teraz kiedy zacznę to robić od nowa, cały kamuflaż legnie w gruzach.
- Gówno mnie to
obchodzi ! – wrzeszczała Zośka – Masz to zrobić !
-Ale przecież mi
wybaczyłaś ! Powiedziałaś, że już wystarczy tej maskarady !
- Tak ! Ale zobacz, dziwnie
to zabrzmi, ale on naprawdę cierpi, wydaje się jakby stracił cząstkę siebie, a
tobie co szkodzi zapytać ? Przecież to nic , a możesz mu pomóc. Dobro dane
wraca do nas podwójnie. Nie wiesz, czy kiedyś nie przyda ci się jego pomoc.
Naprawdę nie chciałem
tego robić, ale wizja kopa w jaj stawała się coraz wyraźniejsza, a uwierzcie
mi, boli on jak cholera, przekonałem się o tym na własnych genitaliach, a więc
rozpocząłem tę maskaradę.
Pytałem się wszystkich,
naprawdę wszystkich, nawet kujonów, ale nikt nic nie wiedział. Użyłem nawet
swojego władczego tonu, na który zawsze odpowiadano posłuszeństwem. Totalna
dupa. Starałem się, aby Kurdupel nie widział moich starań. Nic chciałem, aby
zauważył mojego zaangażowania. Nie chciałem jego wdzięczności. Powiedziałem Zośce o wynikach całego
szaleństwa, przyjęła to z nadzwyczajnym jak an nią spokojem.
Wchodząc do szatni,
usłyszałem szepty. Zostałem godzinę po lekcjach aby pograć w gałę. Potrzebowałem
czegoś na odreagowanie. Nawet dziś pan Janusz zagrał z nami , co zdarzało się tylko
od święta. W każdym razie, te przyciszone głosy zaczęły mnie trochę niepokoić.
Nie wiem dlaczego. Ale poczułem wewnętrzną potrzebę, aby sprawdzić, o co
chodzi. Zatrzymałem się i ruszyłem powoli, starając się stawiać każdy krok jak
najciszej.
Po otwarciu drzwi
zobaczyłem Heńka, Grześka i Antka. Pochylali się nad czymś, co trzymał w ręce
pierwszy z nich. Chyba próbowali to otworzyć, ale nie byłem pewny. Cały czas
przy tym się śmiali i rozmawiali cicho. A ja chyba już wiedziałem, co jest przyczyną
ich dobrego nastroju.
- Co tam macie ?! –
zapytałem grobowym tonem. Kumple nieźle się wystraszyli, ale natychmiast
przybrali pokerowe miny. Popatrzyli na siebie, a następnie swój wzrok
skierowali na mnie. Heniek włożył to coś do kieszeni.
- Nic – odpowiedział
Antek. – Obczajaliśmy coś na telefonie Henryka.
Myślałem, ze zaraz gul
mi skoczy. Skurwysyn kłamał mi w żywe oczy. Czy on naprawdę myślał, iż się nie
domyślę ? Że ich zachowanie nie wygląda podejrzanie. Zacząłem oddychać
spokojniej, żeby się uspokoić, lecz gówno to pomogło. Rozwścieczony ruszyłem w
ich stronę.
- Pokaż mi to ! –
warknąłem tonem nieznoszącym sprzeciwu. Zgarbiłem się i zacisnąłem pięści.
Prezentowałem się groźnie, co zrozumiałem, widząc reakcję Heńka. Skulił się
znacznie i zaczął cofać. Napierałem na niego coraz bardziej. Pozostała dwójka
zeszła mi z drogi. Pozostałem sam an sam z moją ofiarą.
- Ale przecież ci mówię
, że tam nic …
Nie zdążył dokończyć
zdania, gdyż dostał mocnego strzała w pysk. Krzyknął i osunął się na podłogę.
Jego przyjaciele uciekli, a Heniek leżał na posadce trzymając się za krwawiącą szczękę.
Ciota zaczęła płakać pod nosem, a kiedy się nad nią pochyliłem, skuliła się jeszcze
bardziej. Wyciągnąłem rękę i wyjąłem coś z jego kieszeni. Oczywiście był to
medalion Kurdupla.
- To nie tak jak
myślisz. – wyszlochał, robiąc błagalne oczy –Nie chciałem cię wkurwić, chciałem
się ponabijać z Janka. Dlatego podpieprzyłem mu go z ławki. Ale gdybym
wiedział, że tak na to zareagujesz, nigdy bym tego nie zrobił ! Przyrzekam !
Wystawiłem dłoń nad
jego głową, a Heniek skulił się, czekając na cios. Ale ja pogłaskałem go po
czerepie, mówiąc:
- I po co ci to było,
co ? Dlaczego kłamałeś ? Pytałem się ciebie dzisiaj, czy go widziałeś. Powiedziałeś,
że nie. I przed chwilą też skłamałeś. Jest mi trochę przykro, zawiodłeś mnie.
Wiesz, że mi się kitu nie wciska.
- Wiem, przepraszam,
zachowałem się jak zwykły pedał, ale nie mścij się, zrobię wszystko. Zobaczysz,
jeszcze bardziej zacznę dokuczać Jankowie, to ci na pewno wszystko wynagrodzi.
I wtedy wpadłem na szatański
plan. Istnie wstrętny, och gdyby Zośka wiedziała, że była jego
pomysłodawczynią.
- O nie, nie będziesz
mu dokuczał. Zrobisz coś znacznie lepszego … - przerwałem, żeby spojrzeć w jego
przerażone oczy. Teraz zrobiłby dla mnie wszystko. -Zaprzyjaźnisz się z nim. Staniesz
się jego najlepszym kumplem. Będziesz z nim gadał, śmiał się, przebywał,
spotykał się, tak aby cię polubił. Do czasu aż
uznam, że wystarczy. A Kurdupel ma się nie dowiedzieć, że ci to kazałem
zrobić. Czy to jest jasne ?
- Tak – odparł
zdziwionym tonem. Takiego zadania na pewno się nie spodziewał.
- No, grzeczny chłopiec
– jeszcze raz pogłaskałem go po głowie i ruszyłem w stronę wyjścia. Medalion
włożyłem do kieszeni spodni, a wychodząc obróciłem się i powiedziałem:
-I mam nadzieję, że
nikomu nie piśniesz słówka o naszej
dzisiejszej rozmowie i że tamte tłoki też tego nie zrobią, bo wtedy
byłbym bardzo niezadowolony - pogroziłem
mu palcem, na co błyskawicznie kiwnął głową. Teraz pozostała mi jeszcze jedna
misja do załatwienia. Oddać zgubę
właścicielowi.
Jadąc tramwajem,
uświadomiłem sobie, że nie jest to chyba dobry pomysł. Kurdupel na pewno nie ucieszy
się na mój widok. Gdybym ja otworzył drzwi domu i go zobaczył, wypierdzieliłbym
go na zbity ryj i przez ponad dwie godziny musiał się uspokajać. A mój widok na
pewno nie działa na niego lepiej. Poza tym uzmysłowiłem sobie, iż nie znam jego
adresu. Akurat tramwaj zajechał na przystanek, na którym Nowy wysiadałem, więc
zrobiłem to samo. Stałem jednak miejscu nie wiedząc co dalej.
Może lepiej poczekać do
jutra i dać mu go w szkole. Na oczach Zosi, może nawet Talskiego. Na pewno bym
zapunktował. Ale coś mnie powstrzymywało od tego pomysłu. Chciałem mieć to już wszystko za sobą i nie
zawracać sobie tym człowiekiem głowy. Ostatecznie ruszyłem w stronę, którą
Janek kiedyś szedł po naszej kłótni.
Zacząłem się śmiać pod
nosem. To było tak głupie, ze aż śmieszne. Im bardziej chciałem się z nim
zakolegować, tym bardziej go nie lubiłem. Im bardziej nie chciałem jego pomocy,
tym bardziej ona do mnie docierała. Im bardziej chciałem się od niego odciąć, tym
nasze więzi się zacieśniały, no bo kto by pomyślał, że będę załatwiał jego
problem i odnosił mu zgubę. Gdyby ktoś powiedziałby mi to kiedyś, wyśmiałbym go
i kopnął w dupę. A największa ironia losu leżała w tym, że jedynym lekarstwem (
chyba jedynym i chyba lekarstwem) na głosy w mojej głowie nie było nic innego
jak postać mojego ulubionego kolegi z klasy. Naprawdę zacząłem to już odbierać,
jako jakąś karę z niebios za wszystkie moje grzechy. Przecież ta cała nasza
relacja była absurdalna. Nienawidziliśmy
siebie, a jednak on mi pomógł, a ja teraz to robię dla niego. Stwierdziłem, że
to oddanie medalionu może być rekompensatą za matmę, którą mi wytłumaczył.
Wtedy przynajmniej nie czułem , że robię coś dla niego bezinteresownie, bo ta
myśl doprowadziła by mnie do szału.
W końcu dotarłem na
dzielnicę bloków, ale co dalej ? „Myśl Staszek, myśl kurwa !” mówiłem sobie w
głowie. Przecież nie zacznę go wołać, nie będę też się pytać o niego ludzi.
Dawno powinienem się poddać, ale miałem pewne małe przeświadczenie, iż tak
naprawdę wiem gdzie szukać. Zacząłem analizować wszystkie nasze rozmowy. Krok,
po kroku. Namęczyłem się przy tym w chuj, nie wspominając, że na samo
wspomnienie naszych konwersacji już się automatycznie wkurwiłem. Ale w końcu
dotarłem do naszej kłótni pod przystankiem. I wtedy znalazłem rozwiązanie:
„- Czy każde nasze
spotkanie musi kończyć się kłótnią ?
- A co ? Spodziewasz
się, że jak wszyscy pokłonię ci się, wycałuję nóżki i odejdę uniżenie ? Chyba
śnisz. Myślisz, że jak przyjdziesz do mnie w nocy urżnięty, to cię przenocuję i
pożyczę ciuszki. Każdy tak zrobi, ale nie Boczna dwa przez jedenaście. „
I tu była odpowiedź.
Przedtem nie rozumiałem, o co mu chodziło , teraz zajarzyłem , że to jego
adres. Oj Kurduplu, sam się wkopałeś. Ruszyłem w wyznaczonym kierunku.
Zaraz znalazłem ten
blok. Wyglądał beznadziejnie, a okolica też nie była jakaś szczególna, pełno
żuli i bezdomnych. Podszedłem do domofonu, ale oczywiście nie działał. Całe szczęście
okazało się , że drzwi wejściowe nie były zamknięte, nie miały nawet zamka ,
zatem wszedłem do środka.
Wewnątrz budynek
wyglądał jeszcze bardziej obskurnie niż
z zewnątrz, a waliło w nim jak w
chlewie. Starając się oddychać przez nos, ruszyłem schodami do góry, bo
oczywiście winda nie działała. W końcu znalazłem mieszkanie numer jedenaście.
Stanąłem przed drzwiami i dopiero wtedy uświadomiłem sobie, jak bardzo się
denerwuję. Nie wiedziałem, co mnie czeka, nie wiedziałem, jak zareaguje. Miałem
już to wszystko w dupie, chciałem mieć to już z głowy. Nacisnąłem dzwonek.
Czekałem w ciszy, ze słuchem wytężonym na każdy, nawet najmniejszy szmer, w
końcu usłyszał cicho kroki, a następnie drzwi się otworzyły. Moje serce biło
jak szalone.
Stała przede mną bardzo
mała osoba, jeszcze mniejsza niż Kurdupel. Miała może150 cm wzrostu i z 70 lat.
Zaraz poczułem zapach babcinych perfum, wypełniających całe mieszkanie.
Staruszka uśmiechała się do mnie ciepło, chociaż w jej oczach widziałem zdziwienie
i musiałem przyznać, iż jej wnuk miał taki sam piękny uśmiech. Krótkie kręcone
włosy na jej głowie , coś a la’ murzyńskie afro, były rozczochrane. Ubrana była
w podomkę w kwiatki, na nogach miała bambosze, a w ręce różaniec. Od razu
poczułem do niej sympatie, była taka babcina, taka kochana.
- Dobry wieczór, w czym
mogę panu pomóc ? Chyba pana nie znam , ale jeśli tak nie jest, to przepraszam.
Lata już nie te, stara jestem i mogę zapomnieć – zaśmiała się serdecznie.
- Dobry wieczór. –
przywitałem się pogodnym tonem. Nie wiem dlaczego, ale chciałem zrobić na niej
dobre wrażenie, chciałem, aby mnie polubiła.- Mogę panią zapewnić, iż z pani
głową wszystko jest w porządku, bo an pewno się wcześniej nie spotkaliśmy. –
Przerwałem na chwilę i czekałem na jej reakcję, jednak milczała. – Mam na imię
Staszek i chodzę z Kurd… z Jankiem do klasy – na te słowa jej oczy się zaświeciły.
- O mój kochany, wejdź
do środka. Jakże się cieszę na to spotkanie. Wnusio nic nie mówi o szkole i
bałam się, ze znowu nie będzie miał kolegów, albo będą mu dokuczać. – uuu, ciekawych rzeczy można się tu
dowiedzieć. – Przyszedłeś go odwiedzić ? Jesteś głodny ? Zaraz zrobię coś do
jedzenia. – była tak rozentuzjazmowana, że nie dała mi dojść do słowa. Chwyciła
mnie za rękę i chciała wciąg mnąc do mieszkania. – Lubisz pierogi ruski ? Zaraz
ci odgrzeję. – ostatecznie pomimo mojego zaparcia wylądowałem w środku. Ta pani
miała mnóstwo siły. Cało mieszkanie było bardzo przytulne i urządzone w starym
stylu, bardzo babcinym, czyli mnóstwo świętych obrazków, krzyży, talerzy na
ścianach, dywanów i meblościanek. Chociaż dało się wyczuć i zobaczyć, że z
pieniędzmi się im nie przelewa, ale naprawdę dziwnie dobrze czułem się w tym
pomieszczeniu. – Tak się cieszę, że przyszedłeś. Tak rzadko ktoś nas odwiedza,
zazwyczaj tylko ksiądz na kolędzie. A do Jasia to już w ogóle nikt od paru
ładnych lat nie przychodzi, a jak tak bardzo lubię towarzystwo. Lubisz sosik
pieczarkowy ? – zanim zdążyłem odpowiedzieć, wylądował przede mną wielki talerz
pełen pierogów, polanych tym właśnie sosem. – Proszę się nie krępować i jeść.
Jak będziesz jeszcze głodny, to ci dołożę.
Próbowałem się
sprzeciwiać. Czułem się… trochę niezręcznie, w końcu byłem w domu mojego
największego wroga i jeszcze go obżerałem. Było to trochę dziwne, ale czułem
się źle z myślą, że nie powodzi im się
najlepiej, a ja zabieram im jedzenie.
Ale babcia nie przyjmowała żadnych
zastrzeżeń i kazała wcinać. Przyznam , że byłem strasznie głodny, a danie
wyglądało tak genialnie, iż z chęcią zacząłem wcinać.
- Tak się cieszę, że
przyszedłeś – mówiła to już chyba piąty raz. Usiadła naprzeciwko i nie
spuszczała mnie z oczu – Cieszę się, że Jasiu ma kolegę, który jeszcze się
pofatygował, żeby go odwiedzić. Było mi
strasznie smutno, gdy widziałam, jaki jest samotny, ale jednak ma ciebie. Ale
nic o tym nie wspominał … Cóż, takim starym jak ja już nic się nie mówi. A
ostatnio, coś był jeszcze bardziej smutny. Szukał czegoś w mieszkaniu, a gdy
zapytałam czego, udawał, że nic się nie dzieję. – przerwała na chwilę, ale potem
chwyciła mnie za policzek, co było dosyć niekomfortowe , gdyż właśnie
przeżuwałem, i powiedziała – Ale ciebie ładny chłopak. Pewnie dziewczyn masz w
bród. Sama gdybym była młodsza, ustawiłabym się w kolejce. Chyba , że lubisz
starsze ? Wiesz, jestem wdową – tu puściła mi oko, a ja ryknąłem śmiechem.
Potem zaczął się wywiad. Od kogo jesteś, kim są rodzice, masz rodzeństwo, ile
lat, do kościoła chodzisz, na tacę dajesz, modlisz się . Odpowiadałem na
pytania, choć czasem troszkę kłamałem, zwłaszcza kiedy mówiłem o kościele. Wspomniałem
coś o szkole, wychowawcy, wycieczce. Wspaniale mi się z nią rozmawiało. Tak
lekko, beztrosko. Już miała opowiadać jakąś historię o księdzu, gdy rozległ się
głos:
- Co ty tutaj robisz ?!
Janek stał w drzwiach,
w podkoszulku, bokserkach w misie i czarnych skarpetkach. Aż oniemiał ze
zdziwienia. Usta miał szeroko otwarte, a oczy przymrużone, jakby nie potrafił
uwierzyć w to , co widzi. No cóż, musiało to wyglądać dosyć dziwnie. Wstał,
usłyszał głosy. Wyszedł z pokoju i widzi swojego największego wroga,
wcinającego pierogi w jego mieszkaniu i rozmawiającego z jego babcią jak z
najlepszym przyjacielem. Miałem wrażenie, że zaraz tam zejdzie.
- Nie, ja mam chyba
zwidy – powiedział drżącym tonem i ruszył do kuchni, aby napić się wody. Nie
wiedziałem , co powiedzieć, więc po prostu jadłem.
-Zobacz Jasiu, co za
niespodzianka ! Stasiu nasz odwiedził ! Dlaczego nie mówiłeś, że masz tak
wspaniałego przyjaciela ? Taki miły zabawny, na pewno się świetnie dogadujecie.
Tobie też dać pierogów ? – spytała, lecz Janek stał ocipiały i nie wiedział, co
powiedzieć, co uznała za zgodę i poszły podgrzewać ruskie.
-Stasiu nas odwiedził ?
– spytał, ale chyba samego siebie, nadal nie mogąc w top uwierzyć. Babcia cały
czas coś trajkotała, jaki jestem miły, grzeczny uprzejmy. – Skąd wiedziałeś, gdzie mieszkam ? A zresztą
nie ważne … Po coś tu przylazł ?! – wywarczał cicho, aby babcia tego nie
usłyszała. Przełknąłem pieroga i odpowiedziałem:
- Jak powiedziała moja
przedmówczyni, chciałem cię odwiedzić – nie zdarzyłem zobaczyć jego miny, gdyż
wylądował przed nim talerz pierogów. Babcia powiedziała, że zostawia nas,
abyśmy sobie porozmawiali , a następnie wyszła z kuchni. Zostaliśmy sami, w
cztery oczy.- Przecież ostatnio się zakumplowaliśmy, więc stwierdziłem, ze
wpadnę na chwilę. – na widok jego miny wybuchnąłem śmiechem. A on aż
sczerwieniał ze złości. Do była świetna zabawa.
- Gadaj kurwa o co
chodzi ? – wycharczał i byłem pewny, iż zaraz się na nie rzuci. Doprowadziłem go
do granic wytrzymałości.
- Oj, grzeczniej, grzeczniej.
– poprosiłem tonem zwycięscy – Tak się składa, że wyświadczam ci wielką
przysługę, więc należy mi się trochę szacunku, chyba że nie chcesz dostać
swojego badziewia . – nadal wpatrywał się we mnie jak idiota. Kurna, co za muł
, jeszcze nie zajarzył.
- Co kurwa ?
- Mówi co to coś ? -
Sięgnąłem do kieszeni i wyciągnąłem medalion. Jego oczy natychmiast się
zaświeciły ze szczęścia. Wyciągnąłem po niego rękę, a ja już nie chciałem się pierzyć,
tylko po prostu mu go oddałem. Wziął go jak największy skarb i przyłożył do
serca, a ja sobie uświadomiłem, że miałem go przez parę godzin, a nie
sprawdziłem , co ma w środku.
- Skąd go masz ?
Przecież się zgub … -nagle zastygł. Podniósł wzrok, a w jego oczach widziałem
furię. – Ty wstrętna parszywa gnido,
wiedziałem, że jesteś jednym wielkim chujem, ale nawet nie podejrzewałem, że ty
możesz posunąć się do czegoś takiego … - o co mu kurwa chodziło ? Nie
spodziewałem się wielkich wdzięczności, ale nawet nie pomyślałem, ze za pomoc
dostanę w pysk. – Przecież widziałeś jaki był dla mnie cenny, widziałeś jak go
szukałem. I niby chciałeś pomóc, a tak naprawdę zakurwiłeś go, udawałeś
przyjaciela i teraz przychodzisz jako bohater, przewracasz w głowie mojej babci
i mi go oddajesz ?! Gdzie są twoi koledzy ? Dlaczego się nie śmieją ?! Ponabijajmy się jeszcze ze mnie !
- Co tu kurwa pieprzysz
?! – aż wstałem ze złości. Po raz kolejny doprowadził mnie do szału. Serce biło
mi jak szalone, a ręce zacisnąłem na stole, żeby przez przypadek mu nie wpierdzielić.
– Posrało cię do reszty, co ? Ja głęboko w dupie mam ten twój chujowy wisiorek
! Słyszysz, głęboko w dupie ! Zobaczyłem jak dziś paru chłopaków się nim
bawiło, więc pomyślałem, że będę miły, więc go zabrałem i fatygowałem dupę i
marnowałem i marnuję czas, aby ci go zwrócić. A ty jak zawsze robisz z siebie
kurwa ofiarę ! Jak zawsze ja jestem tym złym ! Chciałem być dobry i zachować
się wobec ciebie fair, ale oczywiście ty nie możesz tego zrozumieć, bo wszyscy
chcą cię skrzywdzić. Trzeba było zostawić ten zasrany wisiorek i mieć wszystko
w dupie. Pierdol się – powiedziałem na odchodne i ruszyłem w stronę wyjścia.
Nawet nie chciałem patrzeć na jego krzywą mordę. Człowiek się poświęca a ten
będzie mnie teraz oskarżał i wyzywał. Pieprzyć go. Pieprzyć go i Zośkę z jej
wspaniałymi pomysłami. Miałem już dość wszystkich na najbliższy tydzień.
- Co? Ty już Stasiu
idziesz ? – zapytała babcia, gdy zmierzałem do drzwi.
-Tak, proszę pani,
Dziękuję za pierogi i do widzenia. – odparłem lekceważącym tonem. Wiem, ze było
to bezczelne i mogło ją zranić, ale chciałem jak najszybciej wydostać się z tej
klatki.
- A nie chcesz pierogów
do domu ? Mam zamrożone, mogę ci dać ?
- Nie dziękuję-
wyszedłem i trzasnąłem drzwiami. Szybkim krokiem ruszyłem schodami w dół.
Miałem ochotę coś rozpieprzyć. Coś, albo kogoś. Nagle usłyszałem nawoływanie, więc
przyspieszyłem. Wybiegłem na zewnątrz i świeże powietrze otrzeźwiło mój umysł.
Poczułem na ramieniu czyjś dotyk.
- Kurwa, Staszek,
poczekaj – powiedział Kurdupel za moimi plecami. Odwróciłem się. Stał przede
mną nadal w samej bieliźnie i podkoszulku. Trząsł się z zimna i świadomość, że
marznął , dała mi dużą przyjemność.
- Przepraszam cię,
zachowałem się jak kompletny kretyn – powiedział szybko, żeby mieć to z głowy.
Że doczekałem momentu , w którym Kurdupel mnie przeprasza – Naskoczyłem na
ciebie bez powodu, wyzywałem, a tak naprawdę nie miałem prawa. Chociaż musisz
przyznać, że miałem powód podejrzewać akurat ciebie. – zmarszczyłem brwi, nie
wiedząc co powiedzieć – W każdym razie, dziękuję. Dziękuję, że go im zabrałeś,
nawet nie chcę wiedzieć komu, i za to że przyszedłeś i mi go oddałeś.
Specjalnie nie wspomną, że jednocześnie zdobyłeś serce mojej babci. – zaśmialiśmy
się, jakbyśmy byli normalnymi znajomymi, a nie największymi wrogami. – Dobra
jestem beznadziejny w tych przemowach. Chcę, żebyś wiedział, że doceniam ten
gest. Naprawdę. – Nie miałem nic do powiedzenia, więc odwróciłem się i ruszyłem
w stronę przystanku.
- I możesz ze mnie się
jutro naśmiewać w szkole, śmiało – powiedział na pożegnanie. – Śmiej się ze
mnie, z mojej biedoty, zachowania, ubrań, czy mieszkania. Ale spróbuj tylko coś
powiedzieć o mojej babci, choćby jedno złe słowo, a przyrzekam, że nie wiem,
jak to zrobię, ale cię zabiję. Na serio, chociaż jeden kawał, a pożałujesz.
Powiem szczerze, że
bardzo mnie to zabolało. Co jak co, lecz jego babcia była wspaniałą i kochaną
osobą i nigdy bym nie pomyślał, żeby się z niej śmiać, wręcz przeciwnie, bardzo
ją szanowałem. Ale uświadomiłem sobie, jakie złe zdanie musiał mieć o mnie Kurdupel,
aby posądzać mnie o taki czyn. Naprawdę było mi przykro.
- A i jeszcze na sam
koniec. Można powiedzieć, że zadośćuczyniłeś , a więc wybaczam ci Staszek. Daję
ci moje wybaczenie.
Odwróciłem się powoli i
spojrzałem mu w oczy. Tyle się starałem, męczyłem, żeby je dostać. A ten teraz
robi mi łaskę i je od tak daje. Miałem już go dość, naprawdę. Tych ciągłych
nerwów i jego wyższości na każdym kroku. Niech sobie robi w swoim marnym życiu,
co chce, byle tylko trzymał się ode mnie z daleka. Teraz było mi one po gówno potrzebne. Uśmiechnąłem
się i powiedziałem:
- Teraz to możesz je
sobie wsadzić w dupę i wyruchać. – odwróciłem się i nie patrząc na Kurdupla,
ruszyłem na przystanek .
Witajcie
Wiem, strasznie długo czekania. Przepraszam, ale dopiero wczoraj naszła mnie wena. Ten rozdział
naprawdę jest długi, zatem mam nadzieję, że w tym punkcie wam to wynagrodzę
robyn
Subskrybuj:
Posty (Atom)