Kiedy ojciec nas
opuścił i odszedł do swojej dziwki, cały jego obraz w moich oczach uległ
diametralnej zmianie. Był on moim najlepszym przyjacielem. To z nim, nie z
kolegami spędzałem każdą wolną chwilę. Wypady do kina, na biwak, na boisko. To
ona zapalił we mnie miłość do piłki nożnej. Zapisał do klubu, woził na treningi,
chodził na mecze. Był tak naprawdę nierozłączną częścią mnie. Zazwyczaj
dogadywaliśmy się bez żadnych słów. Wystarczyło jedno spojrzenie w oczy
drugiego, abyśmy wiedzieli, o co chodzi.
Matce jeszcze wtedy nie odwaliło i zachowywała się normalnie, chociaż już
wtedy średnio potrafiłem się z nią dogadać. Jej wrodzona skłonność do
zrzędzenia i robienia z siebie ofiary, której całe szczęście nie odziedziczyłem
po niej ani ja, ani Anka, już wtedy doprowadzała mnie do szału, chociaż nie
miałem nawet ośmiu lat. Razem z ojcem żartowaliśmy z niej non stop.
Kiedy odszedł, zabrał
tak naprawdę ze sobą dużą cząstkę mnie. Stanowił przecież każdą dziedzinę
mojego krótkiego życia. Wszystko, co robiłem, było z nim powiązane. I gdy go
zabrakło, nie potrafiłem się odnaleźć. Chodziłem po domu bez celu, zerwałem z
treningami i piłką, gdyż bez ojca to już nie było to samo. I cały czas w głowie
jedno pytanie: czy to może moja wina ? Czy odszedł przeze mnie?
Ciężko było mi to
zrozumieć. Nigdy nie zauważałem, aby pomiędzy rodzicami panowała jakaś
niezgoda. Kłócili się rzadko, bo tak naprawdę tata, tak jak i ja teraz, nie
traktował matki poważnie. Wszystkie je odpały, debilizmy przyjmował ze śmiechem
i dużą dawką irytacji. Ale nie było między nimi źle.
Zapytałem się mamy,
dlaczego ? Nie należałem do głupich dzieci. Wiedziałem o problemach tego typu
jak rozwody itp. I w tamtej chwili nie chodziło o to, iż nie potrafiłem sobie z
tym poradzić. Chciałem po prostu poznać powód, który choć w minimalnej części
mógłby usprawiedliwić ojca.
Matka rozpłakała się.
Zdobyłem się na niewielki gest czułości i pogłaskałem ją po ramieniu. Wtedy
chyba ostatni raz dotknąłem jej z własnej woli. Potem nasze stosunki ulegały
tylko pogorszeniu.
- Tatuś nie był z nami
szczęśliwy – odparła przesłodzonym głosem, jakby mówiła do gówniarza, którym
nie byłem. – Poszedł do innej pani.
Zaczęła ryczeć jeszcze
mocniej, a potem chciała mnie przytulić. Uciekłem.
Nie uwierzyłem w to.
Ojciec na pewno był z nami szczęśliwy.
Przecież tyle czasy spędzaliśmy razem, mieliśmy mnóstwo przygód. Nigdy
nie okazywał przy nie znudzenia czy smutku. Każdego dnia posiadał ogromne dawki
optymizmu i determinacji, którymi zawsze się od niego zarażałem. Nawet pod sam
koniec nie pokazał nic, co mogłoby mi pozwolić przypuszczać, jak ta historia
się skończy.
Przez około rok nadal
nie potrafiłem sobie tego wszystkiego poukładać w głowie. Wmawiałem sobie, że
to moja wina. Że nie spełniałem jego oczekiwań i dlatego nas zostawił. W klasie
miałem kolegę, którego rodzice również się rozwiedli. Mówił mi, że co dwa
tygodnie ojciec go odwiedza. Ja w ogóle nie widywałem się z tatą. Raz tylko
przyjechał po rzeczy, lecz byłem wtedy w szkole. Nigdy się ze mną nie pożegnał.
A później miał głęboko w dupie. Wtedy
byłem pewny, iż to moja wina. Przecież nie chciał się ze mną spotykać. Całkowicie
mnie porzucił. Kiedy pytałem się matki, dlaczego tata nigdzie mnie nie zabiera,
odpowiedź zawsze była ta sama: następnym razem.
Po jakimś czasie
zrozumiałem całą sprawę. Choć nadal nie wiedziałem, dlaczego ojciec spieprzył,
znienawidziłem go. Był dla mnie wszystkim, a teraz stanowił obraz największej
pogardy. Nie chciałem mieć z nim nic wspólnego. Spaliłem wszystkie zdjęcia, filmy,
wyrzuciłem pamiątki. Całkowicie odciąłem się od niego. Dowiedziałem się o czymś
takim jak alimenty i zażądałem, aby matka o nie wniosła. Nie zrobiła tego.
Teraz jestem już w
technikum i moje podejście do płodziciela w ogóle się nie zmieniło.
Nienawidziłem go jak nikogo innego. Gdybym spotkał go na ulicy, zapewne
rzuciłbym się na niego, aby ukręcić mu łeb, o ile bym go poznał po tylu latach.
Moja niechęć zabroniłaby mi żadnych
bliższych kontaktów. I tak właśnie ten wywód prowadzi to tego, iż uświadomiłem
sobie, że z Jankiem miałem podobnie.
Już byłem zmęczony,
naprawdę. Chyba nigdy w życiu tak się nie starałem, zbłaźniłem, zniżyłem, aby
coś uzyskać. Zawsze wszystko przychodziło mi od tak. I teraz nie chodziło mi o
to, że tak nie było. Żeby Janek zaraz mi wybaczył. Po prostu kiedy coś robimy,
a nie widzimy rezultatów, tracimy zapał i tylko się złościmy oraz irytujemy. Z
tą sprawą było podobnie.
Gadałem z nim,
usiadłem, starałem się podlizać, podchodzić z różnych stron, ale i tak zawsze
kończyło się tak samo. Rozmowa. Irytacja. Obraza. Kłótnia. Wkurwienie.
Nienawiść. Koło nie miało końca. Zaczynało się przyjaźnie, kończyło delikatnie
mówiąc mniej. Na początku obwiniałem swój temperament, niewyparzony język, wyniosłość
i na pewno były one jakąś pomniejszą przyczyną.
Jednak po dzisiejszym
spacerze stwierdziłem, że już nie mogę, że nie dam rady, gdyż po prostu jest to
niemożliwe. Na wszystkie sześć bezpośrednich konfrontacji, każda kończyła się
fiaskiem. Wychodziłem po nich strasznie
roztrzęsiony i wkurzony. Bo naprawdę to wszystko nie spływało po mnie.
Przeżywałem to. Najpierw wyrzuty sumienia, później wszystkie obelgi zasłyszane
pod moim adresem. Strasznie mnie to przytłaczało, pewnie dlatego że nigdy nie
przejmowałem się zdaniem innych, a opinia Janka miała dla mnie kolosalne
znaczenie. Sam nie potrafię odpowiedzieć dlaczego.
Plus był taki, że przez
częste przebywanie z Kurduplem Głosy w mojej głowie praktycznie ucichły.
Rzeczywiście, muszę przyznać, iż Nowy stanowiła doskonałe lekarstwo na moje
dolegliwości. Moje emocje stały się troszkę bardziej stałe, nawet oceny
delikatnie się polepszyły. W nocy normalnie zasypiałem. Przestałem chodzić do
Pizdy. Było naprawdę dobrze pod tym względem.
Ale jednak nadal coś nie
dawało mi spokoju. A tym czymś był Janek oczywiście. Po każdej awanturze byłem
wkurwiony na maksa. Leżałem i analizowałem wszystko od początku. Szukałem
własnych błędów, tego co zrobiłem źle. Przyczyny ciągłych niepowodzeń w tym
przepraszaniu. Jednak nie dostrzegłem niczego. Czasem to sam nasz Poszkodowany mnie
atakował, ja się broniłem i tak wynikała kłótnia. Jakkolwiek podchodziłem, zaczynałem,
końcówka była ta sama. A ja później musiałem męczyć się z wątpliwościami.
Nie wiem, co ten gościu
w sobie miał, że tak na mnie działał. Dlaczego akurat on z całej ludzkości był
lekarstwem na moje problemy z głową. Dlaczego musiałem dostać wybaczenie osobnika,
z którym za żadne skarby nie potrafiłem się dogadać. Który budził we mnie
złość, a potem cały czas rozmyślałem o naszych zatargał, przebolewałem obrazy
pod moim adresem.
- Już dość –
powiedziałem do siebie cicho, leżąc na łóżku. Problem nie leżał ani we mnie,
ani w nim. Po prostu nie mogliśmy się ze sobą dogadać, nie byliśmy w stanie,
zatem nigdy nie otrzymam jego przebaczenia. Nigdy nasza rozmowa nie skończy się
bez kłótni. To zawsze było skazane na przegranie, cokolwiek bym zrobił.
Dlatego, czy wart się jeszcze trudzić? Denerwować, a potem cierpieć w
samotności ? Chyba nie.
Postanowiłem pogadać z
Zośką. Przedstawić jej całą sprawę. Jeśli nie dostrzeże moich starań, mojego
poświecenia i nadal będzie się obrażać, to wtedy tak naprawdę ona okaże się niegodna
mojej przyjaźni.
- To o co stary w końcu
chodzi ? – zapytał mnie Arek. Zmierzaliśmy w kierunku szkoły. Było już
całkowicie zimno. Wiał silny wiatr, który jeszcze bardziej obniżał odczuwalną
temperaturę. Całe niebo spowiły chmury, zatem nie miałem nawet co liczyć na
choćby najmniejszy promyczek słońca. Drzewa pozbawione liści tylko bardziej
pogłębiały moją depresję. A dodatkowo wizja tego, co mnie dziś czeka nie
napawała mnie optymizmem. Obawiałem się trochę konfrontacji z Jankiem po
wczorajszej mega kłótni, a raczej kolejnej mega kłótni. Nie znaczy to, że
chciałem z nim gadać. Po prostu przeczuwałem, iż w pewnym momencie przypadkowo się na siebie
natkniemy, a wtedy będę mu musieć spojrzeć prosto w twarz. Ale przynajmniej
teraz on też nie jest bez winy, bo przecież również wylał na mnie wczoraj kupę
szamba. Byłem ciekawy, czy powiedziałby mi cześć. Ja mu raczej nie.
Poza tym miałem także
pogadać z Zośką. Miałem nadzieję, że mnie zrozumie. Nie widziałem już innego
wyjścia dla tej sytuacji. Nie potrafiłem znaleźć innego sposobu, aby ją
rozwiązać. Za cholerę nie dostanę tego zasranego wybaczenia, więc chociaż nie
leżało to w mojej naturze, musiałem się poddać. Pocieszał mnie jedynie fakt, iż
tak naprawdę ta sprawa nie ma wygranych. Kurdupel nic nie zyskał, nie ma czym
nade mną tryumfować. Ja za to mogę jeszcze odzyskać przyjaciółkę.
Jeśli Zosia nie
widziała moich starań, to jest naprawdę głupia, a w to szczerze wątpię. A w
ogóle wydaje mi się, iż bardziej chodziło jej o samo zagadanie, a nie
przebaczenie. To było bardziej w jej stylu.
Chciała, abym nawiązał z nim jakiś kontakt, lepiej go poznał. Może
liczyła, iż znajdziemy wspólny język, iż się zaprzyjaźnimy. Nic bardziej
mylnego. Chciała dobrze, lecz przez swój zapał do czynienia dobra i pokoju,
tylko bardziej nas skłóciła. Ale muszę przyznać, że był jeden plus. Gdyby nie
ona nie zbliżyłbym się do Nowego, a gdyby nie on Głosy nie dawałyby mi spokoju.
Gardło bolało mnie jak
cholera. Wszystko przez te wczorajsze darcie. A dlaczego się darłem ? Bo się
kłóciłem. A z kim się kłóciłem ? Z Jankiem. Zatem po raz kolejny wszystko znów
sprowadza się do tego samego mianownika. Cierpiąc katusze, palące moją krtań,
zastanawiałem się, czy gdybym wiedział, że skończy to się takim cierpieniem,
darłbym mordę na cały regulator. Tak, darłbym. Okazja wyżycia się na Kurduplu
była bezcenna i nie mogłem sobie pozwolić żeby ją stracić.
Wczoraj zszedłem z wyżyn swojej doskonałości i
wyszedłem na ten zakichany strych, żeby
znieść zimowe ciuchy. Ale tylko dlatego, aby Anka nie musiała marznąć. Zrobiło
się naprawdę zimno, a ona nadal nosiła cienką jesienną kurteczkę. I w dodatku
skarżyła mi się, iż jest jej zimno, a tego znieść nie mogłem. Udając że matka o
tym nie wspominała, lecz iż sam na to wpadłem, przyniosłem te ubrania.
Siostrze nie było
ostatnio łatwo. Zaczęła czwartą klasę i przeżyła szok, jak chyba każdy z nas.
Nie miała już ukochanej pani, prowadzącej wszystkie zajęcia, tylko wielu
nauczycieli. Nie dawała sobie rady nauką. Może materiał nie był jakiś
szczególnie trudny, lecz wmówiła sobie, iż tego nie zrozumie i rzeczywiście nie
potrafiła pojąć niczego. Dlatego siedziałem z nią wieczorami i uczyliśmy się o
drzewie genealogicznym, równaniach i ułamkach.
W dodatku jej stan
psychiczny też nie był jakiś wspaniały. Karolina, najlepsza przyjaciółka, z
którą zawsze siedziała, wyprowadziła się do Gdańska, a do tego doszło wiele
osób z innej podstawówki. Zatem Anka została tak naprawdę bez znajomych.
Siedziała na przerwach sama i widziałem, że cierpi. Straciła też ten dziecięcy
figlarny błysk w oku. Starałem się ją rozweselić, poprawić nastrój i nawet mi
się to udawało, lecz nie potrafiłem zastąpić siostrze przyjaciół w jej wieku. A
w dodatku trochę już wyrosła i przestała żyć w świecie fantazji. Spostrzegła,
że z matką dzieje się coś złego. Jak i również, że nam się nie przelewa, że
brakuje kasy. Ostatnio mieli wycieczkę do zoo. Przyszła do mnie ze zgodą –
perfekcyjnie podrabiałem podpis matki- i automatycznie zaczęła płakać. Iż
bardzo chce jechać, lecz wie, że nie może, bo nie ma pieniędzy. Tak mnie to
wzruszyło, iż dałem jej z własnych pieniędzy. Tak naprawdę Ania była jedynym
powodem, który trzymał mnie jeszcze na tej ziemi. Tylko ona powstrzymywała mnie
przed skończeniem ze sobą. Ale wracając do dzisiaj.
Kiedy wysiadłem z
tramwaju, oczywiście w bardzo optymistycznym nastroju, pierwszą osobą, która
rzuciła mi się w oczy był Arek. Stał na przystanku i wyraźnie na kogoś czekał.
Kiedy ruszył w moją stronę, byłem już pewny, o kogo chodzi. Chciał pogadać,
usłyszeć trochę wyjaśnień o moim ostatnim zachowaniu. I w sumie miał do tego
pełne prawo.
Było mi z tym źle, okey
? Miałem wyrzuty sumienia. Nie wiem, co je we mnie wzbudziło, przecież nigdy
ich nie miałem, jednak ostatnie wydarzenia, sprawa Jankiem itp, sprawiły , że
często mnie one napawały. A było mi źle z tym, iż cały czas go zlewałem. On
cały czas mnie krył, podcierał dupę, a ja miałem go w głębokim poważaniu i
nawet nie raczyłem mu powiedzieć, co wyprawiam. Nidy nie sądziłem, że Arek
okaże się takim wiernym druhem. Zawsze uważałem go za najlepszego kumpla, nie
przyjaciela i tu właśnie chyba się pomyliłem. On mnie nie zostawił. Pomimo
mojej ignorancji i milczenia, nie mówiąc już o dziwnym zachowaniu.
Stwierdziłem, iż będę wobec niego fair i zdradzę mu prawdę, chociaż w części.
- Uwierz mi, że sam już nie wiem. –
odpowiedziałem po chwili. Skręciliśmy w boczną uliczkę i zaraz wyrósł przed
nami budynek liceum. – Może zacznę od początku. – stwierdziłem. Arek nie
przerywał mi. Kroczył w ciszy jak cień.
- Już wiesz, co
spowodowało ten incydent w parku. Straciłem nad sobą panowanie. Nie wiedziałem,
co robię, gdzie idę … Ale już chyba nie muszę tego opisywać, sam to widziałeś.
– Tu mi przytaknął. – Jak już ci powiedziałem potem w tramwaju, to przez tę
sprawę z Nowym. Trochę przesadziłem i miałem straszne wyrzuty sumienia, które
doprowadziły mnie do szaleństwa. – Zrobiłem przerwę, aby zebrać myśli oraz ustalić,
co powiem by nie zdradzić za dużo. – W każdym razie następnego dnia było już
wszystko okey. Wszystko mi przeszło. Czułem się świetnie. Wtedy napadła mnie
Zośka. Kurdupel był u niej na skardze. Dowiedziała się o tym, co mu zrobiłem –
Tu chłopak zmrużył oczy i syknął na znak
współczucia.- Oczywiście była strasznie wkurwiona. Powiedziała, że ją zawiodłem
i że już nie chce mnie znać. Całe szczęścia udało mi się ją wybłagać o jeszcze
jedną szansę. Stwierdziła, iż jeśli otrzymam wybaczenie Janka, dostanę też jej.
- Co kurwa ?! – spytał
zaskoczony Arkadiusz – Wybaczenie ?! No cóż, to jest już bardzo w jej stylu. Że
się tego wcześniej nie domyśliłem, w końcu strasznie ostatnio na ciebie
napieprzała. – Kiwnąłem głową. Nastąpiła chwili ciszy. Nie wiedziałem, co
powiedzieć. Całe szczęście zaczął kumpel. – Czyli stąd ta całą szopka z Nowym.
- Tak, właśnie stąd. –
potwierdziłem – Przeprosiłem go, uniżyłem się. Jednak on też ma nieźle porąbane
we łbie i oświadczył, iż nie przyjmuje moich przeprosin, gdyż przepraszanie to
nie tylko słowa, lecz również zadośćuczynienie.
Arek zaczął rechotać ze
śmiechu. Ja w sumie też się uśmiechnąłem. Teraz ta sytuacja wydawała się w
miarę komiczna.
- Ale się dobrali z
Zośką – wydukał przez śmiech. – Naprawdę chcą ci dopiec. Ty i zadośćuczynienie
? To jak dziwka i równocześnie dziewica! Nie mów, żeś się na to zgodził ?
- No, to że próbowałem
się z nim zakumulować mówi samo za siebie. – odparłem grobowym tonem. –
Starałem się być miły, rozmawiać nim, pomóc się zaklimatyzować, podawać mu na
wf-ie, ale gówno. Wszystko kończyło się zawsze tylko kolejnymi kłótniami. Nie
mogliśmy znaleźć wspólnego języka. I w sumie nigdy nie znajdziemy. A ja mam już
dosyć …
- Czyli to całe
przesiadanie, rozmawianie to po to, żeby ci wybaczył ?
- Tak. Myślałem, że jak
się z nim choć trochę zakumpluję to naprawię jego opinie, a wtedy znalazłby
sobie przyjaciół. No i gitara. Ale nie dałem rady. On denerwował mnie, ja jego.
Nasze relacje tylko się pogorszyły. Nie jestem stanie się z nim porozumieć. I w
ogóle mam już tej sprawy, kłótni, pomocy, a w szczególności Kurdupla serdecznie
dość.
- Więc co zrobisz ?-
spytał delikatnie.
- Pójdę do Zośki i przedstawię
całą sprawę. Naprawdę się starałem i mam nadzieję, że to widziała. A to iż nie
jestem w stanie dostać jego wybaczenia, to już nie moja wina. Nie mam na to
wpływu. Liczę, że to zrozumie i nadal będziemy się przyjaźnić.
- Też mam taką nadzieję.-
odparł przyjaźnie.
Poczułem lekkość w
sercu. Ostatnio tylko cały czas się z kimś kłóciłem. Tak dawno nie rozmawiałem
normalnie. A jeszcze wyrzucenie z siebie tych wszystkich trosk, przyniosło mi
prawdziwą ulgę. Mój nastrój automatycznie się poprawił.
- I przepraszam cię
Arek, iż ciebie tak olewałem. Teraz znasz już całą sprawę i mam nadzieję, że
nie żywisz do mnie urazy .
- No co ty, stary. Jest
okey. – odparł pogodnie. – A na potwierdzenie zapraszam cię dziś do Pizdy.
- Z przyjemnością –
odparłem, gdy przechodziliśmy przez drzwi szkoły.
Dziś unikałem Kurdupla
jak ognia. I wiedziałem, że on stara się robić dokładnie to samo. W ogóle nie
patrzyłem się w jego stronę, a nawet jeśli pojawił mi się przed oczami, zaraz
odwracałem wzrok. Nasza relacja przekroczyła już pewną niewidzialną i
wyczuwalną granicę. Czuliśmy, a przynajmniej ja, że mamy już dość. Spędziliśmy
razem troszkę czasu, tak naprawdę bezowocnie, i nasza znajomość nie przerodziła
się ani w przyjaźń, ani w koleżeństwo, tylko jeszcze większą wrogość i pogardę.
Po raz kolejny
wyczuwałem na sobie ciekawe spojrzenia klasy. Im też chyba się już wszystko
popieprzyło, tak jak i mnie. Jeszcze wczoraj gadałem z Jankiem, nawet z nim
siedziałem, a dzisiaj udaję, że nie istnieje.
Całe to moje zachowanie musiało im się wydać wyjątkowo dziwne. Ja
oczywiście udawałem, że nie dostrzegam irracjonalności moich czynów i
siedziałem z Arkiem jakby nigdy nic. Zośka nadal się nie odzywała. Po cichu
liczyłem, iż może jej przejdzie bez tego całego przepraszania, ale jednak okazała
się twardsza, niż myślałem. Cały czas znajdowała się obok, ale nie wydała ani
jednego dźwięku, ani jedno słowo nie opuściło jej ust. Traktowała mnie , jakbym
w ogóle nie istniał.
Muszę jednak przyznać,
i to chyba w sumie na moją korzyść, że gdy obraziła się na mnie, straciła tak naprawdę
jedyne towarzystwo w klasie. Był co prawda jeszcze Arek, lecz on trzymał się za
blisko mnie, zatem również stał się skreślony w jej oczach. Poza nami nie utrzymywała
bliższej znajomości z nikim. Uważała, że są to albo puste, łatwe dziwki i
dziwkarze, albo przekonane o swojej nieomylności kujony. Z obu możliwości już
lepiej zostać samotnym.
Powiem szczerze, iż ją
podziwiałem. Ja bym nie wytrzymał takiego buntu. Nie odzywać się do nikogo
przez tyle czasu ? A przepraszam, miała jednego „wiernego” kompana. Kurdupla
oczywiście.
Jak już kiedyś wspomniałem,
po całym incydencie na początku przygody z Nowym, Zosia zaczęła trochę gadać z
Jankiem. Nie była to jakaś wielka przyjaźń, po prostu czasem podeszła, o coś zapytała,
uśmiechnęła się i koniec. Oni oboje tak naprawdę zostali sami, gdyż obecności
Daniela nie można tak naprawdę nazwać prawdziwym towarzystwem.
Teraz jednak gorsze
warstwy naszej klasy zaczęły się powoli przekonywać do Kurdupla. Co prawda,
zawsze będzie on już skreślony i wyśmiany, ale jakieś towarzystwo znajdzie.
Zosia niestety nie miała takiej możliwości. Jej duma na pewno nie pozwoliłaby
jej zadać się z kurwami lub lamusami. I muszę szczerze przyznać, że kiedy
gadała z Jankiem byłem strasznie wkurwiony. Jak można rozmawiać z takim kretynem, a nie odzywać się do mnie ?
Przecież tyle się znamy, tyle dla niej zrobiłem.
Jednak dzisiejszy dzień
był pełen niespodzianek, zadziwił i tu. Była przyjaciółka i wróg nie zamienili
ze sobą ani słowa. Nawet się nie przywitali. A co więcej, miałem wrażenie, iż
czasem nienawistne spojrzenia z moich pleców wędrują na lewo, a tam siedziała
Zośka. Ale jak ona mogła podpaść Kurduplowi ? Jednak coś musiało być na rzeczy.
Zasrana hipokrytka. Mnie się czepia, a sama lepsza nie jest.
Wyczekiwałem
odpowiedniego momentu, kiedy podejdę do niej i przedstawię całą sytuację. Ale
nie potrafiłem się zebrać i znaleźć odwagi. Cały czas układałem przemowy o całej
sytuacji, lecz zawsze brzmiały one beznadziejnie. I na pewno dawno bym
stchórzył i zrezygnował z całej sprawy, jednak bardzo zależało mi na Zosi. A
wiedziałem, iż nie dam już dłużej rady ciągnąć tej szopki z przepraszaniem.
Miałem parę podejść.
Przybliżałem się do
niej i już miałem coś powiedzieć, jednak za każdym razem rezygnowałem. I wiedziałem,
że jeśli będę to ciągle robił , to gówno osiągnę. Ale cóż, tu akurat odwagi mi
zabrakło. Arek co chwile kiwał mi głowa i dawał znak, żeby zagadać teraz, ale
ja jak tępy muł udawałem, że tego nie widzę. Chciałem zrobić to po prostu we
własnym tempie. I według siebie, chociaż mogło to potrwać miesiące.
Szedłem korytarzem
technikum i nie potrafiłem się nadziwić, jakie jest ono brzydkie. I że stare,
rozlatujące się, to jeszcze waliło tu jak w chlewie, nie wspominając o
obskurnym kiblu, z którego waśnie wracałem. Nie potrafiłem zrozumieć, jak mogę
wytrzymywać w takim miejscu. I kiedyś byłaby to jedna z głębszych refleksji, pojawiających się w
mojej głowie, jednak przez Kurdupla cały czas nawiedzały mnie jakieś
wątpliwości i ostatecznie przyzwyczaiłem się do myślenia o rzeczach wyższych,
egzystencjalnych. A kiblowe przemyślenia
zeszły na boczny tor.
Miałem już wkroczyć do
klasy, jednak nagły hałas, który usłyszałem, nie pozwolił mi się ruszyć. Znałem
skądś ten głosik. Kojarzyłem ten podniesiono ton. Oj, ile razy musiałem go
ostatnio wysłuchiwać. Bardzo ostrożnie ruszyłem do miejsca pochodzenia dźwięku.
W kącie stał Kurdupel i
oczywiście na kogoś się wydzierał, żadna nowość. Jednak nie potrafiłem się
skoncentrować na tym , co mówi, gdyż zobaczyłem, kto jest jego „ofiarą”. Na
przeciwko jego stała Zosia i sprawiała wrażenie całkowicie zdezorientowanej,
jakby gadał do niej po rusku. A Janek cały czas napierdzielał i z niej nie
schodził.
Wkurzyłem się i to
nieźle. Teoretycznie nie była to moja sprawa, ale nikt nie będzie bezkarnie
wydzierał się na moją kumpelę. I choć wiedziałem, że Nowy ma talent do
doprowadzania mnie do granic wytrzymałości i że mogę się tak wkurwić, iż mu wpierdzielę.
Brałem pod uwagę takie ryzyko, jednak duma była mocniejsza. Szybkim mocnym
krokiem ruszyłem w ich stronę.
- … mogłaś coś takiego
powiedzieć ?! I w ogóle skąd to wzięłaś ? Przecież …
-Odpieprz się od niej
biedaku! – nie baczyłem na swoje słowa, nie zwracałem uwagi na to , jak bardzo
mogę go zranić. Wbiłem się między tę dwójkę i momentalnie odwróciłem się w
stronę Kurdupla i popchnąłem go w chuj daleko.
To trochę wybiło go z
rytmu, nie spodziewał się takiego gestu, nie spodziewał się mnie tutaj.
Pojawiłem się znikąd. Już myślałem, iż się wypieprzy, jednak jakoś udało mu się
utrzymać równowagę. Zosia nie
zareagowała, stała wpatrzona w jeden punkt, jakby wszystko to nadal do niej nie
dochodziło.
- Znowu kurwa ty !
Odpierdol się wreszcie ! Aż tak bardzo mnie ci brakuje ?! – spytał z ironicznym
śmiechem. I osiągnął coś nowego. Moje wkurwienie dobiło do szczytowego punktu w
mniej niż pół minuty.
Lecz pomimo tego, w
całej tej sytuacji, w całym tym zdarzeniu, mój umysł na chwilę się otrzeźwił i
zaczął zastanawiać nad jego słowami. Z samego początku od razu odrzucił to
stwierdzenie. Jak może mi brakować tego kretyna ? Przecież to zwyczajny
śmierdziel, nie umiejący sobie ułożyć życia. Gdziekolwiek pójdzie , tam tylko
wszystkich wkurwia, a osobą niewinnym,
jak mnie, się później dostaje.
Jednakże z drugiej
strony przeciskała się inna myśl. Myśl, którą moja świadomość blokowała i nie chciała
przepuścicie ze wszystkich sił. Myśl, którą już kiedyś otwarcie wypowiedziałem,
którą w pewnym sensie zatwierdziłem. Ale w teraźniejszych okolicznościach była
ona tylko potwierdzeniem mojej słabości. Ostatecznie bariery puściły i pojawiła
się ona w moim umyśle.
Brakuje ci go.
Jednak nie w sensie, iż
zanim tęsknię, że nie mogę wytrzymać bez kłótni, ciągłego darcia kopary, nerwów
i jego krzywej mordy. Jego osoby mi nie brakowało. Miałem ją w dupie i jeszcze głębiej.
Odczuwałem brak jego mocy. Jego daru wpływania na mój brud.
Przy Janku Głosy w
mojej głowie się uspokajały, a wręcz czasami cichły całkowicie. Przez ostatni
okres uwolniłem się od awantur wewnątrz mnie, co prawda przybyło mi wtedy
kłótni z innym osobnikiem, jednak nigdy nie docenisz przespanej spokojnie nocy
tak bardzo, jak po okresie , który przeszedłem wcześniej. Pełnym ciągłej
niepewności i braku jakiejkolwiek ciszy.
Teraz gdy ograniczyłem
kontakty z Jankiem, wszystko powoli zaczęło wracać. Odezwały się na nowo. I chociaż na razie w małym stopniu i nasileniu, jednak czułem, iż
będzie ono wzrastać. Zatem, tak , brakowało mi go. Ale nie w sensie fizycznym,
tylko duchowym. Brak było mi spokoju, który Nowy niósł ze sobą, razem z
kłótniami, wrzaskami, ciągłymi pretensjami.
Jednak nie mogłem się do tego przyznać przed nim. Już samo potwierdzenie
tego przed samym sobą wymagało zbyt wiele czasu, energii i dumy.
- Tak, bardzo. W
przeciwieństwie do ciebie nie okazuję pedalskiech skłonności. – nie wiem, dlaczego
to powiedziałem. Chyba z faktu, iż nie miałem innej riposty. Zośką wykrzyknęła
moje imię, pełna irytacji. Była przeczulona na sprawy homomniejszości. Kurdupla na chwilę zbiło z tropu, lecz po chwili odzyskał pokerową
twarz i odparł i pogardą.
- Tak, tylko to nie ja
latałem z wystawioną fujarą przez całe miasto.
- Bo wtedy siedziałeś i
się w nią pedalsko wpatrywałeś – wysyczałem pewnie, starając się okazać całą
moją nienawiść w jednym spojrzeniu .
- Wpatrywałem się,
owszem –powiedział spokojnie, przybliżając twarz do mojej – Jak jakiś kolo
obrabia ci pałę.
Tego już było za wiele.
Rzuciłem się na niego z
głośnym rykiem. Chwyciłem go oburącz za szmatę z lumpeksu, którą nosił i
uderzyłem nim o ścianę. Starał się stawić mi opór, jednak był o wiele mniejszy
i słabszy, zatem nic to nie dało. Gdzie on może równać się ze mną ? Jednak nie
zauważyłem w jego oczach strachu, na czym bardzo mi zależało. Wyrażały one
jedynie pogardę oraz pewność siebie. To rozwścieczyło mi jeszcze bardziej. Już
wyciągnąłem pięść, aby przypierdzielić mu w te krzywą buźkę. I gdy moja
kończyna zmierzała w jego stronę, usłyszałem za sobą krzyk Zośki. Waliła mnie w
plecy, wrzeszcząc, żebym go zostawił. I choć niczego nigdy nie pragnąłem tak,
jak tego żeby mu w tej chwili przyłożyć, w jej głosie było coś, co zatrzymało
pieść w bezruchu. Ciężko dysząc, mając wciąż wyciągniętą rękę, odwróciłem się.
Zosia wpatrywała się we
mnie wnikliwie. Jej spojrzenie na początku wyrażało furię, ale później się
zmieniło. Nie wiem, dlaczego. Może nie sądziła, iż przestanę i mój zwrot
wywołał u niej zdziwienie. W każdym razie patrzyła się w moje oczy ze
spokojem.. Zacisnęła mocniej ręce na mojej bluzie.
-Już dość Staszek –
powiedziała. Nie wiem , kiedy ostatni raz wypowiedziała moje imię, lecz musiało
być to bardzo, bardzo dawno temu. Jednak jej delikatny głos podziałał na mnie jak
balsam. Nie spuszczając z niej wzroku, rozluźniłem ręce.
Usłyszałem głuchy
dźwięk. To Kurdupel spadł na podłogę. Odsunęliśmy się, ja cały czas lekko
spięty. Nie wiedziałem, co mu może odwalić w tym tępym łbie. Może się na mnie
rzuci. I w sumie fajnie by było, wtedy mógłbym bezkarnie mu przypieprzyć.
Jednak Janek jęcząc
najpierw uklęknął, wzrok miał wbity w podłogę. Ciężko oddychał. Potem powoli
zaczął stawać na nogi. Dosyć chwiejnie się wyprostował. Podniósł głowę. Jego policzek był cały w
ślinie, więc szybkim ruchem przetarł go rękawem. Kiedy indziej wywołałoby to u
mnie napad śmiechu i szyderstwa, jednak teraz nie miałem na to nastroju.
Atmosfera nadal była napięta. Wpatrywaliśmy się w siebie bezgłośnie i mam
nadzieję, że moje spojrzenie wyrażało tyle nienawiści, ile wyrażały jego oczy
skierowane we mnie.
Nagle usłyszeliśmy czyjeś szybkie kroki.
Odwróciliśmy się w stronę dochodzącego dźwięku.
-Co tu się dzieje ?
–spytała wzburzona pani Pączkowska, wychodząc zza rogu. Kurwa, Kurdupel zaraz
wszystko wyśpiewa i będę miał przejebane. Mam nadzieję, ze jednak Zośka stanie
po mojej stronie i coś zmyśli, w końcu stanąłem w jej obronie.
- Nic pani profesor.
Tylko rozmawiamy. – odparłem pogodnym tonem. Starałem się, aby cały stres i
spięcie zniknęło z mojej twarzy. Zośka była świetną aktorką. Uśmiechała się
pogodnie, jakby nic się nie stało. Bo w sumie się nic nie stało, ale tylko
teoretycznie.
- Jak rozmawiacie ?
Słyszałam krzyki i odgłosy bójki ! Chyba nie chcecie mi wmówić, że zwariowałam
!
- Oj zwariujesz jak
dostaniesz w pysk stara krowo – pomyślałem. – To na pewno nie my pani profesor –
odpowiedziałem pewnie.
- To Ulka coś
krzyczała. – wyznała Zośka z pokerową twarzą – Chyba chłopak ją rzucił. Biedna,
dlaczego cały czas ją to spotyka ? – to było genialne zagranie. Cała szkoła,
nawet nauczyciele, znają perypetie miłosne Ulki. Cały czas zrywa z chłopakami i
boleśnie oraz głośno przeżywa rozstania. – A ten hałas też słyszeliśmy i już zamierzaliśmy
iśc i sprawdzić, co się stało.
Pączek wpatrywała się w
nas ze zdezorientowaniem. Staliśmy w takiej pozycji z Kurdupel, ewidentnie
wyglądającej na bójkę. Jednak zapewnienia Zośki były tak sensowne i realne, że
Klucha spytała:
-Na pewno ?
- Tak pani profesor.-
odezwał się głos za moimi plecami. Odwróciłem się. Janek stał wyprostowany i
uśmiechał się pogodnie do nauczycielki. Ale zaraz, zaraz, on nie powinien teraz
płakać na jej ramieniu i żalić na mnie ? Pani Pączek rzuciła ostatnie
zatrwożone spojrzenie i ruszyła dalej szukać winowajców.
Nadal wpatrywałem się w
Nowego. Ten jednak całkowicie mnie ignorował. Nie obdarzył mnie nawet
przelotnym spojrzeniem. Od razu zwrócił się do Zosi.
- Miałem cię za kogoś
normalnego. – wydusił Janek cichym tonem, aby nie przywołać tu Pączka -Wydawałaś
się taka otwarta, niezepsuta. A okazałaś się być taka sama zakłamana i parszywa
jak on. –tu rzucił mi spojrzenie pełne wyższości.
- Ale możesz mi kurwa
wyjaśnić, o co chodzi ? – spytała wysokim tonem Zośka. Czyli ona tak jak i ja
nie wiedziała, o co chodzi.
- Oczerniłaś mnie,
wypowiadasz o mnie jakieś bzdury. Ale przecież ja ci nic złego nie zrobiłem!
Moja sytuacja i tak jest ciężka , a ty jeszcze mi dokładasz cech do
wyśmiewania. Myślałem, że jesteś lepsza.
- O to właśnie Kurdupel
i jego syndrom robienia z siebie ofiary. Jak zawsze musi wyjść na tego dobrego i
niewinnego. Wszyscy są źli , oprócz niego. – powiedziałem ze śmiechem. Kurwa,
ale on był beznadziejny.
- Dobra, ale o co
chodzi ? – spytała ponownie Zosia.
- O to, że obrabiasz mi
dupę za plecami !- wydusił Janek – Dlaczego opowiadasz, że poleciałem do ciebie
nakablować na tego kretyna ?! – czyli o to chodziło. Ale przecież Zośka nie
może zaprzeczyć.
- CO? Przecież nic
takiego nie powiedziałam ! – krzyknęła. Oj, nieładnie jest kłamać Zosiu.
-Przecież ten przyziem
tak powiedział – łoł, nowe określenie na mnie. Przyziem – tego jeszcze nie
słyszałem. – Powiedział wczoraj, że niby po całym zajściu w szatni, zaraz do
ciebie poleciałem z płaczem i nakablowałem na niego ! – Zośka powoli odwróciła
się w moją stronę, cała wkurwiona.
- Co żeś ty mu chuju naopowiadał ?
-No, a co ? Nie było
tak ? – zastanowiłem się, czy nie skłamać na jej korzyść, lecz stwierdziłem, że
już powiem prawdę. – Przyszłaś do mnie potem z wątami i zapytałem się, czy ten
cep na mnie zakablował i nie zaprzeczyłaś.
- Ale nie potwierdziłam
kretynie ! – wrzasnęła – Nie powiedziałam, że to on ! – Kurwa, nie jest dobrze…
- Tadek wtedy do mnie napisał, czy podoba mi się to, co zrobiłeś i powiedział co
to było.
Wszystko mi się już popieprzyło.
Przecież ona mówiła … Sam już nie pamiętam. Miałem mętlik w głowie. Jednak mało
prawdopodobne żeby Zośka skłamała. Była tak szczera, że to nie leżało w jej
możliwościach.
- Czyli … - zaczął
Kurdupel
- Czyli to jedno zwykłe
nieporozumienie – wywarczała w jego stronę Zośka – Ale następnym razem Janek
jak będziesz mieć jakiś problem to podejdź to wyjaśnić normalnie, jak człowiek,
a nie drzyj kurwa kopary na całą budę, jakby niewiadomo co ci się działo !
Nowy spuścił wzrok i
ruszył, chuj wiem gdzie.
Zośka wpatrywała się we
mnie ze złością.
- No co ? Miałem prawo
tak myśleć, w końcu nie zaprzeczyłaś, a twoja reakcja wskazywała na to, że nie
pomyliłem się. – starałem się
wytłumaczyć. Nie czułem się winny całej tej sprawie. Nie zrobiłem nic złego. A ona
nie miała prawa mnie oskarżać. Poczułem
również, że to odpowiedni moment na to, co tyle przygotowywałem. – A to
wszystko przez twoje pomysły z przepraszaniem. Mam już tego dość ! Wymyśliłaś
sobie, zże mam go przepraszać i już kurwa latam z nim od jakiegoś czasu i chuj
mnie chce jasny strzelić ! Cały czas tylko się muszę z nim kłócić, cały czas
jestem w nerwach. Nie potrafię się z nim dogadać ! Jesteśmy jak dwa równe
światy. Nigdy nie dojdziemy do konsensusu. I nie próbuj mi wmówić, ze się nie
starałem. Cały czas za nim łaziłem, siedziałem w ławce. Na pewno to widziałaś.
I to już się stało poza moje siły. I mówię nie! Ja już pasuję. Nie dostanę tego
przebaczenia, chociaż dałem dużo, zniżyłem się strasznie, aby je otrzymać.
Jeśli uważasz, że to nadal za mało, że nie zadośćuczyniłem, że nie jestem godny
takiej przyjaźni, to możesz ją sobie wsadzić w dupę, bo to tak naprawdę z
twojej strony nie jest przyjaźń !
Zośka stała wpatrzona
we mnie, z otwartymi ustami. Nie spodziewała się takiej przemowy. Nie
oczekiwała takiego przemówienie w ogóle nie w moim stylu, takiego efektywnego,
nawet może poetyckiego. Udało m się ona. A przy tym nie obeszło się bez emocji,
bo trochę się wkurzyłem. Nie doczekawszy żadnej reakcji, ruszyłem w stronę
klasy. Jednak po chwili usłyszałem:
_ Poczekaj.
Odwróciłem się. Zosia
podeszłą do mnie. Z jej miny nie mogłem nic odczytać.
- Nie jestem ślepa,
wiem że się starałeś. Siedziałeś z nim, wracałeś tramwajem, Tadek też ostatnio
wspomniał, że często podawałeś piłkę do Janka na wf-ie. I może rzeczywiście
przesadziłam – tu przerwała i wzięła mnie za rękę. – Brakuje mi ciebie Staszek.
Naszych rozmów, wypadów, twojego śmiechu. Mam już dość tej samotności,
siedzenia samotnie na przerwach, nie mania nikogo do kogo mogę zadzownić w
weekend, umówić się. I choć to, co zrobiłeś było okropne i parszywe, i zawsze będzie
widnieć na tobie jak ogromna skaza, jednak dajmy już spokój. Naprawdę się starałeś.
A to najważniejsze. Jednak udowodniłeś, że coś dla ciebie znaczę .
Nie wiedziałem, co zrobić.
Chyba chciał, żebym coś powiedział, lecz ja nie mogłem wydusić ani słowa. Teraz
dopiero uświadomiłem sobie jak bardzo mi jej brakowało. I choć wiedziałem, że to
może za wcześnie, delikatnie objąłem ją rękami, na co ona wtuliła się we mnie. Wszystko
już było idealnie.
Chuj ci w dupę Kurduplu.
Aaa i muszę pamiętać, żeby
przy okazji wpieprzyć Tadkowi za kablowanie.
Hello
Przepraszam za tak długą
nieobecność. Musiałam przestawić swój umysł na tryb szkolny i nie potrafiłam zmusić
się do pisania. Dopiero dziś pod wieczór usiadłam i miałam napisać jedną stronę,
a wyszedł mi rozdział.
robyn
No to fajny tryb, mam nadzieję, że będzie tak dalej:-)
OdpowiedzUsuń